niedziela, 21 kwietnia 2013

ROZDZIAŁ 13.

Był wszystkim. Całym moim światem. Mimo tego, że spędziłam z nim kilka dni. Po prostu zakochałam się w nim. I chyba straciłam ten niewinny kawałek siebie.
-Pragnę cię tak bardzo... - Szepnęłam, kiedy Justin obracał nas, aby znów być na górze.
-Każdy czegoś pragnie. - Zaśmiał się łobuzersko, wpijając się łapczywie w moje usta.
Wsunął rękę pod moje plecy, delikatnie przejeżdżając wzdłuż nich. Przeniósł usta z twarzy na szyję i podniósł mnie do pozycji siedzącej, nie przestając całować mojego ciała.
Kiedy oderwał się ode mnie, podciągnął do góry moją koszulkę, a ja pomogłam mu ze zdjęciem jej do końca.
Ponownie się położyliśmy, a Jus przeszedł z pocałunkami na mój odkryty brzuch.
Nagle coś na dole mocno uderzyło, a ja raptownie się podniosłam.
-No kurwa mać. - Jęknął Bieber, przykładając do czoła.
-Co się stało? - Spytałam, patrząc na niego uważnie.
-To już kolejny raz ktoś nam przerywa. Nie no, to jest jakiś spisek.
-Oj, nie przesadzaj. - Zaśmiałam się, kładąc dłoń na jego kolanie. -Lepiej chodźmy sprawdzić co tak walnęło. - Dodałam i wstałam z łóżka, ciągnąc za sobą chłopaka.
-Może załóż bluzkę? - Zwrócił się do mnie, kiedy podeszłam do drzwi z zamiarem otworzenia ich.
-A w sumie, dobry pomysł. - Zastanowiłam się i podniosłam koszulkę z ziemi, po czym włożyłam ją na siebie i oboje wyszliśmy po cichutku z pokoju.
-Cholera... - Usłyszeliśmy ciche warknięcie z dołu, na co spojrzeliśmy po sobie, łapiąc się za ręce.
Zaczęłam powoli schodzić na dół, trzymając mocno dłoń Biebsa, który szedł tuż za mną.
-Tata? - Skrzywiłam się, kiedy moim oczom ukazał się mój ojciec.
-Jen? Co ty... Justin!? Co wy tutaj robicie? - Syknął, patrząc na nas z niedowierzaniem.
-Wróciliśmy późno do domu i mama poprosiła, żeby został. A ty? - Odparłam obojętnie, puszczając ciepłą dłoń szatyna.
-Ja? Wracam z pracy. Nie masz powodu być zdziwiona.
-Ty też nie. Dobranoc. - Uśmiechnęłam się sztucznie, po czym odwróciłam się na pięcie i pociągnęłam Jusa za sobą na górę.
-Niemożliwe. - Jęknął chłopak, kiedy weszliśmy do mojego pokoju.
-Daj spokój. - Zaśmiałam się, kładąc się z powrotem na łóżko.
Nie musiałam długo czekać, by obok mnie położył się Biebs.
-Chodźmy już spać. - Odparłam i nie czekając na jego odpowiedź, wtuliłam się w niego i zamknęłam oczy.
-Dobranoc, skarbie. - Szepnął, odgarniając z mojej twarzy kosmyk włosów.
-Dobranoc, Jay. - Odpowiedziałam, uśmiechając się pod nosem.
Co za dzień.
Wróć.
Co za noc.
*
-Wstajemy. - Obudził mnie cichy, lekko zachrypnięty, męski głos. Niechętnie otworzyłam oczy, przezwyciężając chęć dalszego pójścia spać. W łóżku obok mnie leżał Jus, który delikatnie muskał opuszkiem palca mój policzek.
-Która jest godzina? - Wymamrotałam, ponownie kładąc głowę na jego torsie. Nie miałam najmniejszej ochoty wstawać. Nie w tym momencie, nie w tej sytuacji.
-Już prawie 13. Nie możemy przespać całego dnia. - Szatyn odpowiedział z uśmiechem i delikatnie pocałował mnie w usta.
-Już? Jay, proszę, daj mi jeszcze chociaż pięć minut. - Mruknęłam niechętnie, a on przycisnął mnie mocniej do siebie i zaczął smyrać po plecach.
-Pięć minut, nie więcej. - Uśmiechnął się, opierając głowę z powrotem na poduszcze.
*
-Dobra, dość tego, wstawaj już. - Usłyszałam donośny głos przy uchu, który chamsko rozbrzmiał w mojej głowie.
-Hę? - Skrzywiłam się, otwierając zaspane oczy.
-Miało być pięć minut. Ile minęło? Godzina i piętnaście. - Oznajmił Justin, podnosząc się z łóżka.
-Czemu jesteś zły? - Usiadłam skrzyżnie, przyglądając się idealnej sylwetce chłopaka, który stał przy oknie tyłem do mnie.
Jego tyłek był idealny. PERFEKCYJNY.
-Nie jestem zły... Po prostu. Jakoś straciłem humor. - Odparł speszony, a ja w międzyczasie podeszłam i przytuliłam go od tyłu.
-Dlaczego? Przecież jestem tutaj. - Obrócił się przodem do mnie, patrząc na mnie takim ...obojętnym wzrokiem.
-Rzecz tkwi w tym, że ja jestem tutaj. - Spuścił wzrok i wyślizgnął się z moich ramion.
-Co się stało? - Spojrzałam na niego pytająco, a on udał się do szafki nocnej, zabrał z niej moją komórkę i podał mi ją do rąk.
Odblokowałam ekran, na którym widniała wiadomość:

Mattie.
Jak tam Robaczku? Stęskniłem się.
     1:30 PM

-Justin... - Jęknęłam, domyślając się o co mu chodziło.
-Tak, robaczku? - Rzucił mi pogardliwe spojrzenie, po czym ponownie odwrócił się w stronę okna.
-Matt to mój przyjaciel. Naprawdę nie masz się o co martwić. - Szepnęłam mu do ucha, przejeżdżając paznokciem wzdłuż jego pleców, na co Jus odruchowo drgnął.
-Nie rób tak. - Warknął, oddychając nierówno.
-Jak? - Rzuciłam krótko, powtarzając poprzednią czynność. -Tak?
-Jen, proszę... Chciałem z tobą porozmawiać poważnie, a ty sprawiasz, że nie potrafię... - Wydyszał, kiedy błądziłam dłonią po jego ciele.
-Chcę tylko wiedzieć, że nie jesteś na mnie zły. - Oznajmiłam, przykładając usta do jego ramienia.
-N-nie... Skoro to tylko przyjaciel... - Mruknął, odwracając się w moją stronę i spróbował mnie pocałować, ale uniemożliwiłam mu to, odsuwając się do tyłu.
-To nie fair. - Jęknął, ruszając za mną.
-To jest całkiem fair. Pójdę się ogarnąć. - Uśmiechnęłam się, zabrałam ciuchy i udałam się do łazienki.
*
Wyszłam do pokoju, ubrana w zestaw, który zgarnęłam przed kąpielą.
http://photos.imageevent.com/afap/wallpapers/stars/victoriajustice//Victoria%20Justice%20-%20Jean%20Shorts-.jpg
Justin siedział na łóżku, uważnie mi się przyglądając.
-Chcesz się wykąpać? - Spytałam, krzyżując ręce na piersi i oparłam się o framugę drzwi.
-Przydałoby się. - Uśmiechnął się szeroko, wstał, wyminął mnie i zamknął drzwi.
Wywróciłam oczami, śmiejąc się pod nosem i zeszłam na dół.
Kiedy weszłam do salonu, mój wzrok przykuła biała karteczka, leżąca na szafce.

