niedziela, 23 czerwca 2013

ROZDZIAŁ 21.

-Ten nauczyciel od aktorstwa jest nieźle trzaśnięty. - Odparła Maddie, gryząc jabłko.
-Nie jest trzaśnięty. - Przewróciłam oczami. -On po prostu jest hipisem. - Dodałam, przeżuwając tortillę.
-Mówiłam ci przecież, że hipisi są dziwni. - Powiedziała moja przyjaciółka, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Jakby na to nie patrzeć... To była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
-Jen i Maddie. - Dosiadł się do nas jakiś chłopak.
-Jen i Maddie... - Powtórzyłam po nim, patrząc na niego jak na debila.
-Jestem Carlos. Robię dzisiaj imprezę 'Pożegnanie Wakacji' i z racji tego, że jesteście tutaj nowe, byłybyście na niej mile widziane. - Oznajmił, kładąc na stole jakąś karteczkę.
Z jakimś adresem.
Jak mniemam, był to adres, gdzie miała odbyć się owa impreza.
Ludzie są tacy przewidywalni.
*
Siedziałam z Maddie u mnie, odrabiając jakąś durną pracę domową z angielskiego.
-To wszystko? - Spytałam, zamykając książkę.
-Wygląda na to, że tak. - Odpowiedziała Maddie, również odkładając swój zeszyt na bok.
-Czyli w sumie mamy cały wieczór wolny od czegokolwiek. - Rzuciłam zrezygnowana.
-Czyyyli możemy iść na imprezę. - Blondynka zamrugała słodko oczami.
-Oj Madds, mówiłam ci, że pójście do zupełnie nieznajomych osób nie jest dobrym pomysłem.
-Oj Jen, skoro nas zaprosili, to chyba wypadałoby iść!
-No ale...
-Żadnych ale, Jennifer. Trzeba się rozerwać i jakoś porządnie zakończyć wakacje. Idziemy i już.
-Ugh... - Jęknęłam, przewracając teatralnie oczami i sturlałam się z łóżka, udając się do łazienki.
*
-To chyba tutaj. - Odparłam, stając przed ogromnym domem, który oświetlały brokat i kolorowe światła. Nie będę wspominać o muzyce, bo słychać ją było z końca ulicy.
Weszłyśmy niepewnie przez furtkę i udałyśmy się na tył domu, gdzie zabawa trwała na całego.
Podeszłyśmy do stolika i zabrałyśmy z niego jakieś drinki.
-Za nową szkołę. - Uniosłam napój do góry, uśmiechając się szeroko.
-Za nowe nas. - Dodała moja przyjaciółka i stuknęłyśmy butelkami o siebie.
-Nie wiedziałem, że przyjdziesz. - Podszedł do nas blondyn, którego poznałam dzisiaj w szkole.
-Też nie wiedziałam. - Zaśmiałam się, biorąc łyka alkoholu. -Dave, to jest Maddie.
-Miło mi. - Przywitali się, po czym chłopak ponownie zwrócił się do mnie.
-Zatańczysz?
-Jasne. - Odparłam i porwałam go na parkiet.
*
Po jakimś czasie poczułam w kieszeni wibracje telefonu. Przeprosiłam Dave'a i oddaliłam się w jakieś cichsze miejsce.
-Tak? - Odparłam, nie sprawdzając nawet kto dzwonił.
-Boże, Jen, w końcu odebrałaś... - Usłyszałam łamiący się głos, który należał do niego. Tak. Do Justina. Do Justina, z którym nie rozmawiałam przez dobry miesiąc.
-Ja nie mogę teraz rozmawiać... - Jęknęłam, ale chłopak mi przerwał, jakby miał się zaraz rozpłakać.
-Daj mi chociaż chwilę, proszę.
Westchnęłam cicho.
-Niech ci będzie. Mów.
-Ja nie wiem co ci się stało, dlaczego uciekłaś bez słowa z hotelu... - Odparł Bieber, a mnie zatkało.
-Ty sobie ze mnie żartujesz? - Zakpiłam, spacerując wkółko. -Najpierw mówisz, że się we mnie zakochałeś, zabierasz mnie do swojej rodziny, spędzamy miło czas, lecimy do Paryża, prawie się pieprzymy, Scooter nam przerywa, obrażasz się na cały świat, wyżywasz na mnie, a na koniec mówisz w programie telewizyjnym, że nic cię ze mną nie łączy. - Warknęłam oburzona.
-Myślisz, że to jest takie proste? To co mówiłem w tym programie było ustalone. U s t a l o n e. Rozumiesz? Dlatego tak wcześnie wyszedłem z hotelu. Moi ludzie nawciskali mi jakichś bzdur i kazali się uśmiechać głupkowato. Zabiliby mnie, gdybym powiedział, że jesteśmy razem. - Odparł, lekko się unosząc.
Przygryzłam dolną wargę i opadłam na pobliskie krzesło.
-A więc? Dasz mi KOLEJNĄ szansę? - Spytał, nieco smutniejszym tonem.
-Ja... - Westchnęłam. -Niech ci będzie. - Dodałam, przewracając oczami.
-Jest! - Justin wręcz pisnął, kontynuując: -Kiedy masz czas?
-Jutro?
-No to w takim razie będę na ciebie czekać pod twoją szkołą.
-Ale... - Jęknęłam desperacko, aczkolwiek chłopak chamsko się rozłączył.
Świetnie. Jutro ulegnę temu dupkowi i znów będzie mógł ze mną zrobić co tylko będzie chciał.
-Coś się stało? - Podszedł do mnie Dave, siadając obok.
-Nie. Dlaczego?
-Posmutniałaś. - Przechylił głowę na bok, kładąc dłoń na moim kolanie.
-Nie. Wszystko jest okej. - Podniosłam się na równe nogi. Jakkolwiek głupio to brzmi, nie miałam najmniejszej chęci na jakikolwiek kontakt z kimś, kto nie był Justinem Bieberem.
-Pójdę już. - Uśmiechnęłam się blado, ruszając do przodu.
-Czekaj, odwiozę cię. - Blondyn dogonił mnie, dotrzymując mi kroku.
-No ale przecież... - Zaczęłam, ale mi przerwał:
-Nic nie piłem, nie martw się o to. - Zapewnił, pociągając mnie w kierunku swojego samochodu.
*
-Dzięki. - Mruknęłam, wyciągając Madds z wozu.
Tak, byłam na tyle inteligentna, by zabrać ze sobą swoją zalaną w trupa przyjaciółkę.
-Do usług. - Uśmiechnął się Dave.
Pomachałam chłopakowi, drugą ręką przytrzymując dziewczynę, po czym odjechał bezgłośnie spod mojego domu.
-Zabiję cię, Maddie. - Warknęłam do blondynki, kiedy prowadziłam ją ostrożnie do swojego pokoju.
-Ale co ja zrobiłam? - Wymamrotała zdziwiona.
-Uchlałaś się jak jakieś bydło. - Odparłam, wchodząc do pomieszczenia.
-Też cię kocham. - Zaśmiała się, a ja zamknęłam za nami drzwi i rzuciłam ją na łóżko.
-Nie mów już nic więcej i idź spać. Nie chce mi się na ciebie patrzeć. - Westchnęłam i wyszłam do łazienki zmyć z siebie dzisiejszy dzień, włącznie z zapachem papierosów i alkoholu.
*
