sobota, 16 marca 2013

ROZDZIAŁ 8.


-Tak?
-Dlaczego napisałeś piosenkę o żółtym płaszczu przeciwdeszczowym? - Zadałam pytanie z jeszcze większą powagą. Justin zaśmiał się i stanął w miejscu.
-O czym ty mówisz?
-No... Zakładam mój przeciwdeszczowy płaszcz, żółty płaszcz, kochanie, to zabija mnie, by walczyć. Co ma walka do żółtego płaszcza? Ty jesteś naprawdę popieprzony. - Odparłam, patrząc na niego uważnie.
-To nie jest piosenka o płaszczu, Jennifer. - Uśmiechnął się, łapiąc mnie za ręce.
-A o czym jest? Przecież nawet ma taki tytuł. Żółty przeciwdeszczowy płaszcz. Nie bez powodu się tak nazywa. Wiesz, na początku myślałam, że chodzi o ten płaszcz co kupiłeś swojej siostrzyczce, Jazzy, podczas wywiadu z Oprah...
-Oglądałaś to? - Przerwał mi, patrząc się na mnie jak na idiotkę.
-No co? Chciałam się czegoś dowiedzieć o człowieku, z którym się przespałam. - Powiedziałam obojętnie, na co on tylko się zaśmiał. Haha, bardzo śmieszne. Boki zrywać.
-Wiesz, ja zakładam ten płaszcz i jestem suchy... Nie walczę z deszczem. - Odrzekł, patrząc w moje oczy. Co z nim do cholery było nie tak? Nie no, za często powtarzam to słowo.
-Zamknij się, Bieber. - Rzuciłam, przewracając oczami. Znowu.
-Dlaczego? - Spytał zdziwiony, jednakże uśmiech nie schodził z jego twarzy.
-Bo jesteś strasznie sztuczny. - Oznajmiłam dumnie.
-Sztuczny...? - Na jego idealnej mordce wciąż widniał uśmiech.
-Tak. Jesteś cholernie sztuczny. Wydaje mi się, że szczerzyłbyś tę mordę, nawet jakbym ci przywaliła. - Odparłam, również się uśmiechając.
-Intrygujesz mnie. Jesteś taka cholernie trudna do rozgryzienia.
-A kto ci każe mnie rozgryzać? - Syknęłam z wyrzutem, starając się nie wytrącić samej siebie z równowagi. Dlaczego on tak na mnie działał?
-Ty. Dobra, dość tej rozmowy. Chodźmy. - Dodał i ponownie pociągnął mnie za sobą. Ja westchnęłam tylko i ruszyłam za nim.
W pewnej chwili zatrzymaliśmy się przed jakimiś drzewami, a Justin stanął za mną i zakrył mi rękami oczy.
-Co ty robisz, idioto? - Warknęłam podirytowana i chwyciłam jego dłonie. Niestety, zostały na moich oczach.
-Bądź przez chwilę cicho i rób o co proszę. - Szepnął mi Justin we włosy, a mnie momentalnie przeszedł dreszcz. Popchnął mnie delikatnie i powoli ruszyliśmy razem do przodu. Szliśmy tak przez jakiś czas, po czym chłopak zabrał dłonie z mojej twarzy. Moim oczom ukazała się piękna plaża, przyozdobiona kilkoma lampami, stojącymi tuż przy kamieniach.
-Łał... - Szepnęłam do siebie, robiąc kilka niepewnych kroków w przód. Fale odbijały się o skały, a delikatny szum wody w jednej chwili ukoił wszystkie moje nerwy.
-Niesamowite. - Powiedziałam cicho, idąc jeszcze kilka kroków do przodu.
-Tylko w nocy. - Odparł Justin, tym samym przypominając mi o swojej obecności.
-Co? - Spytałam krótko, odwracając się w jego stronę.
-Powiedziałem, że tylko w nocy to wygląda tak niesamowicie. - Odpowiedział, podchodząc nieco bliżej mnie.
-Dlaczego?
-Nie wiem. To po prostu jedynie w nocy ma swój urok, a w ciągu dnia staje się jedną ze zwyczajnych, przeludnionych plaży Kalifornii. - Odrzekł, wpatrując się w ocean.
-Jesteś piękny. - Przeklęłam się, kiedy uświadomiłam sobie, że powiedziałam to na głos.
-Widzisz... Naprawdę ma swój urok. - Odparł nieco smutniejszym tonem i spuścił głowę w dół.
-Dlaczego teraz taki jesteś? - Spytałam, podchodząc bliżej niego.
-Jaki? - Podniósł głowę, patrząc na mnie zdziwiony.