Kochani Jennifer i Justin.
Pojechaliśmy do sklepu, więc, o ile wstaniecie, macie wolny dom do jakiejś 17.
Buziaki, rodzice.

Uśmiechnęłam się łobuzersko na myśl o tym, że jak Biebs zejdzie na dół, to będę mogła się z nim zabawić bez obaw o rodziców.
*
-O której zamierzają wrócić twoi rodzice? - Spytał Jus, siedząc naprzeciwko mnie i przeżuwając kęsa tosta przygotowanego przeze mnie.
-Pisali, że o 17. - Odpowiedziałam z uśmiechem, również konsumując nasze popołudniowe śniadanie.
-Czyli mamy sporo czasu. - Chłopak uniósł teatralnie brwi, na co walnęłam go w ramię.
Ten chłopak pociągał mnie bardziej, niż jakikolwiek sklep z ciuchami.
Co ja wygaduję?
Po skończeniu jedzenia, oboje odnieśliśmy brudne naczynia do zmywarki, po czym udaliśmy się do salonu na kanapę.
*Oczami Justina*
Pragnąłem jej tak bardzo... Miałem wrażenie, że nie zdołam wytrzymać nawet dnia. To był dopiero czwarty dzień spędzony z nią, a ja myślałem przy niej jedynie o pieprzeniu się z nią.
Dobra, Bieber, weź się w garść. Jeżeli to zrobisz, to zniszczysz wszystko, co jest między wami.
-Chcę cię. - Rzuciła obojętnie Jennifer, oblizując usta.
-Chcesz? - Uśmiechnąłem się figlarnie, przybliżając się do niej i kładąc ją na kanapie.
-Tak. Chcę. - Odparła, przyciągając mnie do siebie.
-No to bierz. Jestem cały twój. - Naparłem na nią mocniej, pożądliwie wpijając się w jej usta.
Obróciła mnie tak, że teraz to ona leżała na mnie. Podniosła się, zdejmując z siebie bluzkę i wyrzuciła ją gdzieś na bok.
-Teraz i nie ma przeciągania. - Warknęła mi w usta, ściskając moją koszulkę.
-Kochanie, bez pośpiechu. - Uspokoiłem, przejeżdżając opuszkiem palca po jej prawie nagich plecach.
-Zamknij się, Bieber. Teraz ja góruję. - Syknęła, pociągając mój t-shirt.
Ta dziewczyna chyba naprawdę traciła przy mnie zmysły, bo zwykle zachowywała się jak niewinny aniołek. No cóż, Biebs, najwyraźniej rozbudziłeś drugie wcielenie Jennifer Stewart.
Zaśmiałem się pod nosem, kiedy ogarnąłem, że Jen właśnie zbliża się z pocałunkami do mojej dolnej części ciała.
O nie. Tylko nie to. Przecież zapomnę przez to o całym świecie.
-Ekhm. - Usłyszeliśmy chrząknięcie, dochodzące z drzwi.
Dziewczyna raptownie podniosła się ze mnie i porwała mnie za sobą do góry.
Przed nami stali rodzice Jen. Nie no. Zajebiście. Znowu ktoś nam przerwał. Ale może to i lepiej?
-Mamo, tato... Co tu robicie? Mieliście być o siedemnastej... - Odparła niepewnie speszona Jennifer, wgapiając się w podłogę.
-Kochanie, wiem że jest gorąco, ale mogłabyś założyć bluzkę. - Uśmiechnęła się Mellanie, podnosząc brwi.
-A, tak. - Jęknęła pod nosem dziewczyna, schyliła się po koszulkę i wsunęła ją na siebie.
-Przepraszam państwa bardzo, my... - Wtrąciłem się, ale mama Jen przerwała mi, kładąc rękę na moim ramieniu i powiedziała:
-Nie przejmuj się, Justin. Według prawa możecie to robić.
-Ale według mnie nie. - Warknął jej tata, patrząc się na mnie spojrzeniem, które gdyby mogło, zabiłoby mnie.
-Oj, Christopher, daj spokój. - Mellanie walnęła go w ramię, ciągnąc za sobą do kuchni.
-My pójdziemy do ogrodu. - Oznajmiła Jen, pociągając mnie za sobą.
*
-Niezła wtopa. - Zaśmiałem się, starając rozluźnić tę napiętą atmosferę chociaż trochę.
-Ta... - Mruknęła Jennifer, patrząc się w wodę w basenie.
-Co jest z tobą? - Wstałem ze swojego leżaka i przykucnąłem obok niej.
-Nie wiem co we mnie wstąpiło Justin. Przepraszam. - Posmutniała, przerzucając wzrok na mnie.
-O czym mówisz? - Spytałem, nie wiedząc co ma na myśli.
-O tym, jak się na ciebie bezczelnie rzuciłam. - Skrzywiła się, ponownie wlepiając oczy gdzieś w basen.
-Jesteś wtedy słodka. A tak poza tym... Dla mnie nigdy nie jesteś bezczelna. - Pocieszyłem ją, gładząc delikatnie jej policzek.
-A więc teraz przebiję wszystkie granice bezczelności. - Uśmiechnęła się cwaniacko i z całej siły popchnęła mnie do tyłu, przez co wylądowałem w basenie.
                                                                                                                  
dodaję tak szybko ze względu na to,że mam dobry humor.:) jak Wam się podoba rozdział?:))
proszę o komentarze i rozsyłanie tego: http://polishbeliebersstory.blogspot.com i oczywiście o branie w tym udziału.:)) to bardzo ważne.
tutaj twitter: jbsgirlonfire

środa, 17 kwietnia 2013

ROZDZIAŁ 12.


