niedziela, 6 października 2013

ROZDZIAŁ 26.

-Jak bardzo tęskniłaś? - Mruknął, a ja mogłam dokładnie poczuć na swojej skórze jego ciepły, miętowy oddech.
Tak jak się spodziewałam - zjechał rękami wzdłuż mojego okrytego ręcznikiem ciała, lekko zawijając końcówkę materiału.
-Nie. - Rzuciłam stanowczo, lecz cicho i zepchnęłam z siebie jego dłonie. Otarłam nadgarstkami resztki łez z twarzy i obróciłam się na pięcie, wymijając Justina bez słowa, po czym podeszłam do szafy, z której wyciągnęłam bieliznę, spodenki i bokserkę.
-Myślałem, że wolisz spać w moich rzeczach? - Szatyn spojrzał się na mnie nieco zdezorientowany.
W odpowiedzi otrzymał jedynie ciszę, która została z nim w pokoju, podczas gdy ja udałam się do łazienki, założyć na siebie piżamę.
-Co się wydarzyło? - Spytał Justin, kiedy weszłam do pokoju, od razu kierując się do łóżka.
Nie odpowiedziałam.
-Jennifer. - Mruknął, siadając obok mnie.
Przekręciłam się na drugą stronę i wsadziłam złożone dłonie pod głowę.
Justin przeskoczył nade mną i w ciągu kilku sekund jego twarz znalazła się jakiś centymetr ode mnie.
-Co zrobiłem? - Spytał ponownie, przejeżdżając opuszkiem palca po moim policzku.
Zacisnęłam powieki, ciężko wzdychając.
-Lepszym pytaniem byłoby czego NIE zrobiłeś.. - Przygryzłam dolną wargę i moje oczy niefortunnie utkwiły w jego czekoladowo-miodowych tęczówkach.
-Czego nie zrobiłem? - Zjechał dłonią do mojego ramienia.
Spojrzałam na niego smutnym wzrokiem. Był taki niewinny.
Ugh, Jen, idiotko. Otrząśnij się.
-Nie chcę być 'fanką z Londynu, która miała szczęście i została OLLG'. - Wycedziłam po chwili, uważnie mu się przyglądając.
-Słucham? - Zdziwił się, splatając nasze palce.
-Nikt o mnie nie wie. Nie mogę się nigdzie ruszyć bez twojej zgody. Ludzie biorą mnie za Selenę. To jest uciążliwe.. - Wyszeptałam, na co Justin przymknął na chwilę powieki.
-Nie chcę popełnić tego samego błędu. - Odparł, otwierając oczy nieco szerzej.
-Jakiego błędu? - Podparłam się na łóżku i spojrzałam na niego zdziwionym wzrokiem.
-Selenie nie dawali spokoju. Chcę, byś ty pozostała moją własnością. - Wytłumaczył, również się podnosząc.
-Jestem twoją własnością! - Fuknęłam z wyrzutem, a moja twarz wykrzywiła się w lekki grymas.
-Nie chcę oddawać cię kamerom. - Szepnął i znacznie się do mnie przysunął, chwytając mnie w pasie.
-Nikt ci nie każe. - Pokręciłam głową.
-One same mi ciebie zabiorą, skarbie. - Mruknął i przyklęknął pomiędzy moim nogami, ujmując moją twarz dłońmi.
-A jeżeli obiecam ci, że nic mi nie zrobią? - Uśmiechnęłam się blado.
-Nawet nie będziesz tego świadoma, Jenny. Pozwól sobą pokierować. Zaufaj mi, nie robię nic co mogłoby nam zaszkodzić. - Justin złączył nasze czoła, nadal trzymając moją twarz w swoich dłoniach.
Dłoniach, które dawały mi to cholerne poczucie bezpieczeństwa.
-Kocham cię. - Mruknęłam, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego, że powiedziałam to na głos.
-Ja ciebie też kocham, skarbie. - Szepnął Jus.
Chwyciłam jego rozgrzane dłonie, spoczywające na mojej twarzy i przybliżyłam swoje usta do jego ciepłych warg.
-Pozostawię ci decyzję, co do ujawnienia naszego związku. Okej? - Zwrócił się do mnie i odsunął się od mojej twarzy na kilka centymetrów.
Kiwnęłam twierdząco głową, będąc całkowicie zahipnotyzowana jego spojrzeniem.
-Chcę, żeby o nas wiedzieli. Chcę, żeby dowiedzieli się jaką miłością cię dążę. - Wyszeptałam po chwili.
-Jeżeli to jest coś czego chcesz. - Westchnął cicho. -To chyba nie mam wyboru.
-Kocham cię tak bardzo. - Położyłam głowę na jego klatce piersiowej i przymknęłam powieki.
-Ja ciebie też, ja ciebie też. - Mruknął Justin, oplatając moje ramiona swoimi.
*
Obudziły mnie jasne promienie słoneczne, które wpadły do apartamentu przez sporą szczelinę pomiędzy zasłonami. Usiadłam na łóżku i przeciągnęłam się, ziewając. Tak jak się spodziewałam - byłam sama.
Przerzuciłam nogi na ziemię, po czym ospale wstałam, kierując się do komody, na której leżała pognieciona kartka z niekształtnym pismem Justina.
Musiałem jechać ze Scooterem na spotkanie z jakimś gościem. Będę wieczorem, więc jeśli chcesz to możesz wyjść pozwiedzać Nowy Jork, wpisałem Ci do telefonu numer Johna.
Byłbym zapomniał - na ladzie przy barku zostawiłem Ci pieniądze.
Kocham Cię.
Twój Justin.
Uśmiechnęłam się do siebie, wzdychając cicho. 'Twój'.
*
Zrobiłam make up, ubrałam się w jeansowe rurki, luźny sweter i czarne, wiązane buty za kostkę. Do tego dołączyłam jakąś biżuterię, dużą torbę i czarne Ray Bany.
Kiedy byłam już całkiem gotowa, zeszłam do głównego holu i od razu zadzwoniłam po Johna, siadając na jednej ze skórzanych kanap. Nie minęło więcej niż pięć minut, a mężczyzna pojawił się tuż przede mną.
-To gdzie chcesz iść? - Uśmiechnął się, biorąc mnie pod rękę.
-A proponujesz jakieś fajne miejsca? - Trzymałam się go mocno, kiedy wychodziliśmy z hotelu.
-Może pojedziemy do centrum handlowego? - Spytał, pomagając mi wsiąść do terenowego samochodu, którym poruszaliśmy się po mieście.
*
Obładowani zakupami powoli spacerowaliśmy wzdłuż Piątej Alei, popijając kawę w papierowych kubkach. W końcu dotarliśmy do auta, więc John zaczął pakować nasze torby do bagażnika. Stojąc i czekając aż skończy, wyjęłam z torebki iPhone'a i zaczęłam przeglądać Twittera.
I zobaczyłam coś, co spowodowało, że moje latte ze Starbucksa wylądowało na chłodnym chodniku, rozlewając się wzdłuż krawężnika.
                                                                                                                  
wybaczcie,że taki krótki
pomysły zaczynają mi się kończyć

niedziela, 15 września 2013

ROZDZIAŁ 25.

