czwartek, 28 marca 2013

ROZDZIAŁ 10.


-Za co!? - Pisnąłem, wszedłem do środka i zamknąłem za sobą drzwi. Jennifer skrzyżowała ręce na piersi, patrząc na mnie spode łba.
-Jak myślisz? - Zakpiła, po czym dodała: -Za tę szopkę, którą odstawiłeś przy moich rodzicach. Za kogo ty się masz!?
-Za Justina Biebera. - Oznajmiłem dumnie, kładąc dłonie na jej talii. Miała takie cudne wcięcie. Idealnie na moje dłonie.
-Świetnie, ale poza tym jesteś tylko zepsutym dzieciakiem, który wyobraża sobie nie wiem co. Dorośnij! - Krzyknęła, zrzucając z siebie moje ręce i udała się na taras. Westchnąłem cicho, idąc za nią.
-Słuchaj, Jen... Bez względu na to, jakim idiotą jestem, to właśnie tego idiotę zaczarowałaś i ten idiota nie da ci spokoju. Chyba, że wprost powiesz mi, że nic do mnie nie czujesz i nigdy się we mnie nie zakochasz. - Powiedziałem stanowczo, ponownie łapiąc ją w talii, przyciagnąłem ją do siebie i oparłem się brodą na jej ramieniu.
-Dlaczego nie możesz tego powiedzieć... Powiedz, że się we mnie zakochałeś... - Szepnęła cicho smutnym tonem. Trochę mnie przeraziła myśl, że mógłbym powiedzieć komuś po tak długiej przerwie, że się zakochałem. Westchnąłem cicho, zaciskając delikatnie dłonie na jej drobnym ciele.
-Nie mogę... - Szepnąłem, zamykając oczy.
-Dlaczego? Co cię zatrzymuje?
-Po prostu... Po prostu to mnie przerasta. Znamy się tak krótko. Ja... Boję się, że to nie będzie to i że ty nie odwzajemnisz mojego uczucia. - Ponownie westchnąłem. -Ale tak, jestem prawie pewien, że się w tobie zakocham. Daj mi tylko trochę czasu.
-Okej. - Odparła Jennifer głośniejszym tonem i obróciła się przodem do mnie. -Dam ci czas. Przemyśl to i wróc jak będziesz miał mi do powiedzenia coś konkretnego. A teraz daj mi spokój. - Dodała nieco smutniej i wróciła do pokoju. Dlaczego jestem takim idiotą?
-Jen, poczekaj. - Wszedłem za nią i podrapałem się po karku. -Cholernie mi na tobie zależy i nie wyobrażam sobie, że mógłbym wytrzymać bez ciebie więcej niż 24 godziny. Mówiłem ci już, że nie potrafię przestać o tobie myśleć. Proszę, daj mi się nad tym zastanowić... I zapewniam, że to będzie najlepszy czas w twoim życiu. Chcę po prostu trochę odetchnąć i na nowo przyzwyczaić się do stosunków z drugą osobą. - Powiedziałem, siadając obok niej.
-Co ty sobie wyobrażasz? Że ja będę czekać na ciebie całe swoje życie? - Warknęła, wstając.
-Nie każę ci na siebie czekać, tylko... Proszę, żebyś poczekała ze mną. - Odrzekłem cicho, podchodząc do niej i ponownie delikatnie łapiąc ją w talii.
-Ale ja nie chcę czekać... - Szepnęła. -Jestem w nowym mieście, z nowymi ludźmi, z nowymi ludźmi. Nowymi CHŁOPAKAMI.
-Ale to właśnie ja cię przyciągam i przyznaj to w końcu. - Zwróciłem się do niej, odwracając ją ku sobie.
-Justin, nie wymagaj ode mnie czegoś, czego sam nie chcesz mi dać. - Powiedziała cicho, opuszczając głowę w dół. Kurwa. Pierwszy raz w życiu, zrobiło mi się kogoś na poważnie szkoda. I nie mówię tutaj o osobach chorych czy coś. Po prostu nie miałem tego w zwyczaju. Dobra, nieważne, po co ja pieprzę.
-Przepraszam. - Odparłem po chwili, ujmując jedną dłonią jej twarz.
-Za co? - Spytała zaskoczona.
-Za to, że potrafię spieprzyć wszystko w ciągu sekundy. I za to co zrobiłem na dole. Ale to było szczere, wierz mi. Pod wpływem impulsu. Hej... Hej, spójrz na mnie. - Szepnąłem, podnosząc delikatnie jej twarz do góry. Jej oczy utkwiły w moich, więc kontynuowałem. -Po prostu chcę, MARZĘ o tym, żebyś pomogła mi w przyzwyczajeniu się do ciebie, w przyzwyczajeniu się do miłości. Wiesz, co było z Seleną i po tym ja po prostu odbieram takie rzeczy nienaturalnie. Daj mi się w sobie zakochać, a obiecuję, że nie pożałujesz. - Jen przygryzła delikatnie dolną wargę, a jej blade policzki lekko zarumieniły się na różowo. Kurna, jaka ona była słodka.
-No... Dobrze. - Odpowiedziała cicho, a ja nie mogłem się powstrzymać i po prostu ją pocałowałem. Była w tym idealna. Jakby czytała w moich myślach. Płynęła tym samym rytmem co ja.
-Justin... - Szepnęła, odpychając mnie od siebie.
-Co jest?
-Ja... Nie mogę. To się dzieje za szybko. Chyba sama muszę sobie co nieco przemyśleć. Nie zrozum mnie źle...
-Oj, Jen... - Przerwałem jej i przytuliłem ją do siebie. -Masz rację. Może poszlibyśmy gdzieś jutro? Taka odskocznia od rzeczywistości. Zrobilibyśmy coś inaczej niż wszyscy. Jakieś ciekawe miejsce.
-Jasne, miłoby było. - Odpowiedziała, a na jej twarzy zagościł uśmiech.
-To może... Może niespodzianka. - Zaśmiałem się i dźgnąłęm ją delikatnie w brzuch.
-Oj nie, twoje niespodzianki mnie zabijają! - Zawtórowała mi.
-Dlaczego? - Zrobiłem naburmuszoną minę i wydąłem dolną wargę.
-Nie w złym znaczeniu głupku! - Walnęła mnie delikatnie w ramię i na jej twarzy również pojawił się udawany grymas.
-Co ty ze mną robisz. - Zaśmiałem się, obejmując ją w talii. Jen przechyliła głowę w bok i zawiesiła ręce na mojej szyi.
-Teraz zdecydowanie możesz mnie pocałować. - Oznajmiła.
-Ej nie. Dlaczego to zawsze ja muszę cię całować? Teraz ty pocałuj mnie. - Nadąsałem się i nie musiałem długo czekać, kiedy jej ciepłe, wilgotne, słodkie usta przylgnęły do moich. Odwzajemniłem pocałunek, zjeżdżając dłońmi na jej biodra i zatrzymując się w tym miejscu. Uniosłę ją delikatnie, a ona oplotła mnie nogami i zacząłem poruszać się powoli w stronę łóżka. Dochodząc do niego, zatrzymałem się i delikatnie położyłem ją na nim, kładąc się nad nią. Wzmocniłem pocałunek, coraz bardziej na nią napierając. Nagle drzwi od pokoju się otworzyły i stanęła w nich jej mama. Kurwa. Czy oni nie dadzą nam choć na chwilę spokoju?
-Cholera... - Warknęła Jennifer i usiadła na łóżku.
-Jejku, przepraszam was. Już wychodzę. Chciałam ci tylko powiedzieć, że zostawiłaś telefon na dole i Maddie dzwoniła. Odebrałam i powiedziałam, że jesteś z Justinem, a ona powiedziała, żebyś musowo do niej zadzwoniła koło dziesiątej. Nie musisz się martwić, wydawała się radosna i słyszałam jakiegoś chłopaka w tle. Dobra. Po co ci tak truję. Trzymaj. - Podała dziewczynie telefon i dodała:- Jeszcze raz was przepraszam. Nie myślałam, że wy... No wiesz. Okej, bawcie się dobrze.
-Nie dadzą nam dokończyć. - Zaśmiałem się i objąłem Jennifer, kładąc głowę na jej ramieniu.
-Może to dobrze... - Odparła niepewnie.
-Dlaczego?
-No bo kiedy jesteś tak blisko to zaczynam tracić nad sobą kontrolę.
-Przepraszam... - Szepnąłem i musnąłem jej kark. Poczułem jak się wzdrygnęła, co wywołało na mojej twarzy niesamowity uśmiech.
-Kurczę, Jen, ja muszę się zwijać. Mama prosiła, żebym wrócił wcześniej do domu. Coś ode mnie chce. - Oznajmiłem smutnym tonem, przytulając ją mocno i pocałowałem w policzek.
-Spotkamy się jutro, tak? - Spytała Jennifer, kiedy zbliżałem się do drzwi.
-Tak. Zadzwonię po południu. Trzymaj się, shawty. - Mrugnąłem do niej i wyszedłem.
Zszedłem na dół, gdzie siedzieli jej rodzice.
-Idziesz już? - Spytała jej mama, kiedy wchodziłem do przedpokoju.
-Tak. Muszę wracać już do domu. Do widzenia. - Zaśmiałem się i dodałem donośniejszym tonem: -Do widzenia, panie Stewart.
-Do zobaczenia, Justin. - Odpowiedział tata Jen, po czym wyszedłem na dwór.
Brawo Justin, właśnie udobruchałeś całą rodzinę Stewartów.
*Oczami Jennifer*
Wzięłam telefon do ręki i zadzwoniłam do Madds tak jak prosiła. Jestem bardzo grzeczną przyjaciółką. Pip... Pip... Piiip...
-Boże, w końcu. - Pisnęła do słuchawki moja przyjaciółka.
-Coś się stało? - Spytałam, przeżuwając żelka.
-Ty mi powiedz! Justin u ciebie był?
-No był.
-Zrobiliście COŚ?
-Nie, dlaczego pytasz?
-Uf... Nie, po prostu... No po prostu się czegoś dowiedziałam.
-Niby czego? I od kogo?
-Od Ryana. Wiesz, palnął to zupełnie bezmyślnie, ale wszystko dokładnie wychwyciłam i zapamiętałam.
-Co masz na myśli?
-Mam na myśli to, że Justin najwyraźniej cię okłamał, mówiąc, że nie lubi Seleny.
-Słucham?
-Słuchaj, słuchaj. Bo właśnie zamierzam ci wszystko opowiedzieć. Siedziałam sobie z Ryanem na plaży i zaczęliśmy gadkę o tobie i Bieberze. Spytałam się go, czy w ogóle powinnaś nastawić się na jakieś uczucie z jego strony, a on powiedział, że na razie raczej nie. No to spytałam dlaczego, a on do mnie, że nie zdążył się jeszcze pozbierać po Selenie. Pomyślałam sobie 'co do diabła?', przecież ten dureń powiedział ci, że nie przepada za Seleną, bo jest jakaś tam. No to poprosiłam Ryana, żeby mi wszystko dokładnie wyjaśnił, na co on, że Justin był bardzo zakochany w Selenie, a ona zostawiła go, kiedy usłyszała o jego rzekomym romansie z Rihanną. Wyśmiał to i wszystko jej wytłumaczył, ale ona podobno stwierdziła, że skoro już się rozstali, to niech tak pozostanie, bo ją ten związek za bardzo męczył. No i Justin się wtedy ponoć załamał. Nie spał po nocach, pił, brał coś, nawet odwołał jakiś mały koncert. I od tamtego czasu podobno masakrycznie się zmienił. Przestał szanować ludzi, pomagać im i przede wszystkim zaczął wykorzystywać dziewczyny. Wkurzyło mnie to trochę, więc zapytałam Ryana o opinie o was pod tym względem. Stwierdził, że Justin wygląda, jakby się zauroczył, ale że nie ma pewności, czy ciebie też nie wykorzysta, bo naprawdę ma od jakiegoś czasu odpały. I właśnie dlatego chciałam, żebyś zadzwoniła. Przepraszam, że mówię ci to przez telefon i w ogóle, ale nie miałam już siły iść do ciebie. Jesteś zła, smutna, rozgoryczona? - Tak. Miałam ochotę rozwalić mu twarz. Dlaczego ja jestem taka naiwna? Dlaczego nie wywaliłam go z domu pierwszej nocy, kiedy tu przyszedł? Dlaczego zgodziłam się wyjść z nim wczoraj? I przede wszystkim, dlaczego dzisiaj mu wybaczyłam? Ze mną naprawdę jest coś nie tak. Nie. Wróć. To z nim jest coś nie tak.
-Jen? - Usłyszałam w komórce głos Madds, co trochę mnie otrzeźwiło.
-Tak.
-Co tak?
-No wszystko jest ok.
-Na pewno?
-Na tysiąc procent.
-Przyjść do ciebie?
-Nie. Jest spoko.
-No cóż... Niech ci będzie.
-Spotkamy się jutro?
-Jutro... Jutro nie mogę.
-Dlaczego?
-Umówiłam się z Ryanem.
-Ano tak. Ryan.
-Wybacz, skarbie.
-Nie ma sprawy. Dobra, muszę kończyć.
-Na pewno nie jesteś na mnie zła?
-NA PEWNO, Madds. Trzymaj się. I miłej zabawy z Ryanem. Tylko nie zajdź w ciążę. - Zaśmiałam się i rozłączyłam nie czekając na odpowiedź. Nie byłam zła na nią. Byłam zła na siebie. Co ja gadam... Byłam wkurwiona. Pękłam w tym momencie. Już mu się nie dam. Nie ma tak łatwo. To koniec. Koniec końców.
Rzuciłam telefon na łóżko i udałam się do łazienki, zmyć z siebie dzisiejszy dzień. Jestem idiotką.
*
Obudził mnie donośny dźwięk telefonu. NO DO JASNEJ CHOLERY. DLACZEGO NIE MOGĘ RAZ WSTAĆ BEZ ŻADNYCH KOMPLIKACJI?
                                                                                                                  