-Zrobić mi czego?
-No...kochać się z tobą.
-Bo?
-Bo nie wybaczyłbym sobie tego. To za wcześnie. Później byś tego żałowała.
-A ty byś żałował?
-Zależy z której strony. Na pewno żałowałbym, że ci to zrobiłem.
-A z drugiej strony?
-Z drugiej byłbym w niebie.
-Więc dlaczego nie zrobiłeś tego, skoro miałeś idealną okazję?
-Bo za bardzo mi na tobie zależy, skarbie... - Ostatnie słowa wyszeptał i musnął delikatnie moje wargi. -Ugh. - Westchnął, a jego głowa opadła obok mojego ucha.
-Ugh co?
-Chyba właśnie dzieje się coś złego.
-To znaczy?
-To znaczy, że właśnie się w tobie zakochuję. - Szepnął mi w centralnie w ucho, a jego słowa rozbrzmiały w mojej głowie. Właśnie się w tobie zakochuję... Właśnie się w tobie zakochuję...
-Dlaczego to jest złe? - Spytałam zaciekawiona, wstając razem z nim do pozycji siedzącej.
-Bo nie dam ci spokoju. - Zaśmiał się, kładąc dłoń na moim kolanie.
-Nie chcę spokoju. Wtedy moje życie byłoby nudne. - Oznajmiłam, pocieszającym tonem.
-Zatańczymy? Idealna piosenka. - Zwrócił się do mnie, podając mi koszulkę, a sam założył na siebie swoją. Nałożyłam koszulkę, przemyślałam jego słowa i dopiero w tamtej chwili dotarło do mnie, że w tle cały czas grała muzyka. W tym momencie leciał utwór Bruna Marsa 'It Will Rain'.
-No chodź. - Odparł Biebs, wyciągając dłoń w moją stronę. Chwyciłam ją i podniosłam się do góry, lądując centralnie naprzeciwko niego. Chłopak ujął mnie w talii, ja zawiesiłam dłonie na jego szyi i zaczęliśmy poruszać się w rytm muzyki.
Cause there'll be no sunlight,
if I lose you, baby..
There'll be no clear skies,
if I lose you, baby..
Just like the clouds,
My eyes will do the same, if you walk away..
Everyday, it will rain, rain, rain...
*Oczami Justina*
Delikatnie poruszałem się w rytm muzyki, mocno ją do siebie przytulając. Tak pięknie pachniała... Nie chodzi mi o perfumy, ona po prostu miała taki swój uroczy zapach. I szczerze mówiąc to czułem, jakbym miał w rękach cały swój świat. Zapominałem przy niej o karierze, problemach, o wszystkim. Nie wspominając już o Selenie, która zniknęła z mojej głowy tego samego dnia, co mój koncert w Londynie.
Mając przy sobie Jennifer po prostu czułem się...bezpieczny. Nie mam na myśli tego, że Jen miałaby mnie obronić przed jakimiś mięśniakami czy coś, po prostu niczego się przy niej nie bałem. Byłem spokojny, ona mnie uspokajała. Jej ciepły oddech pachnący miętą tak delikatnie mnie otulał... A kiedy jej delikatne, smukłe rączki krążyły po moim ciele, czułem jakbym był w niebie. I choć dzisiaj przez podniecenie prawie eksplodowałem, dałem radę. Ale w sumie, muszę się z tym męczyć cały czas, bo ta dziewczyna podnieca mnie każdym swoim najmniejszym gestem.
Może powinienem się z tego leczyć? Nie wiem, ale wiem, że nie mogę się doczekać, kiedy mój Jerry posmakuje jej na trzeźwo, bez żadnych intryg. Mam nadzieję, że nie ulegnę i nie zrobię tego pod wpływem emocji, bo chyba bym się zabił. Nie żartuję. Gdybym ją zranił tak, jak wtedy, nie wybaczyłbym sobie. Nawet jeżeli ona wybaczyłaby mi. Ona jest tak cholernie delikatna. Nienawidzę sprawiać jej przykrości. Ale w sumie, uwielbiam jak się złości. Jest wtedy taka urocza. O matko... Co ta dziewczyna ze mną robi. W sumie to mógłbym teraz umrzeć. Umarłbym całkowicie spełniony.
Nagle piosenka ucichła, a my utknęliśmy nieruchomo przytuleni do siebie. To była chyba najbardziej perfekcyjna chwila w moim życiu. Ja i mój cały świat.
-Jen... - Szepnąłem, przerywając ten piękny moment.
-Tak? - Spytała Jen, odsuwając ode mnie swoją twarz i patrząc mi w oczy.
-Jesteś idealna. - Odpowiedziałem cichym tonem.
-Nikt nie jest idealny. - Zaśmiała się, a jej twarz oblał delikatny rumieniec.
-Nie wiem kto to wymyślił, ale wiem, że dla mnie jesteś idealna. W każdym calu. I nic nie chcę w tobie zmieniać.
-Dziękuję, to naprawdę miłe. - Przygryzła dolną wargę, spuszając wzrok.
Była taka niewinna, taka skromna i...niedostępna w jednym. Moje osobiste 3w1.
-Wracajmy już. Obiecałem twojej mamie, że odstawię cię przed drugą, a zawsze dotrzymuję obietnic. Jest północ, stąd mamy kawałek drogi, więc dojedziemy gdzieś kilka minut po pierwszej. - Oznajmiłem i już chciałem iść do drzwi, ale Jen pociągnęła mnie za rękę.
-Nie chcę wracać do domu. - Mruknęła naburmuszona, jak małe dziecko.
-Skarbie, musisz. - Zaśmiałem się i wziąłem ją na ręce. Tak po prostu ją podniosłem i zacząłem z nią iść do windy. Nie potrafiłem nawet wyobrazić sobie ponownego wejścia po tych schodach.
*
-No. Jesteśmy. - Powiedziałem, kiedy podjechaliśmy pod dom Jennifer.
-Moi rodzice jeszcze nie śpią. - Stwierdziła, patrząc na rozświetlone okna. Podczas jej nieuwagi, wyszedłem z auta, obszedłem je dookoła i zatrzymałem się przy drzwiach od strony pasażera.
-Chodź. Odprowadzę cię pod samiusieńkie drzwi. - Odparłem, otwierając drzwi i pomagając jej wysiąść z samochodu. Zatrzasnąłem drzwi, po czym udaliśmy się pod dom.
Jen przełknęła ślinę i poprawiła nerwowo swoją bluzkę.
-Czego się boisz? Nie wymknęłaś się, twoja mama wie o wszystkim. - Oznajmiłem, starając się ją uspokoić.
-Mój tata pewnie już wrócił. Znowu na ciebie naskoczy. - Odpowiedziała zgorączkowana, mocno ściskając moją dłoń.
