wtorek, 28 maja 2013

ROZDZIAŁ 17.

Westchnęłam cicho i oparłam głowę o ścianę.
Czemu on był tak cholernie skomplikowany?
Przyłożyłam rękę do czoła, a po moim policzku niekontrolowanie spłynęła pojedyncza łza. Zacisnęłam zęby, zabrałam z wieszaka swoją bluzę i wyszłam przed drzwi.
Przeszłam przez furtkę i już kierowałam sie w stronę domu Justina, kiedy w pewnej chwili usłyszałam za sobą jakieś wołanie.
-Jen, czekaj! - Odwróciłam się i moim oczom ukazał się chłopak, którego poznałam wczoraj, kiedy byliśmy z Bieberem na spacerze.
-O co chodzi? - Spytałam, krzyżując ręce na piersi.
-Ja... Pewnie nawet nie wiesz kim jestem. Jestem Chris, kumpel Justina. Widziałem co się stało w środku.
-To nic takiego.
-Ale musisz sama wracać po mieście, którego zupełnie nie znasz. Pozwól, że cię odprowadzę. I nie chcę cię teraz chamsko poderwać czy coś. Po prostu trochę strach cię puścić, zważając na to, że dom Biebera jest kawałek stąd. - Christian uśmiechnął się, podchodząc do mnie.
-Spoko, będzie mi bardzo miło. - Odwzajemniłam uśmiech, puszczając ręce wzdłuż ciała, po czym ruszyliśmy do przodu.
-A więc, jesteś dziewczyną Justina? - Spytał, kiedy powoli szliśmy przed siebie.
-Tak mi się wydaje. - Odpowiedziałam niepewnie.
-Jak to?
-To skomplikowane. - Westchnęłam, ponownie krzyżując ręce.
-Nie przejmuj się. Justin jest naprawdę niezrozumiały. - Uśmiechnął się pocieszająco.
-Zdążyłam zauważyć. - Zaśmiałam się smutno, obserwując drogę przed sobą.
-On bywa ...zmienny. - Odparł, zastanawiając się nad własnymi słowami.
-To też mi udowodnił. - Przewróciłam oczami.
Po jakimś czasie dotarliśmy na miejsce. Stanęliśmy przed furtką, kiedy doleciał do nas pies dziadków Justina.
-Hej, mały. - Ukucnęłam do niego, głaskając go po pyszczku.
-Lubisz zwierzęta? - Zwrócił się do mnie Chris, kucając obok mnie.
-Kocham. - Odparłam z uśmiechem.
-To tak jak ja. Ale moja siostra jest uczulona i nigdy nie mogliśmy mieć żadnego futrzaka. - Skrzywił się, smyrając zwierzę po grzbiecie.
-Ona też jest skomplikowana. Prawda? - Podniosłam się, otrzepując sierść z rąk.
-Nawet sobie nie wyobrażasz... - Przewrócił oczami chłopak.
-Czyli teraz oboje mamy na głowie trudne dzieci. - Zaśmiałam się, a Chris mi zawtórował.
-Dobra, dziadkowie Justina chyba wrócili, więc pójdę się z nimi przywitać i dopilnuję, żeby poszli spać zanim wróci, bo znając życie, nie wróci w za dobrym stanie. - Przygryzłam wargę, wzdychając.
-To niesamowite, że tak o niego dbasz. - Odparł brunet, przyglądając mi się uważnie.
-Czy ja wiem. - Wzruszyłam ramionami i kontynuowałam: -Było mi bardzo miło poznać cię bliżej, ale chyba powinnam już iść. - Uśmiechnęłam się i odwróciłam w stronę furtki.
-Trzymaj się. - Powiedział, czekając aż wejdę.
Dochodząc do drzwi, pomachałam Chrisowi, wzięłam psiaka na ręce i weszłam do środka, zamykając za sobą drzwi.
-Dobry wieczór, Pattie. - Odrzekłam, wchodząc do kuchni.
-Witaj, Jen. Gdzie Justin? - Podniosła głowę znad książki, którą czytała przy stole.
-Został na imprezie. - Odpowiedziałam, siadając obok niej.
-Co? Wracałaś sama!? - Uniosła się, patrząc na mnie z niedowierzaniem.
-Nie, nie. Christian, przyjaciel Justina mnie odprowadził. - Uspokoiłam ją, a w między czasie pies wskoczył mi na kolana.
-Dziadkowie wrócili? - Uśmiechnęłam się, głaskając zwierzę.
-Tak, ale poszli już spać. Podróż ich umęczyła. - Oznajmiła Pattie, upijając łyk herbaty.
-Kiedy on zamierza wrócić? - Spytała, zdejmując okulary.
-Nie mam pojęcia... - Westchnęłam i podparłam się na łokciu.
-Pokłóciliście się?
-Nie... Nie, sama nie wiem. - Jęknęłam, wzruszając ramionami.
-Znowu... Jen, przepraszam cię za niego. On chwilami zachowuje się jak dziecko. - Kobieta pokręciła głową.
Poczułam coś mokrego na swojej dłoni i kiedy spojrzałam w dół, zobaczyłam jak pies liże moją rękę.
-Sammy chyba cię polubił. - Zaśmiała się mama Justina, przechylając głowę na bok.
-No psiaku, wreszcie poznałam twoje imię. - Podniosłam zwierzaka przed siebie, a on polizał mnie w nos.
Nagle drzwi gwałtownie się otworzyły i do środka wszedł Justin.
Pattie momentalnie wstała, tarasując mu drogę.
-Piłeś? - Spytała, krzyżując ręce na piersi.
-Mamo, mam 19 lat. - Chłopak przewrócił oczami, przenosząc ciężar ciała na jedną nogę.
-To uwalnia cię od odpowiadania na moje pytania? - Kobieta spojrzała się na niego spode łba.
-Niecałe piwo. - Odparł niechętnie Bieber, opuszczając bezwładnie ramiona.
-Ja pójdę do pokoju. - Wstałam od stołu. -Chodź Sammy. - Zacmokałam na psa, który od razu znalazł się przy mojej nodze.
-Jen, skarbie, nie zjesz kolacji? - Pattie odwróciła się w moją stronę.
-Nie... Odechciało mi się. Dobranoc. - Skrzywiłam się, po czym udałam się z psem do pokoju.
*
Po kąpieli usiadłam skrzyżnie na łóżku, bawiąc się z Sammym.
-Dlaczego Jus nie jest tak słodki jak ty? - Zwróciłam się do psa, przechylając głowę na bok.
-Bo mnie tak nie smyrasz. - Dostałam mini zawału, kiedy usłyszałam głos Justina.
-Przepraszam. - Odparł, siadając za mną i obejmując mnie w talii.
-Odejdź ode mnie. - Mruknęłam stanowczo, odsuwając się od niego.
-Jen, proszę... - Szepnął, opierając głowę na moim ramieniu.
-Daj mi spokój. - Warknęłam i wstałam z łóżka.
-Co mam zrobić, żebyś się nie złościła? - Spytał, również się podnosząc.
-Jesteś bezczelny. - Syknęłam przez zaciśnięte zęby, kręcąc z niedowierzaniem głową.
-Przepraszam! - Rzucił stanowczym tonem. -Przepraszam cię do jasnej cholery!
Spojrzałam na niego, a moje oczy momentalnie napełniły się łzami.
-Dlaczego to robisz...? - Szepnęłam, stojąc jak ten słup.
-Bo cię kurwa kocham! - Wrzasnął, podchodząc do mnie i mocno przyciągając do siebie.
-Kocham cię, rozumiesz? - Powtórzył i bez wahania wpił się w moje usta.
Całowaliśmy się przez jakiś czas, powoli zbliżając się do łóżka. W pewnym momencie Justin opadł na plecy, a ja poległam na nim.
-Tak bardzo cię kocham, Jennifer. I tak bardzo cię przepraszam... - Szepnął, przerywając pocałunek i przytulając mnie do siebie.
