sobota, 11 maja 2013

ROZDZIAŁ 15.

-Nie no, nie wierzę w to... - Syknąłem, podnosząc się z Jennifer, która momentalnie stanęła obok mnie.
-Boże słońce, tęskniłam za tobą tak bardzo. Co ty tu robisz!? - Pisnęłam moja rodzicielka i rzuciła mi się w ramiona.
-Mamo, w zasadzie to nie jestem tu sam i właśnie coś robiłem... - Odparłem, odsuwając ją od siebie.
-A tak, przepraszam was. Ja jestem Pattie. - Zwróciła się do Jen, podając jej rękę.
-Ja jestem Jennifer... Miło panią poznać. - Wymamrotała cała czerwona i ścisnęła niepewnie dłoń mojej mamy.
-Skarbie, mów mi po imieniu. - Mrugnęła lewym okiem Pattie.
Zaśmiałem się pod nosem, widząc jak się bała.
Objąłem ją w talii, na co dziewczyna gwałtownie się wzdrygnęła.
-Jen jest moją dziewczyną, więc postanowiłem poznać ją ze swoją rodziną. Przy okazji będziemy mieli szansę choć trochę odpocząć. - Oznajmiłem, uśmiechając się szeroko.
-Jasne, nie ma problemu. Ostatnio opróżniłam jedną z szafek Justina i wydaje mi się, że powinnaś się tam zmieścić. To znaczy, rzeczy, które ze sobą wzięłaś. Nie każę ci wchodzić do komody. - Zachichotała, ale odpowiedzieliśmy jej ciszą, więc przestała się śmiać. -Twój dziadek poszuka składanego łóżka, żebyś nie musiał spać na ziemi. Dobra, pójdę już. - Dodała speszona i wyszła, zamykając za sobą drzwi.
-Nie dość, że muszę ci odstąpić swoją szafkę, to jeszcze muszę spać na jakimś składanym łóżku. - Skrzywiłem się, uważnie obserwując reakcję Jennifer.
-Co? No przecież chyba nie zamierzasz zostawić mnie samej na noc na tym WIELKIM łóżku! - Jęknęła siadając na moich kolanach.
-Skarbie, to łóżko ma z metr długości... - Spojrzałem na nią spode łba.
-Ironia. - Uśmiechnęła się sztucznie, mierzwiąc moje włosy.
-Jesteś niemożliwa. - Zaśmiałem się, chwytając ją jedną ręką pod kolanami, a drugą jej plecy.
-Dlaczego nazwałeś mnie swoją dziewczyną? - Spytała obojętnie, błądząc oczami po pomieszczeniu.
Cholera. Dobra, Bieber, weź no wymyśl na biegu coś porządnego.
-Moja mama chyba by mnie zabiła, gdybym jej powiedział, że przyprowadziłem cię tu dlatego, że mi się podobasz. Zabrałaby cię ode mnie i nie pozwoliła by mi zbliżyć się do ciebie do końca pobytu tutaj. - Oznajmiłem, przewracając oczami.
-Nie chcę jej okłamywać. Co jak zacznie pytać od kiedy jesteśmy razem? Jak nam się układa?
-Znakomicie. - Poruszyłem teatralnie brwiami, muskając jej szyję.
-Nie, nie ma mowy Justin. Powiedz jej, że jestem tylko twoją koleżanką. Tak jak ja powiedziałam swoim rodzicom. - Odepchnęła mnie od siebie i powiedziala stanowczym tonem.
-Nie jesteś TYLKO MOJĄ KOLEŻANKĄ. Nie będę oszukiwał kobiety, dzięki której teraz tu jestem. - Odparłem, wyraźnie akcentując pierwszą część swojej wypowiedzi.
-Okłamałeś ją mówiąc, że jestem twoją dziewczyną. - Skrzywiła się, spuszczając wzrok.
-Gdyby to ode mnie zależało... - Szepnąłem do jej ucha, czując jak się uspokaja.
-Co masz na myśli? - Odwróciła głowę w moją stronę, a jej oczy wyraźnie się rozświetliły.
-To, że gdyby to ode mnie zależało, byłabyś moją dziewczyną już dawno. - Oznajmiłem poważym tonem, na co źrenice Jennifer znacznie się rozszerzyły.
-A od kogo to zależy, jak nie od ciebie? - Spytała, przechylając głowę na bok.
-Chyba od ciebie, prawda? - Odparłem, uśmiechając się półgębkiem.
-Nie rozmawialiśmy o tym wcześniej, więc skąd miałam wiedzieć? - Wymamrotała nieco zdezorientowana, a ja nie powstrzymałem się przed namiętnym pocałowaniem jej.
-To może teraz o tym porozmawiajmy? - Przerwałem, odsuwając nasze twarze od siebie.
-Zacznij. - Rzuciła i wydęła.
-A więc... Jennifer Caroline Stewart. Czy zechciałabyś być moją dziewczyną? - Zwróciłem się do niej, jedną dłonią przytrzymując jej plecy, a drugą łapiąc ją za dłoń.