-Daj spokój, twój tata to spoko gość. - Uspokoiłem ją, po czym zadzwoniłem do drzwi. Po chwili usłyszeliśmy kroki, przekręcenie zamka, drzwi się otworzyły i stanęła w nich uśmiechnięta mama Jennifer.
-Jej, Justin, jestem pod wrażeniem. Nie ma nawet wpół do drugiej, a Jen już stoi przed domem. Jesteś niesamowicie odpowiedzialny. - Odparła kobieta, po czym otworzyła szerzej drzwi, wchodząc głębiej do domu i umożliwiając nam wejście do środka.
-Obiecałem. - Uśmiechnąłem się. -W sumie, to ja już będę leciał. Nie będę wam przeszkadzał, pewnie i pani, i Jen jesteście bardzo zmęczone. - Dodałem i już próbowałem wyjść, kiedy mama Jen mnie zatrzymała.
-Po pierwsze, mów mi Mellanie, a po drugie... Może zostaniesz na noc? To nie jest chyba zbyt bezpieczne, jechać po Hollywood ciemnym autem o tej godzinie. - Powiedziała, serdecznie się do mnie uśmiechając.
-Em... - Zawahałem się i spojrzałem na Jen, która patrzyła na mnie błagalnym wzrokiem. -Ano w sumie to czemu nie.
-Ow, świetnie! - Jennifer klasnęła w dłonie i przytuliła jednocześnie mnie i Mellanie. -Dziękuję mamo. - Zwróciła się do niej, po czym odwróciła się w moją stronę. -Chodź Justin. - Dodała i pociągnęła mnie za rękę na górę.
*Oczami Jennifer*
-Mamy całą noc dla siebie. - Powiedziałam podekscytowana, sadzając Biebsa na łóżku, a sama usiadłam bokiem na jego kolanach.
-Czemu się tak cieszysz? - Zaśmiał się, oplatając mnie rękami.
-Bo mam cię legalnie na całą noc. I jestem z tego powodu przeeeszczęśliwa. - Dodałam i delikatnie cmoknęłam go w usta, po czym dodałam: -Pójdę się wykąpać. Pospieszę się. - Chwyciłam jakieś ciuchy z szafy i udałam się do łazienki.
*
Otworzyłam drzwi i moim oczom ukazał się Bieber, siedzący na łóżku w dość obcisłych bokserkach Calvina Kleina. Przygryzłam dolną wargę, po czym oblizałam usta. Justin wyglądał naprawdę seksownie. A Jerry na pewno nie należał do małych. Cholera. Co ja wygaduję. WRÓĆ. Co ja wymyślam.
-Wiesz, nie wiedziałem jak zareagujesz, ale w sumie, to nie wypada mi włazić ci do łóżka w upieprzonych ciuchach. - Odparł, drapiąc się po karku.
-Nie. Mi to odpowiada. W stu procentach. - Uśmiechnęłam się łobuzersko i jakoś tak usiadłam na nim okrakiem. Cholercia... Chyba jestem zbyt nachalna. A jebać.
Popchnęłam go na łóżko i nachyliłam się nad nim, wpijając się w jego usta. Podpierając na łokciu, zaczęłam jeździć jedną dłonią po jego wyrzeźbionym torsie. Słowa 'Nikt nie jest idealny.' faktycznie musiał wypowiedzieć jakiś idiota, bo Justin był idealny bez dwóch zdań. Wszystko miał perfekcyjn3. No. Na pewno to co zdążyłam poznać, a o reszcie jak na razie nie miałam zdania.
Po kilku minutach całowania, Biebs obrócił nas tak, że teraz to on górował. Jedną rękę wsadził pod moją głowę, jednocześnie opierając na niej swój ciężar, a drugą przejechał po moim ramieniu, a mnie przeszedł przyjemny dreszcz. Cały czas mnie całując, podciągnął moją bluzkę do góry i oderwał się ode mnie na chwilę, zdjął ją jednym ruchem, po czym wrócił do przerwanej czynności. Przejechałam paznokciami po jego plecach, czując jak się wzdryga. Dlaczego tylko chłopaki tak na to reagowali, a dziewczyn to nie ruszało?
Wiliśmy się tak po łóżku, ja w szortach i bieliźnie, a Justin w samych bokserkach, kiedy nagle zaczął dzwonić mój telefon.
-No kurwa no nie. - Warknął szatyn, a ja delikatnie zepchnęłam go z siebie, wzięłam komórkę do ręki i przejechałam po ekranie, akceptując połączenie. Madds dzwoniła. Dziwne. O tej porze.
-Jen, jest druga w nocy. - Odparłam, siadając skrzyżnie na łóżku.
-No tak, ale wracałam z Ryanem i zauważyłam, że w twoim pokoju pali się światło, więc postanowiliśmy zrobić ci niespodziankę, która nie wyszła, bo nie zasłoniłaś zasłon i przez ostatnie dziesięć minut przyglądaliśmy się, jak prawie się pieprzycie. To takie słodkie. - Oznajmiła obojętnym tonem.
-Co do licha... - Obróciłam się w stronę tarasu i zobaczyłam Maddie i Ryana, obejmujących się i patrzących w naszą stronę. Odłożyłam iPhona na szafkę, ruszając w stronę okna z zamiarem otwarcia go. Justin powędrował za mną i jego wzrok utkwił w przeszklonej ścianie. A w zasadzie w tym, co znajdowało się za nią.
-Czy wyście już do końca powariowali!? - Syknęłam, otwierając drzwi balkonowe.
-Kurczę, człowiek chce dobrze, a ty się czepiasz. - Burknęła moja przyjaciółka, spuszczając głowę w dół.
-Pozwólcie, że ja się wtrącę... Czy ciebie do chuja pana popierdoliło już do końca, Ryan? - Zwrócił się do chłopaka, przykrywając się kołdrą.
O cholera. Chyba powinnam zrobić to samo, bo stałam właśnie przed trzema osobami pół naga. Nie zastanawiając się głębiej nad sytuacją, chwyciłam koszulkę Biebera, która akurat leżała obok mnie i włożyłam ją na siebie. O matulu, jestem w niebie. Teraz zapach Justina przesiąknie moją skórę... Dobra, dość, mózgu, zamknij się już.
-Jakie z was cholerne niedorozwoje! - Warknęłam, gestykulując rękami swoją wypowiedź.
-Ale nas kochacie. - Odparli jednocześnie, po czym oboje zaczęli chichotać. Mówię całkiem poważnie. Ryan zaczął chichotać. Najwyraźniej Maddie niszczyła mózgi wszystkich swoich bliskich. Ugh, nieważne.
-Chodź do mnie, shawty. - Powiedział Jus, wyciągając ku mnie ręce. Lekko zdziwiona wykonałam polecenie i usiadłam skrzyżnie przed nim na łóżku. On objął mnie w talii, opierając brodę na moim ramieniu.
Madds i Ryan uważnie nam się przyglądali, siedząc na stoliku naprzeciwko łóżka.