-Ja... Ja też cię kocham, Justin. - Mruknęłam i wtuliłam się w jego tors, zamykając oczy.
*
Mój błogi sen przerwało coś mokrego na mojej twarzy. ...Justin!?
Momentalnie się ocknęłam, podnosząc się do góry, a moim oczom ukazał się Sammy.
-Jejku, skarbie, przestraszyłeś mnie! - Szepnęłam, przytulając psa do siebie.
-Wracaj tu. - Usłyszałam mamrotanie Biebsa, który pociągnął mnie z powrotem na łóżko.
-Wstajemy. - Mruknęłam, smyrając go w nos.
-Wstajcie. Ja się nigdzie nie ruszam. - Oznajmił naburmuszony, wciąż nie otwierając oczu.
-Owszem, ruszasz. - Cmoknęłam go w czoło.
-Nie. - Fuknął, odwracając się do ściany.
-Jak chcesz. - Przewróciłam oczami i wstałam. -Nie wiesz co tracisz. - Pochyliłam się nad nim ostatni raz, muskając jego kark.
Nie musiałam długo czekać, żeby podniósł się na równe nogi.
-To co robimy? - Przyciągnął mnie do siebie, łącząc nasze usta.
-Myślę, że powinieneś pomóc mi się ubrać. - Przygryzłam dolną wargę, patrząc na niego z dołu.
-Nie widzę problemu. - Mruknął do mojego ucha, podnosząc moją bluzkę.
-Jus, Jen! Śniadanie gotowe! - Dobiegł do nas głos mamy Justina, wołającej z kuchni.
-Znowu. - Biebs przewrócił oczami zirytowany.
-Nie moja wina. - Uniosłam ręce w geście obrony.
-Twoja. Jesteś zbyt seksowna i za szybko doprowadzasz mnie do takiego stanu. - Wzruszył ramionami, wyjął z szafy jakąś koszulkę i ubrał ją na siebie.
-Chodź. - Wyciągnęłam do niego rękę, którą od razu chwycił i wyszliśmy do kuchni.
-Dzień dobry. - Odparłam, wchodząc do jadalni.
-Dzień dobry. - Odpowiedzieli wszyscy chórem.
W środku znajdowała się mama Justina, jego dziadkowie i pies.
Chłopak przywitał się ze swoją rodziną, po czym przedstawił mnie rodzicom Pattie.
-Dzisiaj jajka na bekonie. - Oznajmiła uśmiechnięta kobieta, rozkładając na talerzach jedzenie, podczas gdy my po kolei dosiadaliśmy się do stołu.
-Dziękuję. - Mruknęłam, kiedy nałożyła mi jajko.
-Jak się spało? - Mrugnęła do mnie, po czym momentalnie się zaśmiałyśmy.
-Dobrze. Ale nie aż tak dobrze, jak myślisz. - Odpowiedziałam i po prostu czułam, jak moje policzki oblewa rumieniec.
-No cóż. Niech będzie. - Uśmiechnęła się, kiedy przyłączył się do nas Justin.
-Co jest takie śmieszne? - Spytał, przysuwając się do mnie z krzesłem.
-Ty, synku. - Oznajmiła Pattie, mierzwiąc jego włosy.
-Mamooo. - Przeciągnął Jus, przewracając oczami.
-Okej. Miło znowu zjeść śniadanie w rodzinnym gronie. - Odparła kobieta, siadając na swoim miejscu, po czym wszyscy zajęliśmy się zjadaniem swoich porcji.
-Jakie macie na dzisiaj plany? - Zwróciła się do nas mama Justina, popijając kawę.
-W sumie to nie mamy nic szczególnego do robienia. - Odpowiedział Justin, biorąc łyka herbaty.
-Może wybierzemy się gdzieś razem? - Uśmiechnął się dziadek.
-Oj tato, wątpię, żeby dzieciaki chciały iść gdzieś z takimi staruchami jak my. - Zaśmiała się Pattie, opierając się na łokciu.
-Myślę, że to dobry pomysł. - Odłożyłam kubek z piciem na stół. -To raz. A dwa... Nie jesteście 'staruchami'. - Przewróciłam oczami, patrząc na kobietę karcąco.
-Justin? - Babcia kiwnęła na niego głową, czekając na jego zdanie.
-Jeżeli Jen to odpowiada, to nie ma problemu. - Uśmiechnął się z musu, przeczesując włosy.
-No to w takim razie idźcie się naszykować. Widzimy się za godzinę przy wyjściu. - Oznajmiła Pattie, na co wszyscy zaczęli po kolei odchodzić od stołu.
*
-Nie wiesz na co się piszesz. - Westchnął Justin, pakując do torby nasze rzeczy.
-Co masz na myśli? - Spytałam z zaciekawieniem, dołączając się do niego.
-Idziemy na plażę z moimi dziadkami i mamą. To będzie dzień wysłuchiwania historii z ich dzieciństwa i nie będziemy mogli się nawet dotknąć.
-Przesadzasz. - Zaśmiałam się, szturchając go w ramię.
-Jak chcesz. Ale żeby nie było, że cię nie ostrzegałem. - Wzruszył ramionami, biorąc do ręki torbę.
-Na pewno nie będzie tak źle. - Uśmiechnęłam się i udaliśmy się do ogrodu.
-Jedziemy? - Uśmiechnęła się Pattie, kiedy Jus wkładał torby do bagażnika.
-Myślę, że tak. - Odparł dziadek Biebsa, zakładając okulary przeciwsłoneczne na nos.
-No to wsiadamy. - Klasnęła w dłonie kobieta, otwierając drzwi ze strony kierowcy. -Tato, chodź usiądź obok mnie. - Wskazała na miejsce pasażera, uchylając drzwiczki.
-To my usiądziemy sobie spokojnie na tyłach z babcią. - Wymamrotał niechętnie Justin, łapiąc mnie w talii i popychając na tylne siedzenia.
*
-Wyluzuj. - Szepnęłam, czując jaki spięty był mój chłopak i położyłam dłoń na jego kolanie.
-Taa. - Westchnął, opierając głowę o szybę.
-Nie jedziesz na śmierć, Justin. - Skarciłam go wzrokiem.
-Jeszcze się zdziwisz. - Jęknął, przewracając oczami.
-Daj spokój. - Pocieszyłam go, ale przerwał nam jego dziadek.
-Jak się poznaliście? - Wychylił się zza fotela, odwracając głowę w naszą stronę.
-Na koncercie w Londynie. - Odparł niechętnie Jus, nawet na niego nie patrząc.
-Oo, przyjechałaś do Kanady aż z Londynu? - Zdziwił się, przyglądając nam się uważnie.
-W sumie to z Kalifornii. Przeprowadziłam się.
-Oo, dlaczego?
-Tata znalazł sobie pracę w Los Angeles.
-Światowa dziewczyna.
-Dziadku. - Skarcił go Justin, tym samym przerywając naszą konwersację.
-No co? W końcu jakaś porządna, fajna dziewczyna, a nie rozwydrzona gwiazdka z Hollywood, jak ta Gomez. - Mężczyzna przewrócił oczami, odwracająs się z powrotem na swoje miejsce.
-Nie musiałeś tego mówić. - Warknął szatyn, zaciskając usta w cienką linię.
-A nie było tak?
-Dość. - Syknął przez zaciśnięte zęby Biebs.
-Jesteśmy! - Oznajmiła Pattie, otwierając drzwi, przez co do samochodu wdało się świerze powietrze, które rozluźniło napiętą atmosferę w środku.
Justin bez słowa wyszedł z auta, oddalając się od nas w błyskawicznym tępie.
-Dajmy mu odetchnąć. - Odparła jego mama, wypakowując torby z bagażnika.
-Racja. - Poparłam ją, odbierając od niej rzeczy moje i Jusa.
-Chodźmy. - Zachęciła nas gestem dłoni, na co wszyscy grzecznie udaliśmy się za nią.
*
Rozkładałam właśnie drugi ręcznik, kiedy poczułam wibracje w kieszeni.