Otworzyłam zaspane powieki, rozglądając się po pokoju, w którym się znajdowałam.
Niechętnie podniosłam się z łóżka i posadziłam swój leniwy, jeszcze śpiący tyłek na siedzeniu przy komodzie.
Zaraz, czegoś mi tu brakowało...
-Justin? - Mruknęłam, lustrując wzrokiem całe pomieszczenie.
Cisza.
Wstałam z krzesła i ruszyłam do salonu. Na stole zauważyłam kartkę, na której było coś nabazgrane niechlujnym pismem.
Musiałem spotkać się ze Scooterem w ważnej sprawie, co do jutrzejszego wywiadu.
Kocham Cię.
Justin.
Odruchowo zgniotłam papier i wrzuciłam go z impetem do kosza na śmieci.
Jeżeli można kogoś chwilowo nienawidzić, w tym momencie żywiłam do niego właśnie taką nienawiść.
Udałam się do kuchni i wyciągnęłam z lodówki pierwszy lepszy jogurt. Ani mi się śniło schodzić w tej chwili na dół na śniadanie, do ludzi.
*
Leżałam na łóżku, oczekując cierpliwie powrotu Justina z 'ważnego spotkania ze Scooterem'.
Doczekałam się. Usłyszałam odgłos odblokowanego czytnika, po czym drzwi cicho zaskrzypiały i do środka wszedł Justin.
-Szkoda, że nie dłużej. - Pokręciłam głową, a z moich ust wysmyknęło się cicho westchnięcie.
-Dopiero siedemnasta. - Chłopak wzruszył ramionami, rzucając się na łóżko i kładąc brodę na moich kolanach.
-Jedziesz ze mną na przejażdżkę po Nowym Jorku? - Spytał z uśmiechem na twarzy.
-Czemu nie. - Wzruszyłam ramionami.
-No to wyszykuj się i idziemy. - Zwlókł się z łóżka i podszedł do szafy z ubraniami, skąd wyjął papierową torbę i podał mi ją do rąk. - Załóż to na siebie.
Nie muszę chyba tłumaczyć co znajdowało się w środku.
Weszłam do łazienki i założyłam na siebie po kolei; jeansy, bokserkę, beanie, luźną, czarną bluzę, wiązane kozaki do półłydki, czarną bandanę, którą zasłoniłam twarz na wysokości ust i do tego okulary przeciwsłoneczne, po czym przejrzałam się ostatni raz w lustrze i wyszłam z pomieszczenia.
-Widzę, że Scooter zdążył ci wszystko wyjaśnić. - Justin uśmiechnął się, wciągając na twarz swoją słynną kominiarkę Chanel.
-Co ty robisz? - Uniosłam jedną brew w geście zdziwienia.
-Chodź, czekają już na nas. - Wyciągnął rękę w moją stronę, po czym ruszyliśmy do wyjścia.
Razem z BieberTeamem zeszliśmy pod wejście, gdzie czekał nas liczny tłum, pośród którego stała biała limuzyna.
-Pójdziesz z Johnem. - Zwrócił się do mnie Justin i nie czekając na odpowiedź z mojej strony, ruszył do przodu i razem ze swoim ochroniarzem wyszedł przed budynek.
-Chodźmy. - Mruknął John.
Wspólnie wyszliśmy z hotelu, gdzie od razu zaatakowali nas reporterzy i fani. Mężczyzna odpychał ich wszystkich, osłaniając mnie swoimi ramionami, przez co zdołaliśmy dotrzeć do limuzyny w całości.
-Brawo. - Justin uśmiechnął się, przyciągając mnie do siebie, kiedy wsiadłam do wozu.
-Zsunęłam z siebie kaptur, odkładając bandanę i okulary na półeczkę.
-Męczące to twoje życie. - Zaśmiałam się, przytulając się do chłopaka.
-To dopiero namiastka mojego życia, Shawty. - Mruknął i objął mnie ramieniem.
Przygryzłam dolną wargę, uświadamiając sobie, że moje życie kolosalnie się zmieni przez ten związek.
-Cholera. - Warknął Jus, wyciągając dzwoniący telefon z kieszeni. -Scooter.
-Co jest? No. Serio? Teraz? Matko. - Przewrócił oczami i rozłączył połączenie, po czym włożył iPhone'a z powrotem do spodni.
-Hm? - Mruknęłam do niego.
-Muszę iść ze Scooterem na jakieś minutowe spotkanie z jakimś durniem z wytwórni, już na mnie czekają. - Westchnął ciężko i rozsunął okienko, odsłaniając kierowcę.
-Wiem. - Mruknął mężczyzna z uśmiechem.
Justin momentalnie zamknął zasłonę i ponownie założył na siebie kominiarkę.
-Wyjdź chwilę po mnie. Dosłownie kilka sekund. - Odparł i niespodziewanie wyskoczył z limuzyny.
Zdezorientowana rozejrzałam się dookoła i czym prędzej wsunęłam na siebie bandanę i okulary, po czym wysiadłam z samochodu.
Po raz pierwszy w tym mieście nie zaatakował mnie szalony tłum. Przed wejściem do budynku stało może kilka osób; jacyś fani i paparazzi.
-Udało nam się. - Jus przytulił mnie do siebie, kiedy weszłam do środka.
-Jej. - Pisnęłam sztucznie.
-Czekaj tu na mnie. - Uśmiechnął się zmysłowo i posadził mnie na sofie, po czym zniknął gdzieś w korytarzu.
*
Czekanie na Justina nieco mnie nudziło, więc wyjęłam z kieszeni spodni telefon i weszłam na Twittera.
Pierwszą rzeczą, która przykuła moją uwagę był trend 'Jelena's back'. Kiedy zagłębiłam się w niego, na ekranie mojej komórki zaczęły wyskakiwać zdjęcia mnie i Justina z poprzedniego dnia, oraz spod hotelu.
Czyli ludzie mają mnie za Selenę. Świetnie. Po prostu zajebiście.
W pewnej chwili czyjeś dłonie ulokowały się na moich ramionach, co wyrwało mnie z otępienia.
-Co tam robisz? - Spytał Justin, kładąc podbródek na mojej głowie.
-Nic. - Mruknęłam i w pośpiechu schowałam iPhone'a do kieszeni, podnosząc się na nogi.
-Wracajmy już do hotelu. - Poprosiłam, po czym chwyciłam rękę chłopaka i bez słowa skierowałam się korytarzem do wyjścia, gdzie stała nasza limuzyna.
*
-Skarbie.. - Usłyszałam za sobą głos Justina, na co momentalnie obróciłam się w jego stronę.
-Tak? - Zwróciłam się do niego, uważnie go obserwując.
-Zaraz wychodzę, musimy zrobić jeszcze krótką próbę przed programem. - Odparł cicho, kucając obok mnie.
Westchnęłam.
-Spoko. - Wzruszyłam ramionami i powróciłam do czytania magazynu ELLE.
-W takim razie trzymaj się. Będę jakoś przed północą. - Cmoknął mnie delikatnie w policzek, po czym zakładając na głowę kaptur, skierował się do wyjścia z apartamentu.
*
Przejechałam opuszkiem palca po chłodnej szybie, przyglądając się zapierającej dech w piersi panoramie Nowego Jorku. Drapacze chmur próbowały nieudolnie przedrzeć się przez zachmurzone, ciemne niebo.
Powinnam być z nim. Powinniśmy cieszyć się swoją miłością i odkrywać ją przed kolejnymi ludźmi. Ale nie. Tkwiliśmy w błędnym kole, nikt o nas nie wiedział. Kiedy słyszałam pytanie o nas od kogokolwiek, musiałam kłamać. Ukrywać prawdę. Byłam zmuszona słuchać zaprzeczeń, wychodzących z ust Justina. Z każdą chwilą bolało mnie to coraz bardziej.
Oparłam głowę o ścianę przy oknie, cicho wzdychając. Kolorowe światła dodawały temu miastu niesamowitego klimatu. Chciałam wyjść na zewnątrz. Ale nie mogłam. Nie mogłam wyściubić nosa z hotelu bez wiedzy ludzi Justina. Jeśli paparazzi zobaczyliby mnie w Nowym Jorku, od razu przypisaliby mi i Justinowi jakąś (nie)stworzoną historię. Czułam się jak w klatce, w więzieniu.
Po szybie zaczęły spływać pojedyncze krople deszczu, natomiast niebo przeszyła jasna błyskawica. Wzdrygnęłam się na samą myśl o byciu samemu podczas burzy.
Zasłoniłam okno i kręcąc głową, udałam się do łazienki, gdzie od razu zrzuciłam z siebie ubranie, po czym weszłam do kabiny. Odkręciłam kurek i nie minęła nawet sekunda, a ja poczułam, jak letnia woda oblewa moje zmarznięte ciało.
On mógłby być przy mnie, ale musi siedzieć przed kamerami, wygadując kłamstwo za kłamstwem.
Zagryzłam dolną wargę, namydlając włosy czekoladowym szamponem. Kilka chwil później zabrałam się za szorowanie ciała żelem o tym samym aromacie.
Kiedy byłam już cała pokryta białą pianą, ponownie włączyłam wodę i pozwoliłam jej spłukać ze mnie pachnące płyny, pozostawiając moją skórę gładką i czystą.
Wyszłam z pod prysznica, od razu chwytając za ręcznik, którym osuszyłam ciało, po czym dokładnie nasmarowałam je czekoladowym balsamem. Po tej czynności ponownie owinęłam się ręcznikiem i wyszłam z łazienki do sypialni.
Nie wiedząc czemu, okno z widokiem na panoramę Nowego Jorku przyciągnęło mnie do siebie. Odsunęłam zasłonkę i oparłam głowę o szybę, głośno przełykając ślinę. Po moich policzkach nieoczekiwanie pociekło kilka słonych łez.
W pewnej chwili poczułam na swoim ramieniu czyjeś usta, które już po chwili przeniosły się na moją szyję. Przygryzłam dolną wargę, zaciskając kurczowo powieki. Dobrze wiedziałam, kim była osoba, znajdująca się za mną, ponieważ jej dłonie kilka sekund później oplotły mnie w talii.
-Użyłaś mojego ulubionego balsamu. - Szepnął Justin, składając pojedyncze pocałunki tuż obok mojego ucha.
Nie chciałam tego.
                                                                                                                  
m a m  d o ś ć  s z k o ł y
komentarze tutaj proszę.:)
przepraszam.

sobota, 24 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ 24.