Równo o siódmej obudził mnie denerwujący dźwięk budzika. Przeciągnęłam się, ziewając i wstałam z pufy, na której musiałam spać przez nachlaną Madds, rozwaloną na moim łóżku.
*
-Wstawaj. - Powiedziałam stanowczo, stając tuż obok przyjaciółki.
-Wstawaj! - Powtórzyłam o wiele głośniej i lekko nią potrząsnęłam.
-Co jest? - Skrzywiła się, zasłaniając ręką oczy, o które uderzyły jasne promienie słoneczne.
-Piątek. - Uśmiechnęłam się sztucznie i podeszłam do szafy z ubraniami.
Wyjęłam z niej jakieś ciuchy i rzuciłam nimi w stronę Maddie.
-Trzymaj. Masz 30 minut na doprowadzenie się do przyzwoitego stanu. Będę czekać na dole. - Westchnęłam i udałam się do kuchni.
-Jak się udała impreza? - Spytała moja rodzicielka, odkładając gazetę, którą czytała na blat.
-Spoko. - Rzuciłam sucho i wzruszyłam ramionami.
-No ale wyrwałaś kogoś? - Mama poruszyła teatralnie brwiami, na co otworzyłam szerzej oczy.
-Spotykam się dzisiaj z Justinem. - Oznajmiłam cicho, biorąc gryza jednego z tostów, które przed chwilą przygotowałam.
-O, no to powodzenia. - Uśmiechnęła się kobieta.
-Przyda się. - Zawtórowałam jej i zawołałam: -Maddie! Spóźnimy się!
-Idę! - Odkrzyknęła moja przyjaciółka i już po chwili pojawiła się na schodach.
-Na razie, mamo. - Rzuciłam, zabierając torbę z podłogi i udałam się w stronę drzwi wyjściowych, nawet nie patrząc na Maddie.
Wsiadłam do samochodu, a obok mnie usiadła moja blond przyjaciółka.
-Co się wczoraj działo? - Spytała, kiedy wyruszałam z mojej posesji.
-Nie pamiętasz? - Odwróciłam wzrok w jej stronę, ale ona tylko pokręciła przecząco głową.
-A więc... - Westchnęłam, wyjeżdżając na ulicę. -Pojechałyśmy na tę imprezę, wzięłyśmy jakieś drinki, podszedł do nas Dave, ty gdzieś zniknęłaś, tańczyłam sobie, kiedy nagle zadzwonił mój telefon, który odebrałam, nie patrząc na to, kto dzwoni i okazało się, że to Justin. No i skończyło się na tym, że się z nim spotykam dziś po szkole. - Oznajmiłam obojętnie.
-Słucham? - Madds wytężyła wzrok, nie dowierzając w to, co przed chwilą usłyszała.*
-No cóż, ten dureń potrafi mnie zaczarować nawet przez telefon. - Westchnęłam.
-Nie, czekaj... Myślałam, że to koniec. - Jęknęła blondynka.
-No ja też tak myślałam. - Odparłam, zatrzymując samochód na parkingu przed szkołą.
*
-Denerwujesz się? - Szepnęła Maddie, kiedy nauczyciel pisał coś na tablicy.
-Trochę.. - Skrzywiłam się lekko, upewniając się, że nikt inny oprócz mojej przyjaciółki mnie nie słyszał.
-Nie ma po co. Chyba już wiesz jak z nim postępować, prawda? - Uśmiechnęła się i puściła mi oczko. Kiwnęłam twierdząco głową i odwróciłam się z powrotem w stronę tablicy.
*
-Hej, Jen! - Usłyszałam za sobą czyjś głos, na co odwróciłam się w stronę osoby, która mnie zawołała.
-O, Dave. - Uśmiechnęłam się niechętnie i podeszłam bliżej chłopaka.
-Jak tam po imprezie? Maddie ok? - Spytał.
-Ta, wszystko spoko. - Wzruszyłam ramionami.
-Coś nie tak?
-Nie, wszystko spoko. - Powtórzyłam.
-Może dałabyś się gdzieś dzisiaj wyciągnąć? - Zapytał, uśmiechając się szeroko.
-Myślę, że... - Zaczęłam, ale przypomniałam sobie o moim dzisiejszym spotkaniu z Justinem. -Nie mogę. Tak. Myślę, że nie mogę, bo muszę mamie pomóc. No. - Wydukałam.
-Aha? - Blondyn uniósł jedną brew, patrząc na mnie zdezorientowanym wzrokiem.
-W sumie to muszę już iść. Dzięki za wczorajsze podwiezienie i w ogóle. - Mruknęłam i odwróciłam się na pięcie, odchodząc.
Kiedy wyszłam z budynku szkoły, zauważyłam zaparkowane pod nią ferrari z przyciemnionymi szybami. Przygryzłam lekko dolną wargę, uświadamiając sobie do kogo należy ten wóz. Rozejrzałam się dookoła i ruszyłam niepewnie w jego stronę. Kiedy otworzyłam drzwiczki i wsiadłam do środka, poczułam jakbym właśnie wypełniła jakąś ważną misję.
-Witaj, Jen.. - Odparł cicho Justin, nawet na mnie nie patrząc.
-Hej. - Odpowiedziałam, również uciekając od niego wzrokiem.
-Stęskniłem się za tobą. - Szepnął i przekręcił głowę w moją stronę.
-Ja za tobą w sumie też. - Wzruszyłam ramionami.
-Spójrz na mnie. - Powiedział.
Niechętnie odwróciłam wzrok, zatrzymując go na jego posmutniałej twarzy.
Matko, jaki on był piękny...
-Dziękuję. - Uśmiechnął się blado, delikatnie przejeżdżając opuszkiem palca po moim policzku.
-Za co? - Zdziwiłam się i zdjęłam jego dłoń ze swojej twarzy.
-Za to, że się na mnie spojrzałaś. No i za to, że jesteś tutaj i mogę ci wszystko wyjaśnić. - Mruknął cicho.
-No tak. Właśnie po to tu jestem, więc mów.
-Dlaczego tamtego dnia tak uciekłaś z hotelu? - Spytał, uważnie mi się przyglądając.
-Nie wiem. - Udałam, że się nad czymś zastanawiam. -Może dlatego, że powiedziałeś w telewizji, że nic cię ze mną nie łączy? - Dodałam, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
-Mówiłem ci przecież, że musiałem.. - Westchnął, kładąc dłoń na moim kolanie.
-Nie dotykaj mnie. - Skrzywiłam się i zrzuciłam z siebie jego rękę.
-Proszę, wybacz mi. - Jęknął błagalnym tonem. -Nie chciałem cię zranić..
-Ale to zrobiłeś. - Wywróciłam oczami, krzyżując ręce na piersi.
-Błagam.. - Przybliżył się do mnie.
-Ugh, co ja tu robię. - Warknęłam i wysiadłam z auta.
-Jen, czekaj! - Krzyknął za mną Bieber, również wychodząc z samochodu.
Zatrzymałam się w miejscu i obróciłam na pięcie w jego stronę.
-Co ty robisz? - Zwróciłam się do niego.
-Wybacz mi, błagam, wybacz mi.. - Jęknął, opadając przede mną na kolana.
Otworzyłam szerzej oczy, nie dowierzając w to, co ten idiota robi. Rozejrzałam się i zauważyłam tłum gromadzący się wokół nas.
                                                                                                                  
