wtorek, 28 maja 2013

ROZDZIAŁ 17.

Westchnęłam cicho i oparłam głowę o ścianę.
Czemu on był tak cholernie skomplikowany?
Przyłożyłam rękę do czoła, a po moim policzku niekontrolowanie spłynęła pojedyncza łza. Zacisnęłam zęby, zabrałam z wieszaka swoją bluzę i wyszłam przed drzwi.
Przeszłam przez furtkę i już kierowałam sie w stronę domu Justina, kiedy w pewnej chwili usłyszałam za sobą jakieś wołanie.
-Jen, czekaj! - Odwróciłam się i moim oczom ukazał się chłopak, którego poznałam wczoraj, kiedy byliśmy z Bieberem na spacerze.
-O co chodzi? - Spytałam, krzyżując ręce na piersi.
-Ja... Pewnie nawet nie wiesz kim jestem. Jestem Chris, kumpel Justina. Widziałem co się stało w środku.
-To nic takiego.
-Ale musisz sama wracać po mieście, którego zupełnie nie znasz. Pozwól, że cię odprowadzę. I nie chcę cię teraz chamsko poderwać czy coś. Po prostu trochę strach cię puścić, zważając na to, że dom Biebera jest kawałek stąd. - Christian uśmiechnął się, podchodząc do mnie.
-Spoko, będzie mi bardzo miło. - Odwzajemniłam uśmiech, puszczając ręce wzdłuż ciała, po czym ruszyliśmy do przodu.
-A więc, jesteś dziewczyną Justina? - Spytał, kiedy powoli szliśmy przed siebie.
-Tak mi się wydaje. - Odpowiedziałam niepewnie.
-Jak to?
-To skomplikowane. - Westchnęłam, ponownie krzyżując ręce.
-Nie przejmuj się. Justin jest naprawdę niezrozumiały. - Uśmiechnął się pocieszająco.
-Zdążyłam zauważyć. - Zaśmiałam się smutno, obserwując drogę przed sobą.
-On bywa ...zmienny. - Odparł, zastanawiając się nad własnymi słowami.
-To też mi udowodnił. - Przewróciłam oczami.
Po jakimś czasie dotarliśmy na miejsce. Stanęliśmy przed furtką, kiedy doleciał do nas pies dziadków Justina.
-Hej, mały. - Ukucnęłam do niego, głaskając go po pyszczku.
-Lubisz zwierzęta? - Zwrócił się do mnie Chris, kucając obok mnie.
-Kocham. - Odparłam z uśmiechem.
-To tak jak ja. Ale moja siostra jest uczulona i nigdy nie mogliśmy mieć żadnego futrzaka. - Skrzywił się, smyrając zwierzę po grzbiecie.
-Ona też jest skomplikowana. Prawda? - Podniosłam się, otrzepując sierść z rąk.
-Nawet sobie nie wyobrażasz... - Przewrócił oczami chłopak.
-Czyli teraz oboje mamy na głowie trudne dzieci. - Zaśmiałam się, a Chris mi zawtórował.
-Dobra, dziadkowie Justina chyba wrócili, więc pójdę się z nimi przywitać i dopilnuję, żeby poszli spać zanim wróci, bo znając życie, nie wróci w za dobrym stanie. - Przygryzłam wargę, wzdychając.
-To niesamowite, że tak o niego dbasz. - Odparł brunet, przyglądając mi się uważnie.
-Czy ja wiem. - Wzruszyłam ramionami i kontynuowałam: -Było mi bardzo miło poznać cię bliżej, ale chyba powinnam już iść. - Uśmiechnęłam się i odwróciłam w stronę furtki.
-Trzymaj się. - Powiedział, czekając aż wejdę.
Dochodząc do drzwi, pomachałam Chrisowi, wzięłam psiaka na ręce i weszłam do środka, zamykając za sobą drzwi.
-Dobry wieczór, Pattie. - Odrzekłam, wchodząc do kuchni.
-Witaj, Jen. Gdzie Justin? - Podniosła głowę znad książki, którą czytała przy stole.
