piątek, 3 maja 2013

ROZDZIAŁ 14.


Co do diabła!?
Wypłynąłem na powierzchnię, strząsając z twarzy i włosów wodę.
-Zwariowałaś? - Krzyknąłem z udawanym oburzeniem.
-Mówiłeś, że jestem słodka, kiedy jestem bezczelna. - Uśmiechnęła się zawadiacko, krzyżując ręce na piersi.
-No to teraz pożałujesz. - Syknąłem i ochlapałem ją jak największą ilością wody.
-Ugh... Masz przerąbane. - Warknęła, otrzepując się z wody. -Idę do ciebie. - Dodała, po czym wskoczyła do mnie do basenu.
Popłynęła na dno, a ja płynąc za nią w pewnej chwili złapałem ją w talii, pociągając do góry. Kiedy byliśmy głowami poza wodą, bez wahania wpiłem się w jej usta.
-Więcej takich przygód. - Szepnąłem, przyciskając ją do ściany basenu.
-Jakich? - Oblizała usta, oplatając mnie nogami w pasie.
-Spontanicznych. - Oznajmiłem, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie i przejechałem w wodzie dłonią po jej odkrytym brzuchu.
-Ciekawa jestem jak będzie wyglądała dalsza część tych wakacji, bo jak na razie to dopiero pierwszy tydzień, a ja już padam ze zmęczenia. - Przechyliła głowę w prawo, spoglądając na mnie z ciekawością.
-Nie wiem dokładnie, ale mogę ci zapewnić, że to będą najlepsze wakacje w życiu i nawet przez chwilę nie będziesz się nudzić. - Złożyłem na jej czole pojedynczy pocałunek, podnosząc ją za biodra do góry tak, by usiadła na brzegu basenu. -Jestem też pewien, że nie wytrzymałbym bez ciebie reszty tego lata. - Dodałem, siadając tuż obok niej.
-W sumie, to mam pomysł na spędzenie trochę czasu w ciszy i spokoju. Bez reporterów i tego całego medialnego szumu. - Odparłem, obejmując ją w pasie.
-Tak? - Uśmiechnęła się, patrząc na mnie ciekawym wzrokiem.
-Może pojechalibyśmy do mojej rodziny do Kanady? Do moich dziadków i mamy. Do mojego starego domu?
-Jus, moi rodzice nigdy się nie zgodzą...
-Chyba że ja ich przekonam. - Uśmiechnąłem się łobuzersko i nie czekając na odpowiedź Jen, podniosłem się na nogi. -Idziesz? - Wyciągnąłem rękę w jej stronę.
-Jesteś niemożliwy. - Wywróciła oczami, wstając przy mojej pomocy.
-Dzieciaki, mam dla was lody. - Spotkaliśmy uśmiechniętą mamę Jennifer, wychodzącą z tylnego wyjścia.
-Właśnie do pani szliśmy.
-Tak? Stało się coś?
-Nie, ale myślałem, żeby zabrać Jennifer do Kanady na chociaż tydzień. Przedstawiłbym ją rodzinie. Odpoczęlibyśmy.
-Kiedy chciałbyś ją zabrać? - Spytała Mellanie, szerzej otwierając oczy.
-Kiedy pani się zgodzi. - Uśmiechnąłem się, nieco mocniej ściskając dłoń Jen.
-No... Kto tam będzie? - Kobieta przygryzła nerwowo dolną wargę, uważnie mi się przyglądając.
-Moja mama, dziadek, babcia i pies. - Zaśmiałem się, próbując rozładować napięcie.
-Hm... W sumie, to chyba nie będzie problem. Są wakacje, nie mamy żadnych planów na ten czas przez tą przeprowadzkę. Więc to dobra okazja. Może trochę odetchniemy od tej marudy. - Również się zaśmiała, gładząc Jen po ramieniu.
-Dzięki mamo. - Dziewczyna przewróciła oczami, puszczając moją rękę i odchodząc w stronę drzwi do domu. -Skoro się zgodziłaś, to pójdę się spakować. - Uśmiechnęła się sztucznie i zniknęła w środku budynku.
-Niech się pani nie przejmuje. Ostatnio często ma humory. - Pocieszyłem Mellanie, która tylko cicho westchnęła.
-Taki wiek. - Wzruszyła ramionami, kładąc rękę na moim.
-Jeżeli wytrzymasz z nią dłużej niż miesiąc, to cię poświęcę. - Zaśmiała się, po czym posmutniała.
-Nawet więcej. - Odparłem, uśmiechając się szczerze.
-Jesteś dobrym chłopakiem. - Pogłaskała mnie po ramieniu, podnosząc lekko kąciki ust.
-Zaopiekuję się nią. Nie musi się pani o nic martwić. - Zapewniłem, przyglądając się kobiecie.
Staliśmy tak w ciszy kilka sekund, kiedy w ogrodzie z powrotem pojawiła się Jennifer.
-Ja jestem gotowa. - Oznajmiła szorstko, podchodząc do nas i stawiając na ziemi sporą, ciemnofioletową torbę.
-Szybko jak na ciebie. - Uśmiechnęła się Mellanie, wpatrując się w córkę.
-Kocham cię mamo i wiesz o tym, prawda? - Odparła Jen smutno, na co oboje z jej mamą otworzyliśmy szerzej oczy.
Dziewczyna nie zwracając uwagi na naszą reakcję, rzuciła się w ramiona swojej rodzicielce.
-Też cię kocham, skarbie... - Mruknęła cicho kobieta, obejmując Jennifer z całą swoją miłością.
-Okej. Jedźmy już. Może i postępujemy teraz szybko, sztucznie, spontanicznie i bez namysłu, ale jedźmy już, Justin. - Jen cmoknęła swoją mamę za rękę i pociągnęła mnie w stronę bramy.
-Pa, mamo. Ucałuj tatę ode mnie. - Rzuciła na odchodnym i udaliśmy się do auta.