-To zabrzmiało jak oświadczyny. - Zaśmiała się, jednocześnie się rumieniąc.
-Zepsułaś tak piękny moment. - Spoważniałem, robiąc smutną minę.
-Oczywiście, że bym zechciała, głupku! - Wytknęła mi język i uwiesiła mi się na szyi, a ja ponownie przełożyłem rękę pod jej kolana i uniosłem ją do góry, obracając się dookoła.
-Spędzanie z tobą czasu jest jak błogosławieństwo. - Szepnąłem do jej ucha, siadając z powrotem na łóżku.
Położyłem ją, a sam klapnąłem się obok. Jak sardynki w puszcze. To łóżko naprawdę miało nie więcej niż metr długości.
-Jesteś taki kreatywny. - Wymamrotała, rysując kółka opuszkiem na moim torsie.
-A ty jesteś... - Zastanowiłem się, podnosząc palec do góry. -Nie, ciebie się nie da opisać słowami. - Dodałem, coraz bardziej przybliżając swoją twarz do jej twarzy.
-Skoro nie da się słowami, to może da się czymś innym? - Uśmiechnęła się cwaniacko, przyciągając mnie do siebie za koszulkę, przez co znalazłem się tuż nad nią.
Przejechałem dłonią po jej ramieniu, zatrzymując rękę tuż obok jej głowy.
-Nic nie jest w stanie cię opisać. Jesteś doskonała. - Szepnąłem w jej usta, napierając na nią trochę mocniej.
-Justin, rozmawiałam właśnie z dziadkami i wrócą za... - Usłyszeliśmy głos mojej mamy, przez co oboje stanęliśmy na baczność.
-Kurczę, nie wiedziałam. - Mruknęła speszona.
-Nie, spoko mamuś, to przecież normalne, że matka przerywa swojemu synowi stosunek. - Wycedziłem, na co Jennifer walnęła mnie z całej siły łokciem w bok. Nie żartuję. Z całej siły. Aż się zgiąłem w pół.
-Nic się nie stało, Pattie, my w sumie nic specjalnego nie robiliśmy. - Zaśmiała się Jen, próbując za wszelką cenę rozluźnić sytuację.
-Nie nie, ja naprawdę was przepraszam, powinnam chociaż zapukać.
-Owszem, powinnaś. - Warknąłem, nawet na nią nie patrząc.
-No tak, w sumie, pójdę już... Trzymajcie się. - Odparła Pattie i wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
-Dlaczego, do kurwy nędzy, zawsze ktoś lub coś musi nam przeszkodzić? - Syknąłem przez zaciśnięte zęby. Tym razem naprawdę się wkurzyłem.
-Nie przesadzaj, Jus. - Pocieszyła mnie dziewczyna, głaskając po ramieniu.
-Nie przesadzam, Jen. Nie było okazji, żebyśmy nie przerwali w jakimś niezręcznym momencie.
-Przecież sam mówiłeś, że nie zrobiłbyś tego. - Stanęła przede mną, krzyżując ręce na piersi.
Nie wiem dlaczego, ale czułem, że napięcie w tym pokoju wzrasta z każdą sekundą.
Wypuściłem powietrze z płuc, łapiąc dziewczynę za ramiona.
-Bo bym nie zrobił. Ale to naprawdę nie jest miłe, kiedy ktoś przerywa tak piękny moment.
-Może to i lepiej. Znając życie, to jeżeli by nam nie przerywali, już dawno byś mnie przeleciał. Po raz drugi. - Syknęła, odwracając się na pięcie i wyszła z pokoju.
Przeanalizowanie tego, co właśnie się stało zajęło mi chwilę, ale wziąłem się w garść i ruszyłem za nią.
Złapałem ją tuż przy kuchni i wciągnąłem we wnękę przy schodach.
-Po pierwsze, mówiłaś, że mi wybaczyłaś. A po drugie... Co ja mam robić, kiedy ty tak na mnie działasz? I robisz to świadomie, Jen, nikt ci nie każe robić mi tego, co robisz. - Szepnąłem, ujmując jej dłonie.
-Przepraszam. - Westchnęła cicho, spuszczając głowę w dół.
Jak mniemam, nie była teraz w stanie spojrzeć mi w oczy, bo miałem rację. MIAŁEM RACJĘ.
-Może przejdziemy się na spacer? Pokażę ci okolicę, może spotkamy jakichś moich znajomych. - Spytałem, prowadząc ją za rękę do drzwi frontowych.
-Jasne. - Odparła sucho, kiedy wychodziliśmy z domu.
*Oczami Jennifer*
Szliśmy z Jusem za rękę wzdłuż ulicy, na której znajdował się jego dom.
W pewnej chwili stanęli przed nami chłopak i dziewczyna, patrząc na nas, jakbyśmy byli jakimiś potworami...
-Nie wierzę... - Szepnęła ciemna blondynka, a ja tylko stałam i przyglądałam się całej sytuacji.