-Został na imprezie. - Odpowiedziałam, siadając obok niej.
-Co? Wracałaś sama!? - Uniosła się, patrząc na mnie z niedowierzaniem.
-Nie, nie. Christian, przyjaciel Justina mnie odprowadził. - Uspokoiłam ją, a w między czasie pies wskoczył mi na kolana.
-Dziadkowie wrócili? - Uśmiechnęłam się, głaskając zwierzę.
-Tak, ale poszli już spać. Podróż ich umęczyła. - Oznajmiła Pattie, upijając łyk herbaty.
-Kiedy on zamierza wrócić? - Spytała, zdejmując okulary.
-Nie mam pojęcia... - Westchnęłam i podparłam się na łokciu.
-Pokłóciliście się?
-Nie... Nie, sama nie wiem. - Jęknęłam, wzruszając ramionami.
-Znowu... Jen, przepraszam cię za niego. On chwilami zachowuje się jak dziecko. - Kobieta pokręciła głową.
Poczułam coś mokrego na swojej dłoni i kiedy spojrzałam w dół, zobaczyłam jak pies liże moją rękę.
-Sammy chyba cię polubił. - Zaśmiała się mama Justina, przechylając głowę na bok.
-No psiaku, wreszcie poznałam twoje imię. - Podniosłam zwierzaka przed siebie, a on polizał mnie w nos.
Nagle drzwi gwałtownie się otworzyły i do środka wszedł Justin.
Pattie momentalnie wstała, tarasując mu drogę.
-Piłeś? - Spytała, krzyżując ręce na piersi.
-Mamo, mam 19 lat. - Chłopak przewrócił oczami, przenosząc ciężar ciała na jedną nogę.
-To uwalnia cię od odpowiadania na moje pytania? - Kobieta spojrzała się na niego spode łba.
-Niecałe piwo. - Odparł niechętnie Bieber, opuszczając bezwładnie ramiona.
-Ja pójdę do pokoju. - Wstałam od stołu. -Chodź Sammy. - Zacmokałam na psa, który od razu znalazł się przy mojej nodze.
-Jen, skarbie, nie zjesz kolacji? - Pattie odwróciła się w moją stronę.
-Nie... Odechciało mi się. Dobranoc. - Skrzywiłam się, po czym udałam się z psem do pokoju.
*
Po kąpieli usiadłam skrzyżnie na łóżku, bawiąc się z Sammym.
-Dlaczego Jus nie jest tak słodki jak ty? - Zwróciłam się do psa, przechylając głowę na bok.
-Bo mnie tak nie smyrasz. - Dostałam mini zawału, kiedy usłyszałam głos Justina.
-Przepraszam. - Odparł, siadając za mną i obejmując mnie w talii.
-Odejdź ode mnie. - Mruknęłam stanowczo, odsuwając się od niego.
-Jen, proszę... - Szepnął, opierając głowę na moim ramieniu.
-Daj mi spokój. - Warknęłam i wstałam z łóżka.
-Co mam zrobić, żebyś się nie złościła? - Spytał, również się podnosząc.
-Jesteś bezczelny. - Syknęłam przez zaciśnięte zęby, kręcąc z niedowierzaniem głową.
-Przepraszam! - Rzucił stanowczym tonem. -Przepraszam cię do jasnej cholery!
Spojrzałam na niego, a moje oczy momentalnie napełniły się łzami.
-Dlaczego to robisz...? - Szepnęłam, stojąc jak ten słup.
-Bo cię kurwa kocham! - Wrzasnął, podchodząc do mnie i mocno przyciągając do siebie.
-Kocham cię, rozumiesz? - Powtórzył i bez wahania wpił się w moje usta.
Całowaliśmy się przez jakiś czas, powoli zbliżając się do łóżka. W pewnym momencie Justin opadł na plecy, a ja poległam na nim.
-Tak bardzo cię kocham, Jennifer. I tak bardzo cię przepraszam... - Szepnął, przerywając pocałunek i przytulając mnie do siebie.