-Obiecujecie na siebie uważać? - Zwróciła się do nas moja mama, kiedy udaliśmy się do przedpokoju.
-Tak, mamo, przestań pytać. - Przewróciłam oczami, na co Justin zaśmiał się pod nosem.
-Do widzenia, pani Stewart. - Rzucił na wyjściu, ale niestety moja mama chwyciła go za rękę i przyciągnęła do siebie, przez co wylądował w jej ramionach.
-Opiekuj się Jennifer. - Mruknęła mu we włosy.
Przewróciłam oczami, krzyżując ręce na piersi.
-Mamo. - Przeciągnęłam, oglądając ze znudzenia paznokcie.
-Chodź tu, skarbie. - Moja rodzicielka otworzyła jedno ramię.
Nie miałam wyjścia i podeszłam do niej, dołączając się do grupowego uścisku.
-Ał. - Pisnęłam, kiedy poczułam, jak czyjaś ręka uszczypnęła mnie w tyłek.
Nie muszę chyba mówić czyja.
-Co się stało, Jen? - Zwrócił się do mnie Justin z cwaniackim uśmiechem.
-Chodźmy już. - Wywróciłam oczami. -Trzymaj się, mamo. - Dodałam i zabrałam swoją torbę, po czym wyszłam na zewnątrz, gdzie czekał już Scooter.
-Dlaczego jesteś taka nieprzyjemna dla swojej mamy? - Spytał Jus, odbierając ode mnie bagaż.
-Nieprzyjemna? - Parsknęłam śmiechem. -To ona jest nadwrażliwa.
-W każdym razie, żyjesz dzięki niej. - Uśmiechnął się, wkładając moją torbę do bagażnika.
-Siema, Scooter. - Przywitał się z managerem, kiedy wsiedliśmy na tylne siedzenia.
-Hej, dzieciaki. - Rzucił mężczyzna, oglądając się za siebie w celu sprawdzenia, czy na drodze nie ma innych samochodów.
-Witaj, Scooter. - Uśmiechnęłam się serdecznie, co od razu odwzajemnił.
-Miło cię widzieć, Jennifer. - Dodał i odpalił silnik.
-Masz paszport i dokumenty? - Spytał po chwili, skupiając się na drodze.
-Owszem. - Kiwnęłam twierdząco głową i oparłam ją na ramieniu Justina.
-To dobrze, bo mogą się do nas przyczepić. Ostatnio była jakaś akcja na LAX. - Z jego ust wysmyknęło się ciche westchnięcie.
-Dobra, wysiadajcie. - Odparł, zatrzymując samochód na parkingu przy lotnisku.
Justin podniósł się ze swojego miejsca, wysiadł na zewnątrz, okrążył pojazd i otworzył drzwi z mojej strony.
-Niech księżniczka wysiada. - Skinął ręką, ostatecznie zaginając ją za plecy.
-Oh. - Westchnęłam, po czym zachichotałam i wysiadłam z auta.
-Wezmę twoją torbę. - Uśmiechnął się, zabierając mój bagaż, po czym wszyscy ruszyliśmy do przodu.
-Macie moje rzeczy? - Jus zwrócił się do jednego z mężczyzn, którzy czekali na nas pod tylnym wejściem do lotniska.
-Mamy. - Odpowiedział jeden z nich, odbierając od mojego chłopaka torbę należącą do mnie.
-Więc chodźmy. - Odparł Scooter, na co wszyscy ruszyliśmy za nim do podziemi.
-Możecie czuć się jak vipy. - Zaśmiał się ochroniarz Justina.
Uśmiechnęłam się półgębkiem, idąc wzdłuż korytarza.
-Dajcie dokumenty. - Zwrócił się do nas jeden z mężczyzn, na co wszyscy posłusznie oddaliśmy mu paszporty i dokumenty tożsamości, które chwilę później wylądowały w rękach pracownicy lotniska.
-Życzymy miłej podróży. - Uśmiechnęła się blondynka i otworzyła bramkę, przez którą przeszliśmy, udając się na zewnątrz.
-Nasz kochany samolot. - Pisnął Justin, podbiegając do maszyny i obejmując ją ramionami.
Co z nim jest nie tak?
-Nawet mnie przytulasz z mniejszą czułością. - Fuknęłam.
-Pewna? - Uniósł brwi, powoli podchodząc do mnie.
Kiwnęłam twierdząco głową i cofnęłam się kilka kroków do tyłu.
-Zaraz poczujesz moją czułość! - Krzyknął i podbiegł do mnie, przerzucając mnie sobie przez ramię, po czym zaczął biec w kierunku samolotu.
Kiedy już byliśmy w środku, dosłownie RZUCIŁ mnie na fotele i schylił się nade mną tak, że nasze twarze dzieliły marne centymetry.
-Jestem w stosunku do ciebie nieczuły? - Mruknął.
Nie odpowiedziałam, tylko przygryzłam lekko dolną wargę.
-Jestem nieczuły? - Powtórzył, unosząc brwi.
-Odpowiedz, jak pytam! - Dodał i zaczął mnie łaskotać.
-Justin... J-jesteś bardzo... Czuły... Tylko proszę... P-przestań... - Wyjąkałam z trudem, próbując go z siebie zepchnąć.
-Powiedz, że jestem najbardziej czułym chłopakiem na świecie. - Upierał się, nie przestając mnie gilgotać.
-Jesteś najbardziej czułym chłopakiem na świecie! - Krzyknęłam i parsknęłam śmiechem.
-Dobra, dzieciaki, dość tego. - Usłyszeliśmy za sobą rozbawiony głos Scootera, na co od razu podnieśliśmy się na równe nogi.
-Opanujcie się przez tę godzinę. - Pokręcił głową i opadł na siedzeniu obok nas.
Justin spuścił wzrok, również lokując się na jednym z foteli i pociągając mnie za sobą.
*
-Nudzi mi się, Jay. - Mruknęłam, odwracając głowę w stronę chłopaka.
-Spójrz tam. - Przybliżył się do mnie i wskazał ręką na toaletę.
-No? - Uniosłam jedną brew ze zdziwienia.
-Tam jest toaleta. - Odparł z cwaniackim uśmiechem.
-I?
-Tam nam nikt nie przeszkodzi. - Mruknął.
Dopiero po chwili zrozumiałam jego aluzję.
-Jesteś obleśny. - Burknęłam z udawanym oburzeniem.
-Między innymi dlatego mnie kochasz. - Jus oblizał usta, znacznie się do mnie przybliżając, czym zmniejszył odległość między nami do minimum.
-Zaraz lądujemy! - Krzyknął Scooter, na co odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni.
-Kocham to robić. - Mruknął, śmiejąc się pod nosem.
-Nienawidzę cię, Scooter. - Fuknął Justin z wyrzutem.
-Kochasz mnie, młody. - Szturchnął lekko ramię chłopaka. -Gdyby nie ja nie byłoby cię tutaj w tej chwili.
-Dobra, siadajcie na miejscach i zapinajcie pasy, lądujemy za kilka minut. - Oznajmił pilot, na co wszyscy posłusznie wykonali jego zadanie.
-Daj mi rękę. - Szepnął Justin, kładąc rozłożoną dłoń na moim ramieniu.
Uścisnęłam ją bez słowa.
W pewnej chwili poczułam, jak moje wnętrzności miksują się w jedną, zbitą papkę.
O ile to możliwe.
-Nasz pilot lubi manewrować. - Zaśmiał się szatyn. -Śmiało, możesz ściskać moją rękę. Nie dałem ci jej bez powodu.
Zacisnęłam usta, nieco zniżając się w siedzeniu.
-Kocham cię. - Rzucił nieoczekiwanie Justin.
Spojrzałam na niego jak na idiotę, na co on tylko się zaśmiał?
-Zginiemy? - Spytałam lekko przerażona.
-Już wylądowaliśmy, skarbie. - Uśmiechnął się szeroko, przybliżając swoją twarz do mojego ucha. -Ale twoja mina była bezcenna. - Szepnął i po złożeniu na mojej skroni pocałunku, odsunął się i odpiął pas ruszając do wyjścia z samolotu.
-Poczekaj chwilę, ktoś zaraz po ciebie przyjdzie. - Odparł i wyszedł, schylając się, by nie uderzyć głową o górną framugę drzwi.
Posłusznie siedziałam na miejscu, w między czasie przeglądając Twittera.
Same tweety o Justinie w Nowym Jorku.
No, coś czuję, że to będzie ciężki tydzień.
-Jen. - Zawołał Scooter, podchodząc do mnie. -Załóż to proszę. - Podał mi torbę i wskazał ręką na toaletę, po czym dodał: -Będę tu czekał.
Odebrałam od niego papierową torebkę i skierowałam się do toalety, gdzie wyjęłam wszystko na umywalkę.
Bluza, okulary przeciwsłoneczne, bandana, beanie, spodnie z luźnym krokiem.
Coś mi się wydaje, że mam robić za tancerza.
A z resztą.
Założyłam na siebie ubrania i wyszłam z toalety, odkładając swoje rzeczy na któreś z siedzeń.
-Okej, Jennifer, teraz słuchaj mnie uważnie. - Zaczął Scooter.
Kiwnęłam twierdząco głową.
-Dopóki nie dotrzemy do hotelu nie możesz zdejmować okularów, kaptura, czapki, nie możesz także mówić nic o Justinie, rozmawiać z reporterami, reagować na jakiekolwiek zaczepki od nich i od fanów, od kogokolwiek. Masz zachować kamienną twarz, lekko się uśmiechaj i kiedy mówimy, żebyś jak najszybciej przemieściła się do drugiego auta, robisz to JAK NAJSZYBCIEJ. To się tyczy również innych czynności, takich jak przejście z wozu do hotelu, czy przejście przez lotnisko albo korytarze hotelowe. Jakby co, w ostateczności mówisz, że jesteś jedną z tancerek, które jutro występują w jakimś tam programie. - Mwahaha, mówiłam. -Wiem, że to twój pierwszy tak poważny i wymagający odpowiedzialności wyczyn związany z nami, ale błagam cię, nie nawal. - Odetchnął ciężko po skończeniu przemowy.
-Spoko. - Mruknęłam, uśmiechając się blado.
Szczerze mówiąc - nie podobał mi się ten pomysł ani trochę.
-Mogę ci zaufać? - Spytał, uważnie mi się przyglądając.
-Jasne.
-No to w takim razie.. Idziemy. - Uśmiechnął się lekko zdezorientowany i położył dłoń na moich plecach, lekko popychając mnie do przodu.
Gdy wyszliśmy z samolotu, przy wejściu od razu zaatakowało nas kilku paparazzi. Tylko co oni mogli tutaj robić?
-Scooter, czy mógłbyś powiedzieć, gdzie jest Justin? - Dopadł nas jeden z reporterów, na co jakiś facet od razu go od nas odsunął.
-Kim jest dziewczyna, która idzie z tobą? - Spytał kolejny. -Jak ci na imię? - Zwrócił się do mnie, podkładając mikrofon pod moją zakrytą okularami i bandaną twarz. Tak jak prosił Scooter, nic nie odpowiedziałam.
-Dan, może ty nam coś powiesz? - Drążył kolejny.
Dan? Cholera, nawet nie zorientowałam się, że idziemy grupą kilkunastu osób.
-Scooter! - Krzyczał jeden z reporterów, kiedy wchodziliśmy do podziemnego przejścia na lotnisku.
Czy życie Justina wyglądało tak na co dzień?
Nie, na pewno nie.
Pewnie wygląda tysiąc razy gorzej.
-Dobra robota. - Mruknął do mnie Scooter w międzyczasie.
W pewnej chwili wszyscy zatrzymali się i w grupie zapanował lekki chaos.
-Okej, Jennifer. Masz za zadanie z prędkością światła przemknąć się do czarnego, terenowego samochodu naprzeciwko drzwi. Dasz radę?
-Scooter, to nie jest Mission Impossible. - Zaśmiałam się.
-Liczę na ciebie.
-Spoko. - Rzuciłam i otworzyłam drzwi wyjściowe.
Kiedy wyszłam na zewnątrz, od razu zaatakowało mnie stado napalonych paparazzi. Na szczęście któryś z ochroniarzy Justina zaczął tarasować mi drogę, więc jakimś cudem udało mi się dotrzeć do wozu w całości.
-Dzień dobry. - Mruknęłam, wsiadając do samochodu, gdzie siedziała blondynka z tatuażami, lekko przy kości, ciemnoskóry mężczyzna koło trzydziestki i kierowca.
-Witaj, Jen. - Uśmiechnęła się kobieta, podając mi rękę. -Ja jestem Vanessa, zajmuję się wyglądem Justina.
-Miło cię poznać. - Odwzajemniłam uśmiech, chwytając jej dłoń i lekko nią potrząsając.
-Gdzie Justin? - Spytałam, rozglądając się po wnętrzu wozu.
-Nie martw się, Jen, zobaczycie się w hotelu. - Odparł mężczyzna.
Pokiwałam głową, ostatecznie opierając ją o zagłówek.
-Jesteście z Justinem parą? - Zwróciła się do mnie Vanessa.
Jak powinna brzmieć odpowiedź?
-Em, nie wiem. - Przygryzłam dolną wargę z poddenerwowania.
-Okej, nie męczę. - Zaśmiała się kobieta i pogładziła lekko moją dłoń.
-Dobra, jesteśmy na miejscu. - Oznajmił kierowca, zatrzymując pojazd przed hotelem.
-Wiesz co masz robić? - Spytała blondynka.
-Biec. - Odpowiedziałam z mostu.
-Dokładnie. Biegnij jak najszybciej do recepcji, nie reaguj na reporterów.
-Ja jestem John i pomogę ci dotrzeć do hotelu. - Odparł ciemnoskóry mężczyzna, otwierając mi drzwi. -Miej mnie tymczasowo za swojego ochroniarza. - Uśmiechnął się i podał mi rękę.
Chwyciłam jego dłoń i wysiadłam z samochodu, po czym od razu pognaliśmy do budynku.
-Dobry wieczór. - John zwrócił się do recepcjonistki, podając jej swój dowód osobisty.
-Życzymy miłego pobytu w naszym hotelu. - Kobieta uśmiechnęła się i podała mężczyźnie dwie karty.
-Trzymaj, mała. - Uśmiechnął się i wręczył mi jedną z nich. -Leć do 202. Czeka tam na ciebie niespodzianka.
Skinęłam głową i pognałam czym prędzej na górę. Świadomość, że do mojego spotkania z Justinem dzieliły mnie marne sekundy, dodawała mi niezłego kopa.
Przejechałam kartą przez czytnik i weszłam do środka, kiedy zaświeciła się zielona lampka i drzwi się odblokowały. W pomieszczeniu panowała ciemność, przez co nie mogłam zobaczyć nawet miejsca na kartę.
W pewnej chwili na mojej talii spoczęły czyjeś silne dłonie, na co aż podskoczyłam do góry.
-Witaj, skarbie. - Usłyszałam przy uchu seksowny szept, a do mojego nosa dotarł znajomy zapach, przez co momentalnie się uspokoiłam. -Tęskniłaś? - Chłopak zbliżył usta do mojego policzka, składając na nim czuły pocałunek.
Obróciłam się w jego stronę i zawiesiłam ręce na jego karku. Ku mojemu zdziwieniu, jak i radości, Justin nie miał na sobie koszulki.
-To była najgorsza podróż w moim życiu. Mimo tego, że była bardzo krótka. - Mruknęłam, zakańczając swoją wypowiedź głośnym ziewnięciem, po którym niekontrolowanie mlasnęłam.
Biebs zachichotał, zjeżdżając dłońmi na moje biodra.
-Jesteś słodka, skarbie. - Szepnął i złączył nasze usta w sekundowym pocałunku.
-Mamy cały wieczór dla siebie. - Kontynuował, powoli kierując się do przodu, przez co byłam zmuszona, by się cofać.
-Co w związku z tym? - Przechyliłam głowę w bok, lekko przygryzając dolną wargę.
-To, że nie zamierzam spędzać go na babcinych pogawędkach. - Mruknął.
Kiedy robiłam krok do tyłu, poczułam jak wewnętrzna strona moich kolan uderza o miękkie łóżko. Zachwiałam się, tracąc równowagę, jednak Justin w ostatniej chwili mnie przytrzymał.
-Gdzie mi uciekasz? - Szepnął, przyciągając mnie z powrotem do siebie.
-Nigdzie, skarbie. - Wplotłam palce w jego miękkie włosy i przybliżyłam jego twarz do swojej.
-A więc? Chcesz robić dzisiaj coś konkretnego? 
-Tak. - Przysunęłam się do niego do maksimum. -Spać. - Odparłam o wiele głośniejszym tonem, po czym wyswobodziłam się z jego objęć i wskoczyłam do łóżka, od razu okrywając się kołdrą.
-To nie było fair. - Burknął Justin.
-Dobranoc, skarbie. - Zachichotałam i przytuliłam się do poduszki, zamykając oczy.
Tak bardzo kochałam się z nim droczyć.
                                                                                                                  
szczerze mówiąc,to zasmuciło mnie trochę to,że pod ostatnim postem jest jedynie 9 komentarzy..
a chciałam być naprawdę miła i postarałam się dodać rozdział do końca tygodnia.

środa, 14 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ 23.