-Naturalny. Prawdziwy. Nie grasz tego gnojka, podrywacza, którym jesteś na codzień. Twoja maska zleciała i widzę, że jesteś w zupełności świadomy tego co robisz, mówisz. Nie jesteś tym dupkiem, którego poznałam po koncercie. Jesteś...sobą? - Stwierdziłam, zamieniając ostatnie słowo w pytanie.
-Sam nie wiem kim jestem. Ale przy tobie... Przy tobie jestem tylko i wyłącznie sobą. Wiesz, nawet nie potrafię tego racjonalnie wytłumaczyć. - Zaśmiał się, ponownie wbijając wzrok w piach.
-Więc spróbujmy to odkryć. - Odparłam, kładąc dłoń na jego ramieniu.
-To nie jest takie proste, Jennifer... Ja nadal jestem gwiazdą, a ty zwykłą dziewczyną. - Oznajmił smutno, a mnie momentalnie zrobiło się ciężej na sercu.
-Zwykłą dziewczyną? To po cholerę się fatygowałeś? Przyszedłeś do mnie w nocy i zabrałeś w to cholerne miejsce? Czym ty próbujesz do cholery jasnej być!? Kogo ty grasz!? Bo nie wychodzi ci ani bycie chujem, ani cholernym romantykiem. - Krzyknęłam i odbiegłam w stronę oceanu. Brawo, Jennifer. Użyłaś słowa 'cholera' trzy razy podczas jednej wypowiedzi. Mistrzyni.
Zatrzymałam się przy jednej ze skał i usiadłam przodem do wody. Co ten chłopak ze mną robił... Ale może każda głupia faneczka tak na niego reagowała? Na pewno. Po prostu był Justinem Bieberem. Phi... Nagle usłyszałam szelest piasku za sobą i nawet się nie odwracając powiedziałam:
-Skąd wytrzasnąłeś mój numer i przede wszystkim nowy adres?
-Wiesz... Jestem Justin Bieber. Apel w MTV pomógł, na twitterze napisałaś, że przeprowadzasz się do Hollywood... Scooter trochę mi pomógł. No i dostałem. A jakąś godzinę później byłem już pod twoim domem.
-Musi ci na mnie bardzo zależeć... - Odparłam smutno, wciąż patrząc się przed siebie.
-Teraz próbujesz mnie w coś wkręcić? - Zaśmiał się cicho, ale kiedy w odpowiedzi ode mnie otrzymał tylko ciszę, westchnął cicho. Zawtórowałam mu tym samym.
-Twoją dziewczyną jest Selena. - Ponownie się zaśmiał, na co odwróciłam się w jego stronę, patrząc na niego pytającym wzrokiem.
-Tak, miałem też romans z Rihanną i Nicki Minaj. - Znowu się zaśmiał. Śmiechowy chłopak. -Nie byłem z Seleną. Pocałowaliśmy się kilka razy przy ludziach... I tyle. Poudawaliśmy przez rok, że jesteśmy w sobie ciężko zakochani, że nam na sobie zależy i w końcu dostaliśmy długo wyczekiwane wolne od siebie. Ta dziewczyna irytowała mnie bardziej niż...nie wiem co. Po prostu była jak wrzód na dupie. Wkurzało mnie w niej to, że grała taką niewinną idiotkę, a tak naprawdę była wredną suką. Jest wredną suką i nigdy się nie zmieni. - Oznajmił sucho, siadając obok mnie. Dobra. Jego słowa troszeczkę mnie zdziwiły... Mówić tak o Selenie Gomez? No niedorzeczne. Ha. 1:0 suko.
-Dlatego razem ze Scooterem, obmyśliliście sobie nowy plan? - Burknęłam z wyrzutem, odwracając się do niego.
-Hę? - Skrzywił się.
-Teraz ja jestem celem. Ze mną będziesz się spotykał, robiąc z tego wielką furorę, po czym, kiedy wszystko ucichnie, zerwiesz ze mną przy mediach i publiczności. Świetny pomysł. - Syknęłam, wstając i idąc w stronę brzegu oceanu. -Ale ci się nie dam. Bo nie chcę z tobą być. Nie dam się takiemu sukinsynowi, jak ty. - Dodałam jeszcze wredniejszym tonem, zdjęłam buty i weszłam powoli do wody, tak, by nie zamoczyć nóg powyżej kostek.
Już po chwili poczułam dłonie Justina na swojej talii i jego głowę na moim ramieniu.
-Spieprzaj. - Fuknęłam smutno, wpatrując się w jakiś martwy punk na wodzie.