-Ja... Ja też cię kocham, Justin. - Mruknęłam i wtuliłam się w jego tors, zamykając oczy.
*
Mój błogi sen przerwało coś mokrego na mojej twarzy. ...Justin!?
Momentalnie się ocknęłam, podnosząc się do góry, a moim oczom ukazał się Sammy.
-Jejku, skarbie, przestraszyłeś mnie! - Szepnęłam, przytulając psa do siebie.
-Wracaj tu. - Usłyszałam mamrotanie Biebsa, który pociągnął mnie z powrotem na łóżko.
-Wstajemy. - Mruknęłam, smyrając go w nos.
-Wstajcie. Ja się nigdzie nie ruszam. - Oznajmił naburmuszony, wciąż nie otwierając oczu.
-Owszem, ruszasz. - Cmoknęłam go w czoło.
-Nie. - Fuknął, odwracając się do ściany.
-Jak chcesz. - Przewróciłam oczami i wstałam. -Nie wiesz co tracisz. - Pochyliłam się nad nim ostatni raz, muskając jego kark.
Nie musiałam długo czekać, żeby podniósł się na równe nogi.
-To co robimy? - Przyciągnął mnie do siebie, łącząc nasze usta.
-Myślę, że powinieneś pomóc mi się ubrać. - Przygryzłam dolną wargę, patrząc na niego z dołu.
-Nie widzę problemu. - Mruknął do mojego ucha, podnosząc moją bluzkę.
-Jus, Jen! Śniadanie gotowe! - Dobiegł do nas głos mamy Justina, wołającej z kuchni.
-Znowu. - Biebs przewrócił oczami zirytowany.
-Nie moja wina. - Uniosłam ręce w geście obrony.
-Twoja. Jesteś zbyt seksowna i za szybko doprowadzasz mnie do takiego stanu. - Wzruszył ramionami, wyjął z szafy jakąś koszulkę i ubrał ją na siebie.
-Chodź. - Wyciągnęłam do niego rękę, którą od razu chwycił i wyszliśmy do kuchni.
-Dzień dobry. - Odparłam, wchodząc do jadalni.
-Dzień dobry. - Odpowiedzieli wszyscy chórem.
W środku znajdowała się mama Justina, jego dziadkowie i pies.
Chłopak przywitał się ze swoją rodziną, po czym przedstawił mnie rodzicom Pattie.
-Dzisiaj jajka na bekonie. - Oznajmiła uśmiechnięta kobieta, rozkładając na talerzach jedzenie, podczas gdy my po kolei dosiadaliśmy się do stołu.
-Dziękuję. - Mruknęłam, kiedy nałożyła mi jajko.
-Jak się spało? - Mrugnęła do mnie, po czym momentalnie się zaśmiałyśmy.
-Dobrze. Ale nie aż tak dobrze, jak myślisz. - Odpowiedziałam i po prostu czułam, jak moje policzki oblewa rumieniec.
-No cóż. Niech będzie. - Uśmiechnęła się, kiedy przyłączył się do nas Justin.
-Co jest takie śmieszne? - Spytał, przysuwając się do mnie z krzesłem.
-Ty, synku. - Oznajmiła Pattie, mierzwiąc jego włosy.
-Mamooo. - Przeciągnął Jus, przewracając oczami.
-Okej. Miło znowu zjeść śniadanie w rodzinnym gronie. - Odparła kobieta, siadając na swoim miejscu, po czym wszyscy zajęliśmy się zjadaniem swoich porcji.
-Jakie macie na dzisiaj plany? - Zwróciła się do nas mama Justina, popijając kawę.
-W sumie to nie mamy nic szczególnego do robienia. - Odpowiedział Justin, biorąc łyka herbaty.
-Może wybierzemy się gdzieś razem? - Uśmiechnął się dziadek.
-Oj tato, wątpię, żeby dzieciaki chciały iść gdzieś z takimi staruchami jak my. - Zaśmiała się Pattie, opierając się na łokciu.
-Myślę, że to dobry pomysł. - Odłożyłam kubek z piciem na stół. -To raz. A dwa... Nie jesteście 'staruchami'. - Przewróciłam oczami, patrząc na kobietę karcąco.