-Justin, ja ci to wytłumaczę.. - Zaczęłam, starając się zebrać myśli do kupy.
-No mam nadzieję. - Skrzyżował ręce na piersi i oparł się o ścianę.
-A więc.. - Wzięłam głęboki wdech, po chwili wypuszczając powietrze z płuc. -Byłam na ciebie wściekła, wybiegłam z hotelu jak pogrzana. I akurat stał tam Harry. Czekał na kogoś. Bezmyślnie, pod wpływem impulsu wsiadłam do jego samochodu i jakoś tak się stało.. - Zaczęłam, ale Justin przerwał mi gestem ręki.
-Zła wymówka. - Westchnął, spuszczając wzrok.
Wymówka?
-Justin, ja..
-Te zdjęcia są robione w południe, bo kiedy ja byłem w programie, powoli się ściemniało. Poza tym, nie wygląda, byś wsiadała do tego samochodu. Ty ewidentnie z niego WYSIADASZ. - Podkreślił ostatnie słowo.
Jaką dziwką byłam...
-Skarbie, ja byłam naprawdę wściekła.. - Wstałam z kanapy i podeszłam do niego, chwytając jego policzek. -To wszystko było pod wpływem impulsu. - Powtórzyłam poprzednie słowa. -Nie chciałam tego.. Byłam smutna przez twoje wieczorne i poranne zachowanie, więc wyszłam na spacer po Paryżu. Zgubiłam się i wpadłam na Harry'ego zupełnie przypadkiem. Zaprosił mnie na lody, więc się zgodziłam, nie sądziłam, że to skończy się czymś takim.. - Pokręciłam głową, nadal trzymając dłoń na twarzy chłopaka. -Później, kiedy zobaczyłam to w telewizji.. Nie uprzedziłeś mnie. Byłam pewna, że chciałeś przez to skończyć nasz związek, więc zebrałam wszystkie swoje rzeczy i bez wahania wybiegłam z hotelu. Jedyne co przyszło mi do głowy to Harry, nikt inny nie był dla mnie wystarczająco bezpieczny. Przysięgam, że nic się po tym nie wydarzyło. Pocałował mnie raz, jeden jedyny raz i bardzo tego żałuję. - Wydukałam, łamiącym się tonem, ale Justin kompletnie zignorował łzę spływającą po moim policzku. Zdjął moją dłoń ze swojej twarzy i spojrzał na mnie kruchym wzrokiem.
-Nie chcę na ciebie patrzeć. - Szepnął i już po chwili jego oczy utkwiły w drewnianym parkiecie.
-Justin, ja naprawdę nie chciałam...
-Wiedziałaś, jak bardzo nienawidzę tego durnia. - Westchnął, odwracając się do mnie tyłem i odszedł wzdłuż kolorowego korytarza, znikając za drzwiami jednego z bocznych pokoi.
Bezwładnie osunęłam się po ścianie i schowałam twarz w dłonie, rozpłakując się jak małe dziecko.
*Oczami Justina*
Zdradziła mnie? Tego się przed chwilą dowiedziałem? Zdradziła mnie z Harrym, dając mu przewagę? Zdradziła mnie kilka dni po tym, jak powiedziałem jej, że ją kocham?
Opadłem na łóżku, bezsensownie wwiercając wzrokiem dziurę w białym suficie.
Dlaczego kiedy wszystko zaczynało się tak pięknie układać, musiało się spieprzyć?
Nienawidziłem tego. Nienawidziłem uczucia, które miałem w środku w obecnej chwili. Nie byłem nawet w stanie tego opisać. Jennifer zawładnęła mną totalnie, przez co czułem się jak małe, bezbronne dziecko.
Z moich refleksji wyrwało mnie ciche pukanie do drzwi, po chwili zamieniające się w skrzypnięcie drewna.
-Mogę wejść? - Szepnęła brunetka, patrząc w podłogę.
Skinąłem głową, nie dając po sobie poznać jakichkolwiek emocji.
Drzwi się zamknęły, po czym dziewczyna weszła do środka i usiadła na łóżku obok mnie, lekko dotykając mojego kolana zakrytego cienkimi dresami.
To było niesamowite, czuliśmy się przy sobie na tyle komfortowo, że ja paradowałem przed nią po domu w jakiejś poszarpanej bokserce i dresach, a ona miała na sobie robiące za szorty za luźne na nią bokserki, które należały do mnie i koszulkę, która również była moją własnością.
-Nie wiem co jeszcze mogę ci powiedzieć.. - Szepnęła, sunąc wierzchem dłoni wzdłuż mojego uda. -Nieważne jak bardzo bym chciała, nie jestem w stanie zmienić przeszłości. -Westchnęła cicho. -I dlatego jedyna rozsądna rzecz, która przychodzi mi w tym momencie do głowy, to błagać cię o przebaczenie, choćby padając przed tobą na kolana, tak jak ty błagałeś mnie wczoraj o kolejną szansę. - Zsunęła się z łóżka, aby opaść na kolana, ale przytrzymałem ją w ostatniej chwili.
-Nie, nie, nie. Nie ma mowy, Jen. - Zaśmiałem się, podciągając ją do góry i sadzając na swoich kolanach.
-Wybacz mi. - Szepnęła poraz kolejny błagalnym tonem, a w jej oczach wyraźnie widać było szklanki.
-Byłbym kretynem, gdybym ci nie wybaczył. - Uśmiechnąłem się i ucałowałem delikatnie czubek jej nosa.
-Dziękuję. - Pisnęła cichym głosikiem i przytuliła mnie z całej siły, opierając głowę o moją klatkę piersiową. -Kocham cię. - Dodała i pchnęła mnie lekko, przez co oboje wylądowaliśmy na łóżku.
-Ja ciebie też kocham, mała. - Wyszeptałem jej we włosy, po czym delikatnie podciągnąłem się do góry i okryłem nas kołdrą.
Moja zabójcza ochota na nią troszeczkę minęła i jedynym czego teraz pragnąłem, było zapewnienie jej ciepła i bezpieczeństwa.
*
-Wstawaj, księżniczko. - Szepnąłem, gładząc jej policzek opuszkiem palca.
-Co się dzieje? - Skrzywiła się, a jej powieki lekko się rozchyliły.
-Nadszedł poranek, czas na śniadanie. - Uśmiechnąłem się i złożyłem na jej odkrytym ramieniu krótki pocałunek.
Jennifer niechętnie podniosła się i podparła łokciami, a na jej twarzy pojawił się lekki grymas.
-Pójdę do kuchni zrobić ci coś do jedzenia. - Mruknąłem i zszedłem z łóżka, udając się do drzwi.
*Oczami Jennifer*
Opadłam z powrotem na łóżko, przyglądając się sufitowi, który był w tej chwili najciekawszą rzeczą, na której mogłam zawiesić oko po wyjściu Justina z pokoju.
Usiadłam skrzyżnie, przysłuchując się śpiewom mojego chłopaka, dochodzącym z kuchni. Uśmiechnęłam się do siebie i przełożyłam nogi za łóżko, wkładając kapcie, po czym wstałam i wyszłam z sypialni.
Brnęłam korytarzem, rozglądając się po nim uważnie. Kiedy doszłam do kuchni, zauważyłam Justina majstrującego coś przy kuchence. Uśmiechnięta założyłam ręce na piersi i oparłam się o ścianę, przyglądając się jego poczynaniom. Z jego ust wydobywały się ciche, dobrze znane mi dźwięki i słowa.
Love me, love me, say that you love me,
Fool me, fool me, oh how you do me..
W między czasie podeszłam do niego i położyłam głowę na jego ramieniu, mrucząc:
Kiss me, kiss me, say that you miss me,
Tell me what I wanna hear,
Tell me you love me..
Dokończyłam za niego i objęłam go, kładąc dłonie na jego okrytym bluzką brzuchu.
Chłopak odłożył łyżkę na blat i odwrócił się w moją stronę.
-Kocham cię. To chciałaś usłyszeć? - Uśmiechnął się i złączył nasze usta w krótkim, słodkim pocałunku.
-Dokładnie tak. - Mruknęłam, przejeżdżając dłonią wzdłuż jego torsu. -Co na śniadanie? - Spytałam po chwili, na co Justin zaśmiał się pod nosem, nieco się ode mnie odsuwając i powracając do przygotowywania jedzenia.
-Jajka na bekonie. - Uśmiechnął się i zdjął z patelni dwa jajka, odkładając je na talerze, po czym zaniósł je na stół.
Odsunął jedno z krzeseł, wskazując mi, bym na nim usiadła, na co posłusznie wykonałam polecenie.
-Dziękuję, dżentelmenie. - Mrugnęłam do niego, zabierając się za śniadanie, które przygotował.
-Mam sprawę. - Zaczął, siadając naprzeciw mnie. W jego głosie mogłam wyczuć lekkie poddenerwowanie.
-Tak? - Uśmiechnęłam się szeroko.
-Za kilka dni mam poważny wywiad w Nowym Jorku.. - Przygryzł dolną wargę, odkładając widelec na talerz. -Jedziesz ze mną? - Spytał, uważnie mi się przyglądając.
Przez chwilę patrzyłam na niego jak na idiotę.
-Do Nowego Jorku? - Potrząsnęłam głową.
-Tak.
-Przecież mam szkołę. - Westchnęłam cicho, odsuwając pusty talerz na środek stołu.
-To tylko kilka dni. - Jus przechylił głowę na noc, a jego twarz przybrała wyraz biednego szczeniaczka.
Zaczesałam grzywkę do tyłu, dokładnie analizując jego propozycję.
-Hm, okej. Jeżeli moi rodzice się zgodzą, to jak najbardziej. - Odparłam po chwili, na co chłopak momentalnie rozpromieniał.
-Załatwione. - Mruknął, szeroko się uśmiechając.
*
-A co jeśli się nie zgodzą? - Szepnęłam, trzymając kurczowo dłoń Justina.
-Nie martw się o to... - Zaczął, ale przerwała mu moja mama otwierająca drzwi.
-Dzień dobry, pani Stewart. - Uśmiechnął się Justin.
-Witajcie. - Odparła i wskazała gestem ręki, byśmy weszli do środka.
-Tak więc, mamo, jest do ciebie pewna sprawa. - Zaczęłam niepewnie, jeszcze mocniej ściskając dłoń swojego chłopaka.
-Tak? - Zwróciła się do mnie mama.
-Jadę na kilka dni do Nowego Jorku i bardzo bym chciał, aby pani córka towarzyszyła mi w tej podróży. - Odparł Justin.
-Na kilka dni, czyli na ile? - Spytała moja rodzicielka, uważnie nam się przyglądając.
-Nie więcej niż tydzień. - Oznajmił grzecznie Biebs.
-Jeżeli Jen nadrobi wszelkie zaległości szkolne? - Spojrzała na mnie.
Kiwnęłam głową twierdząco.
-W takim razie nie ma sprawy. - Uśmiechnęła się szeroko.
-A, dziękuję! - Pisnęłam, rzucając się jej na szyję. -Pójdę na górę się spakować. - Dodałam i pognałam do swojego pokoju.
*
                                                                                                                  
wiem,że rozdział nudny i przeciętny.
ale następnym razem bardziej się postaram,obiecuję.
przepraszam,że tak długo.:((
pamiętacie o mnie jeszcze?:((
podoba Wam się chociaż trochę?:((
i tak,wiem,TYPOWE FANFICTION.:))

poniedziałek, 15 lipca 2013

ROZDZIAŁ 22.