*
-Muszę jeszcze wstąpić do hotelu po swoje rzeczy. - Oznajmiłem, kiedy Jen malowała sobie usta błyszczykiem przy lusterku górnym.
-Jasne. - Mruknęła, nawet na mnie nie patrząc.
-Co jest z tobą?
-A z tobą?
-To nie ja zachowuję się dzisiaj jak totalny odlot.
-Masz z czymś problem? - Warknęła stanowczo, odkładając błyszczyk na półkę.
-Nie, wszystko jest okej..
-Więc się przymknij.
-Masz PMS? - Zaśmiałem się, a Jen nieoczekiwanie poczerwieniała. -O cholera. - Ugryzłem się w język.
-Brawo, geniuszu.
-To ja chyba na poważnie się zamknę.
-Geniusz. - Zironizowała, opierając głowę o szybę.
*
-Na pewno wszystko? - Spytała Jen, kiedy dochodziliśmy do drzwi od pokoju.
-Wydaje mi się, że tak. - Odparłem, rozglądając się ostatni raz po pomieszczeniu.
-No to idziemy?
-Nie, czekaj. Jeszcze jedno. - Przyciągnąłem ją do siebie, wpijając się łapczywie jej usta.
Całowaliśmy się przez dobre kilka minut i niestety musiałem się od niej oderwać.
-Teraz już wszystko. - Uśmiechnąłem się, otwierając jej drzwi.
*
-No. To jesteśmy. - Oznajmiłem, stając przed ogrodzeniem i odkładając nasze bagaże na ziemie.
Wciągnąłem świerze powietrze, przypominając sobie zapach dzieciństwa.
Ten tydzień będzie idealny.
-Tutaj mieszkałeś jak byłeś mały? - Jen stanęła obok mnie, dokładnie przyglądając się budynkowi.
-Tak. Nie jest to jakiś specjalnie piękny dom, ale naprawdę ma klimat. - Uśmiechnąłem się, biorąc do jednej ręki nasze torby, a drugą objąłem dziewczynę i ruszyliśmy do przodu.
Kiedy próbowałem otworzyć drzwi, Jen mnie zatrzymała.
-Czekaj! - Krzyknęła szeptem, a ja obróciłem się w jej strone.
-Coś nie tak? - Spytałem, ponownie kładąc na ziemi nasze rzeczy.
-Boję się. Co jeżeli mnie nie polubią? - Skrzywiła się, patrząc na mnie zdenerwowanym wzrokiem.
-Będzie dobrze. - Pogładziłem ją po ramieniu, składając na jej policzku pojedynczy pocałunek.
-Egh. - Jęknęła, po czym pokazała mi głową, bym wszedł do środka.
-Teraz cicho. - Szepnąłem, prowadząc ją schodami na górę.
 Weszliśmy do mojego starego pokoju. Nic się w nim nie zmieniło.
-To ty? - Zachichotała Jen, łapiąc do ręki jakieś moje stare zdjęcie.
-Zostaw to! - Warknąłem, udawając grozę, ale chyba mi nie wyszło, bo dziewczyna zaczęła dalej przeglądać fotografie.
-Byłeś taki słodki. - Uśmiechnęła się figlarnie, a w jej oczach pojawiły się iskierki.
-Byłem? - Uniosłem teatralnie brwi i wydąłem usta.
-Nadal jesteś. - Podeszła do mnie i uwiesiła ręce na mojej szyi.
-Ciekaw jestem, jaka ty byłaś, jak byłaś mała. - Przyłożyłem usta do jej czoła, lekko się uśmiechając.
-Na pewno ładniejsza niż ty. - Odepchnęła mnie od siebie, przez co opadłem na łóżko.
-Oj tak się bawić nie będziemy. - Mruknąłem, podnosząc się trochę i pociągając ją na siebie.
-I co ze mną teraz zrobisz? - Przygryzła dolną wargę, uważnie mi się przyglądając.
Ta dziewczyna była najsłodszą osobą na świecie. Gdyby to było możliwe, na pewno dostałbym przez nią cukrzycy.
-Może to co zwykle robi się z niegrzecznymi dziewczynkami? - Przyjąłem poważny ton, podnosząc nas do pozycji siedzącej.
Nogi Jen były oplecione wokół mnie, a jej twarz była zaledwie kilka centymetrów od mojej.
-Dasz mi klapsa? - Zarumieniła się, ponownie przygryzając wargę.
-Nawet dwa. - Uśmiechnąłem się, składając na jej ustach krótki, aczkolwiek namiętny pocałunek.
-Nie wyobrażasz sobie, jak bardzo cię pragnę. - Wymamrotałem, błądząc dłonią po jej okrytych plecach.
-Więc mnie bierz. - Przejechała ręką po moim torsie, chowając wargi do środka.
-Wiesz, że nie mogę. - Mruknąłem jej do ucha, po czym złożyłem na nim słodki pocałunek.
-Możesz. - Szepnęła, wsuwając swoją smukłą i delikatną dłoń pod moją koszulkę.
Dotknęła lekko mojego brzucha, a po tym pojechała paznokciem do góry, na co odczuwalnie się wzdrygnąłem.
-Co ty ze mną robisz. - Zaśmiałem się cicho, obracając ją tak, że leżała, a siebie ustawiłem tuż nad nią.
-Co? - Uśmiechnęła się, tym samym ukazując swoje białe, równe zęby.
-Co tylko chcesz. - Oznajmiłem, wkładając rękę pod jej bluzkę i smyrając jej plecy.
-Przestań tak na mnie działać. - Jęknąłem, kiedy przejechała paznokciami wzdłuż gumki moich bokserek.
-Nie wiem o czym mówisz. - Wymruczała przez pocałunki.
-Co tu się... Justin!? - Usłyszałem z drzwi głos swojej mamy.
                                                                                                                  