1. Przepraszam, że tak długo mi to zajęło.
2. Zapraszam na drugiego bloga, dodałam rozdział pierwszy.
3. Jak Wam się podoba ten rozdział?
4. SAFBHASKJDSUIFSBHV koncert był GENIALNY. AWESOME.
5. Jeżeli macie jakieś pytania co do koncertu, zapraszam na aska. Odpowiem na wszystko.
6. Komentarze na tym, zarówno jak i na drugim blogu bardzo mile widziane. :) Więc jeśli czytasz, to skomentuj. :)

sobota, 23 marca 2013

ROZDZIAŁ 9.


Odczytałam smsa, po czym cicho się do siebie zaśmiałam. Chory dzieciak. Pokręciłam głową, odłożyłam telefon na szafkę i weszłam pod kołdrę do Maddie. Przytuliłyśmy się lekko do siebie i nie minęło nawet kilka minut, kiedy obie odpłynęłyśmy we śnie...
*
-Wstawaj! - Ktoś krzyknął i walnął mnie w twarz poduszką. Świetnie. Kolejny upojny poranek.
-Cholera... - Warknęłam i usiadłam na łóżku. -Co ty robisz? - Skierowałam się do Maddie, stojącą obok mnie, trzymając w rękach poduszkę, którą najprawdopodobniej przed chwilą oberwałam.
-Miałyśmy dzisiaj iść poodwalać. Poznać okolicę, ludzi. - Oznajmiła dziewczyna ze smutną miną.
-No i w czym masz problem? Pójdziemy. - Odpowiedziałam, ziewając. W czym tkwił jej ból?
-Jest siedemnasta. - Odparła, patrząc na mnie z lekką pogardą.
-O cholera. - Dobra, muszę ograniczyć używanie tego słowa.
-No, dokładnie. O cholera. - Syknęła i opadła bezwładnie na łóżku tuż obok mnie.
-Oj, Madds. Poznamy nocne życie LA. To na pewno jest o wiele ciekawsze niż chodzenie po tym mieście rano. I na pewno będzie więcej fajnych ludzi. - Przytuliłam ją, starając udobruchać.
-Ja... Nie mogę. - Zrobiła niewinną minę i odwróciła wzrok.
-Nie możesz, bo...? - Zwróciłam się do niej, puszczając jej znaczące spojrzenie.
-No... Bo się umówiłam z Ryanem. - Oznajmiła i podniosła się do góry.
-Ow, to słodko. - Zironizowałam, przewracając teatralnie oczami.
-Nie obrazisz się, jeśli cię zostawię? - Spytała, przechylając głowę na bok.
-Leć. - Rzuciłam, na co dziewczyna pisnęła, podskoczyła do góry, klasnęła w dłonie, przytuliła mnie i wybiegła do siebie. W PIŻAMIE. Mogę sobie wyobrazić jaką polewkę mieli z niej nasi sąsiedzi.
*
Leżałam na łóżku z słuchawkami w uszach. Nie było nawet 19, moi rodzice wyszli gdzieś na miasto, a ja byłam sama jak palec. CHOLERA. Z mojego iPoda zaczęła właśnie lecieć piosenka Nothing Like Us, więc postanowiłam ją całą dokładnie przeanalizować.
Czy upijałaś się, by zapomnieć o bólu? 
Chciałbym dać Ci wszystko, na co zasługiwałaś.
Dobra. Taki sobie tekst.
Bo nigdy nic Cię nie zastąpi,
Nic nie sprawi, że będę czuł się tak jak przy Tobie..
Phi. Przereklamowana bajera.
Wiesz, że nie ma tutaj nikogo, do kogo mógłbym się zwrócić.
Przecież ma przyjaciół. Mamę, Scootera, Ryana.
Wiesz, starałem się sprawiać Ci przyjemność
Ale to już przeszłość, nie ma już nas.
Uh, pieprz się Justin.
Przełączyłam utwór na następny. Beauty And A Beat. Dobra, może trochę się wyluzuję.
Nagle moje serce dosłownie stanęło, kiedy ktoś rzucił się na łóżko obok mnie.
-Co do licha... - Otworzyłam szeroko oczy i ukazał mi się Bieber, leżący obok.
-Cause all I need is beauty and a beat... - Zaśpiewał, zabierając mi jedną słuchawkę.
-Ugh, co ty tu do cholery jasnej robisz!? - Syknęłam, stając na baczność. 
-Maddie i Chris zadzwonili do mnie i powiedzieli mi, że zostałaś sama w piątkowy wieczór. Też nie miałem co robić, a że zostawiłaś otwarte okno... - Oznajmił, jakby to było oczywiste i podszedł do mnie, przez co moje serce momentalnie przyspieszyło. Kiedy Justin położył dłonie na mojej talii i delikatnie przyciągnął mnie do siebie, spuściłam wzrok, przygryzając dolną wargę. Nie miałam pojęcia dlaczego on miał na mnie taki wpływ. Najmniejszym gestem sprawiał, że w ciągu kilku sekund zdolna byłam zapomnieć o wszystkim i stracić zmysły.
-Rumienisz się. - Zaśmiał się Justin, lekko podnosząc mój podbródek.
Zawtórowałam mu, próbując spuścić z powrotem głowę, ale niestety mi to uniemożliwił.
-Daj mi do siebie dotrzeć. - Odparł po chwili, wpatrując się uważnie w moje oczy.
-Słucham? - Odpowiedziałam zdziwiona.
-Słyszałaś mnie. Nie wiem kim jesteś i choćbym nie wiem jak bardzo chciał się dowiedzieć, nie potrafię. Jest w tobie coś takiego... Coś, co mnie męczy, co prawie zatrzymuje mój oddech, moje serce. A ja nie wiem co to jest i to nie daje mi spokoju. Myślę o tobie cały czas. Kiedy śpiewam, piszę, nagrywam piosenki, kiedy leżę w hotelu lub jestem gdzieś na mieście i rozdaję autografy, kiedy spotykam się z fankami czy rozmawiam z mamą. I nie potrafię tego racjonalnie wyjaśnić, po prostu siedzisz w mojej głowie i nie jestem w stanie cię z niej wyrzucić. Nie rozumiem tego. Ciebie nie rozumiem.
-Co tu jest do rozumienia? Po prostu zafascynowało cię to, że nie odpycham cię, mimo tego, że nie dażę cię jakimś specjalnym uczuciem. - Oznajmiłam, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie i usiadłam na łóżku.
-Co masz na myśli? - Spytał Justin, siadając obok mnie.
-To, że cię nie lubię. - Stwierdziłam obojętnie.
-Nie lubisz mnie?
-Nie.
-To dlaczego pozwoliłaś mi zostać wtedy na noc, dlaczego wczoraj się ze mną spotkałaś?
-Bo... Bo jakaś część mnie cię lubi. - Zawahałam się.
-I tu właśnie pojawia się znak zapytania.
-Hę?
-Nie wiesz co do mnie czujesz.
-No tak, ale...
-A ja nie wiem co czuję do ciebie.
-Ale niby dlaczego miałabym coś do ciebie czuć? Ilę czasu z tobą spędziłam?
-Ale czujesz.
-Nie bądź taki pewien.
-Jestem.
-Wiesz jaki jesteś?
-Jaki?
-Jesteś... Ugh, jesteś straszny! - Krzyknęłam i wybiegłam z pokoju na dół.
Justin złapał mnie na schodach i przyciągnął mnie tak, że przykleiłam się do niego plecami.
-Ale to ci się we mnie podoba. - Szepnął mi do ucha, przejeżdżając dłonią wzdłuż mojego ramienia.
-Nic mi się w tobie nie podoba! - Syknęłam, próbując się wyrwać. Nieudolnie.
-Dlaczego nie chcesz się pogodzić z rzeczywistością? - Spytał Bieber i puścił mnie, odwracając przodem do siebie.
-Bo... Bo jesteś cholernym, zapatrzonym w siebie dzieciakiem! I chyba bym się zabiła, gdybym się w tobie zakochała! - Wrzasnęłam, udając się do kuchni. Poszedł za mną, jak inaczej.
-Czyli możesz się we mnie zakochać. - Stanął w łuku drzwiowym, opierając się o framugę.
-Nie powiedziałam nic takiego. - Warknęłam, odwróciłam się w jego stronę i skrzyżowałam ręce na piersi.
-Pomyślałaś. Gdybyś się zakochała... Czyli możesz się zakochać. - Odparł dumnie, robiąc z rękami to samo co ja.
-Ale się nie zakocham. Więc sobie odpuść. - Oznajmiłam, podchodząc do niego i syknęłam mu w twarz: -Nie będę grać w twoje gierki, Bieber.
-Za późno. Już zaczęłaś i nie wyplączesz się tak łatwo, Stewart. - Szepnął mi w usta, trzymając swoje zaledwie kilka milimetrów od moich.
-Ale w co ty grasz? - Zakpiłam, zostając cały czas w tej samej pozycji.
-Czasami mam wrażenie, że w kotka i myszkę. - Odpowiedział, uśmiechając się, co poczułam na własnej twarzy, kiedy nasze wargi delikatnie się złączyły. Fajerwerki w moim wnętrzu znowu wybuchły. Co się ze mną do cholery działo? W jednej chwili miałam ochotę go zabić, a za moment tylko przytulić i na zawsze mieć go przy sobie. 
Justin obrócił nas i zaczął delikatnie iść do przodu w stronę salonu. Poruszałam się powoli do tyłu, starając się nie potknąć o żaden mebel. Nasze wargi delikatnie o siebie muskały, a dłonie chłopaka wędrowały po moich plecach. Ja natomiast swoje ręce zatrzymałam na jego talii.
W pewnej chwili poczułam za sobą boczne oparcie kanapy, które uderzyło o wewnętrzną stronę moich kolan, przez co razem z Justinem spadliśmy na kanapę, nie przestając się całować. Chłopak ułożył mnie wygodniej, opierając się łokciem po jednej mojej stronie, a drugą ręką podtrzymywał moje plecy.
-Jennifer? - Usłyszeliśmy głos mojej mamy, co momentalnie postawiło nas oboje na nogi.
-Cześć mamo... - Powiedziałam niepewnie, przygryzając dolną wargę i bawiąc się palcami.
-Dzień dobry. - Odparł skrępowany Justin i dodał: -Pani...