-Justin? - Babcia kiwnęła na niego głową, czekając na jego zdanie.
-Jeżeli Jen to odpowiada, to nie ma problemu. - Uśmiechnął się z musu, przeczesując włosy.
-No to w takim razie idźcie się naszykować. Widzimy się za godzinę przy wyjściu. - Oznajmiła Pattie, na co wszyscy zaczęli po kolei odchodzić od stołu.
*
-Nie wiesz na co się piszesz. - Westchnął Justin, pakując do torby nasze rzeczy.
-Co masz na myśli? - Spytałam z zaciekawieniem, dołączając się do niego.
-Idziemy na plażę z moimi dziadkami i mamą. To będzie dzień wysłuchiwania historii z ich dzieciństwa i nie będziemy mogli się nawet dotknąć.
-Przesadzasz. - Zaśmiałam się, szturchając go w ramię.
-Jak chcesz. Ale żeby nie było, że cię nie ostrzegałem. - Wzruszył ramionami, biorąc do ręki torbę.
-Na pewno nie będzie tak źle. - Uśmiechnęłam się i udaliśmy się do ogrodu.
-Jedziemy? - Uśmiechnęła się Pattie, kiedy Jus wkładał torby do bagażnika.
-Myślę, że tak. - Odparł dziadek Biebsa, zakładając okulary przeciwsłoneczne na nos.
-No to wsiadamy. - Klasnęła w dłonie kobieta, otwierając drzwi ze strony kierowcy. -Tato, chodź usiądź obok mnie. - Wskazała na miejsce pasażera, uchylając drzwiczki.
-To my usiądziemy sobie spokojnie na tyłach z babcią. - Wymamrotał niechętnie Justin, łapiąc mnie w talii i popychając na tylne siedzenia.
*
-Wyluzuj. - Szepnęłam, czując jaki spięty był mój chłopak i położyłam dłoń na jego kolanie.
-Taa. - Westchnął, opierając głowę o szybę.
-Nie jedziesz na śmierć, Justin. - Skarciłam go wzrokiem.
-Jeszcze się zdziwisz. - Jęknął, przewracając oczami.
-Daj spokój. - Pocieszyłam go, ale przerwał nam jego dziadek.
-Jak się poznaliście? - Wychylił się zza fotela, odwracając głowę w naszą stronę.
-Na koncercie w Londynie. - Odparł niechętnie Jus, nawet na niego nie patrząc.
-Oo, przyjechałaś do Kanady aż z Londynu? - Zdziwił się, przyglądając nam się uważnie.
-W sumie to z Kalifornii. Przeprowadziłam się.
-Oo, dlaczego?
-Tata znalazł sobie pracę w Los Angeles.
-Światowa dziewczyna.
-Dziadku. - Skarcił go Justin, tym samym przerywając naszą konwersację.
-No co? W końcu jakaś porządna, fajna dziewczyna, a nie rozwydrzona gwiazdka z Hollywood, jak ta Gomez. - Mężczyzna przewrócił oczami, odwracająs się z powrotem na swoje miejsce.
-Nie musiałeś tego mówić. - Warknął szatyn, zaciskając usta w cienką linię.
-A nie było tak?
-Dość. - Syknął przez zaciśnięte zęby Biebs.
-Jesteśmy! - Oznajmiła Pattie, otwierając drzwi, przez co do samochodu wdało się świerze powietrze, które rozluźniło napiętą atmosferę w środku.
Justin bez słowa wyszedł z auta, oddalając się od nas w błyskawicznym tępie.
-Dajmy mu odetchnąć. - Odparła jego mama, wypakowując torby z bagażnika.
-Racja. - Poparłam ją, odbierając od niej rzeczy moje i Jusa.
-Chodźmy. - Zachęciła nas gestem dłoni, na co wszyscy grzecznie udaliśmy się za nią.
*
Rozkładałam właśnie drugi ręcznik, kiedy poczułam wibracje w kieszeni.