-A więc... Od czasu koncertu jeszcze tego nie zrobiliście? - Wycedził Ryaner ciekawskim tonem.
-Zamknij się dobrze ci radzę. - Warknął, a ja poczułam jak jego mięśnie się napinają.
-Spokojnie. - Szepnęłam, kładąc się pomiędzy jego nogami i głaskając jego dłonie.
-Dobra, my się zwijamy. Jesteśmy cholernie zmęczeni, po drodze zwiewaliśmy przed jakimiś paparazzi. - Zaśmiała się Madds, chwyciła Ryana za rękę i wyszli na taras, schodząc na dół.
-Dlaczego jesteś taki nabuzowany? - Odwróciłam głowę, patrząc się na Justina do góry nogami.
-Znowu nam ktoś przerwał. I nie mam na myśli tego, że było blisko i przerwaliśmy, tylko że poraz kolejny musieliśmy przerwać tak piękną chwilę. - Westchnął cicho, na co odwróciłam się przodem do niego.
-Jeszcze nie jedna taka będzie, Jay. - Pocieszyłam go, głaskając kciukiem po policzku.
-Jak mnie nazwałaś? - Rozpromieniał na moje słowa i złapał moje dłonie.
-Jay. - Zaśmiałam się, popychając go tak, że znów leżał na łóżku. Złączyłam nasze wargi w delikatnym pocałunku, a Justin, nie przerywając go, położył mnie tuż obok siebie.
-Idziemy spać. Bo jeszcze się zagalopujemy i wiesz co się stanie. - Oznajmił i przytulił mnie do siebie.
Niechętnie, ale wtuliłam się w jego tors i starałam się zasnąć. Miałam na niego w tym momencie taką ochotę, że dosłownie czułam, że zaraz eksploduję.
*
Nie wiem, ile czasu upłynęło, ale nawet na chwilę nie zmrużyłam do tej pory oka. Nie wiem dlaczego, przecież byłam teraz najbezpieczniejszą osobą na świecie, a delikatny zapach Justina oplatał mnie całą. Westchnęłam cicho, przewracając się powoli na drugi bok i starając się nie obudzić mojego towarzysza. Przymknęłam oczy, a do moich myśli wrócił dzisiejszy dzień. Nie mam pojęcia co ten chłopak we mnie widzi, ale jestem prawie pewna, że zaczynał pomału coś do mnie czuć. Między nami była magia, której nie byłam w stanie opisać jakimiś tam słowami. Będąc obok niego, czułam coś niesamowitego. Szczęście, miłość, spełnienie...
Nagle poczułam ciepłą dłoń, wsuwającą się pod moją bluzkę i zatrzymującą się w talii.
-Coś nie tak? - Szepnął Justin do mojego ucha, przy okazji składając na nim pocałunek.
-Nie. Po prostu nie mogę spać. - Oznajmiłam, kładąc dłoń na jego.
-To baaardzo źle. - Przeciągnął słodko, muskając wargami moje ramię.
-A ty, skąd wiedziałeś, że nie śpię? - Spytałam ciekawska i poczułam jak Biebs uśmiecha się, nie odrywając ust od mojego ciała.
-Skoro sam nie śpię, to chyba logiczne.
-Dlaczego?
-Sam nie wiem. Po prostu szczęście we mnie buzuje, serce bije mi jak szalone. Mam przy sobie swój własny skarb. - Obróciłam się przodem do niego, nie przestając wsłuchiwać się w jego słowa. -Nie wyobrażasz sobie, jakie to dla mnie szczęście, że cię poznałem.
-Wiesz co? - Wydęłam usta, zastanawiając się chwilę, nad tym, co zamierzałam właśnie powiedzieć.
-Hm?
-Gdyby nie to, że mnie wtedy przeleciałeś po tym koncercie, to najprawdopodobniej leżelibyśmy teraz w oddzielnych łóżkach, nawet o sobie nie pamiętając. - Widząc minę Justina, przeklęłam się w myślach za to, co przed chwilą powiedziałam.
-Możliwe... Ale nie ujmujmy tego tak. Ja... Przepraszam cię tak bardzo. - Mruknął, zaciskając jednocześnie usta i powieki, po czym lekko zmierzwił sobie włosy.
-Już ci to chyba wybaczyłam, więc nie wiń się za to, proszę. - Szepnęłam, łącząc delikatnie nasze wargi w słodkim pocałunku. Smakował tak idealnie. Nie chciałam nikogo innego. Nie wyobrażałam sobie przyszłości bez niego, choć tak naprawdę spędziliśmy razem może ze trzy dni. To nawet nie była kwestia tego, że był gwiazdą, po prostu... Zaczarował mnie. Nikt inny nie działał na mnie w taki sposób jak on. Potrafił sprawić, że prawie eksplodowałam, a chwilę później się całowaliśmy. Traciłam przy nim zmysły i z każdym krokiem utwierdzałam się w tym przekonaniu.
-To, że mi wybaczyłaś, nie zmieni faktu, że nienawidzę się za to. - Jus skrzywił się i wyraźnie posmutniał.
-Nie przejmuj się tym, nie w tej chwili, okej? Jestem tu i jest dobrze. - Uśmiechnęłam się, szturchając go opuszkiem palca w nos.
-Eh.. Okej. - Westchnął cicho, ujmując jedną dłonią moją twarz, a drugą wplatając w moje włosy. Przekręcił nas tak, że znalazł się kilka centymetrów nade mną.
-Nic mi więcej do szczęścia w tym momencie nie potrzeba. - Szepnął w moje usta, po czym złożył na nich delikatny, lecz namiętny pocałunek.
-Chcesz przez to powiedzieć, że jestem wszystkim? - Spytałam podejrzliwym tonem, nie odrywając się od jego ust na więcej niż kilka milimetrów.
-Nie podpuszczaj mnie. - Zaśmiał się cicho, podnosząc nieco wyżej.
Zrobiłam smutną minę, przechylając głowę w prawo i spychając go lekko z siebie, po czym obróciłam się w przeciwną stronę do niego.
Mimo to, Biebs nie dał za wygraną, przyciskając mnie za biodra tyłem do siebie.
-Nie bądź taka trudna do zdobycia. - Mruknął mi do ucha, składając na nim delikatny pocałunek.
-Co za różnica? - Wzruszyłam ramionami, wstając do góry, położyłam się na nim i dodałam: -Już mnie zdobyłeś.
-Chcesz przez to powiedzieć, że jestem wszystkim? - Powtórzył moje słowa, figlarnie się uśmiechając.
-Tak. - Odparłam prawie bezgłośnie.
                                                                                                                  