ur welcome.
btw pisanie rozdziałów idzie mi coraz gorzej.

poniedziałek, 10 czerwca 2013

ROZDZIAŁ 20.

W TYM ROZDZIALE WSZYSTKO DZIEJE SIĘ O WIELE SZYBCIEJ NIŻ ZWYKLE,WIĘC NIE MIEJCIE DO MNIE O TO PRETENSJI.:)) NIE MIAŁAM JAK TEGO ROZWINĄĆ.
-
-
'Nic mnie z nią nie łączy... Nic nigdy mnie z nią nie łączyło...' Jego słowa brzmiały w mojej głowie, sprawiając mi coraz większy ból.
-No a to przemówienie w MTV? - Spytał mężczyzna.
-Prima aprilis. - Zakpił Justin, przewracając oczami.
To na pewno jest sen.
Właśnie utwierdziłam się w przekonaniu, że karma naprawdę istnieje.
Przeklinam dzień, w którym zdobyłam bilety na koncert tego kretyna.
Bez dłuższego namysłu wyjęłam z kieszeni komórkę i zadzwoniłam pod numer, który zostawił mi Harry.
-Przyjedź pod hotel. - Odparłam łamiącym się głosem i rozłączyłam się, nie czekając na odpowiedź.
Gorączkowo zaczęłam pakować swoje rzeczy do torby, nie zwracając uwagi na to, jaki bałagan w tym momencie robiłam. Chciałam się stąd po prostu wydostać i nie patrzeć na nic, co związane było z tym dupkiem. Wykorzystał mnie, a ja głupia wierzyłam mu w każde słowo, które mówił.
*
Wyszłam przed hotel, gdzie czekał Harry, oparty o swój wóz. Kiedy mnie zobaczył, wziął ode mnie torbę, a ja w tym czasie wsiadłam do auta.
Kilka sekund później, chłopak wszedł do auta od strony kierowcy.
-Jen... - Zaczął, ale przerwałam mu, nie chcąc słuchać jego słów, które najprawdopodobniej doprowadziłyby mnie do płaczu.
-Po prostu zabierz mnie do domu. - Odparłam smutno, opuszczając głowę w dół.
-Jasne. - Mruknął Harry i odpalił silnik.
Resztę podróży spędziliśmy w całkowitej ciszy.
*
-Na pewno dasz sobie radę sama? - Spytał Styles, kiedy stanęliśmy przed lotniskiem.
-Nie mam dwóch lat. Nie będziesz zostawiał chłopaków z powodu jakiejś przypadkowej dziewczyny. - Odparłam, patrząc przed siebie.
-Nie jesteś przypadkową dziewczyną.
-Nieważne. - Pokręciłam głową i ruszyłam do wejścia.
-Czekaj. - Usłyszałam za sobą głos Harrego.
-Tak? - Odwróciłam się na pięcie i spojrzałam na niego pytająco.
-Pamiętaj, że zawsze możesz do mnie zadzwonić. - Uśmiechnął się i podszedł do mnie. -Jesteś naprawdę wspaniałą dziewczyną. - Dodał, przytulając mnie do siebie.
-Na mnie czas. - Westchnęłam, odsuwając się od niego.
*Oczami Justina*
Wróciłem do hotelu z nadzieją na to, że Jennifer pomoże mi się rozluźnić po ciężkim dniu. Otworzyłem drzwi od apartamentu i zacząłem powoli kierować się do jego głównej części. Po całym pomieszczeniu porozrzucane były ubrania i inne dziwne rzeczy. Wszedłem po drodze do łazienki, w której również panował istny chaos. Następnie dotarłem do salonu. Szafki były porozwalane, pościel leżała obok łóżka, a na podłodze był jeszcze większy bałagan niż w przedpokoju.
-Jennifer, skarbie? - Powiedziałem donośnym tonem, rozglądając się po pokoju.
-Wróciłem! - Kontynuowałem próby odnalezienia dziewczyny.
Co tutaj się stało?
Zajrzałem do komody. Torba Jennifer zniknęła. Reszta jej rzeczy również. Po krótkim namyśle, postanowiłem udać się do recepcji i zapytać o nią.
*
Stanąłem przed ladą, dzwoniąc dzwonkiem.
-W czym mogę pomóc, sir Bieber? - Podeszła do mnie uśmiechnięta blondynka w bordowej marynarce.
-Czy widziała może pani ciemną, szczupłą dziewczynę niższą ode mnie, z długimi włosami...
-Chodzi panu o Jennifer Stewart? - Przerwała mi, sprawdzając coś w komputerze.
-Tak. - Kiwnąłem twierdząco głową, opierając się o ladę.
-Wymeldowała się z naszego hotelu jakąś godzinę temu. - Oznajmiła kobieta, szeroko się uśmiechając.
Co do chuja?
-Jak to wymeldowała się? - Otworzyłem usta, patrząc na nią zdezorientowanym wzrokiem.
-Normalnie. Może powinien pan do niej zadzwonić? - Zasugerowała, wskazując na moją kieszeń.
-Tak. Dobry pomysł. Dziękuję za pomoc. - Rzuciłem i oddaliłem się od recepcji na kanapy.
Wybrałem numer Jen, po czym przyłożyłem telefon do ucha.
Abonent nieosiągalny.
Nie wiem co się właśnie działo, ale ta cala sytuacja zaczynała mnie nieco niepokoić...
*Oczami Jennifer*
-Jen...? - Moja mama stanęła w drzwiach i jakby skamieniała. Otworzyła szeroko usta, nie dowierzając w to, że właśnie przed nią stałam.
-Hej mamo. - Uśmiechnęłam się blado i otworzyłam ramiona, dając jej znak, żeby mnie przytuliła.
-Boże, skarbie, co ty tu robisz? - Spytała, mocno mnie do siebie przyciskając.
-To długa historia... - Odparłam, na co nieco się ode mnie odsunęła.
-Chodź, wszystko mi opowiesz. - Wzięła ode mnie torbę i poprowadziła mnie do salonu.
*
Opowiedziałam mojej rodzicielce wszystko od początku do końca. Ze wszystkimi szczegółami.
-Myślałam, że ten chłopak ma pozostałości serca... - Jęknęła smutno, gładząc moją dłoń.
-Najwyraźniej nie. - Westchnęłam cicho, biorąc łyka kakao, które przygotowała mi mama.
-Słuchaj, dzwoniła do mnie siostra i mówiła, że jeżeli chcemy, to możemy przyjechać do niej do Tennessee na wakacje. My z tatą nie mamy do tego głowy i czasu, ale ty masz jeszcze ponad miesiąc wakacji i taki wyjazd chyba dobrze by ci zrobił?
-W sumie, to całkiem dobry pomysł... - Odparłam krucho.
-No to w takim razie ja zadzwonię do cioci Ruby, a ty idź w tym czasie do pokoju, zdrzemnij się, ogarnij i naszykuj. - Mama pogładziła mnie po ramieniu, patrząc na mnie pocieszającym wzrokiem.
* (Miesiąc później) *
Siedziałam w altance, obserwując zachmurzone niebo i spadające z niego krople deszczu.
Przez ostatnie pół roku w moim życiu wydarzyło się więcej niż przez całe siedemnaście lat, kiedy jestem na tym świecie. Co ja mam o tym myśleć? Nawet nie dałam mu wyjaśnić. Zostawiłam wyłączonego iPhona w domu w LA, a Justin na pewno bez przerwy próbuje się do mnie dodzwonić.
-Jen, skarbie. - Podeszła do mnie ciocia Ruby i podała mi ręcznik. -Twoja mama dzwoniła i mówiła, że Justin cię szukał. Ponoć błagał ją, żeby przekazała ci, byś się z nim skontaktowała w jakikolwiek sposób.
-Ta... - Westchnęłam cicho, wycierając z siebie krople deszczu.
-Może daj mu szansę?
-Nie, ciociu. On jest skończonym frajerem. Nie ulegnę mu kolejny raz. - Skrzywiłam się, na co kobieta przytuliła mnie, siadając za mną.
-Oj Jenny, wiesz jacy są faceci. Szczególnie tacy.
-Wiem ciociu, wiem.. Już nie raz zdążyłam się o tym przekonać.
-Ale mimo wszystko, ładnie by ci było z nazwiskiem Bieber.
-Ciociu! - Szturchnęłam ją lekko, na co oboje się zaśmiałyśmy.