Justin
Przyjdź na mostek, pod którym przejeżdżaliśmy.
          11:30 AM

Schowałam komórkę z powrotem do szortów, przeprosiłam dziadków Justina i Pattie, po czym udałam się na wyznaczone miejsce.
-Przepraszam cię, Jen. - Poczułam czyjeś dłonie na swojej talii i kiedy dotarł do mnie znajomy zapach, od razu zrozumiałam kto za mną stoi.
Obróciłam się i stanęłam twarzą twarz z Biebsem.
-Za co? - Przechyliłam głowę w bok, patrząc szatynowi w oczy.
-Za tę akcję w aucie. Mówiłem ci, że ta wycieczka nie skończy się dobrze.
-Daj spokój. Wiesz jacy są dziadkowie.
-Dociekliwi?
-Dokładnie.
-Uparci.
-Tym bardziej.
-No ale...
-Ale co?
-Nie musiał poruszać tematu o niej.
-Ale poruszył.
-No tak...
-I nic z tym nie zrobisz, Jus.
-Uh... - Westchnął, łapiąc mnie za rękę i lekko pociągając za sobą. -Chodźmy.
Spacerowaliśmy wzdłuż klifu, podziwiając krajobraz jeziora.
-Jesteś moim błogosławieństwem. - Szepnął Justin, obracając mnie przodem do siebie i ujmując moje dłonie.
-To zaszczyt. - Odparłam, uśmiechając się podejrzliwie.
-Słucham?
-Być błogosławieństwem Justina Biebera. Lans. - Zaśmiałam się, poruszając demonstracyjnie brwiami.
-Oh. Racja. - Uniósł dumnie głowę, po czym dodał nieco poważniejszym tonem: -Mówię poważnie, Jen. Odrywasz mnie od rzeczywistości, jesteś powodem, przez który mam po co żyć. Sprawiłaś, że moje życie nabrało barw na nowo. Jesteś... Uh, słowa cię nie opiszą. Jesteś perfekcyjna. Dziękuję. - Przybliżył się do mnie, łącząc delikatnie nasze wargi w romantycznym pocałunku.
-Chodźmy do twojej rodziny. Pewnie się martwią. - Szepnęłam, odsuwając się od niego.
-Jasne. - Mruknął niezadowolony.
*
-Dziadku? - Jus zwrócił się do niego, siadając na ręczniku obok.
-Tak? - Mężczyzna podniósł głowę znad gazety.
-Przepraszam. Nie chciałem tak na ciebie naskoczyć.
-Nie ma sprawy, chłopie. - Dziadek poklepał Justina po ramieniu. -To ja powinienem się zamknąć.
-Nie, jest okej. - Mrugnął szatyn.
Jeszcze chwile pogadali, po czym Biebs z powrotem klapnął się obok mnie.
-To niesamowite, że nie ma tu ludzi. Jest naprawdę pięknie. - Uśmiechnęłam się, kiedy chłopak położył głowę na moim brzuchu.
All around the world people want to be loved..
Nucił pod nosem, gestykulując każde słowo rękami.
-Ale uspokój się. - Zaśmiałam się pod nosem i walnęłam go lekko w ramię.
-Idziemy popływać? - Spojrzał na mnie, zsuwając nisko na nos swoje RayBany
-Ta, spoko. - Odparłam, na co Jus od razu porwał mnie do góry.
Zdjął z siebie koszulkę i odrzucił ją gdzieś na bok.
-Co? - Spojrzałam na niego zdezorientowana, kiedy zagrodził mi drogę.
-Zamierzasz się kąpać w ciuchach? - Uniósł brwi, jakby nie dowierzając.
-No wiesz... - Przygryzłam wargę, spuszczając wzrok.
-Wstydzisz się mnie?
-Nie, skąd, ale wiesz... - Wydukałam, chowając usta do środka.
-Jak się namyślisz, to będę w wodzie. - Mrugnął do mnie, po czym pobiegł do jeziora.
Westchnęłam cicho i po chwili namysłu zdjęłam z siebie wierzchnie ubrania, zostawiając bikini.
Rozpędziłam się i wpadając do wody przy brzegu, wskoczyłam Justinowi na plecy, przez co oboje wpadliśmy do wody.
-Mogłaś uprzedzić! - Krzyknął, krztusząc się śmiechem.
-Wtedy nie byłoby tak fajnie. - Oznajmiłam ponownie, po czym sama zaczęłam się śmiać.
Po chwili topienia się w wodzie, wstaliśmy, stając przodem do siebie.
Biebs zlustrował od góry do dołu moje ciało, po czym oblizał usta.
-Jesteś obleśny. - Udałam oburzenie i wydęłam usta.
-A ty seksowna. - Uśmiechnął się łobuzersko, podchodząc do mnie i wziął mnie na ręce, obkręcając dookoła.
-Puść mnie! - Pisnęłam.
-Nie. - Odparł dumnie.
-No puść! - Powtórzyłam.
-Nie ma mowy. - Pokręcił głową.
-Puuuść!
Zastanowił się nad czymś, po czym spytał:
-A dostanę buziaka?
-Nie jednego. - Uśmiechnęłam się figlarnie, przygryzając dolną wargę.
Justin przybliżył się do mnie, licząc na pocałunek, ale w ostatniej chwili, podczas jego nieuwagi, wyrwałam się z jego objęć.
-Cham! - Krzyknął, próbując mnie złapać.
-Nie masz szans. - Wytknęłam mu język, szybko cofając się do tyłu.
W pewnej chwili wpadłam na kogoś plecami.
-Prze... - Zaczęłam, ale kiedy odwróciłam się, dosłownie odjęło mi mowę.
                                                                                                                  
czyż oni nie są słodcy!?c:
jak myślicie,na kogo wpadła Jennifer?
ta osoba zagości w naszym opowiadaniu na długi czas i przysporzy wiele problemów Justinowi i Jennifer.c:

co do rozdziału. jak zwykle - przepraszam,że tak późno.
i przepraszam,że taki długi jest.
10 komentarzy=nowy rozdział.(:
trzymajcie się.;)

niedziela, 19 maja 2013

ROZDZIAŁ 16.