Justin
Przyjdź na mostek, pod którym przejeżdżaliśmy.
          11:30 AM

Schowałam komórkę z powrotem do szortów, przeprosiłam dziadków Justina i Pattie, po czym udałam się na wyznaczone miejsce.
-Przepraszam cię, Jen. - Poczułam czyjeś dłonie na swojej talii i kiedy dotarł do mnie znajomy zapach, od razu zrozumiałam kto za mną stoi.
Obróciłam się i stanęłam twarzą twarz z Biebsem.
-Za co? - Przechyliłam głowę w bok, patrząc szatynowi w oczy.
-Za tę akcję w aucie. Mówiłem ci, że ta wycieczka nie skończy się dobrze.
-Daj spokój. Wiesz jacy są dziadkowie.
-Dociekliwi?
-Dokładnie.
-Uparci.
-Tym bardziej.
-No ale...
-Ale co?
-Nie musiał poruszać tematu o niej.
-Ale poruszył.
-No tak...
-I nic z tym nie zrobisz, Jus.
-Uh... - Westchnął, łapiąc mnie za rękę i lekko pociągając za sobą. -Chodźmy.
Spacerowaliśmy wzdłuż klifu, podziwiając krajobraz jeziora.
-Jesteś moim błogosławieństwem. - Szepnął Justin, obracając mnie przodem do siebie i ujmując moje dłonie.
-To zaszczyt. - Odparłam, uśmiechając się podejrzliwie.
-Słucham?
-Być błogosławieństwem Justina Biebera. Lans. - Zaśmiałam się, poruszając demonstracyjnie brwiami.
-Oh. Racja. - Uniósł dumnie głowę, po czym dodał nieco poważniejszym tonem: -Mówię poważnie, Jen. Odrywasz mnie od rzeczywistości, jesteś powodem, przez który mam po co żyć. Sprawiłaś, że moje życie nabrało barw na nowo. Jesteś... Uh, słowa cię nie opiszą. Jesteś perfekcyjna. Dziękuję. - Przybliżył się do mnie, łącząc delikatnie nasze wargi w romantycznym pocałunku.
-Chodźmy do twojej rodziny. Pewnie się martwią. - Szepnęłam, odsuwając się od niego.
-Jasne. - Mruknął niezadowolony.
*
-Dziadku? - Jus zwrócił się do niego, siadając na ręczniku obok.
-Tak? - Mężczyzna podniósł głowę znad gazety.
-Przepraszam. Nie chciałem tak na ciebie naskoczyć.
-Nie ma sprawy, chłopie. - Dziadek poklepał Justina po ramieniu. -To ja powinienem się zamknąć.
-Nie, jest okej. - Mrugnął szatyn.
Jeszcze chwile pogadali, po czym Biebs z powrotem klapnął się obok mnie.
-To niesamowite, że nie ma tu ludzi. Jest naprawdę pięknie. - Uśmiechnęłam się, kiedy chłopak położył głowę na moim brzuchu.
All around the world people want to be loved..
Nucił pod nosem, gestykulując każde słowo rękami.
-Ale uspokój się. - Zaśmiałam się pod nosem i walnęłam go lekko w ramię.
-Idziemy popływać? - Spojrzał na mnie, zsuwając nisko na nos swoje RayBany
-Ta, spoko. - Odparłam, na co Jus od razu porwał mnie do góry.
Zdjął z siebie koszulkę i odrzucił ją gdzieś na bok.
-Co? - Spojrzałam na niego zdezorientowana, kiedy zagrodził mi drogę.
-Zamierzasz się kąpać w ciuchach? - Uniósł brwi, jakby nie dowierzając.
-No wiesz... - Przygryzłam wargę, spuszczając wzrok.
-Wstydzisz się mnie?
-Nie, skąd, ale wiesz... - Wydukałam, chowając usta do środka.
-Jak się namyślisz, to będę w wodzie. - Mrugnął do mnie, po czym pobiegł do jeziora.
Westchnęłam cicho i po chwili namysłu zdjęłam z siebie wierzchnie ubrania, zostawiając bikini.
Rozpędziłam się i wpadając do wody przy brzegu, wskoczyłam Justinowi na plecy, przez co oboje wpadliśmy do wody.
-Mogłaś uprzedzić! - Krzyknął, krztusząc się śmiechem.
-Wtedy nie byłoby tak fajnie. - Oznajmiłam ponownie, po czym sama zaczęłam się śmiać.
Po chwili topienia się w wodzie, wstaliśmy, stając przodem do siebie.
Biebs zlustrował od góry do dołu moje ciało, po czym oblizał usta.
-Jesteś obleśny. - Udałam oburzenie i wydęłam usta.
-A ty seksowna. - Uśmiechnął się łobuzersko, podchodząc do mnie i wziął mnie na ręce, obkręcając dookoła.
-Puść mnie! - Pisnęłam.
-Nie. - Odparł dumnie.
-No puść! - Powtórzyłam.
-Nie ma mowy. - Pokręcił głową.
-Puuuść!
Zastanowił się nad czymś, po czym spytał:
-A dostanę buziaka?
-Nie jednego. - Uśmiechnęłam się figlarnie, przygryzając dolną wargę.
Justin przybliżył się do mnie, licząc na pocałunek, ale w ostatniej chwili, podczas jego nieuwagi, wyrwałam się z jego objęć.
-Cham! - Krzyknął, próbując mnie złapać.
-Nie masz szans. - Wytknęłam mu język, szybko cofając się do tyłu.
W pewnej chwili wpadłam na kogoś plecami.
-Prze... - Zaczęłam, ale kiedy odwróciłam się, dosłownie odjęło mi mowę.
                                                                                                                  