* (Dwa tygodnie później)
-Mamo, ja nie chcę do tej szkoły. - Jęknęłam, kiedy moja rodzicielka wsiadła do auta.
-Oj, Jen, nie marudź. - Odburknęła, przekręcając kluczyk w stacyjce i ostrożnie wyjechała z naszej posesji. -Rozumiem, gdybyś szła do tej szkoły sama, w środku semestru. Ale idziesz tam ze swoją najlepszą przyjaciółką, w dodatku na początku roku.
-Najlepszą przyjaciółką, która mnie zabije, bo nie odzywałam się do niej przez miesiąc, mimo tego, że mieszka naprzeciwko mnie. Świetnie. - Wycedziłam przez zaciśnięte zęby, uśmiechając się sztucznie.
-No. Jesteśmy. - Oznajmiła moja mama, zatrzymując samochód jakieś pół kilometra od szkoły.
-Dobra, w takim razie idę. Siemka. - Cmoknęłam rodzicielkę w policzek i wysiadłam z auta, kierując się do budynku.
Weszłam po schodkach i przeszłam przez drzwi.
Ludzie patrzyli się na mnie jak na kretynkę, szepcząc coś między sobą. Nagle moja komórka zaczęła dzwonić. Maddie.
-Halo? - Jęknęłam, dochodząc do swojej szafki.
-Gdzie jesteś? - Spytała dziewczyna.
-Przy szafce. - Odparłam, otwierając ją.
-To dziwne, bo ja... - Urwała, kiedy ktoś stuknął mnie w ramię. -Też. - Dodała, kiedy się odwróciłam.
-Madds! - Przytuliłam ją mocno z zamiarem szybkiego udobruchania jej.
-Należą mi się wyjaśnienia, prawda? - Odsunęła się ode mnie, patrząc na mnie spode łba.
-No...okej. - Wycedziłam niechętnie.
Zamknęłam szafkę i zaczęłyśmy iść powoli wzdłuż korytarza.
*
-Niefajnie. - Westchnęła moja przyjaciółka, kiedy skończyłam jej opowiadać o wszystkim, co działo się w wakacje.
-Trochę... A jak z Ryanem? - Spytałam, wchodząc do klasy i siadając na jednym z krzeseł ustawionych obok siebie.
-Dobrze. To było naprawdę świetne lato. - Rozpłynęła się, a jej twarz oblał rumieniec.
-Oww, to takie słodkie... - Przewróciłam oczami, rozsiadając się wygodnie.
-Dzień dobry wszystkim. - Naszą rozmowę przerwał nauczyciel, który wszedł na podest znajdujący się w klasie. -Ja jestem Sikowitz, w razie gdyby ktoś nie wiedział. A wy? - Zwrócił się do nas, pokazując nam gestem ręki, byśmy się podniosły.
-Ja? Ja jestem Jennifer Stewart... - Wydukałam niechętnie, po czym z powrotem opadłam na krzesło.
-A ja Maddie Alain w razie co. - Zachichotała moja przyjaciółka.
Boże, czy ja nie mogę mieć normalnych znajomych?
*
Już prawie przysypiałam, kiedy z błogostanu musiał wyrwać mnie dzwonek. Zabrałam swoją torbę i nawet nie patrząc na Maddie udałam się do wyjścia z klasy, gdzie niestety musiał mnie ktoś zatrzymać.
-Jennifer. - Uśmiechnął się przystojny blondyn o delikatnej urodzie.
-Jennifer. - Kiwnęłam niepewnie głową, uważnie mu się przyglądając.
-Jestem Dave. - Wyciągnął rękę w moją stronę.
-Miło cię poznać. - Chwyciłam jego dłoń, po czym wolno zaczęłam iść przed siebie.
-Jesteś z LA? - Spytał, dotrzymując mi kroku.
-Tak naprawdę to jestem z Londynu, ale mieszkam jakoś od pół roku. - Odparłam i zatrzymałam się przy swojej szafce.
-Pójdę po książki. Pewnie później się zobaczymy. Trzymaj się, Jennifer. - Uśmiechnął się i zniknął gdzieś w tłumie.
-Kto to był? - Podeszła do mnie Madds, otwierając swoją szafkę i wkładając do niej zeszyt.
-Dave. - Odparłam, przygryzając dolną wargę.
-Ładny ten Dave. - Mrugnęła do mnie i odeszła.
O ludzie... Zapowiada się naprawdę ciężki dzień.
                                                                                                                  
wiem,beznadziejny rozdział,wybaczcie,mam dość wszystkiego.
w zakładkach macie mojego twittera i aska.
komentarzy pragnę.
eh nic,dobranoc,przepraszam.

czwartek, 6 czerwca 2013

ROZDZIAŁ 19.