-Nie bądź taka niedostępna. - Szepnął mi we włosy, odgarniając je na jedną stronę.
-A ty taki nachalny. - Odpowiedziałam, lekko wzdychając.
-Proszę... - Ponownie szepnął, tym razem centralnie do mojego ucha. Jego cichy szept delikatnie rozbrzmiał w mojej głowie, moje serce momentalnie przyśpieszyło, a nogi zamieniły się w galaretę.
-Przestań mi to robić. - Burknęłam, odsuwając się trochę od niego i odwróciłam się przodem w jego stronę.
-Co ci robić? - Spytał szatyn, bacznie mi się przyglądając. Ugh, jakby naprawdę nie wiedział o czym mówię.
-Czarować mnie. Sprawiać, że tracę nad sobą kontrolę i wtedy ty ją zyskujesz. Przestań to robić. Justin, nie jeden chłopak mnie zranił, ale kiedyś jeden zrobił to bardzo mocno. A ty teraz sprawiasz, że zaczynam ci bezgranicznie ufać, choć tak naprawdę nie wiem kim jesteś. Przestań mnie w sobie rozkochiwać, wykorzystywać moją naiwność. Przestań, bo wiem, że mnie zranisz, bo wiem, że nie będziesz z kimś takim jak ja, bo jestem...jestem tylko zwykłą dziewczyną, która nie może ci nic zapewnić. Żadnej rozrywki. Zaliczyłeś mnie już, więc może po prostu odejdź, zostaw mnie i zapomnijmy o sobie, bo tak będzie lepiej, nie sądzisz? - Powiedziałam marnym tonem, na co on przysunął się do mnie i mocno mnie do siebie przytulił. Tak. Tak po prostu mnie do siebie przytulił. I cały mój monolog poszedł się pieprzyć. CHOLERA.
-Nie mógłbym o tobie zapomnieć. I nie zaliczyłem cię, Jennifer. Może i to nie był pełen uczuć romantyczny seks, ale nie za-li-czy-łem cię. Nie odejdę teraz. Za bardzo mnie do siebie przyciągasz. Jak jakiś magnes. I wiesz... Nie jesteś zwykłą dziewczyną. Ja wcześniej nie miałem tego na myśli. Jesteś niesamowitą osobą. Najcudowniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek poznałem. Jesteś moją niezwykłą Jennifer, która czaruje mnie każdym najmniejszym gestem. Jesteś taka delikatna i zarazem ostra... Kiedy się złościsz, chwilami zaczynam się bać, że zaraz możesz po prostu odejść. A nie chciałbym tego. Za bardzo cię polubiłem, żeby dać ci odejść. - Zwrócił się do mnie, ujmując moją twarz w dłonie i patrząc mi głęboko w oczy. Złapałam jego dłonie i zsunęłam ze swojej twarzy.
-Pocałuj mnie. - Powiedziałam pewnym tonem. -Tak, wiem. Powtarzam się. Ale zrób to, o co proszę, jeżeli chcesz mnie zatrzymać przy sobie. - Dodałam, nie spuszczając wzroku z jego cudownie czekoladowych oczu. Justin tylko uśmiechnął się pod nosem i zbliżył do siebie nasze twarze.
-Co ty ze mną robisz... - Szepnął, złączając nasze usta w romantycznym pocałunku. Po chwili pogłębiłam go, przejeżdżając językiem po jego dolnej wardze. Poczułam jak się uśmiecha i delikatnie wpycha mi swój język do ust, dokładnie przejeżdżając po moich zębach i podniebieniu. Stado motyli w moim brzuchu coraz bardziej się powiększało, a serce przyspieszyło do jakichś stu uderzeń na minutę. Nasze języki toczyły swoją własną wojnę, ale dłonie Justina o dziwo spoczywały nieruchomo po obu stronach mojej talii. Ja swoimi dłońmi delikatnie mierzwiłam włosy chłopaka, masując przy tym opuszkami palców jego głowę.
Pocałunek trwał jeszcze jakiś czas, po czym Justin ujął moją twarz w dłonie i powoli, ale stanowczo nas od siebie odsunął.
-Jesteś cudowna. - Szepnął i cmoknął mnie w czoło. Uśmiechnęłam się mimowoli i złapałam go za rękę.
-Przejdźmy się po plaży. - Odparłam, zabrałam jedną ręką swoje buty i razem ruszyliśmy wzdłuż brzegu. Letnia woda oceanu delikatnie oplatała moje stopy.