-Mellanie. - Przerwała moja mama i podała mu rękę. -A to jest mój mąż, tata Jennifer, Christopher. - Oznajmiła z podejrzliwym wzrokiem, szeroko się uśmiechając, a mój tata uścisnął dłoń Biebera.
-Dobrze, to może ja już pójdę. - Zwrócił się do mnie chłopak i już próbował odejść w stronę drzwi, ale mój tata go zatrzymał, mówiąc:
-Nie, zostań. Chętnie poznam chłopaka, z którym moja córka spała po raz pierwszy w swoim życiu.
Mama walnęła go w ramię, zaciskając zęby i puściła mu znaczące spojrzenie. Justin na te słowa obrócił się z powrotem w naszą stronę i podrapał się po karku, robiąc niezręczną minę. Ja przyłożyłam dłoń do czoła, zaciskając ze wstydu wargi. Boże, tylko tego mi brakowało. Żeby moi rodzice przyłapali mnie na obściskiwaniu się z Justinem. 
-To może usiądźcie sobie spokojnie, a ja zrobię coś do picia i do jedzenia. Chris, pomoż mi. - Odparła moja mama, odkładając torby z zakupami na blat.
-Nie, ja chętnie porozmawiam sobie z Justinem. - Odpowiedział mój tata, patrząc się na chłopaka wzrokiem zabójcy. O matko, on go zniszczy...
-Christopher. Już. - Dodała moja mama tym razem stanowczym tonem. Tata przewrócił oczami i odszedł do kuchni.
-Cholera... - Szepnęłam do siebie, opadając na kanapę. Bieber usiadł obok, obejmując mnie i odparł:
-Będzie okej.
-Ty się niczym nie przejmujesz? - Warknęłam, zrzucając z siebie jego ręce.
-Będzie okej. - Powtórzył, uśmiechając się.
-Nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale w oczach moich rodziców właśnie stałeś się moim chłopakiem. I to nie jest chwilowa sprawa. Oni będą nas tutaj trzymali do rana, póki nie wyjaśnimy im wszystkiego. - Oznajmiłam, starając się zciszyć ton, by rodzice nie usłyszeli nas z kuchni.
-No i co? Wyjaśnimy im wszystko. - Stwierdził spokojnie Justin, rozsiadając się wygodnie.
-No i co!? Ty się słyszysz? Oni wyciągną z nas rzeczy, o których sami nie mamy pojęcia! Zresztą, chyba nie chcesz, żeby się dowiedzieli, że jednej nocy spałeś u mnie, a drugiej zabrałeś na jakieś zadupie! - Nachyliłam się nad nim, kiedy nagle do pokoju weszła moja mama z tacą z jakimś ciastkami, a tuż za nią tata z piciem. Gwałtownie odsunęłam się od Justina na drugą część kanapy, moja mama odstawiła jedzenie i usiadła na fotelu naprzeciwko nas, a tata usadowił się na siedzeniu po drugiej stronie stolika. Oboje uważnie nam się przyglądali, po czym moja mama wycedziła:
-A więc, jak to się stało, że znów się spotykacie? Jennifer nic o tym nie wspominała.
-Nie spotykamy się, on po prostu przyszedł do mnie dzisiaj, bo jakimś cudem zdobył nasz nowy adres. Zaskoczył mnie totalnie, no a to co widzieliście, jak weszliście, to się wygłupialiśmy, bo śmiałam się z jego starej piosenki i zaczął mnie gonić, ja się przewróciłam i on na mnie i tak jakoś wyszło, że zastaliście nas w takiej pozycji. - Oznajmiłam, starając się zabrzmieć jak najbardziej naturalnie. Chyba mi nie wyszło...
-Dobrze, że w takiej nie innej. - Zakpił mój tata, biorąc łyka herbaty. Skarciłam się w myśli za ostatnie słowa mojej wypowiedzi. Dobrze, że nie było go w hotelu po koncercie.
-Chris... - Fuknęła moja mama, puszczjąc tacie karcące spojrzenie, po czym dodała: -To naprawdę niesamowite, że spodobała ci się nasza córka i że siedzisz teraz u nas, popijając herbatę. Justin Bieber. - Zaśmiała się serdecznie, a ja przeklęłam się za to, że nie zostałam z nim w pokoju. Cholera. Na sto procent byłam w tej chwili czerwona jak burak.
-Nie, to nic takiego. To zaszczyt dla mnie, że państwa córka zjawiła się na moim koncercie i miałem szansę ją poznać. Jest naprawdę cudowną osobą. - Odparł Bieber, uśmiechając się. Przysięgam, że gdybym mogła, to w tej chwili ztarłabym ten uśmieszek z jego ślicznej mordki. 
-O, czyż to nie słodkie, Christopher? - Moja mama przechyliła głowę w bok, złączając ręce.
-Do porzygu. - Zironizował mój tata, przewracając oczami i spytał: -A co masz do powiedzenia, w sprawie tej nocy po koncercie?
-Oj, Chris, daj spokój. - Skarciła go moja mama, po czym znów wlepiła w nas wzrok.
-Nie, dajmy się chłopakowi wypowiedzieć. - Dodał mój tata, dokładnie przyglądając się Justinowi, na co buźka chłopaka znacznie zbladła. Haha, 1:0, sukinsynie.
-Wie pan. Zaprosiłem ją do siebie z zamiarem zjedzenia kolacji, nic więcej. Po prostu pod wpływem emocji wyciągnąłem wino, no i zaczęliśmy tańczyć, śmiać się, wygłupiać, zrobiło się trochę romantyczniej i jakoś tak się stało, że no...wie pan. - Oznajmił Justin spokojnym tonem, a mi po prostu zrobiło się głupio przed własnymi rodzicami. Moja wersja była dramatyczna, a jego taka...normalna. Chyba nigdy nie byłam w tak niezręcznej sytuacji, jak teraz. Beznadzieja.
-No tak, ale nie wiem czy zdajesz sobie sprawę z tego, że Jennifer jest niepełnoletnia. - Odparł mój tata, odstawiając kubek na stolik.
-Ja jestem tego w stu procentach świadom. I naprawdę bardzo państwa przepraszam. - Powiedział smutno i zwrócił się do mnie, ujmując moją dłoń. - Jennifer... W zasadzie to jestem tu po to, by cię przeprosić. Za to co zrobiłem, że upiłem się przy tobie i przede wszystkim, że pozwoliłem TOBIE się upić. I przepraszam, że zrobiłem ci to, co ci zrobiłem, wtedy po prostu ta chwila wydawała się taka magiczna, a teraz dopiero zaczynam rozumieć jaki błąd popełniłem. Przepraszam. Wybaczysz mi? - Spojrzał mi głęboko w oczy, cały czas trzymając mnie za rękę. Cholera, co za dupek. Jak on śmie przychodzić do mojego domu, mówić mi takie rzeczy, kiedy jesteśmy sami i teraz odstawiać taki teatrzyk przed moimi rodzicami. Matko kochana, to jest najbardziej zuchwały człowiek, jakiego znam. Przysięgam, zrobię mu krzywdę przy najbliższej okazji. Wydrapię mu oczy i zdejmę mu z twarzy ten głupi uśmiech. Jego piękne, czekoladowe oczy i słodki, ujmujący uśmiech... Boże, co jest ze mną nie tak? Jennifer, ogarnij się. Odpowiedz, żeby się pieprzył. Tak. Nawrzeszcz na niego przy rodzicach. Zrób to. No wykrzycz mu prosto w twarz jaki jest i jak bardzo cię rani.
-Okej... - Wydusiłam z siebie wreszcie i złapałam go za drugą dłoń. -To nie jest twoja wina. Gdybym miała swój mózg, to nie wzięłabym alkoholu i to nie do niego powinieneś mieć pretensję, tylko do mnie. - Zwróciłam się do taty, kontynuując: -On nie jest moim stróżem, czy Bóg wie kim, żeby mnie kontrolować. Sam ma już prawie 19 lat i ma swoje życie do ogarnięcia. I Justin... - Ponownie obróciłam się do chłopaka. -Wybaczę ci, bo nie mam cię za co winić. To ja przepraszam, że robię tyle zamieszania w twoim trudnym życiu. - Przytuliłam go mocno i pogładziłam po włosach. Cholera. Cholera. Kurwa. Merde. Do diabła. Co ja właśnie zrobiłam? Co ja właśnie powiedziałam? Kurwaaaaa. On teraz nie da mi spokoju. Nieee... Nie tylko on, ale i moi rodzice. Jezus Maria, muszę to odkręcić. Jestem w gównie. Gównie, śmierdzącym na odległość stu kilometrów. Muszę się z tego jak najprędzej wywinąć, albo zginę.
-Justin, nie jest ci ciężko łączyć kariery i spotkań z Jennifer? Ten incydent chyba znacznie namieszał ci w życiu. - Zwróciła się moja mama do szatyna, na co on z powrotem usiadł kilka centymetrów ode mnie, obejmując mnie w talii. Cholera. Jak on nie zabierze ze mnie łapy do dostanie w twarz, kiedy tylko będziemy sami. Już raz go uderzyłam, więc tym razem też nie będę miała oporów.
-Nie jest łatwo, ale daję radę. Postaram się poświęcić Jen jak najwięcej czasu... 
-Mamo, ja idę na górę. - Przerwałam Justinowi, wstając, doszłam do schodów, odwróciłam się i dodałam: -Justin, będę na ciebie czekać. - Obkręciłam się i udałam do swojego pokoju.
-Naprawdę miło się z państwem rozmawiało, ale teraz jeśli można to pójdę za Jennifer. - Usłyszałam, kiedy wchodziłam do pokoju.
*Oczami Justina*
Pożegnałem się z rodzicami Jen i czym prędzej pognałem na górę. Otworzyłem drzwi od jej pokoju i zostałem przywitany soczystym liściem w policzek.