1.z góry przepraszam za wszelkie błędy,nie chce mi się tego czytać.
2.follow me -----> @jbsgirlonfire
3.wchodzimy tutaj,obczajamy to,bierzemy udział i rozsyłamy znajomym: http://polishbeliebersstory.blogspot.com
4.KOMENTUJEMY TEGO I DRUGIEGO BLOGA. to mnie bardzo motywuje...;// pod ostatnim rozdziałem jedna osoba napisała z 6 komentarzy,pozdrawiam serdecznie... chyba przestanę pisać drugiego bloga. -.-
5.nie mam pojęcia,kiedy pojawi się następny rozdział. podoba Wam się ten?
siema,yo,dzięki za wszystko.

środa, 10 kwietnia 2013

INFORMACJA!!!

Dziewczyny,to bardzo,bardzo,bardzo ważne. Zaangażowałam się w tę sprawę i zaczęło mi na tym bardzo zależeć..
Wiem,że tego bloga nie czyta dużo osób,ale na pewno jest kilka,które są ze mną. I wiem,że mi pomożecie,proszę pomóżcie..
Porozsyłajcie to znajomym,na twitterze,faceebooku lub sami się w to zaangażujcie!

http://polishbeliebersstory.blogspot.com/
tutaj blog na ten temat.

a tutaj wiadomość,po raz drugi:

'Belieberki!
Potrzebna Wasza pomoc!
Chcę zrobić duży materiał o najfajniejszych dziewczynach, jakimi są polskie Beliebers. Pilnie potrzebne mi są historie Waszej fascynacji Justinem oraz przygód związanych z łódzkim koncertem. Będziecie miały super pamiątkę i satysfakcję. Proszę, zgłaszajcie się na mojego e-maila (madziab0705@wp.pl), wpisując jedynie swoje imię, a ja w odpowiedzi powiadomię Was o szczegółach przedsięwzięcia.
Jeśli pomożecie zrealizować mi ten pomysł, to gwarantuję, że zebrany materiał trafi do samego Justina Biebera.'

ruszamyyy się! Beliebers,pokażmy,jaką wielką rodziną jesteśmy! liczę na Was!

~Girl On Fire.

w razie pytań: gg 47080067
razem damy radę. tak?

wtorek, 9 kwietnia 2013

ROZDZIAŁ 11.