Co we mnie wstąpiło? Co wstąpiło w niego? Obydwoje zachowywaliśmy się jak jakieś niedorozwinięte dzieciaki, raniąc przy tym siebie nawzajem.
Położyłam się na plecach, wlepiając oczy w sufit.
Z rozmyśleń wyrwał mnie głośny dźwięk mojego telefonu, który leżał przy łóżku. 
Maddie. Cholera, zupełnie o niej zapomniałam.
-Halo? - Odparłam niepewnie, a na mojej twarzy pojawił się grymas.
-Jen, co się z tobą dzieje!? - Wrzasnęła moja przyjaciółka. -Dlaczego dowiaduję się od twojej mamy, że pojechałaś z Justinem do Kanady!? O co tu chodzi!? Możesz mi wytłumaczyć!?
-Okej, Madds, tylko spokojnie... - Westchnęłam, siadając skrzyżnie.
-Jestem spokojna. - Zironizowała. Mogłam sobie wyobrazić, jak przewraca oczami.
-A więc... - Wypuściłam powietrze z płuc i kontynuowałam: -Spytał czy chciałabym poznać jego rodzinę. Zgodziłam się, bo przecież i tak nie miałam nic zaplanowanego na wakacje.
-Świetnie, ale mogłaś mnie o tym poinformować. - Rzuciła obojętnie.
-Przepraszam, Madds. - Ściszyłam ton, robiąc smutną minę.
-Eh... Niech ci będzie. - W słuchawce zapadła cisza. -Wszystko okej?
-Tak... Nie. Sama nie wiem. Mama Justina jest naprawdę fajną osobą i chociaż dwukrotnie przyłapała nas na obściskiwaniu się, to wydaje mi się, że mnie polubiła. Ale on... Pokłóciliśmy się dzisiaj, bo jakaś laska się na nim uwiesiła i mamrotała słodkim głosikiem. - Przewróciłam oczami i dodałam: -A poza tym, to jestem od dzisiaj jego dziewczyną. - Oznajmiłam dumnie, czując jak na samą myśl o tym moje policzki oblewa rumieniec.
-Kurczę... - Rzuciła dziewczyna. -Szkoda, że nie mogę tam być i wysłuchać każdego szczegółu. Nie przejmuj się tą laską, pewnie jakaś jego kumpelka z dzieciństwa, zazdrości ci. Kiedy wracasz?
-Mamy tu zostać tydzień albo dwa. Nie wiem jeszcze dokładnie.
-Okej, ale pamiętaj, że musimy pod koniec sierpnia zgłosić się do Hollywood Arts.
-Jasne, spoko.
-Dobra, Jen, ja muszę kończyć, robimy z Ryanem babeczki i właśnie poczułam zapach spalenizny.
-Maddie, jak ja mam otworzyć ten piec!? - Usłyszałam głos Ryana w tle.
-Sama słyszysz. Dobra, trzymaj się i jakby co to dzwoń. Kocham Cię, Jenny. - Powiedziała na biegu, po czym się rozłączyła.
-Nie ma nic lepszego niż szczera rozmowa z przyjaciółką. - Szepnęłam do siebie, przewracając oczami i klapnęłam z powrotem na łóżko.
*
-Kolacja! - Usłyszałam głos dobiegający z kuchni, na co niechętnie podniosłam się z łóżka i udałam się na dół.
-Gdzie Justin? - Spytałam, siadając do stołu i rozglądając się po pokoju.
-Myślałam, że ty odpowiesz mi na to pytanie. - Uśmiechnęła się Pattie, nakładając mi na talerz kilka naleśników.
-Niestety nic mi na ten temat nie wiadomo. - Zazgrzytałam zębami, sięgając po sztućce.
-No cóż... Ominą go pyszne naleśniki z syropem klonowym. - Zaśmiała się kobieta, opadając na swoje miejsce i zabierając się za jedzenie.
*
Po jakimś czasie tylne drzwi się otworzyły i do środka wszedł Justin, bez słowa siadając przy stole obok nas.
-Mógłbyś chociaż powiedzieć smacznego. - Zwróciła się do niego Pattie, patrząc na niego z wyrzutem.
-Z czym masz problem, kobieto? - Warknął chłopak, przewracając oczami.
-Justin do jasnej cholery! - Krzyknęłam, odkładając widelec. -Ta "kobieta" jest twoją matką i skoro pyta cię o coś, to chyba wypadałoby jej odpowiedzieć, nieprawdaż? - Wypuściłam powietrze z ust, przykładając dłoń do czoła.
-Co? - Jeknął Bieber z niedowierzaniem.
-Dziękuję, Jen. - Uśmiechnęła się blado Pattie i pogłaskała mnie po wierzchu dłoni.
-Ja już pójdę do pokoju. Wykąpię się i położę. Jestem trochę zmęczona lotem. - Oznajmiłam, wstając i wsuwając krzesło.
-Jasne. - Kiwnęła głową mama Justina.
-Dziękuję za kolację. Była naprawdę dobra. - Uśmiechnęłam się i wyszłam z kuchni.
*Oczami Justina*
-Co ta dziewczyna ci zrobiła? - Mama spojrzała na mnie smutnym wzrokiem.
-O czym mówisz? - Rzuciłem, przerzucając pilotem kanały w telewizorze.
-O tym, że zachowujesz się w stosunku do niej jak jakiś cham. - Odparła, zbierając brudne naczynia ze stołu.
-Mamo, nie zaczynaj... - Skrzywiłem się, podchodząc do kuchni.
-A co ja zaczynam? Postaraj się chociaż dla niej. Ta dziewczyna jest naprawdę wartościową osobą, a ty powinieneś to docenić. Przestań gwiazdorzyć choć we własnym domu. Przed kamerami zachowuj się jak chcesz, ale teraz, proszę, bądź sobą. - Podeszła do mnie i położyła dłoń na moim ramieniu.
-Masz rację mamo, przepraszam... - Szepnąłem, przytulając ją do siebie.
-Nie mnie przepraszaj. - Wskazała głową w stronę mojego pokoju.
-No tak... - Przygryzłem wargę i westchnąłem.
-Powodzenia. - Mrugnęła moja mama, a ja udałem się do swojego pokoju.
Otworzyłem drzwi i ujrzałem Jen, leżącą na składanym łóżku.
-Żartujesz? - Spojrzałem na nią z niedowierzaniem, zamykając za sobą drzwi.
-Co? - Podniosła głowę do góry, patrząc na mnie spode łba.
-No chyba nie zamierzasz spać na ziemi. - Zaśmiałem się, kucając przy niej.
-Zamierzam. Dobranoc. - Rzuciła z wyrzutem i obróciła się na drugi bok, uniemożliwiając mi obserwowanie jej twarzy.
Westchnąłem cicho, zabrałem z pokoju rzeczy potrzebne do kąpieli i wyszedłem do łazienki.
*
Przewracałem się z boku na bok, nie mogąc przestać myśleć o dzisiejszym dniu. Nie wiem dlaczego, ale miałem dziwne wrażenie, że Jen również nie śpi. Włożyłem ręce pod głowę, patrząc w sufit tak, jakbym miał tam odczytać jakąś wskazówkę.
Co ja mogłem zrobić? Moja dziewczyna była na mnie obrażona, a ja zamiast ją przeprosić, tylko pogorszyłem sytuację.
Obróciłem się w stronę łóżka, na którym leżała Jennifer. Była odwrócona do mnie tyłem, więc nie miałem szans zobaczyć czy śpi. Wyciągnąłem rękę, przejeżdżając delikatnie po jej talii.
-Weź tę łapę. - Warknęła, nie ruszając się.
-Skarbie, przepraszam... - Odparłem, przysuwając się bliżej krawędzi.
-Co robisz? - Odwróciła się w moją stronę, podpierając się na łokciach.
-Przepraszam. - Powtórzyłem, zabierając rękę.
-Wiesz gdzie możesz sobie wsadzić te przeprosiny? - Spojrzała na mnie z politowaniem. -W dupę. - Zciszyła ton, sztucznie się uśmiechając.
-Jen, proszę. - Zrobiłem smutne oczy i przysunąłem się jeszcze bliżej niej.
-Daj mi spokój, Bieber. - Syknęła przez zaciśnięte zęby.
-Proszę... - Szepnąłem, wyciągając ponownie rękę i kładąc ją na jej ramieniu.
-Daj-mi-spokój. - Powtórzyła, próbując się wyrwać, ale przez jej ruch oboje wylądowaliśmy na ziemi.
-Złaź ze mnie. - Jęknęła, próbując mnie od siebie odepchnąć.
-Jesteśmy sobie przeznaczeni. - Zaśmiałem się, podpierając rękami przy jej głowie.
-Ugh. - Jen podniosła się do pozycji stojącej, pociągając mnie za sobą.
-Gdzie ja mam teraz spać? - Warknęła, wskazując na łóżko, które przed chwilą rozwaliliśmy.
-Zawsze możesz ze mną. Pod cieplutką kołderką... - Odparłem, zbliżając się do niej coraz bardziej.
-Świetnie. - Uśmiechnęła się sztucznie, rzuciła się na łóżko i odwróciła przodem do ściany.
-Co ty robisz? - Spytałem, niezbyt ogarniając sytuację.
-Idę spać pod cieplutką kołderką, gdyż jakiś idiota rozwalił moje łóżko. - Powiedziała, okrywając się częścią kołdry.
-Wiem, jestem debilem. - Rzekłem, oplatając ją ręką w talii i przysuwając do siebie.
-Wyjąłeś mi to z ust. - Odpowiedziała i odziwo nawet nie próbowała się wyrwać
-A ty wiesz jak bardzo mi przykro. - Kontynuowałem, składając na jej szyi pojedynczy pocałunek.
-Daruj sobie, Justin. - Westchnęła cicho, pozostając ciągle w tej samej pozycji.
-Nie daruję sobie. - Oznajmiłem i ponownie musnąłem jej delikatne ciało.
-Przestań. - Jęknęła, łapczywie nabierając powietrza do ust.
-Przestań co? - Wyszeptałem do jej ucha, przejeżdżając opuszkiem palca wzdłuż jej ręki.
-Jus... - Wymamrotała, nie stawiając nawet najmniejszych oporów.
-Nie gniewaj się, proszę. - Odparłem, obracając ją przodem do siebie.
-Eh... - Westchnęła. - Dobrze. Ale powiedz mi, kim dokładnie była ta dwójka, którą dzisiaj spotkaliśmy. - Dodała poważnym tonem.
-No tak. Należą ci się wyjaśnienia. - Zacząłem. -To było rodzeństwo Beadles. Z Christianem przyjaźnię się od małego, a Caitlin... Caitlin była moją dziewczyną, zanim zacząłem karierę. - Dokończyłem.
Jen nerwowo przygryzła wargę, wiercąc się pod kołdrą.
-Skarbie, nie masz się czym przejmować. To było dawno i nieprawda. A co do jej dzisiejszego zachowania... Cait zawsze taka była. Szczególnie od czasu, kiedy ją zostawiłem. - Oznajmiłem spokojnie, na co dziewczyna lekko odetchnęła.
-Okej. - Szepnęła, a na jej twarzy zagościł blady uśmiech.