                                                                                                                  

a więc pierwsza rzecz. przepraszam, że tak długo zajęło mi dodanie tego rozdziału. wiecie, koncert, szlaban i w ogóle. ale mam nadzieję, że Wam się spodoba. macie bilety na koncert, wybieracie się? :)
druga rzecz, proszę Was o odwiedzanie i komentowanie mojego nowego bloga, chcę wiedzieć, że mam go dla kogo pisać. http://180degreez.blogspot.com :c
kocham Was i pod tym postem komentarze też mile widziane. <3.

jeszcze raz przepraszam, że tak długo. :*
do następnego rozdziału. <3.

sobota, 16 marca 2013

ROZDZIAŁ 8.


-Tak?
-Dlaczego napisałeś piosenkę o żółtym płaszczu przeciwdeszczowym? - Zadałam pytanie z jeszcze większą powagą. Justin zaśmiał się i stanął w miejscu.
-O czym ty mówisz?
-No... Zakładam mój przeciwdeszczowy płaszcz, żółty płaszcz, kochanie, to zabija mnie, by walczyć. Co ma walka do żółtego płaszcza? Ty jesteś naprawdę popieprzony. - Odparłam, patrząc na niego uważnie.
-To nie jest piosenka o płaszczu, Jennifer. - Uśmiechnął się, łapiąc mnie za ręce.
-A o czym jest? Przecież nawet ma taki tytuł. Żółty przeciwdeszczowy płaszcz. Nie bez powodu się tak nazywa. Wiesz, na początku myślałam, że chodzi o ten płaszcz co kupiłeś swojej siostrzyczce, Jazzy, podczas wywiadu z Oprah...
-Oglądałaś to? - Przerwał mi, patrząc się na mnie jak na idiotkę.
-No co? Chciałam się czegoś dowiedzieć o człowieku, z którym się przespałam. - Powiedziałam obojętnie, na co on tylko się zaśmiał. Haha, bardzo śmieszne. Boki zrywać.
-Wiesz, ja zakładam ten płaszcz i jestem suchy... Nie walczę z deszczem. - Odrzekł, patrząc w moje oczy. Co z nim do cholery było nie tak? Nie no, za często powtarzam to słowo.
-Zamknij się, Bieber. - Rzuciłam, przewracając oczami. Znowu.
-Dlaczego? - Spytał zdziwiony, jednakże uśmiech nie schodził z jego twarzy.
-Bo jesteś strasznie sztuczny. - Oznajmiłam dumnie.
-Sztuczny...? - Na jego idealnej mordce wciąż widniał uśmiech.
-Tak. Jesteś cholernie sztuczny. Wydaje mi się, że szczerzyłbyś tę mordę, nawet jakbym ci przywaliła. - Odparłam, również się uśmiechając.
-Intrygujesz mnie. Jesteś taka cholernie trudna do rozgryzienia.
-A kto ci każe mnie rozgryzać? - Syknęłam z wyrzutem, starając się nie wytrącić samej siebie z równowagi. Dlaczego on tak na mnie działał?
-Ty. Dobra, dość tej rozmowy. Chodźmy. - Dodał i ponownie pociągnął mnie za sobą. Ja westchnęłam tylko i ruszyłam za nim.
W pewnej chwili zatrzymaliśmy się przed jakimiś drzewami, a Justin stanął za mną i zakrył mi rękami oczy.
-Co ty robisz, idioto? - Warknęłam podirytowana i chwyciłam jego dłonie. Niestety, zostały na moich oczach.
-Bądź przez chwilę cicho i rób o co proszę. - Szepnął mi Justin we włosy, a mnie momentalnie przeszedł dreszcz. Popchnął mnie delikatnie i powoli ruszyliśmy razem do przodu. Szliśmy tak przez jakiś czas, po czym chłopak zabrał dłonie z mojej twarzy. Moim oczom ukazała się piękna plaża, przyozdobiona kilkoma lampami, stojącymi tuż przy kamieniach.
-Łał... - Szepnęłam do siebie, robiąc kilka niepewnych kroków w przód. Fale odbijały się o skały, a delikatny szum wody w jednej chwili ukoił wszystkie moje nerwy.
-Niesamowite. - Powiedziałam cicho, idąc jeszcze kilka kroków do przodu.
-Tylko w nocy. - Odparł Justin, tym samym przypominając mi o swojej obecności.
-Co? - Spytałam krótko, odwracając się w jego stronę.
-Powiedziałem, że tylko w nocy to wygląda tak niesamowicie. - Odpowiedział, podchodząc nieco bliżej mnie.
-Dlaczego?
-Nie wiem. To po prostu jedynie w nocy ma swój urok, a w ciągu dnia staje się jedną ze zwyczajnych, przeludnionych plaży Kalifornii. - Odrzekł, wpatrując się w ocean.
-Jesteś piękny. - Przeklęłam się, kiedy uświadomiłam sobie, że powiedziałam to na głos.
-Widzisz... Naprawdę ma swój urok. - Odparł nieco smutniejszym tonem i spuścił głowę w dół.
-Dlaczego teraz taki jesteś? - Spytałam, podchodząc bliżej niego.
-Jaki? - Podniósł głowę, patrząc na mnie zdziwiony.
-Naturalny. Prawdziwy. Nie grasz tego gnojka, podrywacza, którym jesteś na codzień. Twoja maska zleciała i widzę, że jesteś w zupełności świadomy tego co robisz, mówisz. Nie jesteś tym dupkiem, którego poznałam po koncercie. Jesteś...sobą? - Stwierdziłam, zamieniając ostatnie słowo w pytanie.
-Sam nie wiem kim jestem. Ale przy tobie... Przy tobie jestem tylko i wyłącznie sobą. Wiesz, nawet nie potrafię tego racjonalnie wytłumaczyć. - Zaśmiał się, ponownie wbijając wzrok w piach.
-Więc spróbujmy to odkryć. - Odparłam, kładąc dłoń na jego ramieniu.
-To nie jest takie proste, Jennifer... Ja nadal jestem gwiazdą, a ty zwykłą dziewczyną. - Oznajmił smutno, a mnie momentalnie zrobiło się ciężej na sercu.
-Zwykłą dziewczyną? To po cholerę się fatygowałeś? Przyszedłeś do mnie w nocy i zabrałeś w to cholerne miejsce? Czym ty próbujesz do cholery jasnej być!? Kogo ty grasz!? Bo nie wychodzi ci ani bycie chujem, ani cholernym romantykiem. - Krzyknęłam i odbiegłam w stronę oceanu. Brawo, Jennifer. Użyłaś słowa 'cholera' trzy razy podczas jednej wypowiedzi. Mistrzyni.
Zatrzymałam się przy jednej ze skał i usiadłam przodem do wody. Co ten chłopak ze mną robił... Ale może każda głupia faneczka tak na niego reagowała? Na pewno. Po prostu był Justinem Bieberem. Phi... Nagle usłyszałam szelest piasku za sobą i nawet się nie odwracając powiedziałam:
-Skąd wytrzasnąłeś mój numer i przede wszystkim nowy adres?
-Wiesz... Jestem Justin Bieber. Apel w MTV pomógł, na twitterze napisałaś, że przeprowadzasz się do Hollywood... Scooter trochę mi pomógł. No i dostałem. A jakąś godzinę później byłem już pod twoim domem.
-Musi ci na mnie bardzo zależeć... - Odparłam smutno, wciąż patrząc się przed siebie.
-Teraz próbujesz mnie w coś wkręcić? - Zaśmiał się cicho, ale kiedy w odpowiedzi ode mnie otrzymał tylko ciszę, westchnął cicho. Zawtórowałam mu tym samym.
-Twoją dziewczyną jest Selena. - Ponownie się zaśmiał, na co odwróciłam się w jego stronę, patrząc na niego pytającym wzrokiem.
-Tak, miałem też romans z Rihanną i Nicki Minaj. - Znowu się zaśmiał. Śmiechowy chłopak. -Nie byłem z Seleną. Pocałowaliśmy się kilka razy przy ludziach... I tyle. Poudawaliśmy przez rok, że jesteśmy w sobie ciężko zakochani, że nam na sobie zależy i w końcu dostaliśmy długo wyczekiwane wolne od siebie. Ta dziewczyna irytowała mnie bardziej niż...nie wiem co. Po prostu była jak wrzód na dupie. Wkurzało mnie w niej to, że grała taką niewinną idiotkę, a tak naprawdę była wredną suką. Jest wredną suką i nigdy się nie zmieni. - Oznajmił sucho, siadając obok mnie. Dobra. Jego słowa troszeczkę mnie zdziwiły... Mówić tak o Selenie Gomez? No niedorzeczne. Ha. 1:0 suko.
-Dlatego razem ze Scooterem, obmyśliliście sobie nowy plan? - Burknęłam z wyrzutem, odwracając się do niego.
-Hę? - Skrzywił się.
-Teraz ja jestem celem. Ze mną będziesz się spotykał, robiąc z tego wielką furorę, po czym, kiedy wszystko ucichnie, zerwiesz ze mną przy mediach i publiczności. Świetny pomysł. - Syknęłam, wstając i idąc w stronę brzegu oceanu. -Ale ci się nie dam. Bo nie chcę z tobą być. Nie dam się takiemu sukinsynowi, jak ty. - Dodałam jeszcze wredniejszym tonem, zdjęłam buty i weszłam powoli do wody, tak, by nie zamoczyć nóg powyżej kostek.
Już po chwili poczułam dłonie Justina na swojej talii i jego głowę na moim ramieniu.
-Spieprzaj. - Fuknęłam smutno, wpatrując się w jakiś martwy punk na wodzie.
-Nie bądź taka niedostępna. - Szepnął mi we włosy, odgarniając je na jedną stronę.
-A ty taki nachalny. - Odpowiedziałam, lekko wzdychając.
-Proszę... - Ponownie szepnął, tym razem centralnie do mojego ucha. Jego cichy szept delikatnie rozbrzmiał w mojej głowie, moje serce momentalnie przyśpieszyło, a nogi zamieniły się w galaretę.
-Przestań mi to robić. - Burknęłam, odsuwając się trochę od niego i odwróciłam się przodem w jego stronę.
-Co ci robić? - Spytał szatyn, bacznie mi się przyglądając. Ugh, jakby naprawdę nie wiedział o czym mówię.
-Czarować mnie. Sprawiać, że tracę nad sobą kontrolę i wtedy ty ją zyskujesz. Przestań to robić. Justin, nie jeden chłopak mnie zranił, ale kiedyś jeden zrobił to bardzo mocno. A ty teraz sprawiasz, że zaczynam ci bezgranicznie ufać, choć tak naprawdę nie wiem kim jesteś. Przestań mnie w sobie rozkochiwać, wykorzystywać moją naiwność. Przestań, bo wiem, że mnie zranisz, bo wiem, że nie będziesz z kimś takim jak ja, bo jestem...jestem tylko zwykłą dziewczyną, która nie może ci nic zapewnić. Żadnej rozrywki. Zaliczyłeś mnie już, więc może po prostu odejdź, zostaw mnie i zapomnijmy o sobie, bo tak będzie lepiej, nie sądzisz? - Powiedziałam marnym tonem, na co on przysunął się do mnie i mocno mnie do siebie przytulił. Tak. Tak po prostu mnie do siebie przytulił. I cały mój monolog poszedł się pieprzyć. CHOLERA.