Obudziło mnie chłodne powietrze, które chamsko wtargnęło do pomieszczenia, w którym się obecnie znajdowałam. Otworzyłam zaspane oczy, powoli analizując sytuację, w której się znajdowałam. A więc... Leżałam sama w dużym łóżku, które znajdowało się w środku ogromnego, pięknego pokoju hotelowego, drzwi od tarasu były uchylone, a za nimi widać było sylwetkę Justina.
Przeciągnęłam się, ziewając i wstałam z łóżka z zamiarem podejścia do mojego chłopaka.
-Coś nie tak? - Spytałam, kiedy już stałam obok niego.
-O, wstałaś. - Odwrócił się do mnie, lekko się uśmiechając. -Nie, wszystko jest okej.
Zmarszczyłam brwi, uważnie mu się przyglądając.
-Paryż jest taki piękny. - Nieudolnie próbował zmienić temat.
Spojrzałam na niego spode łba, na co on tylko cicho westchnął.
-Może chodźmy na śniadanie. Już prawie dziewiąta, więc zaraz wszystko zwiną. - Odparł i skierował się do drzwi.
Ten chłopak z każdą chwilą był dla mnie coraz większą zagadką.
Westchnęłam cicho, udając się tuż za nim.
W ciszy zjechaliśmy windą do jadalni, gdzie rozstawione było kilka szwedzkich stołów, do których od razu podeszliśmy. Zabrałam na tackę jakieś jedzenie i picie, po czym usiadłam przy pobliskim stoliku. Nie musiałam długo czekać, żeby Jus usadowił się naprzeciwko mnie.
-O której masz ten wywiad? - Zdecydowałam się w końcu przerwać tę dobijającą ciszę.
-O osiemnastej. - Odpowiedział krótko, popijając jedzenie sokiem pomarańczowym.
-Czyli mamy jeszcze trochę czasu dla siebie. - Uśmiechnęłam się, również biorąc łyka napoju.
-No w zasadzie, to muszę się zaraz zbierać. Jestem umówiony ze Scooterem, że zejdę o dwunastej na główny hol i pojedziemy pozałatwiać różne rzeczy. - Oznajmił, a jego oczy wędrowały po wszystkim oprócz mnie.
Co do cholery?
-Różne rzeczy? - Złączyłam zęby, patrząc się na niego pytającym wzrokiem.
-Spotkanie z fankami, jakieś tam drobne wywiady, zdjęcia. A potem pojedziemy do studia, żeby mnie naszykowali. To nie jest kwestia piętnastu minut. - Odrzekł, odkładając naczynia na jedną stronę. -Ja wracam do pokoju. Muszę się wykąpać, ogarnąć i ubrać, żeby jakoś wyglądać przed kamerami. Trochę czasu minęło od mojego ostatniego pokazania się publicznie. - Dodał i wstał od stołu, kierując się do winny.
Westchnęłam ciężko, kładąc głowę na oparciu krzesła.
Co takiego zrobiłam, że on musi mnie teraz tak karać?
*
Siedziałam na łóżku, obserwując Justina, który krzątał się nerwowo po pokoju.
-Widziałaś mój zegarek od Gucciego? - Spytał, nawet na mnie nie patrząc.
-Nie. - Rzuciłam oschle, bawiąc się palcami.
-Co cię ugryzło? - Odwrócił się w moją stronę i spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem.
Zagotowało się we mnie. Uchyliłam usta, patrząc na niego z niedowierzaniem.
-Co? - Zmarszczył brwi.
-Co mnie ugryzło? Co MNIE ugryzło? Ty sobie ze mnie żartujesz? To ty zachowujesz się od wczoraj jak jakiś kretyn! W dodatku wyżywasz się na mnie, a nic ci nie zrobiłam! - Jęknęłam z wyrzutem, krzyżując ręce na piersi.
-Nie dramatyzuj. - Przewrócił oczami, wracając do poprzedniej czynności.
Dość.
-Co ty robisz? - Spytał, kiedy zaczęłam wkładać na siebie buty.
-Wychodzę. Masz z tym jakiś problem? - Syknęłam, zabierając z szafy swoją bluzę.
-Nie. Tylko mam wrażenie, że Paryż ma coś przeciwko. - Uśmiechnął się sztucznie, a na jego słowa we mnie ponownie się zagotowało.
Zacisnęłam kurczowo powieki i usta, starając się jakoś uspokoić. Odetchnęłam cicho i tylko zabrałam kartę hotelową z szafki i bez słowa wyszłam z naszego apartamentu.
*
Szłam przed siebie, nie mając najmniejszego pojęcia, gdzie tak naprawdę brnę. W dzieciństwie Paryż wydawał mi się zwyczajnym miastem, a teraz dopiero dostrzegałam jego piękno i klimat. Z okna pokoju miałam widok na wierzę Eiffla, ale dopiero teraz mogłam przyjrzeć się jej z bliska.
-Jen? - Usłyszałam za sobą zachrypnięty głos, a na moim ramieniu spoczęła czyjaś dłoń.
To chyba niemożliwe, żeby przypadkowy zabójca znał moje imię?
Odwróciłam się niepewnie, a moim oczom ukazał się nie kto inny jak sam Styles.
-Harry? - Spojrzałam na niego z lekkim niedowierzaniem.
-Bingo. - Uśmiechnął się, przechylając głowę w bok.
-Co ty tu robisz? - Spytałam, przygryzając nerwowo dolną wargę.
-Wydaje mi się, że lepszym pytaniem będzie co TY tu robisz. - Z jego twarzy nie schodził uśmiech, a ręce spoczywały swobodnie w kieszeniach jeansów.
Otworzyłam usta, z zamiarem opowiedzenia mu mojej smutnej historii, ale powstrzymałam się w ostatniej chwili. Justin chyba nie byłby zadowolony, gdybym opowiedziała Harremu, jak mnie potraktował.