-Mówiłem ci już, że pięknie dziś wyglądasz? - Spytał Justin i oplótł nasze ręce wokół mojej talii.
-Nie. - Odpowiedziałam, łobuzersko się uśmiechając.
-A więc... Jennifer Caroline Stewart. - Zatrzymał się i odwrócił mnie przodem do siebie. -Wyglądasz dziś oszałamiająco pięknie. - Dodał, na co oboje wybuchliśmy śmiechem. Chłopak chwycił mnie mocno w talii, podniósł do góry i obkręcił dookoła.
-Puść mnie, głupku! - Krzyknęłam, próbując się wyrwać. Niestety nie mogłam się powstrzymać i jeszcze bardziej zaczęłam się śmiać. -Puuuuuuść! - Pisnęłam i walnęłam go w ramię. Przestał mną kręcić, udał, że się nad czymś zastanawia i spytał:
-A co dostanę, jeśli cię puszczę?
-Przekonasz się, jeżeli to zrobisz. - Oznajmiłam, szczerząc zęby.
-Jak chcesz. - Wzruszył ramionami i delikatnie rzucił mnie na piasek.
-Nie to miałam na myśli, głupku! - Zaśmiałam się, do końca opadając na ziemię.
-A teraz moja nagroda. - Odparł dumnie i w jednej chwili znalazł się nade mną. Uśmiechnęłam się cwaniacko i przewróciłam nas na drugą stronę tak, że to ja byłam na górze. Musnęłam delikatnie jego usta i podniosłam się, pozostawiając nasze czoła złączone.
-Za co ty chcesz nagrodę? Za rzut mną na piasek? - Zakpiłam, nadal cwaniacko się uśmiechając, wstałam, chwyciłam swoje buty i zaczęłam uciekać. Niestety potknęłam się, Justin dorwał mnie w ostatnim momencie i oboje opadliśmy razem na piasek.
-Jak widać tutaj nasze miejsce. - Stwierdził poważnie.
-A idź do diabła! - Walnęłam go w ramię i odwróciłam się w przeciwną stronę. Westchnęłam cicho i przymknęłam oczy.
-Co jest? - Spytał Justin, a w jego głosie można było wyczuć troskę.
-Nic, po prostu jestem już zmęczona. - Westchnęłam ponownie i podniosłam się do pozycji siedzącej.
-Powinnam być w domu. Nawet nie wiem, która jest godzina i, szczerze mówiąc, boję się sprawdzić. - Odparłam zmęczonym głosem.
-Spokojnie, mam wszystko pod kontrolą. - Zapewnił Justin, gładząc mnie delikatnie po ramieniu.
-Nawet mnie... - Dodałam smutnym tonem.
-Hę?
-Nic. Wracajmy już. - Powiedziałam bez emocji, podniosłam się do góry i zaczęłam iść przed siebie. Nie musiałam długo czekać i już po chwili Justin dotrzymał mi kroku.
-Weź to. - Zwrócił się do mnie, zdejmując swoją czarną bluzę. -Na pewno ci zimno. - Dodał, nakładając ubranie na moje ramiona.
-Dziękuję. - Szepnęłam i złapałam go za rękę.
Szliśmy tak w ciszy jakiś czas, kiedy nagle Justin zatrzymał się i delikatnie przyciągnął mnie do siebie, znowu po prostu mnie przytulając.
-Co ty robisz? - Spytałam zdezorientowana i przyciśnięta do jego klatki piersiowej.
-Przytulam cię. Nie czujesz? - Odparł, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
-Jak mogłabym nie czuć... Dlaczego?
-Nie wiem. Nie zadawaj mi takich trudnych pytań. Przytulam cię, bo... Bo chcę cię przytulić. Bo moje serce, umysł i cała reszta moich narządów mówi mi, żebym cię przytulił. Po prostu polubiłem cię przytulać. Rozumiesz? - Odpowiedział tak po prostu.
-Nie no, spoko. - Odburknęłam, starając się zatracić w tej chwili, ale Justin brutalnie (bardzo lekko, ale w tym momencie to było dla mnie baaardzo brutalne) odsunął mnie od siebie.
-Idziemy. - Oznajmił, oblizując usta i ruszył w stronę samochodu.
*
Siedzieliśmy w aucie, jadąc przed siebie, a drogę oświetlały nam jedynie światła pojazdu. Nie wiem dlaczego, ale jakoś niedobrze robiło mi się, kiedy patrzyłam na przestrzeń przed nami. W sumie to nawet nie miałam pojęcia, gdzie się w danej chwili znajdowaliśmy. Brr. Aż dostałam dreszczy.