-Nie mógłbym o tobie zapomnieć. I nie zaliczyłem cię, Jennifer. Może i to nie był pełen uczuć romantyczny seks, ale nie za-li-czy-łem cię. Nie odejdę teraz. Za bardzo mnie do siebie przyciągasz. Jak jakiś magnes. I wiesz... Nie jesteś zwykłą dziewczyną. Ja wcześniej nie miałem tego na myśli. Jesteś niesamowitą osobą. Najcudowniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek poznałem. Jesteś moją niezwykłą Jennifer, która czaruje mnie każdym najmniejszym gestem. Jesteś taka delikatna i zarazem ostra... Kiedy się złościsz, chwilami zaczynam się bać, że zaraz możesz po prostu odejść. A nie chciałbym tego. Za bardzo cię polubiłem, żeby dać ci odejść. - Zwrócił się do mnie, ujmując moją twarz w dłonie i patrząc mi głęboko w oczy. Złapałam jego dłonie i zsunęłam ze swojej twarzy.
-Pocałuj mnie. - Powiedziałam pewnym tonem. -Tak, wiem. Powtarzam się. Ale zrób to, o co proszę, jeżeli chcesz mnie zatrzymać przy sobie. - Dodałam, nie spuszczając wzroku z jego cudownie czekoladowych oczu. Justin tylko uśmiechnął się pod nosem i zbliżył do siebie nasze twarze.
-Co ty ze mną robisz... - Szepnął, złączając nasze usta w romantycznym pocałunku. Po chwili pogłębiłam go, przejeżdżając językiem po jego dolnej wardze. Poczułam jak się uśmiecha i delikatnie wpycha mi swój język do ust, dokładnie przejeżdżając po moich zębach i podniebieniu. Stado motyli w moim brzuchu coraz bardziej się powiększało, a serce przyspieszyło do jakichś stu uderzeń na minutę. Nasze języki toczyły swoją własną wojnę, ale dłonie Justina o dziwo spoczywały nieruchomo po obu stronach mojej talii. Ja swoimi dłońmi delikatnie mierzwiłam włosy chłopaka, masując przy tym opuszkami palców jego głowę.
Pocałunek trwał jeszcze jakiś czas, po czym Justin ujął moją twarz w dłonie i powoli, ale stanowczo nas od siebie odsunął.
-Jesteś cudowna. - Szepnął i cmoknął mnie w czoło. Uśmiechnęłam się mimowoli i złapałam go za rękę.
-Przejdźmy się po plaży. - Odparłam, zabrałam jedną ręką swoje buty i razem ruszyliśmy wzdłuż brzegu. Letnia woda oceanu delikatnie oplatała moje stopy.
-Mówiłem ci już, że pięknie dziś wyglądasz? - Spytał Justin i oplótł nasze ręce wokół mojej talii.
-Nie. - Odpowiedziałam, łobuzersko się uśmiechając.
-A więc... Jennifer Caroline Stewart. - Zatrzymał się i odwrócił mnie przodem do siebie. -Wyglądasz dziś oszałamiająco pięknie. - Dodał, na co oboje wybuchliśmy śmiechem. Chłopak chwycił mnie mocno w talii, podniósł do góry i obkręcił dookoła.
-Puść mnie, głupku! - Krzyknęłam, próbując się wyrwać. Niestety nie mogłam się powstrzymać i jeszcze bardziej zaczęłam się śmiać. -Puuuuuuść! - Pisnęłam i walnęłam go w ramię. Przestał mną kręcić, udał, że się nad czymś zastanawia i spytał:
-A co dostanę, jeśli cię puszczę?
-Przekonasz się, jeżeli to zrobisz. - Oznajmiłam, szczerząc zęby.
-Jak chcesz. - Wzruszył ramionami i delikatnie rzucił mnie na piasek.
-Nie to miałam na myśli, głupku! - Zaśmiałam się, do końca opadając na ziemię.
-A teraz moja nagroda. - Odparł dumnie i w jednej chwili znalazł się nade mną. Uśmiechnęłam się cwaniacko i przewróciłam nas na drugą stronę tak, że to ja byłam na górze. Musnęłam delikatnie jego usta i podniosłam się, pozostawiając nasze czoła złączone.
-Za co ty chcesz nagrodę? Za rzut mną na piasek? - Zakpiłam, nadal cwaniacko się uśmiechając, wstałam, chwyciłam swoje buty i zaczęłam uciekać. Niestety potknęłam się, Justin dorwał mnie w ostatnim momencie i oboje opadliśmy razem na piasek.
-Jak widać tutaj nasze miejsce. - Stwierdził poważnie.
-A idź do diabła! - Walnęłam go w ramię i odwróciłam się w przeciwną stronę. Westchnęłam cicho i przymknęłam oczy.
-Co jest? - Spytał Justin, a w jego głosie można było wyczuć troskę.
-Nic, po prostu jestem już zmęczona. - Westchnęłam ponownie i podniosłam się do pozycji siedzącej.
-Powinnam być w domu. Nawet nie wiem, która jest godzina i, szczerze mówiąc, boję się sprawdzić. - Odparłam zmęczonym głosem.
-Spokojnie, mam wszystko pod kontrolą. - Zapewnił Justin, gładząc mnie delikatnie po ramieniu.
-Nawet mnie... - Dodałam smutnym tonem.
-Hę?
-Nic. Wracajmy już. - Powiedziałam bez emocji, podniosłam się do góry i zaczęłam iść przed siebie. Nie musiałam długo czekać i już po chwili Justin dotrzymał mi kroku.
-Weź to. - Zwrócił się do mnie, zdejmując swoją czarną bluzę. -Na pewno ci zimno. - Dodał, nakładając ubranie na moje ramiona.
-Dziękuję. - Szepnęłam i złapałam go za rękę.
Szliśmy tak w ciszy jakiś czas, kiedy nagle Justin zatrzymał się i delikatnie przyciągnął mnie do siebie, znowu po prostu mnie przytulając.
-Co ty robisz? - Spytałam zdezorientowana i przyciśnięta do jego klatki piersiowej.
-Przytulam cię. Nie czujesz? - Odparł, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
-Jak mogłabym nie czuć... Dlaczego?
-Nie wiem. Nie zadawaj mi takich trudnych pytań. Przytulam cię, bo... Bo chcę cię przytulić. Bo moje serce, umysł i cała reszta moich narządów mówi mi, żebym cię przytulił. Po prostu polubiłem cię przytulać. Rozumiesz? - Odpowiedział tak po prostu.
-Nie no, spoko. - Odburknęłam, starając się zatracić w tej chwili, ale Justin brutalnie (bardzo lekko, ale w tym momencie to było dla mnie baaardzo brutalne) odsunął mnie od siebie.
-Idziemy. - Oznajmił, oblizując usta i ruszył w stronę samochodu.
*
Siedzieliśmy w aucie, jadąc przed siebie, a drogę oświetlały nam jedynie światła pojazdu. Nie wiem dlaczego, ale jakoś niedobrze robiło mi się, kiedy patrzyłam na przestrzeń przed nami. W sumie to nawet nie miałam pojęcia, gdzie się w danej chwili znajdowaliśmy. Brr. Aż dostałam dreszczy.
-Spokojnie. Ze mną jesteś bezpieczna. - Zapewnił Justin, ewidentnie wyczuwając mój strach. Cholera. Ten chłopak albo czytał mi w myślach, albo to ja byłam aż tak czytelna.
-Tak. - Przytaknęłam, spuszczając głowę w dół.
-Jesteś bardzo zmęczona, prawda? - Zwrócił się do mnie szatyn, uśmiechając się szczerze.
-Dziwisz mi się? - Odwzajemniłam uśmiech. - Obudziłeś mnie wczoraj po trzeciej w nocy, zasnęliśmy gdzieś po czwartej, pobudkę zrobiłam sobie o szóstej, potem o północy wyrwałeś mnie z domu. I jesteśmy w aucie na jakimś zadupiu - Wtedy spojrzałam na zegarek i kontynuowałam swoje gadanie. - o 2 w nocy. Jestem naprawdę bardzo zmęczona. - Dodałam i oparłam głowę o szybę.
-Nie jesteśmy na zadupiu, tylko pod twoim domem, słońce. - Oznajmił Justin i oparł się na podłokietniku, czekając na moją reakcję.
-Okej. A więc... Zmykam do siebie. Dziękuję za wieczór. - Cmoknęłam go delikatnie w usta i otworzyłam drzwi od auta.
-Mogę wysiąść i popatrzeć jak wchodzisz na górę? Proooszę. - Spytał Justin, robiąc oczy szczeniaczka.
-Pieprz się. - Rzuciłam i na odchodnym mrugnęłam do niego. Co za dzieciak.
Stanęłam w ogrodzie, patrząc na mój taras. Było widać kawałek mojego pokoju przez przeszkloną ścianę, więc zdołałam zauważyć, że świeci się w nim światło. Cholera. To oznaczało tylko i wyłącznie kłopoty. Bo nieważne czy była to Maddie, czy moi rodzice, czekała mnie niezła awantura.
Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam wspinać się po wystających kawałkach ściany. Moje serce momentalnie się uspokoiło, kiedy znalazłam się bezpieczna na daszku przybudówki. Złapałam się barierki i sprawnie wskoczyłam na górę, jednocześnie przeskakując ją. Spojrzałam przez szybę i zobaczyłam moją przyjaciółkę w piżamie, siedzącą na łóżku tyłem do okna. Miała słuchawki w uszach, przez co mogłam spokojnie wejść do środka. Zrobiłam to i rzuciłam się na Madds od tyłu. Cholera. Chyba wzięła mnie za jakiegoś zabójcę, albo złodzieja, bo walnęła mnie z całej siły w brzuch, przez co spadłam na ziemię.
-O boże, Jenny przepraszam. - Pisnęła, wyjmując słuchawki z uszu. -Nic ci nie jest?
-Nie. Tu na ziemi jest dość wygodnie. Chcesz się przekonać? - Zwróciłam się do niej i pociągnęłam ją do siebie. Poległa tuż obok mnie. Hehe, przyjaciółko. 1:0. Ona tylko przytuliła się do mnie i szepnęła:
-Martwiłam się o ciebie.
-Dobra, Madds, gadaj, co ten Ryan ci dał. - Powiedziałam poważnie, podpierając się na łokciach.
-Buziaka... - Odparła przesłodzonym głosem i zachichotała jak pusta idiotka. Którą w sumie jest.
-Aha, okej... A więc... Co takiego robiliście, gdzie cię zabrał? - Spytałam, przechylając głowę na bok.
-Na plac zabaw... - Westchnęła słodko.
-Pieprzysz.
-Jeszcze nie, ale było blisko. - Oznajmiła nieco poważniej. Najwyraźniej wzięła moje 'pieprzysz' dosłownie.
-Czyli... Chcesz mi powiedzieć, że zabrał cię na plac zabaw, gdzie prawie się pieprzyliście? - Spytałam, cwaniackim tonem.
-Owwwww, daruj mi! On jest taki słodki. - Pisnęła moja przyjaciółka i walnęła się na łóżku.
-Okej, nie mam pytań. - Podniosłam ręce do góry w geście obrony. -Dobra, przebiorę się w piżamę i idziemy w kimę, bo jest już prawie trzecia. - Odparłam, patrząc na zegarek wiszący na ścianie.
Przebrałam się w jakieś luźne ciuchy, zgasiłam główne światło, usiadłam na łóżku i wzięłam do ręki swojego iPhona. 1 nowa wiadomość.