-Wstawaj. - Zmarszczyłam czoło, próbując go podnieść.
-Nie wstanę, póki mi nie wybaczysz. - Oznajmił stanowczo, ale słychać było, że jego głos w każdej chwili mógł się złamać.
-No nie rób scen, tylko wstań. - Warknęłam błagalnym tonem.
-Nie, dopóki... - Zaczął, ale przerwałam mu, nie mogąc znieść tej całej sytuacji.
-Okej, wybaczam ci. - Odparłam i pociągnęłam go do góry.
-Dziękuję.. - Jęknął, mocno mnie do siebie przytulając.
Wtedy ludzie dookoła zaczęli nam bić brawo. Super. Świetny drugi dzień szkoły, no świetny.
-Chodźmy do auta. - Szepnął mi Justin do ucha i udaliśmy się do jego Range Rovera.
-Jesteś z siebie zadowolony? - Spytałam z wyrzutem, rozsiadając się wygodnie na siedzeniu pasażera.
-Tak. - Odparł dumnie i odpalił samochód.
-Nienawidzę cię. - Skrzywiłam się, zapinając pas.
-Wcale nie.
-Gdzie mnie tym razem zabierasz? - Spytałam.
-To znaczy, że mi wybaczasz tak na sto procent? - Uśmiechnął się szatyn, skręcając w jedną z uliczek LA.
-O matko. - Zaśmiałam się.
Znowu czułam to samo uczucie. To uczucie, kiedy był obok mnie. Wtedy wszystkie smutki znikały, a na mojej twarzy niekontrolowanie pojawiał się uśmiech.
-No błagam! - Jęknął.
-Okej, okej. - Przewróciłam oczami. -Za tę szopkę, którą odstawiłeś przed moją szkołą ci wybaczę. Byłabym głupia, gdybym cię po czymś takim olała. - Ponownie się zaśmiałam.
-Kochana Jen. - Uśmiechnął się szeroko.
*
-Jesteśmy. - Oznajmił Justin, zatrzymując samochód.
Odpięłam pas i wysiadłam z auta. Moim oczom ukazał się piękny dom, na który padały jasne promienie słoneczne.
-Gdzie jestem? - Spytałam, kiedy chłopak podszedł do mnie i objął mnie w pasie.
-W moim domu. - Uśmiechnął się i ruszył do drzwi. -Zapraszam. - Dodał, wskazując ręką, bym weszła do środka.
Weszłam i doznałam szoku. To był najprawdopodobniej najpiękniejszy dom, jaki kiedykolwiek widziałam.
Rozejrzałam się dookoła i każda rzecz, która wpadała mi w oczy, przyprawiała mnie o jeszcze większy zachwyt. To wszystko było warte chyba z kilkaset milionów.
-Rozgość się. - Odparł Justin, opadając na skórzanej kanapie, usytuowanej na środku wielkiego salonu, w którym się znajdowaliśmy.
-Czy ja śnię? - Pokręciłam głową i usiadłam obok chłopaka.
-Wydaje mi się, że nie. - Wydął usta. -A jeżeli tak to śnimy razem. - Dodał, przysuwając się do mnie.
-Tęskniłam za tobą. - Wycedziłam bezmyślnie po chwili ciszy.
-Ja za tobą również tęskniłem, skarbie. - Mruknął Jus.
-Cieszę się, że znowu cię mam. - Westchnęłam, opierając głowę na jego klatce piersiowej.
-Masz mnie już na zawsze. - Szepnął przytulając mnie do siebie jeszcze mocniej, po czym dodał jeszcze ciszej: -Kocham cię, Jennifer Stewart. Kocham cię i już nigdy nie pozwolę ci odejść.
*
Obudziły mnie jasne promienie słoneczne, które wdarły się przez okno naprzeciw mnie. Odwróciłam głowę i otworzyłam szerzej oczy, rozglądając się po pomieszczeniu, w którym znajdowałam się w obecnej chwili.
-O cholera. - Krzyknęłam, podnosząc się na równe nogi.
-Co się stało? - Jęknął Jus i przeciągnął się ospale.
-Musieliśmy wczoraj zasnąć. - Opadłam na kanapę. -Mama mnie zabije.
-Spokojnie. Pewnie jej powiedziałaś, że się ze mną spotykasz? - Chłopak objął mnie ramieniem.
-No niby tak, ale mimo wszystko.. - Westchnęłam.
-Dobra, wyluzuj. Zadzwoń do niej, powiedz, że jesteś u mnie, zjemy śniadanie i odwiozę cię do domu. Okej? - Zwrócił się do mnie, podnosząc nas do góry.
Pokiwałam twierdząco głową i sięgnęłam do torebki po telefon. O dziwo, na wyświetlaczu widniały jedynie cztery nieodebrane połączenia. Westchnęłam cicho, wybrałam numer mamy i przyłożyłam komórkę do ucha.
-Jak się spało? - Usłyszałam jej wesoły głos.
-Yyy..
-Skarbie, domyśliłam się, że zostałaś gdzieś na noc z Justinem. - Zaśmiała się moja rodzicielka.
-Przepraszam, siedzieliśmy w salonie, rozmawiając i jakoś tak wyszło. - Przygryzłam dolną wargę.
-Spoko, Jen.
Co jej odwaliło?
-Czyli mogę tu jeszcze trochę zostać? - Spytałam niepewnie.
-Jasne. Cieszę się, że znowu jesteś szczęśliwa. A, pozdrów ode mnie Justina.
-Oczywiście, nie ma sprawy. Kocham cię, mamuś. - Mruknęłam i rozłączyłam się, odrzucając telefon na kanapę.
-To co robimy? - Wparowałam entuzjastycznie do kuchni, gdzie Justin przygotowywał dla nas śniadanie.
-Mówiłem ci, że nie będzie zła. - Uśmiechnął się, wyjmując ciepłe kanapki z tostownicy.
-Na nic innego cię nie stać? - Zaśmiałam się.
-Moja wina, że całe dzieciństwo mama i babcia zajmowały się gotowaniem? - Uniósł ręce do góry w geście obrony.
-Zjem cokolwiek mi podasz. - Mruknęłam i odebrałam od niego talerz z tostami.
*
Leżałam na sofie z nogami położonymi na kolanach Justina, natomiast jego ciepłe dłonie spoczywały no moich udach.
-Nudzę się. - Westchnęłam cicho, kątem oka zerkając na chłopaka.
-Chcesz porobić coś konkretnego? - Spytał, przenosząc moje nogi na kanapę, a sam usiadł na mnie okrakiem.
Jakkolwiek dziwnie to brzmiało.
Uśmiechnęłam się figlarnie, zbliżając do niego swoją twarz. Szatyn bez wahania wsunął dłonie pod moją bluzkę i położył je swobodnie na moim brzuchu.
-Chcę cię. Teraz. - Wymruczał mi do ucha swoim seksownym, lekko zachrypniętym głosem.
Justin już brał się za zdejmowanie ze mnie koszulki, kiedy nagle do drzwi zadzwonił dzwonek.
-Nie wierzę. - Westchnął chłopak, przykładając dłoń do czoła.
Zaśmiałam się pod nosem.
-Poczekaj tu, pójdę zobaczyć kogo niesie. - Przewrócił oczami i zwlókł się ze mnie, odchodząc w głąb domu.
Kilka chwil później wrócił, a ja oberwałam gazetą, która wyleciała z jego rąk.
-Co to ma być? - Warknął Biebs, ale z jego twarzy nie byłam w stanie wyczytać żadnych konkretnych emocji.
Wzięłam do ręki czasopismo i spojrzałam na okładkę, co od razu przykuło mój wzrok.
Otworzyłam na stronie z artykułem i dosłownie zaniemówiłam.
'Jennifer Stewart - czy po Justinie zajęła się Harrym?'
A na dole piękne zdjęcia spod hotelu. Zdjęcia, na których moje usta były przyłączone do ust lokatego chłopaka z brytyjskiego boysbandu.
                                                                                                                  
krótki rozdzialik.
tęsknił ktoś?

niedziela, 23 czerwca 2013

ROZDZIAŁ 21.