-Nie wiem co bym zrobił, gdyby ktoś mi cię zabrał.
-Nikt mnie nie zabierze, nie martw się. - Pocieszyła mnie, na co momentalnie pocałowałem ją w czoło.
-Dobranoc, skarbie. - Przytuliłem ją do siebie, okrywając nas kołdrą.
*
Przetarłem zaspane oczy, lekko je uchylając. Ujrzałem słodko śpiącą Jennifer tuż obok mnie i odgarnąłem kosmyk jej włosów za ucho. Mruknęła cicho, odkręcając się na drugą stronę.
Była taka urocza. Najchętniej bym ją schrupał... Nieważne.
Wstałem i udałem się do kuchni z zamiarem przygotowania śniadania dla swojej dziewczyny. O dziwo w kuchni nie było nikogo, więc dziadkowie pewnie jeszcze nie wrócili z sanatorium, a mama nadal spała.
Zabrałem się więc za przygotowywanie jedzenia.
*Oczami Jennifer*
Otworzyłam niechętnie oczy, ziewając przy tym na cały głos. Podniosłam się do pozycji siedzącej, przeciągnęłam się i rozejrzałam po pokoju.
Dopiero teraz dotarło do mnie, jak to głupio z mojej strony, że wtrącam się do otoczenia Justina jak ostatni cham. Niedość, że jego mama dwukrotnie przyłapała nas na ...gorącym uczynku, to w dodatku zachowałam się przy jego przyjaciołach jak kretynka. No i spałam sobie w jego pokoju, jakby był mój.
Potrząsnęłam głową, wzdychając cicho, kiedy nagle do środka wszedł Biebs z tacką.
-Wstałaś już. - Uśmiechnął się i podał mi śniadanie, które jak mniemam przygotował.
-Tak, wstałam. Dziękuję. - Odparłam sucho, odbierając jedzenie.
-Coś nie tak? - Spytał, siadając na brzegu łóżka tuż obok mnie.
-Nie.. Po prostu głupio mi, że jestem tutaj. Wtrącam się w twoje prywatne życie. - Oznajmiłam, konsumując bułeczkę.
-Jen, jesteś moją dziewczyną i masz do tego całkowite prawo. - Zaśmiał się, obejmując mnie w talii.
-No tak, ale jadąc tutaj jeszcze nią nie byłam. - Skrzywiłam się, upijając łyk soku pomarańczowego.
-Daj spokój. - Mruknął Jus do mojego ucha i złożył na moim policzku pojedynczy pocałunek.
Westchnęłam cicho.
-Co chcesz dzisiaj robić? - Spytał, szeroko się uśmiechając.
-No nie wiem. Co ciekawego jest tutaj do robienia?
-Ze mną wszystko jest ciekawe. - Odparł naburmuszony i wydął usta.
-No tak. - Zachichotałam, kończąc śniadanie.
-Może poszlibyśmy na jakąś imprezę? - Zwrócił się do mnie szatyn, odbierając ode mnie tackę.
-Jasne. Chętnie poznam twoich znajomych. - Odparłam i wygramoliłam się z łóżka.
-Podzwonię po ludziach, może ktoś coś urządza wieczorem. W końcu dzisiaj piątek. - Mrugnął do mnie i wyszedł z pokoju.
Nie wiem dlaczego, ale miałam złe przeczucia co do dzisiejszego wieczoru.
*
-No więc idziemy do Chaza. - Bieber klasnął w dłonie, wchodząc do pokoju. -Pięknie wyglądasz. - Dodał i cmoknął mnie w policzek.
-Do Chaza? - Uniosłam brwi, patrząc na niego pytającym wzrokiem.
-Mój kumpel. - Oznajmił Jus, podchodząc do swojej szafki i zabierając z niej kluczyki.
-Ta dziunia tam będzie? - Skrzywiłam się, opierając ręce na łóżku.
-Masz na myśli Caitlin? - Spytał, stając przodem do mnie.
Kiwnęłam głową.
-Nie, Cait i Chaz nigdy za sobą nie przepadali. - Uśmiechnął się, siadając obok.
-Spoko. - Schowałam wargi do środka, przekładając je na jedną stronę.
-Nie masz się o co martwić! - Potrząsnął mną Justin z udawaną złością.
-Łaskoczesz. - Zaśmiałam się, odpychając go od siebie.
-Mr.. - Zamruczał mi do ucha, muskając delikatnie moją skórę i szepnął: -Niestety, ale jeżeli chcemy być u Chaza na czas, musimy już wychodzić.
-Jasne. - Uśmiechnęłam się półgębkiem i ruszyłam za Biebsem, który wyszedł z pokoju.
*
-Daleko jeszcze? - Spytałam, ruszając głową w rytm muzyki, która leciała z głośników w aucie.
-Kilka przecznic. - Oznajmił Justin, robiąc balona z gumy.
Oparłam łokieć na otwartym oknie, wsłuchując się uważnie w piosenkę.
Kiss me hard before you go
Summertime sadness
I just wanted you to know
That baby you're the best..
Nuciłam pod nosem, ruszając palcami niczym dyrygent.
-Nie mówiłaś mi, że śpiewasz. - Odparł Jus, skupiając się uważnie na drodze.
-Bo nie śpiewam. - Zakpiłam, odwracając wzrok.
-Jak to nie? Właśnie to robisz. - Zaśmiał się, przerzucając spojrzenie na mnie.
Su-su-summertime sadness
Got that summertime sadness..
Bieber włączył się do mojego wycia.
Nie chcę nawet myśleć, jak to wyglądało z zewnątrz.
Kiss me hard before you go
Summertime sadness
I just wanted you to know
That baby you're the best..
-Wiem, że jestem najlepszy. - Odparł chłopak z dumną miną.
-O, zamknij się, Bieber. - Wytknęłam mu język, poruszając się w fotelu.
-Jesteśmy. - Oznajmił, kiedy stanęliśmy przed niewielkim domem.
Wysiadł z auta, obkrążył je i dochodząc do drzwi z mojej strony, otworzył je mówiąc:
-Szanowna Jennifer. - Podał mi z gracją rękę, a ja wysiadłam przy jego pomocy, trzymając głowę dumnie w górze.
-Dziękuję, sir Bieber. - Powiedziałam teatralnym tonem, po czym oboje wybuchliśmy śmiechem.
-Chodźmy. - Jus pociągnął mnie za rękę i udaliśmy się do wejścia.
Dobra Jen. Teraz masz pokazać, że jesteś wyluzowaną i fajną laską. Nie zrób siary swojemu chłopakowi.
-Bieber! - Ucieszył się dość wysoki brunet, po otwarciu drzwi i oboje z Justinem zrobili niedźwiadka.
-O, a co to za gwiazda? - Poruszył teatralnie brwiami, wskazując na mnie.
-Jestem Jennifer. - Uśmiechnęłam się, wyciągając rękę w stronę chłopaka.
-Ja jestem Chaz. Miło cię poznać. - Uścisnął moją dłoń, odwzajemniając uśmiech, po czym dodał, zapraszając nas gestem ręki do środka: -Wchodźcie. Wszyscy już czekają.
Weszliśmy do środka i o dziwo nikt nas nie zaatakował. Ludzie zachowywali się całkiem normalnie, nie robiąc zamieszania. Owszem, podchodzili do nas co poniektórzy, ale tylko po to, by się przywitać.
*
Stałam pomiędzy kuchnią i salonem, obserwując Justina, który rozmawiał z jakimiś chłopakami.
-Jennifer. - Usłyszałam za sobą głos, na co momentalnie się odwróciłam.
-Caitlin? - Jęknęłam, kiedy moim oczom ukazała się ta głupia dziewczyna.
-Oh, widzę, że zapamiętałaś moje imię. - Uśmiechnęła się sztucznie, przybliżając do mnie.
Przewróciłam oczami, starając się nie odwalić teatrzyku.
-Mam nadzieję, że wiesz co robisz. - Skrzyżowała ręce na piersi, stając jakiś metr przede mną.
-O czym mówisz? - Spojrzałam na nią pytająco. 
Ta dziewczyna była niesamowicie brzydka. Nie żebym była wredna czy coś, ale jej twarz przyprawiała o wymioty.
-O czym, a raczej o kim. - Zaczęła, spuszczając wzrok. -Znam Justina praktycznie od zawsze. Wiem jaki był i jaki jest. Byłam jego dziewczyną... Zostawił mnie, kiedy jego kariera się rozpoczęła. Czułam się jak jakaś maskotka, którą z czasem się porzuca. A teraz... Niewiarygodnie się zmienił. A po zerwaniu z głupią Selenką odbiło mu po całości. Przez ten rok nie był na poważnie z żadną dziewczyną. Wszystkie wykorzystywał. Zrobił się z niego taki prymityw. - Westchnęła, kładąc dłoń na moim ramieniu. -Nie mówię tego, bo ci zazdroszczę. Tylko chcę po prostu, żebyś na niego uważała. Żebyś uważała na siebie, bo wiem co znaczy stracić Justina Biebera. - Dodała, puszczając mi jeszcze smutne spojrzenie, po czym wyszła z pomieszczenia.
Przeanalizowanie tego co właśnie się stało zajęło mi jakieś kilka minut. Dlaczego nie poczułam od tej dziewczyny ani grama negatywnych emocji? Brzmiała tak... Prawdziwie. Szczerze.
-Tu jesteś! - Krzyknął Justin, podchodząc do mnie i łapiąc mnie w talii. -Wszędzie cię szukałem.
-Byłam tutaj cały czas. - Uśmiechnęłam się blado, nie patrząc mu w oczy.
-Chodź na parkiet! - Pociągnął mnie za sobą do salonu i zaczął tańczyć, obkręcając mnie wokół siebie.
-Jus, możemy już wracać? - Przysunęłam się do niego, starając się przekrzyczeć tłum.
-Co mówisz? - Wrzasnął, nie przestając tańczyć.
-Chcę wrócić do domu! - Wydarłam się, a on stanął w miejscu.
-O co ci znów chodzi? - Spytał, kiedy muzyka trochę się uspokoiła.
-Chcę się położyć, źle się czuję. - Odparłam, spuszczając głowę.
Biebs pociągnął mnie do przedpokoju, gdzie przycisnął mnie do ściany.
-Chcesz mi zepsuć imprezę? - Syknął, sprawdzając ruchem głowy czy nie ma nikogo w pobliżu.
Mój oddech momentalnie przyśpieszył, a w gardle urosła niewidzialna gula.
-Justin, nie chcę tu być... - Szepnęłam, starając się powstrzymać płacz.
-No to masz problem, bo ja chcę spędzić chociaż trochę czasu ze swoimi znajomymi. - Warknął, rzucił mi ironiczne spojrzenie, po czym odszedł, znikając gdzieś w tłumie.
                                                                                                                  