Zastanowiłam się jeszcze chwile, aż w końcu wycedziłam, starając się przyjąć jak najbardziej naturalny ton:
-Jus wyszedł ze Scooterem na jakieś spotkanie, więc postanowiłam pospacerować trochę po mieście.
-Sama?
-Byłam tu w dzieciństwie. - Oznajmiłam dumnie, choć tak naprawdę nie pamiętałam nawet hotelu, w którym mieszkałam w tamte wakacje. No cóż. Niezła ze mnie bajerantka.
-A. - Uśmiechnął się blado Harry, wpatrując się w martwy punkt w oddali.
Przygryzłam lekko dolną wargę, na myśl o tym, że musiałam spędzić czas z drugim najpopularniejszym nastolatkiem na świecie.
Westchnęłam cicho, wyrzucając z głowy wszystkie zbędne myśli.
-Dasz się wyciągnąć na kawę? - Spytał lokaty, przerzucając wzrok na mnie.
-Teraz? - Odparłam, spoglądając na niego.
-Teraz. Z tego co mówiłaś, wywnioskowałem, że nie masz nic lepszego do roboty.
-Ta, spoko. Mogę iść. - Uśmiechnęłam się blado.
*
-A więc jesteś z Justinem Bieberem. - Zaśmiał się Harry, popijając latte.
-Co? Nie. Nie wiem. W sumie, to bez różnicy. - Odpowiedziałam zmieszana, zabierając się za swoją kawę.
-Jak to bez różnicy? - Kontynuował, a z jego twarzy nie schodził podejrzliwy uśmiech.
-No niby jestem, ale nieoficjalnie. - Przygryzłam dolną wargę i na szczęście naszą konwersację przerwało kilka dziewczyn, które podeszły do Harrego z prośbą o autografy i zdjęcia.
Uff.
-To dziwne. - Lokaty przeniósł usta na jedną stronę twarzy i wyglądało, jakby się zamyślił.
-Co dziwne? - Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
-Inne laski się o mnie biją, a ty ledwo dałaś się wyciągnąć na kawę. - Zaśmiał się, a ja przez jego poczułam się niezręcznie.
-Wiesz, muszę już wracać... - Odparłam niepewnie, wstając od stolika, przy którym siedzieliśmy.
-Poczekaj, odwiozę cię. Moje auto stoi przecznicę stąd. - Chłopak złapał mnie za rękę, tym samym zatrzymując mnie w ostatniej chwili.
-Spoko. - Westchnęłam cicho, po czym wyszliśmy z kawiarni.
*
-No, jesteśmy. Jakbyś chciała się spotkać to zadzwoń. - Oznajmił Harry, zatrzymując się pod hotelem, w którym nocowałam i podał mi karteczkę ze swoim numerem.
-Jasne. Dzięki... Za miło spędzony dzień i za podwiezienie do domu. - Uśmiechnęłam się blado, próbując wyjść z auta, ale chłopak uniemożliwił mi to, łapiąc moją dłoń i przyciągając mnie do siebie.
Nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów, ale moje ciało odmówiło mi posłuszeństwa i nie mogłam ruszyć się chociażby o milimetr.
-Jesteś piękna. Nie dziwię się Justinowi. - Dotknął palcem mojego policzka, delikatnie zjeżdżając w dół do mojego obojczyka.
Moje serce przyśpieszyło do maksimum, a z oddychaniem miałam coraz większy problem.
Harrold przybliżył swoją twarz do mojej i delikatnie złączył nasze usta.
Chwila minęła, zanim dotarło do mnie co robię. Ocknęłam się, otwierając szerzej oczy i odepchnęłam chłopaka od siebie. Bez słowa wyszłam z samochodu, trzaskając drzwiami i wbiegłam do hotelu.
*
Rzuciłam bluzę na ziemię i wtargnęłam do łazienki. Odkręciłam zimną wodę, przemywając nią swoją twarz. Oparłam się rękami o umywalkę, wpatrując się w swoje odbicie w lustrze. Czułam jak moje serce waliło jak młot. Kiedy próbowałam umiarkować oddech, po moich policzkach pociekło nieoczekiwanie kilka łez.
Co ja zrobiłam kilka minut temu? Pocałowałam Harrego Stylesa? Dlaczego? Może to tylko sen? Złudzenie? Może w porannym soku były jakieś środki wywołujące halucynacje?
Potrząsnęłam głową, próbując ułożyć sobie wszystko.
-Niemożliwe... - Szepnęłam do siebie i wyszłam z łazienki.
Chwyciłam pilota, włączając kanał, na którym miał być mój chłopak.
Kiedy telewizor się włączył, na ekranie pojawił się Justin i jakiś mężczyzna w fotelach. No cóż, najwyraźniej się zaczęło.
-Więc Justin, skoro już rozmawiamy tak otwarcie, to może powiesz nam jak ci się ostatnio układa z Seleną? - Spytał facet, a Justin momentalnie zbladł.
-Z Seleną? Z Seleną skończyłem już dawno i nie mam najmniejszego zamiaru wracać do tej dziewczyny. - Oznajmił Biebs stanowczo, kiwając głową.
-A jakaś inna kobieta pojawiła się w twoim życiu? - Kontynuował dziennikarz.
-Nie. - Odparł chłopak, uśmiechając się.
Słucham?
-Naprawdę? A ta... Jennifer Stewart? Nic cię z nią nie łączy? - Mężczyzna zawzięcie drążył temat.
-Naprawdę. Nic mnie z nią nie łączy. Była tylko One Less Lonely Girl, spędziliśmy razem kilka godzin i tyle. Nic więcej. Jest po prostu jedną z moich fanek. Nic nigdy mnie z nią nie łączyło.
Zamarłam.
Moje serce się zatrzymało.
Mózg przestał pracować.
Przestałam oddychać.
Doznałam prawdziwego szoku.
                                                                                                                  