-Ten nauczyciel od aktorstwa jest nieźle trzaśnięty. - Odparła Maddie, gryząc jabłko.
-Nie jest trzaśnięty. - Przewróciłam oczami. -On po prostu jest hipisem. - Dodałam, przeżuwając tortillę.
-Mówiłam ci przecież, że hipisi są dziwni. - Powiedziała moja przyjaciółka, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Jakby na to nie patrzeć... To była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
-Jen i Maddie. - Dosiadł się do nas jakiś chłopak.
-Jen i Maddie... - Powtórzyłam po nim, patrząc na niego jak na debila.
-Jestem Carlos. Robię dzisiaj imprezę 'Pożegnanie Wakacji' i z racji tego, że jesteście tutaj nowe, byłybyście na niej mile widziane. - Oznajmił, kładąc na stole jakąś karteczkę.
Z jakimś adresem.
Jak mniemam, był to adres, gdzie miała odbyć się owa impreza.
Ludzie są tacy przewidywalni.
*
Siedziałam z Maddie u mnie, odrabiając jakąś durną pracę domową z angielskiego.
-To wszystko? - Spytałam, zamykając książkę.
-Wygląda na to, że tak. - Odpowiedziała Maddie, również odkładając swój zeszyt na bok.
-Czyli w sumie mamy cały wieczór wolny od czegokolwiek. - Rzuciłam zrezygnowana.
-Czyyyli możemy iść na imprezę. - Blondynka zamrugała słodko oczami.
-Oj Madds, mówiłam ci, że pójście do zupełnie nieznajomych osób nie jest dobrym pomysłem.
-Oj Jen, skoro nas zaprosili, to chyba wypadałoby iść!
-No ale...
-Żadnych ale, Jennifer. Trzeba się rozerwać i jakoś porządnie zakończyć wakacje. Idziemy i już.
-Ugh... - Jęknęłam, przewracając teatralnie oczami i sturlałam się z łóżka, udając się do łazienki.
*
-To chyba tutaj. - Odparłam, stając przed ogromnym domem, który oświetlały brokat i kolorowe światła. Nie będę wspominać o muzyce, bo słychać ją było z końca ulicy.
Weszłyśmy niepewnie przez furtkę i udałyśmy się na tył domu, gdzie zabawa trwała na całego.
Podeszłyśmy do stolika i zabrałyśmy z niego jakieś drinki.
-Za nową szkołę. - Uniosłam napój do góry, uśmiechając się szeroko.
-Za nowe nas. - Dodała moja przyjaciółka i stuknęłyśmy butelkami o siebie.
-Nie wiedziałem, że przyjdziesz. - Podszedł do nas blondyn, którego poznałam dzisiaj w szkole.
-Też nie wiedziałam. - Zaśmiałam się, biorąc łyka alkoholu. -Dave, to jest Maddie.
-Miło mi. - Przywitali się, po czym chłopak ponownie zwrócił się do mnie.
-Zatańczysz?
-Jasne. - Odparłam i porwałam go na parkiet.
*
Po jakimś czasie poczułam w kieszeni wibracje telefonu. Przeprosiłam Dave'a i oddaliłam się w jakieś cichsze miejsce.
-Tak? - Odparłam, nie sprawdzając nawet kto dzwonił.
-Boże, Jen, w końcu odebrałaś... - Usłyszałam łamiący się głos, który należał do niego. Tak. Do Justina. Do Justina, z którym nie rozmawiałam przez dobry miesiąc.
-Ja nie mogę teraz rozmawiać... - Jęknęłam, ale chłopak mi przerwał, jakby miał się zaraz rozpłakać.
-Daj mi chociaż chwilę, proszę.
Westchnęłam cicho.
-Niech ci będzie. Mów.
-Ja nie wiem co ci się stało, dlaczego uciekłaś bez słowa z hotelu... - Odparł Bieber, a mnie zatkało.
-Ty sobie ze mnie żartujesz? - Zakpiłam, spacerując wkółko. -Najpierw mówisz, że się we mnie zakochałeś, zabierasz mnie do swojej rodziny, spędzamy miło czas, lecimy do Paryża, prawie się pieprzymy, Scooter nam przerywa, obrażasz się na cały świat, wyżywasz na mnie, a na koniec mówisz w programie telewizyjnym, że nic cię ze mną nie łączy. - Warknęłam oburzona.
-Myślisz, że to jest takie proste? To co mówiłem w tym programie było ustalone. U s t a l o n e. Rozumiesz? Dlatego tak wcześnie wyszedłem z hotelu. Moi ludzie nawciskali mi jakichś bzdur i kazali się uśmiechać głupkowato. Zabiliby mnie, gdybym powiedział, że jesteśmy razem. - Odparł, lekko się unosząc.
Przygryzłam dolną wargę i opadłam na pobliskie krzesło.
-A więc? Dasz mi KOLEJNĄ szansę? - Spytał, nieco smutniejszym tonem.
-Ja... - Westchnęłam. -Niech ci będzie. - Dodałam, przewracając oczami.
-Jest! - Justin wręcz pisnął, kontynuując: -Kiedy masz czas?
-Jutro?
-No to w takim razie będę na ciebie czekać pod twoją szkołą.
-Ale... - Jęknęłam desperacko, aczkolwiek chłopak chamsko się rozłączył.
Świetnie. Jutro ulegnę temu dupkowi i znów będzie mógł ze mną zrobić co tylko będzie chciał.
-Coś się stało? - Podszedł do mnie Dave, siadając obok.
-Nie. Dlaczego?
-Posmutniałaś. - Przechylił głowę na bok, kładąc dłoń na moim kolanie.
-Nie. Wszystko jest okej. - Podniosłam się na równe nogi. Jakkolwiek głupio to brzmi, nie miałam najmniejszej chęci na jakikolwiek kontakt z kimś, kto nie był Justinem Bieberem.
-Pójdę już. - Uśmiechnęłam się blado, ruszając do przodu.
-Czekaj, odwiozę cię. - Blondyn dogonił mnie, dotrzymując mi kroku.
-No ale przecież... - Zaczęłam, ale mi przerwał:
-Nic nie piłem, nie martw się o to. - Zapewnił, pociągając mnie w kierunku swojego samochodu.
*
-Dzięki. - Mruknęłam, wyciągając Madds z wozu.
Tak, byłam na tyle inteligentna, by zabrać ze sobą swoją zalaną w trupa przyjaciółkę.
-Do usług. - Uśmiechnął się Dave.
Pomachałam chłopakowi, drugą ręką przytrzymując dziewczynę, po czym odjechał bezgłośnie spod mojego domu.
-Zabiję cię, Maddie. - Warknęłam do blondynki, kiedy prowadziłam ją ostrożnie do swojego pokoju.
-Ale co ja zrobiłam? - Wymamrotała zdziwiona.
-Uchlałaś się jak jakieś bydło. - Odparłam, wchodząc do pomieszczenia.
-Też cię kocham. - Zaśmiała się, a ja zamknęłam za nami drzwi i rzuciłam ją na łóżko.
-Nie mów już nic więcej i idź spać. Nie chce mi się na ciebie patrzeć. - Westchnęłam i wyszłam do łazienki zmyć z siebie dzisiejszy dzień, włącznie z zapachem papierosów i alkoholu.
*
Równo o siódmej obudził mnie denerwujący dźwięk budzika. Przeciągnęłam się, ziewając i wstałam z pufy, na której musiałam spać przez nachlaną Madds, rozwaloną na moim łóżku.
*
-Wstawaj. - Powiedziałam stanowczo, stając tuż obok przyjaciółki.
-Wstawaj! - Powtórzyłam o wiele głośniej i lekko nią potrząsnęłam.
-Co jest? - Skrzywiła się, zasłaniając ręką oczy, o które uderzyły jasne promienie słoneczne.
-Piątek. - Uśmiechnęłam się sztucznie i podeszłam do szafy z ubraniami.
Wyjęłam z niej jakieś ciuchy i rzuciłam nimi w stronę Maddie.
-Trzymaj. Masz 30 minut na doprowadzenie się do przyzwoitego stanu. Będę czekać na dole. - Westchnęłam i udałam się do kuchni.
-Jak się udała impreza? - Spytała moja rodzicielka, odkładając gazetę, którą czytała na blat.
-Spoko. - Rzuciłam sucho i wzruszyłam ramionami.
-No ale wyrwałaś kogoś? - Mama poruszyła teatralnie brwiami, na co otworzyłam szerzej oczy.
-Spotykam się dzisiaj z Justinem. - Oznajmiłam cicho, biorąc gryza jednego z tostów, które przed chwilą przygotowałam.
-O, no to powodzenia. - Uśmiechnęła się kobieta.
-Przyda się. - Zawtórowałam jej i zawołałam: -Maddie! Spóźnimy się!
-Idę! - Odkrzyknęła moja przyjaciółka i już po chwili pojawiła się na schodach.
-Na razie, mamo. - Rzuciłam, zabierając torbę z podłogi i udałam się w stronę drzwi wyjściowych, nawet nie patrząc na Maddie.
Wsiadłam do samochodu, a obok mnie usiadła moja blond przyjaciółka.
-Co się wczoraj działo? - Spytała, kiedy wyruszałam z mojej posesji.
-Nie pamiętasz? - Odwróciłam wzrok w jej stronę, ale ona tylko pokręciła przecząco głową.
-A więc... - Westchnęłam, wyjeżdżając na ulicę. -Pojechałyśmy na tę imprezę, wzięłyśmy jakieś drinki, podszedł do nas Dave, ty gdzieś zniknęłaś, tańczyłam sobie, kiedy nagle zadzwonił mój telefon, który odebrałam, nie patrząc na to, kto dzwoni i okazało się, że to Justin. No i skończyło się na tym, że się z nim spotykam dziś po szkole. - Oznajmiłam obojętnie.
-Słucham? - Madds wytężyła wzrok, nie dowierzając w to, co przed chwilą usłyszała.*
-No cóż, ten dureń potrafi mnie zaczarować nawet przez telefon. - Westchnęłam.
-Nie, czekaj... Myślałam, że to koniec. - Jęknęła blondynka.
-No ja też tak myślałam. - Odparłam, zatrzymując samochód na parkingu przed szkołą.
*
-Denerwujesz się? - Szepnęła Maddie, kiedy nauczyciel pisał coś na tablicy.
-Trochę.. - Skrzywiłam się lekko, upewniając się, że nikt inny oprócz mojej przyjaciółki mnie nie słyszał.
-Nie ma po co. Chyba już wiesz jak z nim postępować, prawda? - Uśmiechnęła się i puściła mi oczko. Kiwnęłam twierdząco głową i odwróciłam się z powrotem w stronę tablicy.
*
-Hej, Jen! - Usłyszałam za sobą czyjś głos, na co odwróciłam się w stronę osoby, która mnie zawołała.
-O, Dave. - Uśmiechnęłam się niechętnie i podeszłam bliżej chłopaka.
-Jak tam po imprezie? Maddie ok? - Spytał.
-Ta, wszystko spoko. - Wzruszyłam ramionami.
-Coś nie tak?
-Nie, wszystko spoko. - Powtórzyłam.
-Może dałabyś się gdzieś dzisiaj wyciągnąć? - Zapytał, uśmiechając się szeroko.
-Myślę, że... - Zaczęłam, ale przypomniałam sobie o moim dzisiejszym spotkaniu z Justinem. -Nie mogę. Tak. Myślę, że nie mogę, bo muszę mamie pomóc. No. - Wydukałam.
-Aha? - Blondyn uniósł jedną brew, patrząc na mnie zdezorientowanym wzrokiem.
-W sumie to muszę już iść. Dzięki za wczorajsze podwiezienie i w ogóle. - Mruknęłam i odwróciłam się na pięcie, odchodząc.
Kiedy wyszłam z budynku szkoły, zauważyłam zaparkowane pod nią ferrari z przyciemnionymi szybami. Przygryzłam lekko dolną wargę, uświadamiając sobie do kogo należy ten wóz. Rozejrzałam się dookoła i ruszyłam niepewnie w jego stronę. Kiedy otworzyłam drzwiczki i wsiadłam do środka, poczułam jakbym właśnie wypełniła jakąś ważną misję.
-Witaj, Jen.. - Odparł cicho Justin, nawet na mnie nie patrząc.
-Hej. - Odpowiedziałam, również uciekając od niego wzrokiem.
-Stęskniłem się za tobą. - Szepnął i przekręcił głowę w moją stronę.
-Ja za tobą w sumie też. - Wzruszyłam ramionami.
-Spójrz na mnie. - Powiedział.
Niechętnie odwróciłam wzrok, zatrzymując go na jego posmutniałej twarzy.
Matko, jaki on był piękny...
-Dziękuję. - Uśmiechnął się blado, delikatnie przejeżdżając opuszkiem palca po moim policzku.
-Za co? - Zdziwiłam się i zdjęłam jego dłoń ze swojej twarzy.
-Za to, że się na mnie spojrzałaś. No i za to, że jesteś tutaj i mogę ci wszystko wyjaśnić. - Mruknął cicho.
-No tak. Właśnie po to tu jestem, więc mów.
-Dlaczego tamtego dnia tak uciekłaś z hotelu? - Spytał, uważnie mi się przyglądając.
-Nie wiem. - Udałam, że się nad czymś zastanawiam. -Może dlatego, że powiedziałeś w telewizji, że nic cię ze mną nie łączy? - Dodałam, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
-Mówiłem ci przecież, że musiałem.. - Westchnął, kładąc dłoń na moim kolanie.
-Nie dotykaj mnie. - Skrzywiłam się i zrzuciłam z siebie jego rękę.
-Proszę, wybacz mi. - Jęknął błagalnym tonem. -Nie chciałem cię zranić..
-Ale to zrobiłeś. - Wywróciłam oczami, krzyżując ręce na piersi.
-Błagam.. - Przybliżył się do mnie.
-Ugh, co ja tu robię. - Warknęłam i wysiadłam z auta.
-Jen, czekaj! - Krzyknął za mną Bieber, również wychodząc z samochodu.
Zatrzymałam się w miejscu i obróciłam na pięcie w jego stronę.
-Co ty robisz? - Zwróciłam się do niego.
-Wybacz mi, błagam, wybacz mi.. - Jęknął, opadając przede mną na kolana.
Otworzyłam szerzej oczy, nie dowierzając w to, co ten idiota robi. Rozejrzałam się i zauważyłam tłum gromadzący się wokół nas.
                                                                                                                  
ur welcome.
btw pisanie rozdziałów idzie mi coraz gorzej.

poniedziałek, 10 czerwca 2013

ROZDZIAŁ 20.