-Spokojnie. Ze mną jesteś bezpieczna. - Zapewnił Justin, ewidentnie wyczuwając mój strach. Cholera. Ten chłopak albo czytał mi w myślach, albo to ja byłam aż tak czytelna.
-Tak. - Przytaknęłam, spuszczając głowę w dół.
-Jesteś bardzo zmęczona, prawda? - Zwrócił się do mnie szatyn, uśmiechając się szczerze.
-Dziwisz mi się? - Odwzajemniłam uśmiech. - Obudziłeś mnie wczoraj po trzeciej w nocy, zasnęliśmy gdzieś po czwartej, pobudkę zrobiłam sobie o szóstej, potem o północy wyrwałeś mnie z domu. I jesteśmy w aucie na jakimś zadupiu - Wtedy spojrzałam na zegarek i kontynuowałam swoje gadanie. - o 2 w nocy. Jestem naprawdę bardzo zmęczona. - Dodałam i oparłam głowę o szybę.
-Nie jesteśmy na zadupiu, tylko pod twoim domem, słońce. - Oznajmił Justin i oparł się na podłokietniku, czekając na moją reakcję.
-Okej. A więc... Zmykam do siebie. Dziękuję za wieczór. - Cmoknęłam go delikatnie w usta i otworzyłam drzwi od auta.
-Mogę wysiąść i popatrzeć jak wchodzisz na górę? Proooszę. - Spytał Justin, robiąc oczy szczeniaczka.
-Pieprz się. - Rzuciłam i na odchodnym mrugnęłam do niego. Co za dzieciak.
Stanęłam w ogrodzie, patrząc na mój taras. Było widać kawałek mojego pokoju przez przeszkloną ścianę, więc zdołałam zauważyć, że świeci się w nim światło. Cholera. To oznaczało tylko i wyłącznie kłopoty. Bo nieważne czy była to Maddie, czy moi rodzice, czekała mnie niezła awantura.
Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam wspinać się po wystających kawałkach ściany. Moje serce momentalnie się uspokoiło, kiedy znalazłam się bezpieczna na daszku przybudówki. Złapałam się barierki i sprawnie wskoczyłam na górę, jednocześnie przeskakując ją. Spojrzałam przez szybę i zobaczyłam moją przyjaciółkę w piżamie, siedzącą na łóżku tyłem do okna. Miała słuchawki w uszach, przez co mogłam spokojnie wejść do środka. Zrobiłam to i rzuciłam się na Madds od tyłu. Cholera. Chyba wzięła mnie za jakiegoś zabójcę, albo złodzieja, bo walnęła mnie z całej siły w brzuch, przez co spadłam na ziemię.
-O boże, Jenny przepraszam. - Pisnęła, wyjmując słuchawki z uszu. -Nic ci nie jest?
-Nie. Tu na ziemi jest dość wygodnie. Chcesz się przekonać? - Zwróciłam się do niej i pociągnęłam ją do siebie. Poległa tuż obok mnie. Hehe, przyjaciółko. 1:0. Ona tylko przytuliła się do mnie i szepnęła:
-Martwiłam się o ciebie.
-Dobra, Madds, gadaj, co ten Ryan ci dał. - Powiedziałam poważnie, podpierając się na łokciach.
-Buziaka... - Odparła przesłodzonym głosem i zachichotała jak pusta idiotka. Którą w sumie jest.
-Aha, okej... A więc... Co takiego robiliście, gdzie cię zabrał? - Spytałam, przechylając głowę na bok.
-Na plac zabaw... - Westchnęła słodko.
-Pieprzysz.
-Jeszcze nie, ale było blisko. - Oznajmiła nieco poważniej. Najwyraźniej wzięła moje 'pieprzysz' dosłownie.
-Czyli... Chcesz mi powiedzieć, że zabrał cię na plac zabaw, gdzie prawie się pieprzyliście? - Spytałam, cwaniackim tonem.
-Owwwww, daruj mi! On jest taki słodki. - Pisnęła moja przyjaciółka i walnęła się na łóżku.
-Okej, nie mam pytań. - Podniosłam ręce do góry w geście obrony. -Dobra, przebiorę się w piżamę i idziemy w kimę, bo jest już prawie trzecia. - Odparłam, patrząc na zegarek wiszący na ścianie.
Przebrałam się w jakieś luźne ciuchy, zgasiłam główne światło, usiadłam na łóżku i wzięłam do ręki swojego iPhona. 1 nowa wiadomość.