przepraszam,że tak długo.:)
na drugim blogu rozdział pojawi się jak zwiększy się liczba komentarzy pod ostatnim postem.x]
wybaczcie mi błędy,nie chce mi się tego czytać.
czekam na komentarze.
Rons.
ps.trochę to dziwne,że blogi,które są całkowicie beznadziejne,mają po 100-200 komentarzy pod rozdziałem,a moje ma maks 10. co w sumie rzadko kiedy się zdarza.
moje opowiadania są aż tak beznadziejne??:)
ps2.już w następnym rozdziale pojawi się nowy bohater,który będzie nas zadziwiał przez wiele wiele czasu.:)
jak myślicie,kto to może być?:)
wskazówka - jest gwiazdą.:)

sobota, 11 maja 2013

ROZDZIAŁ 15.

-Nie no, nie wierzę w to... - Syknąłem, podnosząc się z Jennifer, która momentalnie stanęła obok mnie.
-Boże słońce, tęskniłam za tobą tak bardzo. Co ty tu robisz!? - Pisnęłam moja rodzicielka i rzuciła mi się w ramiona.
-Mamo, w zasadzie to nie jestem tu sam i właśnie coś robiłem... - Odparłem, odsuwając ją od siebie.
-A tak, przepraszam was. Ja jestem Pattie. - Zwróciła się do Jen, podając jej rękę.
-Ja jestem Jennifer... Miło panią poznać. - Wymamrotała cała czerwona i ścisnęła niepewnie dłoń mojej mamy.
-Skarbie, mów mi po imieniu. - Mrugnęła lewym okiem Pattie.
Zaśmiałem się pod nosem, widząc jak się bała.
Objąłem ją w talii, na co dziewczyna gwałtownie się wzdrygnęła.
-Jen jest moją dziewczyną, więc postanowiłem poznać ją ze swoją rodziną. Przy okazji będziemy mieli szansę choć trochę odpocząć. - Oznajmiłem, uśmiechając się szeroko.
-Jasne, nie ma problemu. Ostatnio opróżniłam jedną z szafek Justina i wydaje mi się, że powinnaś się tam zmieścić. To znaczy, rzeczy, które ze sobą wzięłaś. Nie każę ci wchodzić do komody. - Zachichotała, ale odpowiedzieliśmy jej ciszą, więc przestała się śmiać. -Twój dziadek poszuka składanego łóżka, żebyś nie musiał spać na ziemi. Dobra, pójdę już. - Dodała speszona i wyszła, zamykając za sobą drzwi.
-Nie dość, że muszę ci odstąpić swoją szafkę, to jeszcze muszę spać na jakimś składanym łóżku. - Skrzywiłem się, uważnie obserwując reakcję Jennifer.
-Co? No przecież chyba nie zamierzasz zostawić mnie samej na noc na tym WIELKIM łóżku! - Jęknęła siadając na moich kolanach.
-Skarbie, to łóżko ma z metr długości... - Spojrzałem na nią spode łba.
-Ironia. - Uśmiechnęła się sztucznie, mierzwiąc moje włosy.
-Jesteś niemożliwa. - Zaśmiałem się, chwytając ją jedną ręką pod kolanami, a drugą jej plecy.
-Dlaczego nazwałeś mnie swoją dziewczyną? - Spytała obojętnie, błądząc oczami po pomieszczeniu.
Cholera. Dobra, Bieber, weź no wymyśl na biegu coś porządnego.
-Moja mama chyba by mnie zabiła, gdybym jej powiedział, że przyprowadziłem cię tu dlatego, że mi się podobasz. Zabrałaby cię ode mnie i nie pozwoliła by mi zbliżyć się do ciebie do końca pobytu tutaj. - Oznajmiłem, przewracając oczami.
-Nie chcę jej okłamywać. Co jak zacznie pytać od kiedy jesteśmy razem? Jak nam się układa?
-Znakomicie. - Poruszyłem teatralnie brwiami, muskając jej szyję.
-Nie, nie ma mowy Justin. Powiedz jej, że jestem tylko twoją koleżanką. Tak jak ja powiedziałam swoim rodzicom. - Odepchnęła mnie od siebie i powiedziala stanowczym tonem.
-Nie jesteś TYLKO MOJĄ KOLEŻANKĄ. Nie będę oszukiwał kobiety, dzięki której teraz tu jestem. - Odparłem, wyraźnie akcentując pierwszą część swojej wypowiedzi.
-Okłamałeś ją mówiąc, że jestem twoją dziewczyną. - Skrzywiła się, spuszczając wzrok.
-Gdyby to ode mnie zależało... - Szepnąłem do jej ucha, czując jak się uspokaja.
-Co masz na myśli? - Odwróciła głowę w moją stronę, a jej oczy wyraźnie się rozświetliły.
-To, że gdyby to ode mnie zależało, byłabyś moją dziewczyną już dawno. - Oznajmiłem poważym tonem, na co źrenice Jennifer znacznie się rozszerzyły.
-A od kogo to zależy, jak nie od ciebie? - Spytała, przechylając głowę na bok.
-Chyba od ciebie, prawda? - Odparłem, uśmiechając się półgębkiem.
-Nie rozmawialiśmy o tym wcześniej, więc skąd miałam wiedzieć? - Wymamrotała nieco zdezorientowana, a ja nie powstrzymałem się przed namiętnym pocałowaniem jej.
-To może teraz o tym porozmawiajmy? - Przerwałem, odsuwając nasze twarze od siebie.
-Zacznij. - Rzuciła i wydęła.
-A więc... Jennifer Caroline Stewart. Czy zechciałabyś być moją dziewczyną? - Zwróciłem się do niej, jedną dłonią przytrzymując jej plecy, a drugą łapiąc ją za dłoń.
-To zabrzmiało jak oświadczyny. - Zaśmiała się, jednocześnie się rumieniąc.
-Zepsułaś tak piękny moment. - Spoważniałem, robiąc smutną minę.
-Oczywiście, że bym zechciała, głupku! - Wytknęła mi język i uwiesiła mi się na szyi, a ja ponownie przełożyłem rękę pod jej kolana i uniosłem ją do góry, obracając się dookoła.
-Spędzanie z tobą czasu jest jak błogosławieństwo. - Szepnąłem do jej ucha, siadając z powrotem na łóżku.
Położyłem ją, a sam klapnąłem się obok. Jak sardynki w puszcze. To łóżko naprawdę miało nie więcej niż metr długości.
-Jesteś taki kreatywny. - Wymamrotała, rysując kółka opuszkiem na moim torsie.
-A ty jesteś... - Zastanowiłem się, podnosząc palec do góry. -Nie, ciebie się nie da opisać słowami. - Dodałem, coraz bardziej przybliżając swoją twarz do jej twarzy.
-Skoro nie da się słowami, to może da się czymś innym? - Uśmiechnęła się cwaniacko, przyciągając mnie do siebie za koszulkę, przez co znalazłem się tuż nad nią.
Przejechałem dłonią po jej ramieniu, zatrzymując rękę tuż obok jej głowy.
-Nic nie jest w stanie cię opisać. Jesteś doskonała. - Szepnąłem w jej usta, napierając na nią trochę mocniej.
-Justin, rozmawiałam właśnie z dziadkami i wrócą za... - Usłyszeliśmy głos mojej mamy, przez co oboje stanęliśmy na baczność.
-Kurczę, nie wiedziałam. - Mruknęła speszona.
-Nie, spoko mamuś, to przecież normalne, że matka przerywa swojemu synowi stosunek. - Wycedziłem, na co Jennifer walnęła mnie z całej siły łokciem w bok. Nie żartuję. Z całej siły. Aż się zgiąłem w pół.
-Nic się nie stało, Pattie, my w sumie nic specjalnego nie robiliśmy. - Zaśmiała się Jen, próbując za wszelką cenę rozluźnić sytuację.
-Nie nie, ja naprawdę was przepraszam, powinnam chociaż zapukać.
-Owszem, powinnaś. - Warknąłem, nawet na nią nie patrząc.
-No tak, w sumie, pójdę już... Trzymajcie się. - Odparła Pattie i wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
-Dlaczego, do kurwy nędzy, zawsze ktoś lub coś musi nam przeszkodzić? - Syknąłem przez zaciśnięte zęby. Tym razem naprawdę się wkurzyłem.
-Nie przesadzaj, Jus. - Pocieszyła mnie dziewczyna, głaskając po ramieniu.
-Nie przesadzam, Jen. Nie było okazji, żebyśmy nie przerwali w jakimś niezręcznym momencie.
-Przecież sam mówiłeś, że nie zrobiłbyś tego. - Stanęła przede mną, krzyżując ręce na piersi.
Nie wiem dlaczego, ale czułem, że napięcie w tym pokoju wzrasta z każdą sekundą.
Wypuściłem powietrze z płuc, łapiąc dziewczynę za ramiona.
-Bo bym nie zrobił. Ale to naprawdę nie jest miłe, kiedy ktoś przerywa tak piękny moment.
-Może to i lepiej. Znając życie, to jeżeli by nam nie przerywali, już dawno byś mnie przeleciał. Po raz drugi. - Syknęła, odwracając się na pięcie i wyszła z pokoju.
Przeanalizowanie tego, co właśnie się stało zajęło mi chwilę, ale wziąłem się w garść i ruszyłem za nią.
Złapałem ją tuż przy kuchni i wciągnąłem we wnękę przy schodach.
-Po pierwsze, mówiłaś, że mi wybaczyłaś. A po drugie... Co ja mam robić, kiedy ty tak na mnie działasz? I robisz to świadomie, Jen, nikt ci nie każe robić mi tego, co robisz. - Szepnąłem, ujmując jej dłonie.
-Przepraszam. - Westchnęła cicho, spuszczając głowę w dół.
Jak mniemam, nie była teraz w stanie spojrzeć mi w oczy, bo miałem rację. MIAŁEM RACJĘ.
-Może przejdziemy się na spacer? Pokażę ci okolicę, może spotkamy jakichś moich znajomych. - Spytałem, prowadząc ją za rękę do drzwi frontowych.
-Jasne. - Odparła sucho, kiedy wychodziliśmy z domu.
*Oczami Jennifer*
Szliśmy z Jusem za rękę wzdłuż ulicy, na której znajdował się jego dom.
W pewnej chwili stanęli przed nami chłopak i dziewczyna, patrząc na nas, jakbyśmy byli jakimiś potworami...
-Nie wierzę... - Szepnęła ciemna blondynka, a ja tylko stałam i przyglądałam się całej sytuacji.