Bieber
Masz fajny tyłek. Szczególnie jak wspinasz się po ścianie. B]

                                                                                                                  

macie rozdział. :D
przepraszam za jakiekolwiek błędy, nie zdążyłam go nawet przejrzeć..
proszę o polecanie bloga, komentarze i te inne. sprawia mi to naprawdę dużo radości. :)
zapraszam również na swój drugi blog: http://180degreez.blogspot.com/
będę bardzo wdzięczna za wszelkie komentarze i opinie o bohaterach, prologu, zwiastunie, czy zakładce Inspiracje, nawet na ask.fm. :)
dopiero rozkręcam tego bloga, więc pierwszy rozdział pojawi się za jakiś czas.
dziękuję Wam za komentarze pod poprzednim postem. kocham Was. <3.

środa, 13 marca 2013

ROZDZIAŁ 7.


-Słucham? - Spytał, lekko marszcząc brwi.
-Ty jesteś głuchy? Czy po prostu lubisz, jak się powtarzam? - Spytałam nieco ironicznie, odwracając się tyłem do niego i wróciłam na łóżko.
Nagle Justin podszedł i przykucnął naprzeciw mnie, kładąc dłonie na moich kolanach.
-Bardzo lubię, kiedy się powtarzasz. Lubię też, kiedy się złościsz. Jesteś wtedy taaaka słodka. - Powiedział szatyn, a ja spuściłam głowę, przygryzając dolną wargę i starając się ukryć emocje.
-Uwielbiam cię. - Zaśmiał się i podniósł mój podbródek do góry. Przez chwilę byliśmy tak nieruchomo, patrząc się sobie nawzajem w oczy, ale Justin delikatnie się do mnie przybliżył, złączając nasze usta w krótkim pocałunku.
-Okej. Tyle mi wystarczy. A teraz sobie idź. - Zaśmiałam się i odepchnęłam go lekko.
-Jesteś gorsza niż ja. - Odparł Bieber, wstając i odchodząc na taras.
-Co masz na myśli? - Rzuciłam, udając się za nim.
-Do zobaczenia. - Odwrócił się ostatni raz, przeskoczył przez barierkę i zeszkoczył na daszek przybudówki.
Westchnęłam i poczułam jak mój żołądek daje o sobie znać. Przekręciłam klucz w drzwiach i zeszłam na dół zrobić sobie coś na śniadanie. 
Świetnie. Nie ma nawet 8, znów nie będę miała co robić przez cały dzień. - Pomyślałam do siebie, smażąc jajko na bekonie. 
Gdy skończyłam przygotowywać jedzenie, usiadłam przed telewizorem i zaczęłam je konsumować. Taaak. Rozkoszowałam się właśnie Amerykańskim śniadaniem. Mmm. Idealnie. Skakałam po kanałach, kończąc swój posiłek. Wyłączyłam telewizor, odłożyłam brudne naczynia do zmywarki i udałam się z powrotem do pokoju. 
*
Leżałam na łóżku, wgapiając się bezmyślnie w sufit. Chwyciłam telefon do ręki i zadzwoniłam do Madds, nawet nie patrząc na godzinę.
-Hej, Jenny. Co tam? - Przywitała mnie entuzjastycznym tonem, co nie powiem, zdziwiło mnie, bo Maddie zwykle śpi co najmniej do 12, a na pewno było przed.
-Em... Wpadniesz do mnie? - Spytałam zdziwiona.
-Jasne. Za moment będę. - Odpowiedziała, a ja udałam się na dół, bo u niej ZA MOMENT, to ZA MOMENT. Chwilę później usłyszałam z salonu pukanie do drzwi. Mądra Maddie. Wiedziała, że rodzice śpią i nie zadzwoniła dzwonkiem. Otworzyłam drzwi i wpuściłam dziewczynę do środka.
-Dlaczego tak wcześnie wstałaś? - Zwróciła się do mnie przyjaciółka, kiedy szłyśmy do mojego pokoju. Cholera, miałam zadać jej to samo pytanie, ale uprzedziła mnie. No to zaraz się zacznie...
-Em... Wiesz... Musiałam się wcześnie obudzić. - Odparłam niepewnie, siadając na łóżku.
-To znaczy? - Spytała zaciekawiona, siadając tuż obok mnie.
-No... Uh, Justin u mnie był. - Odpowiedziałam z wyrzutem i podeszłam do okna.
-Co!? - Krzyknęła Maddie, podchodząc do mnie.
-Oj, nie krzycz. Przyszedł do mnie w nocy i walnął mi swój jakiś durny monolog, którego zapewne wcześniej nauczył się na pamięć, no i zmiękłam. Był taki czarujący... Popieprzył jeszcze trochę i poszliśmy spać.
-Zaczekaj... Znowu z nim to zrobiłaś!? - Wrzasnęła, stając przede mną.
-Nie, Madds, nie zrobiłam z nim TEGO. Po prostu położył się obok mnie, ja wtuliłam się w niego i tak usnęliśmy. Do NICZEGO nie doszło. - Powiedziałam, akcentując co poniektóre słowa.
-Matko... Skąd on w ogóle wytrzasnął twój adres!? Ten chłopak jest nieobliczalny. Nie uciekniemy od niego. Ale spokojnie. Masz mnie, moją i swoją rodzinę. Poradzimy sobie. - Powiedziała troskliwie Maddie i położyła dłoń na moim ramieniu.
-Madds, ja nie chcę przed nim uciekać. Zaczarował mnie wczoraj i... Nie wiem dlaczego, ale mnie pociąga. I mam wrażenie, że ja pociągam jego. Patrzy się na mnie takim wzrokiem... Powiedział, że mnie uwielbia, kiedy jego oczy tkwiły w moich. On nie kłamie, Maddie. On musi coś do mnie czuć. Nie jest chyba aż tak dobrym aktorem... - Odparłam, po czym wyszłam na taras.
-Co? Dziewczyno, ty się słyszysz? On cię wykorzystał, nie pamiętasz? Zamienił twoje życie w piekło! Jest cholernym gnojkiem, o czym obie doskonale wiemy! - Krzyknęła moja przyjaciółka, wychodząc na zewnątrz za mną.
-Nic o nim nie wiesz... - Rzuciłam smutno, patrząc na panoramę LA.
-Co on z tobą zrobił Jen? Jeszcze wczoraj do nienawidziłaś, a teraz mówisz o nim, jak o jakimś Romeo. - Powiedziała dziewczyna, stając obok mnie i opierając się o barierkę.
-Jakaś część mnie nadal go nienawidzi, okej? I tak będzie zawsze. Ale on ma w sobie coś takiego... Poza tym, gdyby chciał mnie wykorzystać, to zrobiłby to wczoraj! Miał idealną okazję, bo byłam w ekstazie. Tylko i wyłącznie przez niego. Przez jego słowa i jeden mały, delikatny dotyk. Dlaczego miałabym nie być z kimś, kto tak bardzo mnie uszczęśliwia? - Odrzekłam, skupiając swój wzrok na niej.
-Słucham? Być z nim? Żartujesz sobie? Myślisz, że mogłabyś z nim być?
-Dlaczego nie?
-Dziewczyno, to jest najpopularniejszy chłopak na świecie. Na pewno nie odkryłby związku z jakąś przypadkową dziewczyną. Poza tym... Czy on nie jest z Seleną? Takich związków domaga się Hollywood. Nie jakichś beznadziejnych związków z przypadkowymi laskami. Pogódź się z tym. Wiem, że te słowa cię ranią, ale taka jest prawda, Jen. On nie żyje w tym samym świecie, co ty, skarbie. On jest gwiazdą. Flesze, kamery, mikrofony... Ty miałaś dość po niecałym tygodniu. A on się z tym zmaga codziennie. W dodatku... Skąd wiesz, że to nie jest jego kolejny przekręt? Że nie wymyślili sobie ze Scooterem całego planu? Zdajesz sobie sprawę z tego, jaka to sensacja? Justin Bieber, spotykający się z One Less Lonely Girl. Cały świat o tym mówi i chce więcej. Prasa, internet, całe media chcą więcej, Jen! On sam chce więcej. Przepraszam, kocie, ale taka jest prawda i nie uciekniesz przed tym, więc proszę... Przestań żyć w bajce i wróć do normalnego świata. - Powiedziała smutno Maddie, po czym mocno mnie przytuliła. Cholera... Te słowa sprawiły mi niewiarygodny ból, ale... Ona chyba miała rację. Jak mogłam być tak głupia, żeby zaufać osobie, jaką jest Justin.
*
Razem z Madds siedziałyśmy na pufach po ciemku i oglądałyśmy jakiś horror na laptopie.
Nagle mój telefon zadzwonił, a my obie podskoczyłyśmy do góry.
-Cholera. - Jęknęła Maddie, patrząc się na mnie. -Może odbierz...? - Dodała pytającym tonem.
-A, tak. Wypadałoby. - Odparłam, idąc po telefon i podczas drogi zapalając światło. Wzięłam komórkę do ręki. Szlag by to. Bieber.
-Halo? - Burknęłam do telefonu niemiłym tonem.
-To ja. - Oznajmił, a po jego głosie słychać było, że jest radosny.
-Czego chcesz? - Spytałam lekko podirytowana i dodałam: -Znów dzwonisz do mnie w nocy.
-Ale jeszcze nie śpisz. A poza tym, nie ma nawet północy. - Odparł dumnie, czym jeszcze bardziej mnie wkurzył.
-Dobra, przejdź do rzeczy, Bieber. - Warknęłam, siadając na łóżku.
-Spotkamy się, Stewart? 
-Teraz? - Spytałam zdziwiona. Spodobał mi się ten pomysł, miałam okazję wygarnąć mu wszystko przez słowa mojej przyjaciółki.
-Teraz. - Zawtórował mi.
-Zwariowałeś. - Zaśmiałam się do telefonu.
-Nie. A w zasadzie to tak. - Oznajmił, również się śmiejąc.
-Okej, spotkajmy się. Gdzie i za ile? - Powiedziałam dość sucho.
-Na tyłach twojego domu za pół godziny. 
-Cholera, czekaj. - Odparłam, przypominając sobie, że mam Maddie na głowie.
-Tak?
-Przyjaciółka jest u mnie. - Oznajmiłam nieco smutniejszym tonem.
-To nawet lepiej. Tak się składa, że też jestem w obecnej chwili z przyjacielem. - Odrzekł Justin, po czym dodał: -Ubierzcie się ładnie, a my będziemy po was za pół godziny.
-Ale czekaj, gdzie wy nas... - Próbowałam spytać, ale się rozłączył.
Odłożyłam telefon na szafkę, po czym obróciłam się i mój wzrok utkwił na Maddie, która wpatrywała się we mnie jakby przerażona.
-Idziemy z Justinem i jego przyjacielem na podwójną randkę. - Oznajmiłam dziewczynie, uśmiechając się lekko.
-Co? Odbiło ci. Nie. Ty jednak jesteś chora. - Odpowiedziała moja przyjaciółka, potrząsając głową.
-Nie odbiło mi i jestem całkowicie zdrowa, a ty pójdziesz ze mną na tę randkę, bo mnie kochasz i wiesz, że czuję coś do Biebera. - Odparłam, podchodząc do niej i podnosząc ją za ręce do góry.
-Nie. Nawet nie mam się w co ubrać. Mam na sobie jakąś bzdurną piżamę i niby miałabym tak teraz wyjść do Justina Biebera i jakiegoś jego kumpla? Nie ma mowy. - Powiedziała dziewczyna, gestukulując teatralnie rękami.
-Z tym nie będzie problemu... - Rzuciłam cwaniackim tonem i pociągnęłam ją za sobą do szafy.
-Wybierz coś sobie, a ja pójdę się ogarnąć. - Oznajmiłam, wyjmując jakieś ciuchy i udałam się do łazienki.
*
Stanęłyśmy na balkonie, trzymając się za ręce.
klik
-Dobra. O tym nie pomyślałaś. - Odparła nerwowo moja przyjaciółka.
-Co masz na myśli? - Spytałam, udając, że nie wiem o co jej chodzi.
-To, że twoi rodzice śpią i musimy wyjść tym zasranym tarasem.
-Oj tam. - Odburknęłam, starając się rozluźnić sytuację.
-Jen, do cholery! Tu jest z 10 metrów. - Syknęła wkurzonym tonem Maddie, odwracając się w moją stronę.
-Okej... Może jest dość wysoko, ale patrz. Przeskakujesz przez barierkę, zaskakujesz na ten daszek, ześlizgujesz się po rurce na następny, hop...i jesteś w ogrodzie. - Oznajmiłam, wzruszając ramionami i zabierając się za zejście na dół.
-Matko... Co ja dla ciebie robię. - Burknęła Maddie i ruszyła za mną.
Dobra. To wcale nie było takie proste. Trzymałyśmy się kawałka ściany, schodząc delikatnie po innej części domu. Niestety w jednej chwili obie straciłyśmy równowagę i jak długie runęłyśmy na ziemię.
-Cholera, Madds, musiałaś się puścić. - Warknęłam do przyjaciółki, po czym opadłam bezsilnie na ziemię. Leżałyśmy bez ruchu, wpatrując się w niebo, kiedy dotarły do nas czyjeś brawa. Wstałyśmy, pomagając sobie nawzajem i ujrzałyśmy uśmiechniętych chłopaków.
-Miłe powitanie. Dobra, to jest Chris, a ja jestem Justin. - Zwrócił się do nas Bieber, po czym oboje podeszli do nas i przywitali się.
-Okej, przejdźmy do sedna. Ryan zabierze gdzieś Maddie, a ja kradnę ciebie, Jennifer. - Oznajmił Justin, objął mnie w talii i pociągnął ze sobą. Obróciłam się do przyjaciółki, puszczając jej pytające spojrzenie, ale ona wzruszyła tylko ramionami i udała się w drugą stronę z kumplem Justina.
-Dobra, co tu się dzieje? - Spytałam, pociągając Justina za rękę, przez co musiał stanąć w miejscu.
-Hej, słońce, nic jej nie będzie, z Ryanem trochę się rozerwie. Nie oddałbym twojej przyjaciółki w przypadkowe ręce. - Odparł, łapiąc moją drugą dłoń i stanął przede mną.
-Cieszę się, że nic jej nie będzie, ale kto pozwolił ci nazwać, mnie słonkiem? - Fuknęłam, wyrywając ręce.
-Twoje zachowanie jest z tym jednoznaczne. - Zaśmiał się, objął mnie w talii i popchnął do przodu. Doszliśmy do czarnego Range Rovera, Bieber otworzył mi drzwi ze strony pasażera, wsiadłam, po czym on sam okrążył auto i wsiadł po drugiej stronie.
-Gdzie ty mnie wieziesz? - Spytałam, po kilku minutach jazdy.
-Boisz się? - Uśmiechnął się szatyn, nawet na mnie nie patrząc.
-Ciebie? Czy ktokolwiek mógłby się ciebie bać? - Zakpiłam, wlepiając wzrok w szybę obok mnie. Na zewnątrz było zupełnie ciemno.
-Chociażby ty. - Odparł lekko zgorzkniałym tonem i gwałtownie zahamował, na co mi nieco skoczyło serce.
-Widzisz. - Dodał, potrząsając lekko głową. Jego włosy chyba pierwszy raz od długiego czasu były bez żelu, bo kilka kosmyków śmiesznie opadło na jego twarz. Zaśmiałam się pod nosem, starając się nie zwrócić na siebie jego uwagi. Nie wyszło...
-Co jest zabawne? Przyznaj, że się przestraszyłaś. - Rzekł dumnie, przejeżdżając palcem po moim policzku. Cholera. Na pewno się czerwienie. No daje sobie rękę obciąć, że moja twarz właśnie przybrała kolor tyłka pawiana. Oh, mózgu Jen, zamknij się.
-Niesamowite... Co ja z tobą robię. - Zaśmiał się Bieber, jadąc dłonią wzdłuż mojego ramienia.
-Nie wiem co ze mną robisz, ale wiem, że jesteś idiotą i przez ciebie moje reszty wiary w ludzkość odpływają. Wraz z twoim każdym debilnym słowem. - Rzuciłam, starając się otrząsnąć. On faktycznie miał nade mną całkowitą kontrolę. Nie żartuję.
-Jesteś strasznie zmienna.
-Mówiłeś to już. - Warknęłam, przewracając teatralnie oczami.
-Strasznie. - Dodał chłopak, wychodząc z auta i trzaskając drzwiami. Co on miał w tej głowie? Bo na pewno nie mózg. W pewnej chwili drzwi z mojej strony otworzyły się, a ja prawie wyleciałam na zewnątrz. Dosłownie w ostatniej chwili złapałam się siedzenia.
-Idziesz ze mną, czy zostajesz w samochodzie? Wiem, że moje jego skórzane wnętrze jest boskie, ale zapewniam cię, że moje jest jeszcze lepsze. - Odparł Bieber, dekorując swoją wypowiedź cwaniackim uśmieszkiem. Ponownie przewróciłam oczami, po czym niechętnie wysiadłam z auta.
-A więc? Gdzie mnie zabierasz? - Spytałam lekkim tonem, kiedy chłopak ciągnął mnie za sobą wzdłuż jakiejś dróżki.
-Nie pytaj, bo ci ulegnę i zepsuję niespodziankę. - Oznajmił nonszalancko, wciąż gdzieś idąc.
-Okej. Ale muszę zadać ci pewne pytanie, które frustruje mnie od jakiegoś czasu... - Rzekłam poważnym tonem.
                                                                                                                  
to opowiadanie z każdym rozdziałem jest coraz sztuczniejsze. -.-
nic.
jeśli czytasz, zostaw po sobie komentarz. dla Ciebie to tylko chwila, a dla mnie milszy dzień. :)

piątek, 8 marca 2013

ROZDZIAŁ 6.