W TYM ROZDZIALE WSZYSTKO DZIEJE SIĘ O WIELE SZYBCIEJ NIŻ ZWYKLE,WIĘC NIE MIEJCIE DO MNIE O TO PRETENSJI.:)) NIE MIAŁAM JAK TEGO ROZWINĄĆ.
-
-
'Nic mnie z nią nie łączy... Nic nigdy mnie z nią nie łączyło...' Jego słowa brzmiały w mojej głowie, sprawiając mi coraz większy ból.
-No a to przemówienie w MTV? - Spytał mężczyzna.
-Prima aprilis. - Zakpił Justin, przewracając oczami.
To na pewno jest sen.
Właśnie utwierdziłam się w przekonaniu, że karma naprawdę istnieje.
Przeklinam dzień, w którym zdobyłam bilety na koncert tego kretyna.
Bez dłuższego namysłu wyjęłam z kieszeni komórkę i zadzwoniłam pod numer, który zostawił mi Harry.
-Przyjedź pod hotel. - Odparłam łamiącym się głosem i rozłączyłam się, nie czekając na odpowiedź.
Gorączkowo zaczęłam pakować swoje rzeczy do torby, nie zwracając uwagi na to, jaki bałagan w tym momencie robiłam. Chciałam się stąd po prostu wydostać i nie patrzeć na nic, co związane było z tym dupkiem. Wykorzystał mnie, a ja głupia wierzyłam mu w każde słowo, które mówił.
*
Wyszłam przed hotel, gdzie czekał Harry, oparty o swój wóz. Kiedy mnie zobaczył, wziął ode mnie torbę, a ja w tym czasie wsiadłam do auta.
Kilka sekund później, chłopak wszedł do auta od strony kierowcy.
-Jen... - Zaczął, ale przerwałam mu, nie chcąc słuchać jego słów, które najprawdopodobniej doprowadziłyby mnie do płaczu.
-Po prostu zabierz mnie do domu. - Odparłam smutno, opuszczając głowę w dół.
-Jasne. - Mruknął Harry i odpalił silnik.
Resztę podróży spędziliśmy w całkowitej ciszy.
*
-Na pewno dasz sobie radę sama? - Spytał Styles, kiedy stanęliśmy przed lotniskiem.
-Nie mam dwóch lat. Nie będziesz zostawiał chłopaków z powodu jakiejś przypadkowej dziewczyny. - Odparłam, patrząc przed siebie.
-Nie jesteś przypadkową dziewczyną.
-Nieważne. - Pokręciłam głową i ruszyłam do wejścia.
-Czekaj. - Usłyszałam za sobą głos Harrego.
-Tak? - Odwróciłam się na pięcie i spojrzałam na niego pytająco.
-Pamiętaj, że zawsze możesz do mnie zadzwonić. - Uśmiechnął się i podszedł do mnie. -Jesteś naprawdę wspaniałą dziewczyną. - Dodał, przytulając mnie do siebie.
-Na mnie czas. - Westchnęłam, odsuwając się od niego.
*Oczami Justina*
Wróciłem do hotelu z nadzieją na to, że Jennifer pomoże mi się rozluźnić po ciężkim dniu. Otworzyłem drzwi od apartamentu i zacząłem powoli kierować się do jego głównej części. Po całym pomieszczeniu porozrzucane były ubrania i inne dziwne rzeczy. Wszedłem po drodze do łazienki, w której również panował istny chaos. Następnie dotarłem do salonu. Szafki były porozwalane, pościel leżała obok łóżka, a na podłodze był jeszcze większy bałagan niż w przedpokoju.
-Jennifer, skarbie? - Powiedziałem donośnym tonem, rozglądając się po pokoju.
-Wróciłem! - Kontynuowałem próby odnalezienia dziewczyny.
Co tutaj się stało?
Zajrzałem do komody. Torba Jennifer zniknęła. Reszta jej rzeczy również. Po krótkim namyśle, postanowiłem udać się do recepcji i zapytać o nią.
*
Stanąłem przed ladą, dzwoniąc dzwonkiem.
-W czym mogę pomóc, sir Bieber? - Podeszła do mnie uśmiechnięta blondynka w bordowej marynarce.
-Czy widziała może pani ciemną, szczupłą dziewczynę niższą ode mnie, z długimi włosami...
-Chodzi panu o Jennifer Stewart? - Przerwała mi, sprawdzając coś w komputerze.
-Tak. - Kiwnąłem twierdząco głową, opierając się o ladę.
-Wymeldowała się z naszego hotelu jakąś godzinę temu. - Oznajmiła kobieta, szeroko się uśmiechając.
Co do chuja?
-Jak to wymeldowała się? - Otworzyłem usta, patrząc na nią zdezorientowanym wzrokiem.
-Normalnie. Może powinien pan do niej zadzwonić? - Zasugerowała, wskazując na moją kieszeń.
-Tak. Dobry pomysł. Dziękuję za pomoc. - Rzuciłem i oddaliłem się od recepcji na kanapy.
Wybrałem numer Jen, po czym przyłożyłem telefon do ucha.
Abonent nieosiągalny.
Nie wiem co się właśnie działo, ale ta cala sytuacja zaczynała mnie nieco niepokoić...
*Oczami Jennifer*
-Jen...? - Moja mama stanęła w drzwiach i jakby skamieniała. Otworzyła szeroko usta, nie dowierzając w to, że właśnie przed nią stałam.
-Hej mamo. - Uśmiechnęłam się blado i otworzyłam ramiona, dając jej znak, żeby mnie przytuliła.
-Boże, skarbie, co ty tu robisz? - Spytała, mocno mnie do siebie przyciskając.
-To długa historia... - Odparłam, na co nieco się ode mnie odsunęła.
-Chodź, wszystko mi opowiesz. - Wzięła ode mnie torbę i poprowadziła mnie do salonu.
*
Opowiedziałam mojej rodzicielce wszystko od początku do końca. Ze wszystkimi szczegółami.
-Myślałam, że ten chłopak ma pozostałości serca... - Jęknęła smutno, gładząc moją dłoń.
-Najwyraźniej nie. - Westchnęłam cicho, biorąc łyka kakao, które przygotowała mi mama.
-Słuchaj, dzwoniła do mnie siostra i mówiła, że jeżeli chcemy, to możemy przyjechać do niej do Tennessee na wakacje. My z tatą nie mamy do tego głowy i czasu, ale ty masz jeszcze ponad miesiąc wakacji i taki wyjazd chyba dobrze by ci zrobił?
-W sumie, to całkiem dobry pomysł... - Odparłam krucho.
-No to w takim razie ja zadzwonię do cioci Ruby, a ty idź w tym czasie do pokoju, zdrzemnij się, ogarnij i naszykuj. - Mama pogładziła mnie po ramieniu, patrząc na mnie pocieszającym wzrokiem.
* (Miesiąc później) *
Siedziałam w altance, obserwując zachmurzone niebo i spadające z niego krople deszczu.
Przez ostatnie pół roku w moim życiu wydarzyło się więcej niż przez całe siedemnaście lat, kiedy jestem na tym świecie. Co ja mam o tym myśleć? Nawet nie dałam mu wyjaśnić. Zostawiłam wyłączonego iPhona w domu w LA, a Justin na pewno bez przerwy próbuje się do mnie dodzwonić.
-Jen, skarbie. - Podeszła do mnie ciocia Ruby i podała mi ręcznik. -Twoja mama dzwoniła i mówiła, że Justin cię szukał. Ponoć błagał ją, żeby przekazała ci, byś się z nim skontaktowała w jakikolwiek sposób.
-Ta... - Westchnęłam cicho, wycierając z siebie krople deszczu.
-Może daj mu szansę?
-Nie, ciociu. On jest skończonym frajerem. Nie ulegnę mu kolejny raz. - Skrzywiłam się, na co kobieta przytuliła mnie, siadając za mną.
-Oj Jenny, wiesz jacy są faceci. Szczególnie tacy.
-Wiem ciociu, wiem.. Już nie raz zdążyłam się o tym przekonać.
-Ale mimo wszystko, ładnie by ci było z nazwiskiem Bieber.
-Ciociu! - Szturchnęłam ją lekko, na co oboje się zaśmiałyśmy.

* (Dwa tygodnie później)
-Mamo, ja nie chcę do tej szkoły. - Jęknęłam, kiedy moja rodzicielka wsiadła do auta.
-Oj, Jen, nie marudź. - Odburknęła, przekręcając kluczyk w stacyjce i ostrożnie wyjechała z naszej posesji. -Rozumiem, gdybyś szła do tej szkoły sama, w środku semestru. Ale idziesz tam ze swoją najlepszą przyjaciółką, w dodatku na początku roku.
-Najlepszą przyjaciółką, która mnie zabije, bo nie odzywałam się do niej przez miesiąc, mimo tego, że mieszka naprzeciwko mnie. Świetnie. - Wycedziłam przez zaciśnięte zęby, uśmiechając się sztucznie.
-No. Jesteśmy. - Oznajmiła moja mama, zatrzymując samochód jakieś pół kilometra od szkoły.
-Dobra, w takim razie idę. Siemka. - Cmoknęłam rodzicielkę w policzek i wysiadłam z auta, kierując się do budynku.
Weszłam po schodkach i przeszłam przez drzwi.
Ludzie patrzyli się na mnie jak na kretynkę, szepcząc coś między sobą. Nagle moja komórka zaczęła dzwonić. Maddie.
-Halo? - Jęknęłam, dochodząc do swojej szafki.
-Gdzie jesteś? - Spytała dziewczyna.
-Przy szafce. - Odparłam, otwierając ją.
-To dziwne, bo ja... - Urwała, kiedy ktoś stuknął mnie w ramię. -Też. - Dodała, kiedy się odwróciłam.
-Madds! - Przytuliłam ją mocno z zamiarem szybkiego udobruchania jej.
-Należą mi się wyjaśnienia, prawda? - Odsunęła się ode mnie, patrząc na mnie spode łba.
-No...okej. - Wycedziłam niechętnie.
Zamknęłam szafkę i zaczęłyśmy iść powoli wzdłuż korytarza.
*
-Niefajnie. - Westchnęła moja przyjaciółka, kiedy skończyłam jej opowiadać o wszystkim, co działo się w wakacje.
-Trochę... A jak z Ryanem? - Spytałam, wchodząc do klasy i siadając na jednym z krzeseł ustawionych obok siebie.
-Dobrze. To było naprawdę świetne lato. - Rozpłynęła się, a jej twarz oblał rumieniec.
-Oww, to takie słodkie... - Przewróciłam oczami, rozsiadając się wygodnie.
-Dzień dobry wszystkim. - Naszą rozmowę przerwał nauczyciel, który wszedł na podest znajdujący się w klasie. -Ja jestem Sikowitz, w razie gdyby ktoś nie wiedział. A wy? - Zwrócił się do nas, pokazując nam gestem ręki, byśmy się podniosły.
-Ja? Ja jestem Jennifer Stewart... - Wydukałam niechętnie, po czym z powrotem opadłam na krzesło.
-A ja Maddie Alain w razie co. - Zachichotała moja przyjaciółka.
Boże, czy ja nie mogę mieć normalnych znajomych?
*
Już prawie przysypiałam, kiedy z błogostanu musiał wyrwać mnie dzwonek. Zabrałam swoją torbę i nawet nie patrząc na Maddie udałam się do wyjścia z klasy, gdzie niestety musiał mnie ktoś zatrzymać.
-Jennifer. - Uśmiechnął się przystojny blondyn o delikatnej urodzie.
-Jennifer. - Kiwnęłam niepewnie głową, uważnie mu się przyglądając.
-Jestem Dave. - Wyciągnął rękę w moją stronę.
-Miło cię poznać. - Chwyciłam jego dłoń, po czym wolno zaczęłam iść przed siebie.
-Jesteś z LA? - Spytał, dotrzymując mi kroku.
-Tak naprawdę to jestem z Londynu, ale mieszkam jakoś od pół roku. - Odparłam i zatrzymałam się przy swojej szafce.
-Pójdę po książki. Pewnie później się zobaczymy. Trzymaj się, Jennifer. - Uśmiechnął się i zniknął gdzieś w tłumie.
-Kto to był? - Podeszła do mnie Madds, otwierając swoją szafkę i wkładając do niej zeszyt.
-Dave. - Odparłam, przygryzając dolną wargę.
-Ładny ten Dave. - Mrugnęła do mnie i odeszła.
O ludzie... Zapowiada się naprawdę ciężki dzień.
                                                                                                                  
wiem,beznadziejny rozdział,wybaczcie,mam dość wszystkiego.
w zakładkach macie mojego twittera i aska.
komentarzy pragnę.
eh nic,dobranoc,przepraszam.

czwartek, 6 czerwca 2013

ROZDZIAŁ 19.