-The Beadles.. - Wymamrotał Justin lekko oszołomiony.
Puścił moją rękę, a dziewczyna rzuciła mu się w ramiona prawie płacząc.
Co się do cholery jasnej działo w tej chwili?
Szanowna pani raczyła odkleić się od mojego chłopaka, który już chwilę później przytulał się z tym drugim.
Za moment mnie coś jebnie...
-Ekhm. - Odkaszlnęłam, starając się przykuć uwagę Justina, ale niestety wszyscy obrócili się, wlepiając we mnie gały.
-Co? - Skrzywiłam się, w obronie podnosząc ręce do góry.
-A, no tak. To jest Caitlin i Chris. - Wskazał na dwójkę stojącą obok nas i dodał: -Moi przyjaciele z dzieciństwa, są rodzeństwem.
-Jasne. - Przewróciłam oczami, nawet nie podając im ręki. -Chodźmy już, Jay. - Chwyciłam dłoń chłopaka, ale zostałam z powrotem pociągnięta do poprzedniego miejsca.
-Może opowiesz nam o sobie. - Uśmiechnęła się Caitlin, patrząc na mnie szyderczym wzrokiem.
Przysięgam, że gdyby mogła, zgniotłabym jej twarz.
-Ja? Jestem Jen. - Przeczesałam grzywkę do tyłu, błądząc wzrokiem po okolicy.
-Dlaczego jest tutaj? - Spytała jeszcze wredniejszym tonem, a ja już szykowałam się, żeby jej przyłożyć, aczkolwiek Justin ścisnął moją rękę.
-Chciałem jej pokazać rodzinę. - Uśmiechnął się, obejmując mnie w talii.
-Czekaj.. To nie ciebie Biebs przeleciał na tym koncercie? OLLG. - Zaśmiała się dziewczyna, a we mnie się zagotowało. I wybuchłam.
-Czy ty masz z czymś kurwa problem? - Warknęłam, wyrywając się z objęcia Justina i podchodząc bliżej dziewczyny.
-Nie unoś się tak, skarbie. - Zakpiła i już miałam ją uderzyć, już celowałam w myślach, kiedy poczułam czyjeś ręce na swoich ramionach.
-Chodźmy. - Szepnął Justin, przyciągając mnie do siebie, tym samym odciągając od niej na bezpieczną odległość.
-Puść mnie. - Syknęłam, odsuwając się od niego kilka kroków.
-Co jest z tobą? - Uniósł ręce w górę.
Zaśmiałam się pod nosem, kręcąc głową.
-Będę czekać u ciebie w domu. Jak dorośniesz, daj znać. - Rzuciłam z lekką ironią i wróciłam się do ogrodu.
Kiedy weszłam przez furtkę, Justin złapał mnie w pasie, przyciągając do siebie.
-Jen, nie odstawiaj szopki. - Szepnął w moje włosy, całując moją głowę.
Odwróciłam się gwałtownie w jego stronę, patrząc na niego z niedowierzaniem.
-Żartujesz sobie ze mnie? Ta dziewczyna patrzy się na ciebie jak na kawałek mięsa. I mówię całkiem poważnie. Nie żartuję. Mam wrażenie, że ona chce cię pożreć. - Przewróciłam oczami, krzyżując ręce na piersi. 
Justin się zaśmiał, a ja zrobiłam krzywą minę.
-To nie jest śmieszne, idioto. - Warknęłam, zaciskając zęby.
Muszę zacząć nauczyć się panować nad emocjami.
-Nie musisz być taka chamska. - Rzucił, odwracając wzrok.
-Jesteś niemożliwy. - Wyrzuciłam ręce w powietrze, zatrzymując je na swoich biodrach.
-A ty jesteś egoistką. - Burknął, przygryzając wnętrze policzka.
Czułam, jakby moje serce miało zaraz pęknąć. W gardle zaczęła rosnąć kula, a oczy się przeszkliły.
-Jak możesz mnie tak nazywać? - Spytałam, starając się nie rozbeczeć.
-Jak mogłaś tak się zachować przy moich znajomych? Przy znajomych, z którymi spędziłem pół swojego życia. Cait po prostu spytała kim jesteś, a ty wyprułaś się na nią, jak jakaś kretynka. Mogłabyś chociaż spróbować zachowywać się mniej dziecinnie.

-Jesteś... Jesteś straszny. - Jęknęłam, obróciłam się na pięcie i weszłam do domu.
Z moich oczu niekontrolowanie zaczęły lecieć łzy. Wbiegłam na górę, wtargnęłam do pokoju Justina i z impetem trzasnęłam drzwiami, osuwając się na ścianie obok.
Nagle drzwi się otworzyły i już miałam się wydrzeć, ale zobaczyłam mamę Biebera, która usiadła obok mnie.
-Nie bądź na niego zła. - Zazgrzytała zębami, łapiąc moją dłoń.
-Nie, po prostu... To chyba jednak moja wina. - Pociągnęłam nosem i przetarłam załzawione oczy nadgarstkiem.
-On nie miał tego na myśli. Po prostu czasami przez tę sławę wymyka się spod kontroli. Sama nie wiem czym to jest spowodowane, po prostu ma takie odloty. - Pogładziła kciukiem wierzch mojego, uśmiechając się pocieszająco.
-Dziękuję ci, Pattie. - Odwzajemniłam uśmiech, starając się uspokoić oddech.
-Nie masz za co dziękować. Za jakieś trzydzieści minut będzie gotowa kolacja, mam nadzieję, że przyjdziesz? - Zwróciła się do mnie, podnosząc się z podłogi, na co kiwnęłam twierdząco głową. -Jakby co, to Jus jest w ogrodzie na tyłach. - Oznajmiła i wyszła, zamykając za sobą drzwi.
Nie wiem dlaczego te wszystkie sytuacje miały dzisiaj miejsce, ale czułam się przez nie naprawdę niekomfortowo. Przed mamą Justina wyszłam na jakąś kompletną oszołomkę.
                                                                                                                  
z góry przepraszam za wszelakie błędy,nie czytałam tego nawet.:)
co myślicie o tym rozdziale?:) podoba Wam się?:)
czytacie = komentujecie.:))
zrobiłam zakładkę 'Informowani',wiecie co robić.:)
jeśli macie jakieś pomysły na dalszy ciąg opowiadania,jestem na nie otwarta.:) napiszcie tylko na asku,gdziekolwiek.
czekam na Wasze opinie i przepraszam,że tyle czasu zajęło mi dodanie tego.
dobranoc,skarby.:*
Wasza Ronnie.
x

piątek, 3 maja 2013

ROZDZIAŁ 14.