Wzięłam iPhona do ręki i spojrzałam na wyświetlacz. Było kilka minut po 12. Kto dzwonił? Bieber. No tak. Południe.
Trzymałam komórkę, wpatrując się w ekran. Nie odbieraj Jen, miej trochę godności. Przymknęłam powieki, w duchu błagając, żeby ten gnojek przestał dzwonić.
Uf... Bóg mnie posłuchał.
Albo i nie, bo mój telefon po kilku sekundach znów zaczął dzwonić.
I znowu.
Ponownie.
Cholera, 6 połączenie nieodebrane.
Dobra, to się robi nudne, wyłączam ten cholerny telefon.
Odłożyłam go na półkę, weszłam do łazienki ogarnąć się i przebrać w jakieś porządne ciuchy, po czym zeszłam na dół.
klik
-Cześć skarbie. - Zawołała moja mama z kuchni, kiedy stanęłam przy schodach i dodała: -Wyjątkowo ładnie dziś wyglądasz.
-Dzięki, mamuś. Ano i chcę ci podziękować, za to, jak się wczoraj zachowałaś. - Powiedziałam, siadając na krzesełku przy blacie i oparłam się na łokciach.
-Co masz na myśli? - Spytała moja mama, wylewając naleśnika na patelnię.
-No to, że uspokajałaś tatę, byłaś taka serdeczna i przede wszystkim za to, że nie zabiłaś Justina.
-Zachowałam się tak, jak każda matka powinna się zachować w takiej sytuacji. - Oznajmiła moja mama, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
-Może i tak, ale naprawdę ci dziękuję. Dzięki tobie nie wyszłam na idiotkę przed najpopularniejszym chłopakiem na świecie. A jeśli chodzi o te dwie wczorajsze sytuacje, na których nas przyłapałaś... To naprawdę była zabawa. Nie doszłoby do niczego nawet, gdybyś nam nie przerwała. Nie dałabym się tak łatwo poraz drugi. - Zaśmiałam się, biorąc łyk soku pomarańczowego, który podała mi mama.
-Spokojnie, skarbie, nie musisz się tłumaczyć, masz siedemnaście lat i takie rzeczy w tym wieku są normalne. Po prostu trochę się martwię. Nie chcę, żeby ten chłopak złamał ci serce. Pamiętasz co było ostatnio. Dochodziłaś do siebie ponad miesiąc. Nie jadłaś, siedziałaś zamknięta w swoim pokoju. - Odparła moja mama, podając mi talerz z kilkoma naleśnikami.
-Nie musisz się martwić, bo kończę tą znajomość. - Oznajmiłam bez emocji, wkładając do ust nabity na widelec kawałek naleśnika.
-Co? Jak to? Przecież jeszcze wczoraj całowaliście się, przytulaliście i w ogóle...
-Mamo. -Przerwałam jej. -Ten chłopak jest zakochanym w sobie dzieciakiem, który myśli, że może mieć każdą laskę. A ja zamierzam mu pokazać, że tak nie jest. Muszę mu tylko jakoś uświadomić, że to koniec i już nigdy się z nim nie zobaczę. No, na pewno nie z własnej woli.
-Kochanie... Może powinnaś się zastanowić? Wydaje się być odpowiedzialny i przede wszystkim zakochany w tobie. A ty chyba to odwzajemniasz. - Odparła moja mama, siadając naprzeciwko mnie.
-Odwzajemniam, czy nie... Związek z najpopularniejszym chłopakiem na świecie na pewno nie jest dobrym związkiem. Paparazzi, media... Wiesz ile pustych psychofanek chciałoby mnie zabić? O ile już tak nie jest. - Przewróciłam oczami, wkładając do buzi następny kawałek kolejnego naleśnika.
-Cokolwiek zrobisz, przemyśl to. Nie chcę, żebyś żałowała, bo ten chłopak naprawdę wydaje się fajny.
-Sama chciałabym w to wierzyć.. - Westchnęłam cicho, popijając jedzenie sokiem.
-Oj, skarbie. - Mama złapała moją dłoń i pogładziła jej wierzch kciukiem.
-Dlaczego tak bardzo starasz się uciec przed tym uczuciem? - Dodała.
-Kurczę. - Odłożyłam widelec na talerz i zabrałam rękę z uścisku mamy. -Dlaczego wszyscy wmawiają mi, że nie przyjmuję do siebie uczucia?
-A nie jest tak? - Spytała się, patrząc na mnie uważnie.
-Nie, mamo. Nie jest tak. Ja i Justin to... Bezsens no. Nie wyobrażam sobie, żebyśmy kiedykolwiek mogli być razem. Tych nagłówków w gazetach i bzdur na wszystkich stronach internetowych. Poza tym. Ten chłopak nie ma uczuć. Sława odebrała mu to wszystko. - Oznajmiłam nieco smutniej.
-Jen... Mimo wszystko chcę, żebyś to przemyślała. Może powinnaś z nim szczerze porozmawiać? Wyjaśnijcie sobie wszystko w cztery oczy. Rozmowa pomaga.
-Albo pogarsza...
-W najgorszym przypadku. Ale chociaż spróbuj, okej? - Spytała moja mama, gładząc mój policzek.
-Dobrze. Przemyślę sobie to wszystko i się z nim spotkam. - Wycedziłam niechętnie, ale szczerze. Nie mogłabym okłamać mojej własnej mamy.
-Pójdę na górę, chyba się zdrzemnę. - Oznajmiłam i wstałam.
-Jasne. Jak będziesz chciała pogadać, to będę tutaj, albo ewentualnie w swoim pokoju, bo muszę przejrzeć jakieś papiery.
*
Leżałam na brzuchu, przeglądając jakieś bzdurne strony w internecie. Dziwne.. Plotki o mnie i o Justinie ucichły. Weszłam na jakąś głupią stronę plotkarską i dosłownie mnie zamurowało. Justin był na zdjęciu z SELENĄ. Trzymali się za ręce. W dodatku zdjęcie było ewidentnie robione z zaskoczenia, a oni nie mieli o tym pojęcia. Ale to pikuś. Justin miał na sobie te same ciuchy, które miał wtedy, kiedy zabrał mnie na tę cholerną plażę. I zdjęcie zostało dodane tego samego wieczora. Nie, to na pewno przypadek... Może i uwierzyłabym w to, gdyby Justin chodził czasami w tym samym zestawie. Ale nie. Nie ma w internecie dwóch podobnych zdjęć z innych dni. Cholera. Teraz wszystko zaczyna do mnie docierać. Spotyka się ze mną, żeby odreagować po tej suce. Co za sukinsyn. Nagle ktoś zapukał do moich drzwi i zanim zdążyłam coś powiedzieć otworzył je. Cholera. CHOLERA. Stał w nich nikt inny jak sam Bieber. Zamknęłam laptopa i odłożyłam go na stolik.
-Co ty tu robisz? - Warknęłam, wstając z łóżka.
-Nie odbierałaś, a przecież mieliśmy się spotkać. Potem miałaś wyłączony telefon, więc zacząłem się denerwować. - Oznajmił, uważnie mi się przyglądając.
-Nie, Justin. Celowo wyłączyłam komórkę. To chyba logiczne, że skoro nie odbierałam, to albo nie mogłam, albo nie chciałam z tobą rozmawiać. A skoro wyłączyłam telefon, to wręcz oczywiste, że nie miałam zamiaru odebrać.
-Dlaczego? Co się od wczoraj stało? - Spytał zdziwiony. Pewnie zaczynał kolejną grę.
-Ooo, nawet sobie nie wyobrażasz ile się rzeczy od wczoraj wydarzyło. - Zakpiłam, krzyżując ręce.
-To znaczy?
-Chociażby to, że twój przyjaciel Ryan zupełnie przypadkowo powiedział Maddie, że tęsknisz za Seleną i było ci baaardzo ciężko po rozstaniu z nią. Potem stałeś się innym człowiekiem, z problemami. A dzisiaj zupełnie przypadkiem zobaczyłam to zdjęcie. - Otworzyłam laptopa i odwróciłam go wstronę chłopaka, na co on zacisnął usta, podszedł do komputera i nerwowo go zatrzasnął.
-Nie masz pojęcia jak jest. A Chris po prostu za dużo mówi...
-Wiesz, Maddie też czasem sporo papla. - Zakpiłam, stając tuż przed nim. -I skoro nie mam pojęcia jak jest, to może mi powiedz? Bo mam wrażenie, że to co mówiłeś mi na plaży to bójda.
-Nie, Jen, to nie tak... - Próbował się wymigać, łapiąc mnie w talii.
-Puść mnie. - Syknęłam przez zaciśnięte zęby i zrzuciłam jego ręce z siebie. -Nie masz prawa mnie dotykać.
-A jeżeli ci wyjaśnię, to przestaniesz się złościć? - Spytał smutno, przechylając głowę na bok.
-To zależy, jak będą brzmiały twoje WYJAŚNIENIA. - Przeniosłam usta na jedną stronę twarzy, ponownie krzyżując ręce.