-The Beadles.. - Wymamrotał Justin lekko oszołomiony.
Puścił moją rękę, a dziewczyna rzuciła mu się w ramiona prawie płacząc.
Co się do cholery jasnej działo w tej chwili?
Szanowna pani raczyła odkleić się od mojego chłopaka, który już chwilę później przytulał się z tym drugim.
Za moment mnie coś jebnie...
-Ekhm. - Odkaszlnęłam, starając się przykuć uwagę Justina, ale niestety wszyscy obrócili się, wlepiając we mnie gały.
-Co? - Skrzywiłam się, w obronie podnosząc ręce do góry.
-A, no tak. To jest Caitlin i Chris. - Wskazał na dwójkę stojącą obok nas i dodał: -Moi przyjaciele z dzieciństwa, są rodzeństwem.
-Jasne. - Przewróciłam oczami, nawet nie podając im ręki. -Chodźmy już, Jay. - Chwyciłam dłoń chłopaka, ale zostałam z powrotem pociągnięta do poprzedniego miejsca.
-Może opowiesz nam o sobie. - Uśmiechnęła się Caitlin, patrząc na mnie szyderczym wzrokiem.
Przysięgam, że gdyby mogła, zgniotłabym jej twarz.
-Ja? Jestem Jen. - Przeczesałam grzywkę do tyłu, błądząc wzrokiem po okolicy.
-Dlaczego jest tutaj? - Spytała jeszcze wredniejszym tonem, a ja już szykowałam się, żeby jej przyłożyć, aczkolwiek Justin ścisnął moją rękę.
-Chciałem jej pokazać rodzinę. - Uśmiechnął się, obejmując mnie w talii.
-Czekaj.. To nie ciebie Biebs przeleciał na tym koncercie? OLLG. - Zaśmiała się dziewczyna, a we mnie się zagotowało. I wybuchłam.
-Czy ty masz z czymś kurwa problem? - Warknęłam, wyrywając się z objęcia Justina i podchodząc bliżej dziewczyny.
-Nie unoś się tak, skarbie. - Zakpiła i już miałam ją uderzyć, już celowałam w myślach, kiedy poczułam czyjeś ręce na swoich ramionach.
-Chodźmy. - Szepnął Justin, przyciągając mnie do siebie, tym samym odciągając od niej na bezpieczną odległość.
-Puść mnie. - Syknęłam, odsuwając się od niego kilka kroków.
-Co jest z tobą? - Uniósł ręce w górę.
Zaśmiałam się pod nosem, kręcąc głową.
-Będę czekać u ciebie w domu. Jak dorośniesz, daj znać. - Rzuciłam z lekką ironią i wróciłam się do ogrodu.
Kiedy weszłam przez furtkę, Justin złapał mnie w pasie, przyciągając do siebie.
-Jen, nie odstawiaj szopki. - Szepnął w moje włosy, całując moją głowę.
Odwróciłam się gwałtownie w jego stronę, patrząc na niego z niedowierzaniem.
-Żartujesz sobie ze mnie? Ta dziewczyna patrzy się na ciebie jak na kawałek mięsa. I mówię całkiem poważnie. Nie żartuję. Mam wrażenie, że ona chce cię pożreć. - Przewróciłam oczami, krzyżując ręce na piersi. 
Justin się zaśmiał, a ja zrobiłam krzywą minę.
-To nie jest śmieszne, idioto. - Warknęłam, zaciskając zęby.
Muszę zacząć nauczyć się panować nad emocjami.
-Nie musisz być taka chamska. - Rzucił, odwracając wzrok.
-Jesteś niemożliwy. - Wyrzuciłam ręce w powietrze, zatrzymując je na swoich biodrach.
-A ty jesteś egoistką. - Burknął, przygryzając wnętrze policzka.
Czułam, jakby moje serce miało zaraz pęknąć. W gardle zaczęła rosnąć kula, a oczy się przeszkliły.
-Jak możesz mnie tak nazywać? - Spytałam, starając się nie rozbeczeć.
-Jak mogłaś tak się zachować przy moich znajomych? Przy znajomych, z którymi spędziłem pół swojego życia. Cait po prostu spytała kim jesteś, a ty wyprułaś się na nią, jak jakaś kretynka. Mogłabyś chociaż spróbować zachowywać się mniej dziecinnie.