Co do diabła!?
Wypłynąłem na powierzchnię, strząsając z twarzy i włosów wodę.
-Zwariowałaś? - Krzyknąłem z udawanym oburzeniem.
-Mówiłeś, że jestem słodka, kiedy jestem bezczelna. - Uśmiechnęła się zawadiacko, krzyżując ręce na piersi.
-No to teraz pożałujesz. - Syknąłem i ochlapałem ją jak największą ilością wody.
-Ugh... Masz przerąbane. - Warknęła, otrzepując się z wody. -Idę do ciebie. - Dodała, po czym wskoczyła do mnie do basenu.
Popłynęła na dno, a ja płynąc za nią w pewnej chwili złapałem ją w talii, pociągając do góry. Kiedy byliśmy głowami poza wodą, bez wahania wpiłem się w jej usta.
-Więcej takich przygód. - Szepnąłem, przyciskając ją do ściany basenu.
-Jakich? - Oblizała usta, oplatając mnie nogami w pasie.
-Spontanicznych. - Oznajmiłem, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie i przejechałem w wodzie dłonią po jej odkrytym brzuchu.
-Ciekawa jestem jak będzie wyglądała dalsza część tych wakacji, bo jak na razie to dopiero pierwszy tydzień, a ja już padam ze zmęczenia. - Przechyliła głowę w prawo, spoglądając na mnie z ciekawością.
-Nie wiem dokładnie, ale mogę ci zapewnić, że to będą najlepsze wakacje w życiu i nawet przez chwilę nie będziesz się nudzić. - Złożyłem na jej czole pojedynczy pocałunek, podnosząc ją za biodra do góry tak, by usiadła na brzegu basenu. -Jestem też pewien, że nie wytrzymałbym bez ciebie reszty tego lata. - Dodałem, siadając tuż obok niej.
-W sumie, to mam pomysł na spędzenie trochę czasu w ciszy i spokoju. Bez reporterów i tego całego medialnego szumu. - Odparłem, obejmując ją w pasie.
-Tak? - Uśmiechnęła się, patrząc na mnie ciekawym wzrokiem.
-Może pojechalibyśmy do mojej rodziny do Kanady? Do moich dziadków i mamy. Do mojego starego domu?
-Jus, moi rodzice nigdy się nie zgodzą...
-Chyba że ja ich przekonam. - Uśmiechnąłem się łobuzersko i nie czekając na odpowiedź Jen, podniosłem się na nogi. -Idziesz? - Wyciągnąłem rękę w jej stronę.
-Jesteś niemożliwy. - Wywróciła oczami, wstając przy mojej pomocy.
-Dzieciaki, mam dla was lody. - Spotkaliśmy uśmiechniętą mamę Jennifer, wychodzącą z tylnego wyjścia.
-Właśnie do pani szliśmy.
-Tak? Stało się coś?
-Nie, ale myślałem, żeby zabrać Jennifer do Kanady na chociaż tydzień. Przedstawiłbym ją rodzinie. Odpoczęlibyśmy.
-Kiedy chciałbyś ją zabrać? - Spytała Mellanie, szerzej otwierając oczy.
-Kiedy pani się zgodzi. - Uśmiechnąłem się, nieco mocniej ściskając dłoń Jen.
-No... Kto tam będzie? - Kobieta przygryzła nerwowo dolną wargę, uważnie mi się przyglądając.
-Moja mama, dziadek, babcia i pies. - Zaśmiałem się, próbując rozładować napięcie.
-Hm... W sumie, to chyba nie będzie problem. Są wakacje, nie mamy żadnych planów na ten czas przez tą przeprowadzkę. Więc to dobra okazja. Może trochę odetchniemy od tej marudy. - Również się zaśmiała, gładząc Jen po ramieniu.
-Dzięki mamo. - Dziewczyna przewróciła oczami, puszczając moją rękę i odchodząc w stronę drzwi do domu. -Skoro się zgodziłaś, to pójdę się spakować. - Uśmiechnęła się sztucznie i zniknęła w środku budynku.
-Niech się pani nie przejmuje. Ostatnio często ma humory. - Pocieszyłem Mellanie, która tylko cicho westchnęła.
-Taki wiek. - Wzruszyła ramionami, kładąc rękę na moim.
-Jeżeli wytrzymasz z nią dłużej niż miesiąc, to cię poświęcę. - Zaśmiała się, po czym posmutniała.
-Nawet więcej. - Odparłem, uśmiechając się szczerze.
-Jesteś dobrym chłopakiem. - Pogłaskała mnie po ramieniu, podnosząc lekko kąciki ust.
-Zaopiekuję się nią. Nie musi się pani o nic martwić. - Zapewniłem, przyglądając się kobiecie.
Staliśmy tak w ciszy kilka sekund, kiedy w ogrodzie z powrotem pojawiła się Jennifer.
-Ja jestem gotowa. - Oznajmiła szorstko, podchodząc do nas i stawiając na ziemi sporą, ciemnofioletową torbę.
-Szybko jak na ciebie. - Uśmiechnęła się Mellanie, wpatrując się w córkę.
-Kocham cię mamo i wiesz o tym, prawda? - Odparła Jen smutno, na co oboje z jej mamą otworzyliśmy szerzej oczy.
Dziewczyna nie zwracając uwagi na naszą reakcję, rzuciła się w ramiona swojej rodzicielce.
-Też cię kocham, skarbie... - Mruknęła cicho kobieta, obejmując Jennifer z całą swoją miłością.
-Okej. Jedźmy już. Może i postępujemy teraz szybko, sztucznie, spontanicznie i bez namysłu, ale jedźmy już, Justin. - Jen cmoknęła swoją mamę za rękę i pociągnęła mnie w stronę bramy.
-Pa, mamo. Ucałuj tatę ode mnie. - Rzuciła na odchodnym i udaliśmy się do auta.
*
-Muszę jeszcze wstąpić do hotelu po swoje rzeczy. - Oznajmiłem, kiedy Jen malowała sobie usta błyszczykiem przy lusterku górnym.
-Jasne. - Mruknęła, nawet na mnie nie patrząc.
-Co jest z tobą?
-A z tobą?
-To nie ja zachowuję się dzisiaj jak totalny odlot.
-Masz z czymś problem? - Warknęła stanowczo, odkładając błyszczyk na półkę.
-Nie, wszystko jest okej..
-Więc się przymknij.
-Masz PMS? - Zaśmiałem się, a Jen nieoczekiwanie poczerwieniała. -O cholera. - Ugryzłem się w język.
-Brawo, geniuszu.
-To ja chyba na poważnie się zamknę.
-Geniusz. - Zironizowała, opierając głowę o szybę.
*
-Na pewno wszystko? - Spytała Jen, kiedy dochodziliśmy do drzwi od pokoju.
-Wydaje mi się, że tak. - Odparłem, rozglądając się ostatni raz po pomieszczeniu.
-No to idziemy?
-Nie, czekaj. Jeszcze jedno. - Przyciągnąłem ją do siebie, wpijając się łapczywie jej usta.
Całowaliśmy się przez dobre kilka minut i niestety musiałem się od niej oderwać.
-Teraz już wszystko. - Uśmiechnąłem się, otwierając jej drzwi.
*
-No. To jesteśmy. - Oznajmiłem, stając przed ogrodzeniem i odkładając nasze bagaże na ziemie.
Wciągnąłem świerze powietrze, przypominając sobie zapach dzieciństwa.
Ten tydzień będzie idealny.
-Tutaj mieszkałeś jak byłeś mały? - Jen stanęła obok mnie, dokładnie przyglądając się budynkowi.
-Tak. Nie jest to jakiś specjalnie piękny dom, ale naprawdę ma klimat. - Uśmiechnąłem się, biorąc do jednej ręki nasze torby, a drugą objąłem dziewczynę i ruszyliśmy do przodu.
Kiedy próbowałem otworzyć drzwi, Jen mnie zatrzymała.
-Czekaj! - Krzyknęła szeptem, a ja obróciłem się w jej strone.
-Coś nie tak? - Spytałem, ponownie kładąc na ziemi nasze rzeczy.
-Boję się. Co jeżeli mnie nie polubią? - Skrzywiła się, patrząc na mnie zdenerwowanym wzrokiem.
-Będzie dobrze. - Pogładziłem ją po ramieniu, składając na jej policzku pojedynczy pocałunek.
-Egh. - Jęknęła, po czym pokazała mi głową, bym wszedł do środka.
-Teraz cicho. - Szepnąłem, prowadząc ją schodami na górę.
 Weszliśmy do mojego starego pokoju. Nic się w nim nie zmieniło.
-To ty? - Zachichotała Jen, łapiąc do ręki jakieś moje stare zdjęcie.
-Zostaw to! - Warknąłem, udawając grozę, ale chyba mi nie wyszło, bo dziewczyna zaczęła dalej przeglądać fotografie.
-Byłeś taki słodki. - Uśmiechnęła się figlarnie, a w jej oczach pojawiły się iskierki.
-Byłem? - Uniosłem teatralnie brwi i wydąłem usta.
-Nadal jesteś. - Podeszła do mnie i uwiesiła ręce na mojej szyi.
-Ciekaw jestem, jaka ty byłaś, jak byłaś mała. - Przyłożyłem usta do jej czoła, lekko się uśmiechając.
-Na pewno ładniejsza niż ty. - Odepchnęła mnie od siebie, przez co opadłem na łóżko.
-Oj tak się bawić nie będziemy. - Mruknąłem, podnosząc się trochę i pociągając ją na siebie.
-I co ze mną teraz zrobisz? - Przygryzła dolną wargę, uważnie mi się przyglądając.
Ta dziewczyna była najsłodszą osobą na świecie. Gdyby to było możliwe, na pewno dostałbym przez nią cukrzycy.
-Może to co zwykle robi się z niegrzecznymi dziewczynkami? - Przyjąłem poważny ton, podnosząc nas do pozycji siedzącej.
Nogi Jen były oplecione wokół mnie, a jej twarz była zaledwie kilka centymetrów od mojej.
-Dasz mi klapsa? - Zarumieniła się, ponownie przygryzając wargę.
-Nawet dwa. - Uśmiechnąłem się, składając na jej ustach krótki, aczkolwiek namiętny pocałunek.
-Nie wyobrażasz sobie, jak bardzo cię pragnę. - Wymamrotałem, błądząc dłonią po jej okrytych plecach.
-Więc mnie bierz. - Przejechała ręką po moim torsie, chowając wargi do środka.
-Wiesz, że nie mogę. - Mruknąłem jej do ucha, po czym złożyłem na nim słodki pocałunek.
-Możesz. - Szepnęła, wsuwając swoją smukłą i delikatną dłoń pod moją koszulkę.
Dotknęła lekko mojego brzucha, a po tym pojechała paznokciem do góry, na co odczuwalnie się wzdrygnąłem.
-Co ty ze mną robisz. - Zaśmiałem się cicho, obracając ją tak, że leżała, a siebie ustawiłem tuż nad nią.
-Co? - Uśmiechnęła się, tym samym ukazując swoje białe, równe zęby.
-Co tylko chcesz. - Oznajmiłem, wkładając rękę pod jej bluzkę i smyrając jej plecy.
-Przestań tak na mnie działać. - Jęknąłem, kiedy przejechała paznokciami wzdłuż gumki moich bokserek.
-Nie wiem o czym mówisz. - Wymruczała przez pocałunki.
-Co tu się... Justin!? - Usłyszałem z drzwi głos swojej mamy.
                                                                                                                  
Witam,hejka,elo,jołczi.
Przepraszam,że tak długo.
Oczekuję więcej komentarzy na tym i na drugim blogu.
Dodam jeszcze,że w następnym lub jeszcze następnym rozdziale pojawi się bohater,którego na pewno się nie spodziewaliście.;)
Wybaczcie,że wszystko się tak szybko dzieje w tym opowiadaniu,nie mam ostatnio weny.
Ano i przepraszam,że ten rozdział taki krótki i nieogarnięty,ale nie chciało mi się tego czytać.

Trzymajcie się.
Wasza Girl On Fire.
Tutaj Twitter: @jbsgirlonfire