czyż oni nie są słodcy!?c:
jak myślicie,na kogo wpadła Jennifer?
ta osoba zagości w naszym opowiadaniu na długi czas i przysporzy wiele problemów Justinowi i Jennifer.c:

co do rozdziału. jak zwykle - przepraszam,że tak późno.
i przepraszam,że taki długi jest.
10 komentarzy=nowy rozdział.(:
trzymajcie się.;)

12 komentarzy:

  1. Świetny rozdział,bardzo dużo zwrotów akcji były w nim,ale przez to zrobił się bardzej urozmaicony i ciekawszy :) A po za tym oni są bardzo słodcy,ale czy on już zawsze będzie się tak zachowywał ,a potem przepraszał. .. Ale i tak uwielbiam Jen na fajny charakter i wszyscy od razu ja zaczynają lubić ,w każdym razie życzę weny u czekam na nexta :p

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie dobrze, że długi lepiej się wtedy czyta. Bardzo fajny rozdział jak i całe opowiadanie. Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. PODOBA MNIE SIĘ *_*
    ZAJEBISTY *_*
    @pojebalosie

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam tego bloga codziennie sprawdzam czy jest nowy rozdział :) pozdrowienia Anonimka :)

    OdpowiedzUsuń
  5. świetny!Szyyybko dawaj nowy! ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. to jest piękne! widać, że wkładasz w to co tworzysz dużo serca i pracy, podziwiam Cię :) Świetny pomysł, życzę duuuuuużo weny!

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie no genialny rozdzial! Juz jestem ciekawa nastepnego!

    OdpowiedzUsuń
  8. Ale suuuuuper! *-*
    Czekam na NN niecierpliwie! :D
    I lepiej, że są długie, lepiej się czyta ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. OMG, meeega no! Kiedy NN? ;**

    OdpowiedzUsuń
  10. Dawaj szybko następny! *.*
    Twoje rozdziały są super! Mam WIELKĄ nadzieję, że akcja się rozkręci!!! :D Świetnie piszesz <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetny <3
    Ciekawe kto to ;)

    OdpowiedzUsuń