You appear and disappear, appear and disappear..
~
Wygramoliłam się z łóżka i tak jak nakazał nieznajomy wyszłam na balkon. Przetarłam zaspane oczy, kiedy nagle ktoś objął mnie w pasie i pocałował w ramię.
-Co do licha... - Rzuciłam i odwróciłam się w stronę napastnika, z zamiarem przywalenia mu lufy.
Moja ręka zatrzymała się w ostatniej chwili, kiedy zauważyłam, że celuję właśnie pięścią w twarz Biebera.
-A to ty. - Odetchnęłam, przeczesując włosy do tyłu. -O cholera, to ty! - Dodałam, kiedy dotarła do mnie cała sytuacja. Justin nic nie odpowiadał, tylko przyglądał mi się uważnie. Potrząsnęłam głową, myśląc, że to tylko sen. Niestety poczułam jak chłopak mocno mnie do siebie przytula. Cholera. To jednak nie był sen.
Wyszamotałam się z jego uścisku i oddaliłam o kilka kroków w tył.
-Justin, do cholery, co ty tu robisz!? W dodatku o trzeciej w nocy?
-Zdobyłem Twój nowy adres.
-A, świetnie. Ale dlaczego w nocy!?
-Nie mogłem dłużej czekać.
-Nie chcę mieć przez ciebie kolejnych problemów! Reporterzy nie dają mi spokoju przez twoją gadkę w mtv!
-Chciałem żebyś wiedziała...
-Ale czy naprawdę musiałeś robić to przez telewizję!?
-A było jakieś inne wyjście? Co miałem zrobić? Byłem bezsilny.
-Dobra, Bieber. Zamknij się i idź stąd, albo zrzucę cię z mojego zajebistego patio i poznasz panoramę LA własną twarzą. I wtedy już nie będzie taka piękna. - Warknęłam, ziewając przy tym na cały głos.
-Ha! Przyznałaś, że moja twarz jest piękna. - Odparł szatyn, łobuzersko się uśmiechając.
-Ha! Jesteś bezczelny i idź stąd. Nie wiem, czy próbowałeś być romantyczny jak Romeo, wspinając się po tym pieprzonym balkonie, tarasie, nie wiem co to jest, ale muszę cię uświadomić, że ci nie wyszło. - Przewróciłam teatralnie oczami, krzyżując ręce na piersi.
-Daj mi szansę się wytłumaczyć. - Powiedział błagalnym tonem i opadł przede mną na kolana.
-O kurwa... - Jęknęłam do siebie, czym prędzej go podnosząc.
-Dobra, Bieber, masz 5 minut. Wejdź i postaraj się nie zrujnować mi mojego nowego, pięknego życia przez ten czas. - Rzuciłam sucho, wskazując ręką na przejście z tarasu do mojego pokoju. Zamknęłam okno i usiadłam po turecku na łóżku.
-Rozgość się. Łóżko jest spore. - Uśmiechnęłam się sztucznie, podpierając się jedną ręką.
-Postoję... - Odparł niepewnie chłopak, rozglądając się uważnie po pokoju.
-Tik tak, tik tak... - Wydałam z siebie odgłos, który miał przypomnieć tykanie zegara, na co chłopak spojrzał się na mnie i uniósł jedną brew ze zdziwienia. -Nie patrz się na mnie, tylko mów o co chodzi, czas mija, a każda sekunda może być twoją ostatnią, pamiętaj, laluniu.
-Nie chciałem cię skrzywdzić. Ale sam byłem pijany. No i cię przeleciałem i czasu nie cofnę. - Powiedział, trzymając ręce w kieszeniach spodni i spacerował po pokoju. -Teraz uznasz mnie pewnie za totalnego bezczela. No, ale w sumie, jestem nim. I moje serce się tobą bezczelnie oczarowało i nie ma chwili, żeby cię nie pragnęło. Zresztą nie tylko serce. Cały ja za tobą tęsknię, za twoim jakimkolwiek dotykiem. Jesteś taka czarująca, magiczna, tajemnicza... Jakąś częścią siebie mocno mnie nienawidzisz i to mnie intryguje. Nie jesteś moją fanką, ale kiedy podchodzę do ciebie, wariujesz. - Odparł Justin, ściszając nieco ton i przybliżając się do mnie coraz bardziej, aż w końcu usiadł tuż obok mnie. Przerzuciłam wzrok na drugą stronę, przygryzając dolną wargę. Wtedy dotarł do mnie jego zapach. Jego ciepło. Zapach i ciepło jego ciała zmieszane z delikatną wonią męskich perfum, która mimo delikatności przyprawiała mnie o dreszcze.
-Widzisz. Właśnie wariujesz. Właśnie tracisz zmysły. Przygryzasz dolną wargę, spuszczasz wzrok, rumienisz się, twoje serce zaczyna bić szybciej, a oddech staje się płytki. Może pociągasz mnie dlatego, że chcę przejąć nad tobą kontrolę? Chcę kierować tym, kiedy i jak zareagujesz na mnie. A może to, że nawet mój delikatny gest - przejechał opuszkiem palca po moim ramieniu - przyprawia cię o dreszcze. To się czuje, Jennifer. Ja to czuję. Ja czuję, że chcę do ciebie coraz bardziej. I kiedy jesteś obok mnie, odczuwam to samo co ty odczuwasz, kiedy ja jestem w pobliżu. To chyba idealnie, prawda? Moglibyśmy ćwiczyć na sobie kontrolowanie się. - Usiadł za mną i zaczął delikatnie masować mój kark. -Jestem tak cholernie ciekawy ile mógłbym spędzić z tobą czasu i wytrzymać bez...sama wiesz czego. Może wychodzę na bezczela, ale wiedz, że nie jestem taki. Potrafię być naprawdę romantyczny i słodki. A teraz kieruje mną pożądanie. Tak jak w Zmierzchu, kiedy Edward czuł krew Belli, kiedy jej krew była dla niego utrapieniem, narkotykiem, największym pożądaniem. I ja chcę tak jak on wytrzymać, bo chcę pokazać sobie samemu, tobie, wszystkim, że jesteś jedyną taką dziewczyną. Przecież Edward tylko na Bellę reagował tak gwałtownie. - Wziął głęboki wdech i zjechał dłońmi na moją talię. -Jesteś dla mnie jak amfetamina. Im mniejsza dawka ciebie tym gorzej. Tym bardziej cię chcę. Pożądam cię całym sobą i czuję jakbym miał zaraz eksplodować. Ale zakochałem się w tobie. Słyszysz jak mi bije serce? To nie jest przypadek, bo ja słyszę, jak bije twoje... - Szepnął mi we włosy, położył mnie obok siebie i mocno przytulił.
Zamknęłam oczy. Weszłam w błogostan. Ta chwila była idealna. Nie miałam pojęcia jak on to robił, ale sprawiał, że odpływałam, do takiego stopnia... Wtuliłam się mocniej w jego umięśniony tors i odpłynęłam do końca. Nie wiem dlaczego, ale tym razem czułam, że mnie nie skrzywdzi.
*
Otworzyłam delikatnie oczy, a moje serce zabiło mocniej. Ja chyba nigdy nie obudzę się w normalnych warunkach... Obok mnie leżał Bieber. Kiedy zorientowałam się, że moja mama może zaraz wejść do pokoju i zobaczyć mnie z nim w łóżku, stanęłam na baczność. Na szczęście było dopiero kilka minut po 6, a moi rodzice wczoraj pobalowali do późna, więc raczej nie obudzą się wcześniej niż o 12.
-Wstawaj. - Powiedziałam stanowczym tonem i walnęłam Justina poduszką.
-Co jest...? - Wykrzywił się, zakrywając twarz ręką, kiedy uderzyły o nią promienie słoneczne. Tak, właśnie na chama rozsunęłam wszystkie zasłony.
-Powiedziałam, żebyś wstał. Nie udawaj idioty, tylko zrób to, co mówię. A nie, czekaj. - Przyłożyłam dwa palce do czoła, udając, że się nad czymś zastanawiam. -Ty jesteś idiotą.
-I mimo to zasnęłaś wtulona we mnie. - Odparł, robiąc ten swój cwaniacki uśmiech.
-Uh... Bo byłam zmęczona, ledwo świadoma tego co się dzieje... Zresztą. To nie jest istotne. Idę się teraz wykąpać, a jak wrócę, to ma cię tu nie być, albo zginiesz marnie. - Powiedziałam, starając się zabrzmieć groźnie, wyjęłam z szafy ubrania i udałam się do łazienki.
Po kąpieli umalowałam się, ubrałam i ułożyłam włosy.
klik
Wyszłam z łazienki i co ujrzałam? Tego kretyna siedzącego na łóżku.
-Nieźle. - Rzucił, kiedy jego oczy utkwiły we mnie. Przeleciał mnie wzrokiem od góry do dołu i oblizał usta.
-Mówił ci ktoś, że jesteś obrzydliwy? Po co ja pytam, na pewno. Poza tym... Miałeś sobie iść. - Powiedziałam, stając przed nim i krzyżując ręce na piersi.
-Ja tego nie powiedziałem. - Odpowiedział, przechylając głowę w bok.
-Ale ja to do jasnej cholery powiedziałam, więc spieprzaj stąd. To mój dom, zaraz obudzą się moi rodzice i wtedy będzie źle nie tylko z tobą, ale i ze mną. - Syknęłam z wyrzutem, podchodząc do drzwi i zamykając je na klucz, w razie gdyby mamie po przebudzeniu zachciało się sprawdzić co u mnie.
-Nie bądź taka agresywna. Mogę wyjść. - Odparł, podchodząc do mnie.
-No więc idź. Wypad, do widzenia, siema, nara, adios, au revoir, bon voyage. - Warknęłam, wskazując ręką na wyjście na balkon.
-Pójdę... Pod jednym warunkiem. - Uśmiechnął się łobuzersko Bieber i złapał mnie za rękę. Szybko wyrwałam dłoń i rzuciłam:
-Czego chcesz?
-Żebyś ze mną gdzieś wyszła. - Oznajmił dumnie, nadal się uśmiechając. Westchnęłam ciężko, po czym poszłam po swój telefon i usiadłam na łóżku. Zapisałam sobie jego numer, a on opadł tuż obok mnie.
-Jesteś niemożliwy. - Odparłam, czując, jak zapach jego perfum powoli dociera do mojego nosa.
-Czyżby? - Zwrócił się do mnie, kładąc głowę na moim ramieniu.
-A idź... - Rzuciłam, odpychając go delikatnie. Nie wiem dlaczego, ale złość na niego minęła, a moje policzki na sto procent oblewał rumieniec.
-Okej. Idę, narka. - Powiedział i wstał z łóżka, udając się w stronę przeszklonej ściany.
-Poczekaj! - Krzyknęłam za nim, również wstając.
-Tak? - Justin obrócił się na pięcie, a na jego twarzy widniał cwaniacki uśmiech.
-Pocałuj mnie. - Rzuciłam poważnym tonem, uważnie go obserwując.
                                                                                                                  
przepraszam, że tak długo, ale miałam problemy z internetem. :<
a co do poprzedniego rozdziału.
dziękuję Wam bardzo za te komentarze. <3.
może i było ich zaledwie 5, ale naprawdę wywołały na mojej twarzy szczery uśmiech, a na sercu zrobiło się cieplutko. <3.
ano i przepraszam, że rozdział taki krótki. ;<
postaram się dodać następny w weekend. ;)

niedziela, 3 marca 2013

ROZDZIAŁ 5.