Obudziło mnie chłodne powietrze, które chamsko wtargnęło do pomieszczenia, w którym się obecnie znajdowałam. Otworzyłam zaspane oczy, powoli analizując sytuację, w której się znajdowałam. A więc... Leżałam sama w dużym łóżku, które znajdowało się w środku ogromnego, pięknego pokoju hotelowego, drzwi od tarasu były uchylone, a za nimi widać było sylwetkę Justina.
Przeciągnęłam się, ziewając i wstałam z łóżka z zamiarem podejścia do mojego chłopaka.
-Coś nie tak? - Spytałam, kiedy już stałam obok niego.
-O, wstałaś. - Odwrócił się do mnie, lekko się uśmiechając. -Nie, wszystko jest okej.
Zmarszczyłam brwi, uważnie mu się przyglądając.
-Paryż jest taki piękny. - Nieudolnie próbował zmienić temat.
Spojrzałam na niego spode łba, na co on tylko cicho westchnął.
-Może chodźmy na śniadanie. Już prawie dziewiąta, więc zaraz wszystko zwiną. - Odparł i skierował się do drzwi.
Ten chłopak z każdą chwilą był dla mnie coraz większą zagadką.
Westchnęłam cicho, udając się tuż za nim.
W ciszy zjechaliśmy windą do jadalni, gdzie rozstawione było kilka szwedzkich stołów, do których od razu podeszliśmy. Zabrałam na tackę jakieś jedzenie i picie, po czym usiadłam przy pobliskim stoliku. Nie musiałam długo czekać, żeby Jus usadowił się naprzeciwko mnie.
-O której masz ten wywiad? - Zdecydowałam się w końcu przerwać tę dobijającą ciszę.
-O osiemnastej. - Odpowiedział krótko, popijając jedzenie sokiem pomarańczowym.
-Czyli mamy jeszcze trochę czasu dla siebie. - Uśmiechnęłam się, również biorąc łyka napoju.
-No w zasadzie, to muszę się zaraz zbierać. Jestem umówiony ze Scooterem, że zejdę o dwunastej na główny hol i pojedziemy pozałatwiać różne rzeczy. - Oznajmił, a jego oczy wędrowały po wszystkim oprócz mnie.
Co do cholery?
-Różne rzeczy? - Złączyłam zęby, patrząc się na niego pytającym wzrokiem.
-Spotkanie z fankami, jakieś tam drobne wywiady, zdjęcia. A potem pojedziemy do studia, żeby mnie naszykowali. To nie jest kwestia piętnastu minut. - Odrzekł, odkładając naczynia na jedną stronę. -Ja wracam do pokoju. Muszę się wykąpać, ogarnąć i ubrać, żeby jakoś wyglądać przed kamerami. Trochę czasu minęło od mojego ostatniego pokazania się publicznie. - Dodał i wstał od stołu, kierując się do winny.
Westchnęłam ciężko, kładąc głowę na oparciu krzesła.
Co takiego zrobiłam, że on musi mnie teraz tak karać?
*
Siedziałam na łóżku, obserwując Justina, który krzątał się nerwowo po pokoju.
-Widziałaś mój zegarek od Gucciego? - Spytał, nawet na mnie nie patrząc.
-Nie. - Rzuciłam oschle, bawiąc się palcami.
-Co cię ugryzło? - Odwrócił się w moją stronę i spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem.
Zagotowało się we mnie. Uchyliłam usta, patrząc na niego z niedowierzaniem.
-Co? - Zmarszczył brwi.
-Co mnie ugryzło? Co MNIE ugryzło? Ty sobie ze mnie żartujesz? To ty zachowujesz się od wczoraj jak jakiś kretyn! W dodatku wyżywasz się na mnie, a nic ci nie zrobiłam! - Jęknęłam z wyrzutem, krzyżując ręce na piersi.
-Nie dramatyzuj. - Przewrócił oczami, wracając do poprzedniej czynności.
Dość.
-Co ty robisz? - Spytał, kiedy zaczęłam wkładać na siebie buty.
-Wychodzę. Masz z tym jakiś problem? - Syknęłam, zabierając z szafy swoją bluzę.
-Nie. Tylko mam wrażenie, że Paryż ma coś przeciwko. - Uśmiechnął się sztucznie, a na jego słowa we mnie ponownie się zagotowało.
Zacisnęłam kurczowo powieki i usta, starając się jakoś uspokoić. Odetchnęłam cicho i tylko zabrałam kartę hotelową z szafki i bez słowa wyszłam z naszego apartamentu.
*
Szłam przed siebie, nie mając najmniejszego pojęcia, gdzie tak naprawdę brnę. W dzieciństwie Paryż wydawał mi się zwyczajnym miastem, a teraz dopiero dostrzegałam jego piękno i klimat. Z okna pokoju miałam widok na wierzę Eiffla, ale dopiero teraz mogłam przyjrzeć się jej z bliska.
-Jen? - Usłyszałam za sobą zachrypnięty głos, a na moim ramieniu spoczęła czyjaś dłoń.
To chyba niemożliwe, żeby przypadkowy zabójca znał moje imię?
Odwróciłam się niepewnie, a moim oczom ukazał się nie kto inny jak sam Styles.
-Harry? - Spojrzałam na niego z lekkim niedowierzaniem.
-Bingo. - Uśmiechnął się, przechylając głowę w bok.
-Co ty tu robisz? - Spytałam, przygryzając nerwowo dolną wargę.
-Wydaje mi się, że lepszym pytaniem będzie co TY tu robisz. - Z jego twarzy nie schodził uśmiech, a ręce spoczywały swobodnie w kieszeniach jeansów.
Otworzyłam usta, z zamiarem opowiedzenia mu mojej smutnej historii, ale powstrzymałam się w ostatniej chwili. Justin chyba nie byłby zadowolony, gdybym opowiedziała Harremu, jak mnie potraktował.
Zastanowiłam się jeszcze chwile, aż w końcu wycedziłam, starając się przyjąć jak najbardziej naturalny ton:
-Jus wyszedł ze Scooterem na jakieś spotkanie, więc postanowiłam pospacerować trochę po mieście.
-Sama?
-Byłam tu w dzieciństwie. - Oznajmiłam dumnie, choć tak naprawdę nie pamiętałam nawet hotelu, w którym mieszkałam w tamte wakacje. No cóż. Niezła ze mnie bajerantka.
-A. - Uśmiechnął się blado Harry, wpatrując się w martwy punkt w oddali.
Przygryzłam lekko dolną wargę, na myśl o tym, że musiałam spędzić czas z drugim najpopularniejszym nastolatkiem na świecie.
Westchnęłam cicho, wyrzucając z głowy wszystkie zbędne myśli.
-Dasz się wyciągnąć na kawę? - Spytał lokaty, przerzucając wzrok na mnie.
-Teraz? - Odparłam, spoglądając na niego.
-Teraz. Z tego co mówiłaś, wywnioskowałem, że nie masz nic lepszego do roboty.
-Ta, spoko. Mogę iść. - Uśmiechnęłam się blado.
*
-A więc jesteś z Justinem Bieberem. - Zaśmiał się Harry, popijając latte.
-Co? Nie. Nie wiem. W sumie, to bez różnicy. - Odpowiedziałam zmieszana, zabierając się za swoją kawę.
-Jak to bez różnicy? - Kontynuował, a z jego twarzy nie schodził podejrzliwy uśmiech.
-No niby jestem, ale nieoficjalnie. - Przygryzłam dolną wargę i na szczęście naszą konwersację przerwało kilka dziewczyn, które podeszły do Harrego z prośbą o autografy i zdjęcia.
Uff.
-To dziwne. - Lokaty przeniósł usta na jedną stronę twarzy i wyglądało, jakby się zamyślił.
-Co dziwne? - Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
-Inne laski się o mnie biją, a ty ledwo dałaś się wyciągnąć na kawę. - Zaśmiał się, a ja przez jego poczułam się niezręcznie.
-Wiesz, muszę już wracać... - Odparłam niepewnie, wstając od stolika, przy którym siedzieliśmy.
-Poczekaj, odwiozę cię. Moje auto stoi przecznicę stąd. - Chłopak złapał mnie za rękę, tym samym zatrzymując mnie w ostatniej chwili.
-Spoko. - Westchnęłam cicho, po czym wyszliśmy z kawiarni.
*
-No, jesteśmy. Jakbyś chciała się spotkać to zadzwoń. - Oznajmił Harry, zatrzymując się pod hotelem, w którym nocowałam i podał mi karteczkę ze swoim numerem.
-Jasne. Dzięki... Za miło spędzony dzień i za podwiezienie do domu. - Uśmiechnęłam się blado, próbując wyjść z auta, ale chłopak uniemożliwił mi to, łapiąc moją dłoń i przyciągając mnie do siebie.
Nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów, ale moje ciało odmówiło mi posłuszeństwa i nie mogłam ruszyć się chociażby o milimetr.
-Jesteś piękna. Nie dziwię się Justinowi. - Dotknął palcem mojego policzka, delikatnie zjeżdżając w dół do mojego obojczyka.
Moje serce przyśpieszyło do maksimum, a z oddychaniem miałam coraz większy problem.
Harrold przybliżył swoją twarz do mojej i delikatnie złączył nasze usta.
Chwila minęła, zanim dotarło do mnie co robię. Ocknęłam się, otwierając szerzej oczy i odepchnęłam chłopaka od siebie. Bez słowa wyszłam z samochodu, trzaskając drzwiami i wbiegłam do hotelu.
*
Rzuciłam bluzę na ziemię i wtargnęłam do łazienki. Odkręciłam zimną wodę, przemywając nią swoją twarz. Oparłam się rękami o umywalkę, wpatrując się w swoje odbicie w lustrze. Czułam jak moje serce waliło jak młot. Kiedy próbowałam umiarkować oddech, po moich policzkach pociekło nieoczekiwanie kilka łez.
Co ja zrobiłam kilka minut temu? Pocałowałam Harrego Stylesa? Dlaczego? Może to tylko sen? Złudzenie? Może w porannym soku były jakieś środki wywołujące halucynacje?
Potrząsnęłam głową, próbując ułożyć sobie wszystko.
-Niemożliwe... - Szepnęłam do siebie i wyszłam z łazienki.
Chwyciłam pilota, włączając kanał, na którym miał być mój chłopak.
Kiedy telewizor się włączył, na ekranie pojawił się Justin i jakiś mężczyzna w fotelach. No cóż, najwyraźniej się zaczęło.
-Więc Justin, skoro już rozmawiamy tak otwarcie, to może powiesz nam jak ci się ostatnio układa z Seleną? - Spytał facet, a Justin momentalnie zbladł.
-Z Seleną? Z Seleną skończyłem już dawno i nie mam najmniejszego zamiaru wracać do tej dziewczyny. - Oznajmił Biebs stanowczo, kiwając głową.
-A jakaś inna kobieta pojawiła się w twoim życiu? - Kontynuował dziennikarz.
-Nie. - Odparł chłopak, uśmiechając się.
Słucham?
-Naprawdę? A ta... Jennifer Stewart? Nic cię z nią nie łączy? - Mężczyzna zawzięcie drążył temat.
-Naprawdę. Nic mnie z nią nie łączy. Była tylko One Less Lonely Girl, spędziliśmy razem kilka godzin i tyle. Nic więcej. Jest po prostu jedną z moich fanek. Nic nigdy mnie z nią nie łączyło.
Zamarłam.
Moje serce się zatrzymało.
Mózg przestał pracować.
Przestałam oddychać.
Doznałam prawdziwego szoku.
                                                                                                                  
grr Justin Ty idioto! dlaczego to powiedziałeś!?
rozdział taki sobie,wiele wątków. podoba Wam się?:)
spodziewaliście się pocałunku Harry'ego i Jennifer?:)
następny rozdział w weekend,oczywiście jeżeli czytasz - skomentuj.
macie mnie w internecie:
tumblr. obserwujcie.:)
twitter. obserwujcie.:) pytajcie o follow back jakby co.:)
ask. pytajcie o co tylko chcecie.:) odpowiem na każe pytanie,nudzi mi się.:c

ROZDZIAŁ SPECJALNIE DLA @JUJUMYAIR PRZEPRASZAM SKARBIE JESZCZE RAZ.