Witam,hejka,elo,jołczi.
Przepraszam,że tak długo.
Oczekuję więcej komentarzy na tym i na drugim blogu.
Dodam jeszcze,że w następnym lub jeszcze następnym rozdziale pojawi się bohater,którego na pewno się nie spodziewaliście.;)
Wybaczcie,że wszystko się tak szybko dzieje w tym opowiadaniu,nie mam ostatnio weny.
Ano i przepraszam,że ten rozdział taki krótki i nieogarnięty,ale nie chciało mi się tego czytać.

Trzymajcie się.
Wasza Girl On Fire.
Tutaj Twitter: @jbsgirlonfire

6 komentarzy:

  1. Bum ! Co prawda rozdział trochę krótszy, ale fajny taki słoodki ^^ . Nom i co ja mogę więcej powiedzieć ? :D :P No tylko tyle , że czekam na nn i tego bohatera ;) < 3 Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. ZAJEBISTY ROZDZIAŁ *____* Dodaj szybko następny, bo już nie mogę się doczekac !!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny rozdział, zakończenie jeszcze lepsze xd

    tylko błagam, nie dodawaj tu tego całego zayna, bo wszędzie go pełno, aż niedobrze się robi... c:

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz zaczęłam czytać twój blog nie dawni,ale już wiem ,ze bede co chwilą sprawdzać czy nie ma nn :) To jest jeden z najlepszych blogów jaki czytałam ,taki świetny i intrygujący,a rozdział jeden z najlepszych ,już nie mogę się doczekać nowego rozdziału :p

    OdpowiedzUsuń
  5. ASDXCGHYUJNKO*.*
    @_fidelidad

    OdpowiedzUsuń