Bieber
Masz fajny tyłek. Szczególnie jak wspinasz się po ścianie. B]

                                                                                                                  

macie rozdział. :D
przepraszam za jakiekolwiek błędy, nie zdążyłam go nawet przejrzeć..
proszę o polecanie bloga, komentarze i te inne. sprawia mi to naprawdę dużo radości. :)
zapraszam również na swój drugi blog: http://180degreez.blogspot.com/
będę bardzo wdzięczna za wszelkie komentarze i opinie o bohaterach, prologu, zwiastunie, czy zakładce Inspiracje, nawet na ask.fm. :)
dopiero rozkręcam tego bloga, więc pierwszy rozdział pojawi się za jakiś czas.
dziękuję Wam za komentarze pod poprzednim postem. kocham Was. <3.

8 komentarzy:

  1. ja tez cie kocham:**. hehe wreszcie sie doczekałam! jestes swietna! wiem ze masz 2 blogi ale chciałabym zebys w tygodniu dodała kolejny rozdział:**

    OdpowiedzUsuń
  2. Super♥ Już nie mogę doczekać się następnego rozdziału , świetnie piszesz , kocham Cie (;

    OdpowiedzUsuń
  3. pisz! pisz! kocham cie! jestes zajebista! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. pisz nastepny! nie moge sie doczekac!

    OdpowiedzUsuń
  5. pisz! jestes cudowna!

    OdpowiedzUsuń
  6. Dawaj szybko 9 rozdział , bo już nie wytrzymuje tutaj ! :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajne , tylko niech nie bd ona az tak chamska dla biebera :)

    OdpowiedzUsuń