grr Justin Ty idioto! dlaczego to powiedziałeś!?
rozdział taki sobie,wiele wątków. podoba Wam się?:)
spodziewaliście się pocałunku Harry'ego i Jennifer?:)
następny rozdział w weekend,oczywiście jeżeli czytasz - skomentuj.
macie mnie w internecie:
tumblr. obserwujcie.:)
twitter. obserwujcie.:) pytajcie o follow back jakby co.:)
ask. pytajcie o co tylko chcecie.:) odpowiem na każe pytanie,nudzi mi się.:c

ROZDZIAŁ SPECJALNIE DLA @JUJUMYAIR PRZEPRASZAM SKARBIE JESZCZE RAZ.

sobota, 1 czerwca 2013

ROZDZIAŁ 18.

-Prze... - Zaczęłam, ale kiedy odwróciłam się, dosłownie odebrało mi mowę.
Kto właśnie stał przede mną? Harry Styles. Tak. Harry Styles. Nie żartuję. -praszam... - Dokończyłam, przełykając ślinę.
-Nic się nie stało. - Uśmiechnął się do mnie lokaty, po czym uniósł głowę i spojrzał na Justina, który podszedł do mnie i objął mnie w pasie od tyłu.
-Harry.. - Wycedził Jus, a ja czułam jak jego ręce coraz mocniej zaciskają się na moim ciele.
-Miło cię widzieć. - Z twarzy Stylesa nie schodził uśmiech.
-No. - Przytaknął mój chłopak, przewracając oczami.
-Ja jestem Jen. - Palnęłam, ni stąd ni zowąd, podając chłopakowi rękę.
-Ja Harry. - Ścisnął moją dłoń, lekko nią potrząsając.
-To niesamowite, że mogę cię poznać. Co tu robisz? - Uśmiechnęłam się jak idiotka, zdejmując z siebie dłonie Justina.
-Przyjechałem do kumpla. - Mrugnął do mnie, na co Biebs stanął tuż obok mnie.
-Powinieneś już iść. - Syknął, obejmując mnie ramieniem.
-Nie, chętnie poznam bliżej Harrego. - Spojrzałam się na mojego chłopaka, a on skarcił mnie wzrokiem, przez co uświadomiłam sobie, że powinnam się już zamknąć.
-Wiecie co... Ja pójdę do cienia trochę odpocząć. Harry, miło było cię poznać. Justin, będę czekać na ciebie. - Uśmiechnęłam się blado i odeszłam.
*Oczami Justina*
-Popieprzyło cię, Styles? - Warknąłem, przysuwając się do chłopaka.
-Hm? - Spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem, cofając się nieco.
-Dlaczego, do kurwy nędzy, przystawiasz się do mojej dziewczyny? - Zgromiłem go wzrokiem, na co on się chamsko zaśmiał.
-Słuchaj, stary. To ona na mnie wpadła, nie? Jest słodka, ale nie zamierzam ci jej zabrać. - Uśmiechnął się kpiąco i potrząsnął głową.
-Nie miałbyś szans.
-Jesteś zbyt pewny siebie, Bieber.
-Kurwa, Styles. Ta dziewczyna jest wszystkim co mam i odpierdol się od niej.
-Spoko. Zatrzymaj sobie swoją, Jennifer. - Syknął ze sztucznym uśmiechem, odwrócił się i odszedł.
Kurwa. Jeszcze tego mi brakowało.
*
-Co się stało? - Spytała Jen, kiedy usiadłem na ręczniku obok niej.
-Nic. - Odparłem, starając się uśmiechnąć naturalnie.
-Justin... - Dziewczyna położyła dłoń na moich plecach.
-No nic. Po prostu ten dzieciak chwilami doprowadza mnie do szału. - Przewróciłem oczami, kładąc się na ciepłym piasku.
-Nie przejmuj się. Jest popularny, lecą na niego wszystkie laski, za dużo sobie pozwala. - Spojrzała się na mnie podejrzliwie.
-Czy ty mi coś insynuujesz? - Uniosłem demonstracyjnie brwi, po czym oboje wybuchliśmy śmiechem.
-Dzieciaki, zbierajcie się powoli, trzeba już wracać. - Odparła moja mama, podając nam nasze puste torby.
-Jasne. - Odburknąłem, zabierając się za pakowanie rzeczy.
*
Baby, baby, baby, ohhhh!
Like baby, baby, baby, ohhhh!
Usłyszałem śpiew Jen, dochodzący z mojego pokoju i bez dłuższego zastanowienia udałem się do niej.
Stanąłem w drzwiach, dokładnie jej się przyglądając.
Baby, baby, baby..
Kontynuowała, wyginając się na łóżku. Miała na sobie słuchawki, przez co nawet nie ogarnęła, że ją obserwuję.
Podszedłem do niej po cichu, delikatnie zdejmując jej słuchawki i zaśpiewałem, twarzą 'do góry nogami':
I thought you'd always be mine, mine..
Po czym złożyłem na jej ustach krótki pocałunek.
Dziewczyna odłożyła iPoda i pociągnęła mnie na łóżko.
-Nudzę się. - Jęknęła, robiąc smutną minę.
-To dobrze. - Zacząłem, łapiąc ją za ręce. -Bo mam zamiar zabrać cię na kilka dni do Paryża.
-Co!? - Pisnęła zszokowana, rozchylając usta.
-To co usłyszałaś. Dzwonił do mnie Scooter i powiedział, że zapraszają mnie na wywiad na żywo do jakiegoś programu telewizyjnego. Zostawił mi ostateczną decyzję, co jest jednoznaczne z tym, że to ty masz zadecydować. - Oznajmiłem, uśmiechając się.
-Nie, Justin. To... Ja nawet nie mam ze sobą ciuchów. - Odparła zdezorientowana, po czym podniosła się na nogi.
-Skarbie, to nie będzie problem. - Wstałem za nią, obejmując ją w talii. -To co? To może być świetna przygoda. - Oparłem podbródek na jej ramieniu, a ona głowę o moją.
-Czy ja wiem... - Westchnęła, kładąc dłonie na moich.
-Proszę. - Szepnąłem, przytulając ją jeszcze mocniej.
-Kiedy wyjeżdżamy? - Spytała, na co obróciłem ją przodem do siebie.
-Dzisiaj!
*Oczami Jennifer*
Siedziałam skrzyżnie na łóżku, obserwując Justina, który pakował nasze rzeczy.
-Zaledwie kilka miesięcy temu wyjechałam z Europy i już muszę do niej wracać. - Odparłam, robiąc balona z gumy.
-To źle? - Spytał szatyn, wciskając ostatnią parę butów do torby.
-Nie. - Odpowiedziałam krótko, wstając z łóżka.
-Byłaś już w Paryżu? - Zwrócił się do mnie, zapinając walizki.
-Jak miałam cztery latka. - Zaśmiałam się, podchodząc do niego.
-Musiałaś być wtedy bardzo słodka. - Dotknął moich policzków, które na sto procent oblał właśnie rumieniec.
-Podobnie jak ty. - Odparłam, przygryzając dolną wargę.
-Zbieramy się? - Spytał, podnosząc z ziemi torby.
-Jasne... - Spuściłam wzrok, wzdychając cicho.
-Coś nie tak? - Stanął w drzwiach i spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. No cóż, najwyraźniej zauważył, że nie wszystko jest okej.
-To wszystko dzieje się tak szybko. - Skrzywiłam się, popychając go do przodu.
-Przyzwyczaj się. - Mruknął, po czym oboje udaliśmy się do salonu.
*