-Jesteś... Jesteś straszny. - Jęknęłam, obróciłam się na pięcie i weszłam do domu.
Z moich oczu niekontrolowanie zaczęły lecieć łzy. Wbiegłam na górę, wtargnęłam do pokoju Justina i z impetem trzasnęłam drzwiami, osuwając się na ścianie obok.
Nagle drzwi się otworzyły i już miałam się wydrzeć, ale zobaczyłam mamę Biebera, która usiadła obok mnie.
-Nie bądź na niego zła. - Zazgrzytała zębami, łapiąc moją dłoń.
-Nie, po prostu... To chyba jednak moja wina. - Pociągnęłam nosem i przetarłam załzawione oczy nadgarstkiem.
-On nie miał tego na myśli. Po prostu czasami przez tę sławę wymyka się spod kontroli. Sama nie wiem czym to jest spowodowane, po prostu ma takie odloty. - Pogładziła kciukiem wierzch mojego, uśmiechając się pocieszająco.
-Dziękuję ci, Pattie. - Odwzajemniłam uśmiech, starając się uspokoić oddech.
-Nie masz za co dziękować. Za jakieś trzydzieści minut będzie gotowa kolacja, mam nadzieję, że przyjdziesz? - Zwróciła się do mnie, podnosząc się z podłogi, na co kiwnęłam twierdząco głową. -Jakby co, to Jus jest w ogrodzie na tyłach. - Oznajmiła i wyszła, zamykając za sobą drzwi.
Nie wiem dlaczego te wszystkie sytuacje miały dzisiaj miejsce, ale czułam się przez nie naprawdę niekomfortowo. Przed mamą Justina wyszłam na jakąś kompletną oszołomkę.
                                                                                                                  
z góry przepraszam za wszelakie błędy,nie czytałam tego nawet.:)
co myślicie o tym rozdziale?:) podoba Wam się?:)
czytacie = komentujecie.:))
zrobiłam zakładkę 'Informowani',wiecie co robić.:)
jeśli macie jakieś pomysły na dalszy ciąg opowiadania,jestem na nie otwarta.:) napiszcie tylko na asku,gdziekolwiek.
czekam na Wasze opinie i przepraszam,że tyle czasu zajęło mi dodanie tego.
dobranoc,skarby.:*
Wasza Ronnie.
x

6 komentarzy:

  1. Super Rozdział.
    Super Blog.
    Zapraszam do mnie.
    Tylko tyle mogę napisać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Supciowato czekam na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny jak zwykle,po prostu super już nie mogę się doczekać nn ! Weny życzę :p

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeeeezu jak ja cie kocham...(znaczy twoje opowiadania);) <3....suuuuper!

    OdpowiedzUsuń