Obudził mnie dziwny chłód, mieszający się z ciepłem promyków słońca, które dla odmiany oświetlały moją twarz do maksimum. Zasłoniłam oczy dłonią i otworzyłam je nieco szerzej. Zamarłam. Dlaczego ja nigdy nie mogłam obudzić się w normalnych warunkach?
-Cholera. Zasnęłam na tarasie. Muszę się ogarnąć zanim rodzice się przebudzą. - Powiedziałam do siebie i weszłam do swojego pokoju. Szczerze mówiąc, to dopiero dostrzegłam jego masakryczne rozmiary. Mój dawny pokoik nie miał prawa się z nim równać. Ten był ogromny, przestronny i ładnie urządzony. Miał łóżko na środku, obok którego stała szafka nocna z lampką i budzikiem, a dookoła, przy ścianach poustawiana była reszta mebli. Spora szafa wnękowa z lustrami na drzwiach, jakaś komoda, biurko, nieopodal łóżka stał również szklany stolik, a obok niego jakieś czarne, niskie stołki. Pomiędzy łóżkiem i stolikiem leżały dwie czarne poduchy do siedzenia. Rozglądając się po pokoju dostrzegłam jeszcze bukowe drzwi. Nie zastanawiając się długo udałam się do pomieszczenia, a moim oczom ukazała się elegancka łazienka. Nie była ani duża, ani mała, była przytulna, przestronna i przede wszystkim miała mnóstwo szafek i pułek. Spojrzałam na siebie w lusterku i nie powiem, lekko się przeraziłam. Wyglądałam jak jakiś menel. Mówię poważnie. Sińce pod oczami, rozmazany makijaż, włosy rozczochrane, poturbowane ubrania. Boże, gdyby w tym momencie jakiś paparazzi zrobił mi zdjęcie, umarłabym. Nie żartuję. Mogłabym w takim stanie straszyć dzieci. Przyjrzałam się jeszcze przez chwilę swojemu odbiciu, analizując powoli każdy skrawek siebie. Podrapałam się niepewnie po głowie, aż w końcu wpadł mi do głowy geniaaalny plan. A mianowicie... Umyć się i ogarnąć, żeby inni nie pomyśleli, że w tym domu straszy. Zaśmiałam się cicho pod nosem, zgarnęłam z walizki jakieś ubrania i kosmetyki, po czym wróciłam do łazienki, by się wykąpać. Poczułam idealną ulgę, kiedy chłodne strumienie wody pociekły po moim rozgrzanym ciele. Dokładnie wyszorowałam swoje długie włosy i ciało truskawkowymi płynami. Po kąpieli wysuszyłam włosy, związałem je niechlujnie w koka na czubku głowy i założyłam na siebie wcześniej przygotowany zestaw. (bez grzywki).
Usiadłam skrzyżnie na łóżku, rozmyślając co ze sobą zrobić. Nie było jeszcze 8 rano, ale byłam za bardzo podekscytowana, by z powrotem iść spać. Postanowiłam więc wykorzystać ten czas jakoś pożytecznie i zajęłam się rozpakowywaniem swoich pakunków.
*
Odkładałam na półkę nad łóżkiem ostatnią rzecz, czyli iPoda na stojaczku, kiedy nagle ktoś zapukał do mojego pokoju.
-Proszę. - Odparłam nie za głośno, bojąc się, że któryś z domowników mógł jeszcze spać.
Zza drzwi wychyliła się moja uśmiechnięta mama. Widząc ją, od razu odwzajemniłam uśmiech.
-Jej, Słońce, jestem pod wrażeniem. - Powiedziała lekko zdziwiona, rozglądając się po moim pokoju.
-Nie miałam co robić, obudziłam się wcześnie. Wiesz, że lubię ład i porządek. - Odpowiedziałam, a uśmiech nie miał najmniejszego zamiaru zejść z mojej buzi.
-Na pewno nie wszystko jest perfekcyjnie? - Spytała moja mama dyskretnie wskazując głową na wielką szafę, która niestety świeciła pustkami.
-No, wiesz... Tak dużo miejsca, tak mało rzeczy. - Dodałam z miną słodkiego szczeniaczka.
-A co byś powiedziała, gdybym zabrała Cię na zakupy? - Odrzekła entuzjastycznie moja rodzicielka, na co ja tylko rzuciłam się jej w ramiona. Na samą myśl o zakupach miałam ciarki, kochałam to, byłam typową zakupoholiczką.
*
Razem z mamą szalałam po centrum, przebierałyśmy się jak małe dziewczynki, biegając coraz bardziej obkupione. W pewnym momencie nie dawałyśmy rady nosić już tych wszystkich toreb, odniosłyśmy je do auta i wróciłyśmy do galerii.
-Może kawa? - Spytała moja mama, unosząc demonstracyjnie brwi.
-Świetny plan. - Odparłam, na co oboje zachichotałyśmy. Jak debilki....
Usiadłyśmy w Starbucksie i zamówiłyśmy sobie po latte.
-Cieszysz się z tej przeprowadzki? - Zwróciła się do mnie rodzicielka, popijając kawę i uważnie mi się przyglądając.
-Cieszę się. Taki odskok od rzeczywistości związanej z...sama wiesz kim. I szansa na poznanie nowych ludzi, miejsc, kultury. - Odpowiedziałam lekko zmieszana i upiłam łyk napoju.
-Hej, Jen, spójrz. - Moja mama rzuciła, biorąc do ręki jakąś ulotkę ze stołu, przy którym obecnie siedziałyśmy. -Casting otwarty do Hollywood Arts School. Trwają zapisy na nowy semestr. To idealna idea dla ciebie i Maddie. Obie jesteście bardzo utalentowane pod różnymi względami, a szczególnie śpiewania...
-Oj nie, mamo. Ja się na to nie piszę. Ostatnio na poważnie śpiewałam... W chórze kościelnym w podstawówce. Nie, to nie miałoby sensu. Odzwyczaiłam się. - Oznajmiłam, stanowczo odpychając od siebie myśli o wróceniu do śpiewania.
-No Jen, weź nie daj się prosić! Nie mamy innej szkoły dla was. Spróbujecie tam, jeżeli się nie uda, albo uda się, ale szkoła nie będzie wam odpowiadać, poszukamy innej. Maddie na pewno się zgodzi. - Powiedziała błagalnym tonem moja matka.
-Uh.. Okej. Niech ci będzie. - Rzekłam niezadowolona i przewróciłam teatralnie oczami.
*
Dotarłyśmy do domu jakoś pod wieczór, koło 20. Ledwo wniosłyśmy zakupy do salonu i obie opadłyśmy na kanapie. W naszym domu była już cała rodzina Alain i tata, który pomógł mi wnieść moje dzisiejsze zdobycze na górę. Niezła ze mnie tygrysica. Wprowadziłam Maddie do swojego pokoju, a ona zamarła już przy drzwiach. Co się dziwić. Moja reakcja, kiedy pierwszy raz tu weszłam była porównywalna.
-Co do chuja... - Powiedziała do siebie, podchodząc bliżej okna...ściany...drzwi tarasowych...balkonu...oj zamknij się Jen!
-Cudny widok, prawda? - Powiedziałam do moje przyjaciółki, lekko szturchając ją w ramię. -A w dodatku jak się na tym tarasie śpi! Niebo na ziemi.
-No nie pierdol, że tu spałaś? - Zaśmiała się dziewczyna i wyszła na balkon...taras...może patio od razu, molo? Ugh, co ja wygaduję. To Kalifornijskie powietrze ma na mnie zły wpływ.
-Moja mama chce, żebyśmy wystartowały do Hollywood Arts School. Zbliżają się jakieś castingi. - Oznajmiłam przyjaciółce, wkładając nowo zakupione rzeczy do szafy.
-Co? Majaczysz? - Blondynka odwróciła się w moją stronę, przez co mogłam dostrzec, jak jej niebieskie tęczówki zaczęły błyszczeć. -Wierz, że zawsze o tym marzyłam.. Nasze głosy są razem jak jeden najpiękniejszy na świecie. Musimy tam iść i się dostać, nie ma innej opcji! - Pisnęła, dołączając się do odwieszania ciuchów.
-No i niby co miałybyśmy zaśpiewać? - Spytałam, patrząc na nią spode łba.
-Nie wiem... To co obie znamy, kochamy, słuchamy razem. - Odpowiedziała Maddie, wkładając ostatnią rzecz do szafy.

When I'm nervous I have this thing, yeah I talk too much
Sometimes I just can't shut the hell up
It's like I need to tell someone anyone who'll listen
And that's where I seem to fuck up

Odwróciłam głowę w stronę Maddie, która siedziała już na łóżku i nuciła sobie Nobody's Perfect swoim aksamitnym głosem, otulając jego delikatną barwą każde słowo z osobna. Podeszłam bliżej, opadłam tuż obok niej i dołączyłam się do jej cichego śpiewania, na co dziewczyna ucichła, dając mi chwilę dla siebie.

Yeah, I forget about the consequences
For a minute there I lose my senses
And in the heat of the moment
My mouth starts, going the words start flowing

Po tym zaczęłyśmy śpiewać na zmianę. (Na chudo Maddie, a pogrubione to Jennifer.)

But I never meant to hurt you
I know its time that I learnt to
Treat the people I love like I wanna be loved
This is a lesson learnt

I hate that I let you down and I feel so bad about it
I guess karma comes back around
Cuz' now I'm the one that's hurting - yeah
And I hate that I made you think that the trust we have is broken
Don't tell me you can't forgive me cuz' nobody's perfect 
No, no, no, no, no, no, no
Nobody's perfect, no!

-Jej... Power nadal został. - Odparła nieśmiało moja przyjaciółka, po czym obie się zaśmiałyśmy.
-Masz rację, Madds. Powinnyśmy iść na ten casting. Pokazać im nowe gwiazdy LA. - Powiedziałam poważnie, ale po chwili obie znowu wybuchłyśmy śmiechem.
*
Siedziałyśmy, gadałyśmy, aż w końcu postanowiłyśmy poszperać w necie i dowiedzieć się czegoś o Hollywood Arts do której się tak twardo wybierałyśmy.
-O cholera. - Powiedziałam do siebie, po przeczytaniu pewnej informacji.
-Co jest? - Spytała Madds, rzucając się na łóżko obok mnie.
-Te przesłuchania są jutro. Przecież my nawet nie zdążymy przećwiczyć.
-I dobrze. - Rzuciła blondynka z uśmiechem. -Polecimy na spontana.
Uniosłam brwi, patrząc na nią jak na debilkę, a ona tylko wzruszyła ramionami.
*
No i nadszedł ten czas... Czas przesłuchania! Cholera, wstęp jak w horrorze, ja to mam jednak nieźle zrytą banię.
Udałyśmy się do Hollywood Arts, gdzie miał odbyć się owy casting.
-Madds, stresuję się. - Powiedziałam, ściskając kurczowo dłoń mojej przyjaciółki.
-Wyluzuj. - Odpowiedziała z uśmiechem dziewczyna. Od rana była tak niesamowicie spokojna. W sumie to zachowywała się tak od czasu kiedy zaśpiewała to Nobody's Perfect poprzedniego dnia u mnie.
-Jak ja mam się wyluzować? Lecimy acapella, w ogóle nie znając ludzi, co jeśli brzmimy jak koguty i ci co będą oceniać nas wyśmieją? - Odrzekłam do niej wręcz płaczliwym tonem, a on tylko przybliżyła się do mnie cały czas się uśmiechając i szepnęła:
-Wy-lu-zuj.
No. I zawołali nas. Maddie wstała energicznie i pociągnęła mnie za sobą do sali, w której odbywały się przesłuchania.
-Jennifer Stewart oraz Maddlein Alain? - Zwróciła się do nas szczupła blondynka, wieku około 30 lat. -A więc. Macie swoje pięć minut. - Dodała i uśmiechnęła się szeroko.
Uścisnęłam jeszcze mocniej dłoń Maddie, na co ona wysłała mi karcące spojrzenie. I zaczęła śpiewać.
Cholera. Czyli jednak to niemożliwe, udusić poprzez uciskanie ręki. - Pomyślałam do siebie, próbując jakoś rozwiać te myśli. No i zorientowałam się, że właśnie moja kolej, by zaśpiewać. Zaczęłam trochę niepewnym głosem, ale już po chwili obie się rozkręciłyśmy i śpiewałyśmy spacerując po całej salce. Po skończeniu piosenki, ustawiłyśmy się obok siebie i uważnie przyglądałyśmy nauczycielom.
-No, powiem szczerze, że jestem pod miłym wrażeniem. Dawno nie spotkałem duetu, w którym śpiewałyby dobrze obie osoby. - Odparł ciemnoskóry mężczyzna i zaznaczył coś na swojej kartce.
-Tak, zgadzam się z tym w zupełności. Wasze głosy świetnie się dopełniają i widać, że śpiewacie z sercem. - Dodał nieco starszy, dziwnie ubrany facet.
-Podpisuję się pod tym całym sercem. To byłby zaszczyt widzieć was we wrześniu w Hollywood Arts. - Powiedziała brunetka, a my z Maddie zaczęłyśmy piszczeć jak opętane.
-Okej, okej, w sierpniu zgłoście się do nas podpisać papiery, po szafkę, książki i takie tam inne. Życzymy wam miłych wakacji. - Dodała kobieta, odchaczając coś w notesie.
*
I tak płynęły dni, tygodnie, wieczory... Aż w końcu przyszło lato. Ale było dobrze. Moje życie w reszcie się ułożyło. Nie miałam tysiąca groź na twitterze, czy facebooku i nie pisano o mnie aż tak dużo w gazetach czy na portalach internetowych. Sprawa z gnojkiem Bieberem ucichła, a ja już nie czułam się taka brudna przez ten incydent.
Pewnego dnia siedzieliśmy sobie przy basenie w naszym ogrodzie, korzystając ze słońca i relaksując się na maksa. Nasi rodzice popijali sobie drinki, a my pływałyśmy sobie w wodzie, śpiewając, podtapiając się, śmiejąc. W pewnej chwili zrobiło mi się trochę niedobrze, więc postanowiłam iść do pokoju i po prostu się położyć. Wyszłam z basenu, pożegnałam się ze wszystkimi i udałam się na górę. Będąc już u siebie, wykąpałam się, założyłam majtki, szorty i bokserkę i położyłam się do łóżka.
*
Obudził mnie przeraźliwy dźwięk mojego telefonu.
-No nie, no nie no kurwa no nie. - Zaklęłam do siebie, bo znów coś przerwało mój błogi sen. Spojrzałam na ekran iPhona. Było kilka minut po 3 w nocy i dzwonił do mnie jakiś nieznany numer. -Pierdolę. - Warknęłam do siebie i wróciłam do snu, przykrywając się satynową kołdrą po czubek nosa.
Nagle znów ktoś lub coś mnie obudziło. Sms.

Nieznany
Otwórz okno i wyjdź na taras, mam niespodziankę.
    03:07 AM
                                                                                                                  
powtarzam się.
jeśli czytasz, to zostaw komentarz, bo nie wiem już, czy mam w ogóle dla kogo pisać tego bloga,;<