-Uważajcie na siebie w tym Paryżu. - Zaczęła Pattie. Widać było po niej, że jest lekko poddenerwowana. -Francuzi bywają naprawdę dziwni. Wiem to ze swojego doświadczenia. A, no i oczywiście ubierajcie się stosownie do pogody. Podobno jest tam teraz bardzo zimno jak na tę porę roku. O kurczę, byłabym zapomniała... - Wzięła głęboki wdech. -Pamiętajcie o zabezpieczeniach.
-Mamo! - Jęknął Justin, przewracając oczami.
-Przepraszam. - Uniosła ręce w geście obrony, po czym podeszła do mnie. -Bardzo żałuję, że nie możemy spędzić więcej czasu razem. Naprawdę było miło cię poznać. Mam nadzieję, że jeszcze nas odwiedzisz. - Przytuliła mnie i szepnęła: -Pilnuj go w tej Francji.
*
Gdzie się znajdowaliśmy w obecnej chwili? Na jakimś zadupiu, polu, wokół nie było NIC.
Justin wpatrywał się w niebo, jakby na coś czekał.
-Możesz mi w końcu wyjaśnić, co my tu robimy? - Spytałam, wyrywając go z amoku.
-Co? A. Czekamy na samolot. - Oznajmił, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
-Słucham?
-Co w tym dziwnego?
-Wiesz, wydawało mi się, że na samoloty czeka się na lotnisku.
-Nie prywatne.
-Prywatne?
-Przestań zadawać tyle pytań.
*
Po jakichś dziesięciu minutach czekania, na niebie pojawił się mały obiekt. Powoli zaczął zbliżać się do nas, aż w końcu wylądował kilka metrów obok.
Z samolotu wysiadł Scooter i jakiś łysy koleś. Justin przybił z nimi piątki, po czym podszedł do mnie, wziął ode mnie torbę i udał się do środka.
-Będziesz tak stała? - Wychylił się zza drzwi, patrząc na mnie jak na kretynkę.
Już otwierałam usta, żeby coś powiedzieć, ale powstrzymałam się w ostatniej chwili i tylko cicho westchnęłam.
Bez słowa udałam się do samolotu, a w środku usadowiłam się w jednym z foteli obok Justina.
-Nie bądź taka zdziwiona, jestem gwiazdą. - Zaśmiał się, zabierając z półki jedną z gazet.
-Ta... - Uśmiechnęłam się blado i postanowiłam wyjąć z torby iPoda.
Teraz tylko muzyka była w stanie ustabilizować moje emocje.
*
Obudziłam się bezczelnie przygnieciona czyimś ciężarem.
-Co jest... - Jęknęłam, otwierając zaspane oczy.
Bieber siedział na mnie okrakiem, wgapiając się w moją jeszcze śpiącą twarz.
-Nic. Po prostu zaraz będziemy w Paryżu. - Oznajmił obojętnie, kładąc ręce po obu stronach mojej głowy.
-Aha. - Kiwnęłam głową i dodałam nieco głośniejszym tonem: -Ale nie musisz na mnie siedzieć.
-A, jasne. - Mruknął, przerzucając się na siedzenie obok.
-Kiedy masz ten wywiad? - Spytałam, obracając się w jego stronę.
-Pojutrze. - Odparł z szerokim uśmiechem.
-Czego się tak szczerzysz? - Burknęłam z udawanym oburzeniem.
-Będziemy mieli dla siebie dwa dni. Dwie całe doby. Sami. - Uśmiechnął się łobuzersko, poruszając teatralnie brwiami.
-Nie ekscytuj się tak. - Odrzekłam lekko wrednym tonem, wracając do poprzedniej pozycji.
*
Po jakiejść godzinie dotarliśmy do hotelu, który był naprawdę wyjątkowym hotelem. Był to hotel George V Four Seasons. Jego wnętrze wyglądało jak wnętrze jakiegoś pałacu.
Zostaliśmy z Justinem zaprowadzeni na górę do apartamentu, gdzie od razu rozpakowaliśmy swoje rzeczy i polegliśmy zmęczeni na łóżku.
-Niesamowity hotel. - Westchnęłam, obracając się na brzuch i wkładając ręce pod głowę.
-Prawda? - Justin zaśmiał się, kładąc dłoń na moich plecach.
-Głupio się czuję tak cię wykorzystując. - Wypuściłam powietrze w poduszkę i przygryzłam wargę.
-Nie wykorzystujesz mnie, głupku. - Odparł chłopak przenosząc się na mnie, po czym dodał: -Pewnie jesteś obolała po podróży?
-Nawet sobie nie wyobrażasz jak baaardzo. - Westchnęłam cicho, przeciągając słodko zdanie.
-I pewnie przydałby ci się masaż. - Dodał, podsuwając do góry moją bluzkę i przejeżdżając dłońmi po moich plecach, co spowodowało, że przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz.
-Rozluźnij się. - Szepnął chłopak i zaczął masować mój kark.
Delikatnie uciskał każdą część mojego ciała, przyśpieszając i spowalniając poszczególne ruchy. Czułam się jak w niebie. Powoli odpływałam, ale niestety coś znów musiało przerwać naszą piękną chwilę. Do naszego pokoju hotelowego wparował Scooter.
-Justin, twój wywiad został przełożony na jutro... - Oznajmił, ale kiedy zauważył, że przerwał nam TO, podrapał się po głowie.
-Kurwa, stary, nie wiesz od czego jest dzwonek przy drzwiach? - Warknął speszony Biebs, schodząc się ze mnie i stając przed mężczyzną.
Ja tylko westchnęłam cicho i również podniosłam się z łóżka, zabierając z szafki jakieś luźne ciuchy.
-Pójdę się wykąpać. - Odparłam, wyminęłam ich i udałam się do łazienki.
Faktycznie cały czas ktoś nam przerywał i tym razem moja cierpliwość się wyczerpała. Dopiero teraz tak naprawdę dotarło do mnie dlaczego Justin tak bardzo się o to złościł. Byliśmy pierwszy raz sami, ale ktoś oczywiście musiał nam to przerwać. Eh...
*
Wyszłam z łazienki ubrana w bieliznę i koszulkę Biebsa. Chłopak leżał na łóżku, wgapiając się bez celu w sufit. Usiadłam obok niego, podpierając się jedną ręką.
-Nie przejmuj się, Jay. - Odparłam i delikatnie przejechałam opuszkiem palca po jego ramieniu.
-Nieważne. - Burknął, odwracając się tyłem do mnie.
O co tu chodzi? Próbuję go pocieszyć, być miła, a on jest taki obojętny.
-Jasne. - Mruknęłam, przewracając oczami, zgasiłam lampkę i położyłam się również tyłem do niego.
Nigdy nie zrozumiem tego chłopaka.
                                                                                                                  
uh nasz kochany Biebs jest trochę bipolarny,czyż nie?;)
a poza tym,spodziewaliście się Harrego? ja nie,haha.

jak Wam minął dzień dziecka?
jakieś fajne prezenty?:D

jak postaracie się szybko z komentarzami i wyświetleniami to wstawię rozdział jeszcze w tygodniu,bo już mam prawie gotowy.
dziękuję Wam,kocham bardzo.♡.
do następnego.:*