-A więc... Najpierw związek z Seleną był pomysłem jej managera. Dyktowano nam każdy ruch, uczyliśmy się na pamięć każdego gestu, słowa. Wszystkiego. Z czasem nas związek zaczynał być coraz bardziej naturalny, spotykaliśmy się częściej i nie mówili nam jak mamy się zachowywać. Pewnego dnia zaprosiłem Selenę na tę randkę w Staples Centre. To był jakiś dziwny impuls, ale chciałem poznać tą naturalną stronę tej dziewczyny. Zjedliśmy kolację i oglądaliśmy Titanica... No i wtedy zaiskrzyło między nami na poważnie. Pocałowałem ją pierwszy raz bez obecności kamer. I było naprawdę magicznie... Kiedy pod koniec filmu płakała na moim ramieniu. Potem nasz związek już nie był udawany i przyznaliśmy się do tego naszym ludziom. Ucieszyli się, że nie będzie to wyglądało tak sztucznie, jak wcześniej. Nasz prawdziwy związek trwał może ze dwa miesiące, a ja przez ten czas zdążyłem zakochać się do szaleństwa. Nie wyobrażałem sobie bez niej ani jednej minuty. Pewnego dnia weszły do internetu jakieś zdjęcia i ploty o mnie i o Rihannie. To było naprawdę wiarygodne, przez co Sel w to uwierzyła. Jej manager namówił ją do zerwania ze mną i skończyliśmy oficjalnie nasz związek. Ale to było pod koniec zeszłego roku. Miałem na początku problemy, ale już jest okej. Ogarnąłem się, nawet byłem kilka razy u psychiatry. A jeżeli chodzi o to zdjęcie... Jest z tyłu, prawda? To nie jest Selena, tylko moja matka, Jen. Możesz się jej o to zapytać. To jest chyba najlepsza plota z jaką miałem do czynienia. - Zaśmiał się, podszedł do mnie i złapał mnie za rękę.
-Powiedziałam, żebyś mnie kurwa nie dotykał. - Warknęłam, wyrywając się.
-Shawty, przepraszam, wyjaśniłem ci już wszystko. - Justin posmutniał i ponowie się do mnie zbliżył.
-Po pierwsze, nie nazywaj mnie tak do jasnej cholery... A po drugie. Wtedy na plaży skłamałeś, więc skąd mam wiedzieć, że teraz nie kłamiesz?
-Jen, nie kłamię. I mogę ci przysiąc, że NIC już nie czuję do Gomez. NIC. - Zapewnił, a mi nie wiem dlaczego, trochę ulżyło. Patrzył mi w oczy i nie wyczułam ani trochę kłamstwa w jego spojrzeniu i słowach.
-Dobrze... - Odparłam po chwili, ciężko wzdychając.
-A więc dasz się wyciągnąć z domu? - Jego oczy momentalnie rozbłysły, a na twarzy zagościł uśmiech.
-Nie. - Rzuciłam i wydęłam usta.
-Co? Jak to? Jen, proszę! To nawet nie musi być randka, jeśli nie chcesz. Ale wszystko, dosłownie wszystko jest już naszykowane. Nie daj się prosić! - Powiedział smutnym głosem i ponownie chwycił moje dłonie.
-No, okej.
-Jeeest! - Krzyknął, dosłownie mnie zgniatając swoim uściskiem. -Więc chodźmy. - Dodał i pociągnął mnie na dół.
-Pani Stewart. - Odezwał się Justin, kiedy weszliśmy do salonu, w którym siedziała moja mama.
-Tak? - Uśmiechnęła się, zdejmując z twarzy okulary i odkładając na bok książkę, którą właśnie czytała.
-Mógłbym zabrać Jennifer na kolację? Obiecuję, że odstawię ją do domu w całości! - Zaśmiał się, na co moja rodzicielka zrobiła to samo. Cholera, jaki on miał wpływ na ludzi.
-Jasne, nie ma sprawy. Ale przyprowadź ją nie później niż po drugiej. - Odparła z uśmiechem, zakładając okulary z powrotem i wracając do czytania. Po drugiej? Po DRUGIEJ!? Nie wierzę. Mi nie pozwalała wracać nawet po dziesiątej. Co jest z tą kobietą? To znaczy nie mam do niej pretensji, czy coś, no ale... Ugh.
-Do widzenia! - Krzyknął Justin, kiedy staliśmy już przy drzwiach.
-Bawcie się dobrze! - Odkrzyknęła moja mama, po czym oboje wyszliśmy.
*
-Gdzie jedziemy? - Spytałam, nie mogąc wytrzymać napięcia, które rosło w aucie z każdą chwilą.
-Musisz wszystko wiedzieć? - Odparł Biebs, patrząc na mnie ciekawskim wzrokiem.
-Tak. - Stwierdziłam krótko, przeglądając się w lusterku.
-No to masz problem, słonko. - Uśmiechnął się i wrócił do obserwowania drogi przed nami.
Nienawidzę niespodzianek. W dodatku było już ciemno, więc znów nie miałam pojęcia gdzie jesteśmy w obecnej chwili.
Westchnęłam dość głośno, bawiąc się kosmykiem włosów.
-Bądź cierpliwa. - Zaśmiał się Justin i potrząsnął głową w celu ułożenia włosów. Znowu zapomniał o czymś takim jak żel, bo śmiesznie sterczały na wszystkie strony. Zachichotałam pod nosem, uważnie mu się przyglądając.
-Co jest takie śmieszne? - Zwrócił się do mnie z poważną miną.
-Ty.
-Co masz na myśli?
-Ciebie.
-Rozwiń to.
-Ty jesteś śmieszny.
-Tyle zdołałem zrozumieć. Powiedz mi dlaczego?
-Twoje włosy śmiesznie stoją.
-Nie tylko włosy.
Czy on coś właśnie zasugerował?
-Nie, w sumie to ŚMIESZNIE stoją mi tylko włosy.
-O czym mówisz?
-Nie udawaj głupiej.
-Nie muszę udawać.
-Musisz, bo przecież nie jesteś głupia.
-Nie?
-Nie. Jesteś inteligentna. Przynajmniej tak mi się wydaję. Ale nie. W sumie to jestem pewien, że tak jest.
-Możliwe.
-Więc powinnaś zrozumieć moją aluzję.
-Zrozumiałam.
-Więc chcesz poznać Jerry'ego? - Puścił mi cwaniacki uśmiech, spojrzał się na moje krocze, po czym oblizał usta.
-Jesteś obleśny. I lepiej się zamknij, bo pojedziesz sobie na miejsce-niespodziankę sam. - Oznajmiłam, patrząc na niego spode łba, czym najwyraźniej go uciszyłam, bo przez resztę jazdy nie odezwał się ani słowem.
Kilka minut przed dziesiątą stanęliśmy na jakimś parkingu, co zdołałam ogarnąć przez światła dookoła. Zaraz stanie się coś, coś co nie będzie zwykłym cosiem. Tak mi podpowiadała intuicja, nie czepiajcie się. Jestem tylko człowiekiem.
Justin wysiadł, obszedł auto dookoła, otworzył mi drzwi i podał mi rękę. Westchnęłam cicho i wysiadłam z samochodu przy jego pomocy.
-Zamknij oczy. - Zwrócił się do mnie, stając za mną i zakrywając mi oczy.
-Nie, Biebs, nie bawię się w to. - Oznajmiłam, zdejmując z siebie jego ręce.
-Jak mnie właśnie nazwałaś? - Zaśmiał się, odwracając mnie ku sobie.
-Biebs? Co w tym dziwnego? - Zdziwiłam się, bo naprawdę nie dostrzegałam nic w tym dziwnego.
-To miłe. Zwykle nazywasz mnie tak szorstko... Bieber, albo Justin. A teraz w dodatku tak słodko to zaakcentowałaś. - Odparł Justin i ujął moją twarz, delikatnie przybliżając do niej swoją.
-Zrób to no! - Rzuciłam, łapiąc go za tył głowy i mocno ją do siebie przyciągnęłam. Namiętnie wpiłam się w jego usta, cały czas trzymając ręce w jego włosach i zaczęłam delikatnie pogłębiać pocałunek, ale kiedy poczułam, że jego język próbuje wtargnąć do mojej buzi odsunęłam go od siebie i jeszcze raz delikatnie go cmoknęłam.
-Reszta później. - Oznajmiłam. -Oczywiście jeżeli pozytywnie mnie zaskoczysz. A teraz chodźmy. - Zaśmiałam się, odwróciłam się tyłem do niego i położyłam jego dłonie z powrotem na swoich oczach.
-Jesteś nieprzewidywalna. - Sapnął i zaczęliśmy poruszać się powoli do przodu.
Szliśmy wolno przed siebie, a ja co jakiś czas próbowałam dojrzeć coś przez jego palce, ale niestety było za ciemno. W pewnej chwili Justin otworzył nogą jakieś drzwi, po czym zaczęliśmy wchodzić na górę po schodach. Po jakichś dziesięciu minutach w końcu doszliśmy gdzieś, usłyszałam jak Biebs zamyka za nami drzwi, pewnie też nogą i zdjął ręce z moich oczu. Jak mniemam znajdowaliśmy się na dachu jakiegoś drapacza chmur, bo kiedy spojrzałam w górę, niebo zdawało się być na wyciągnięcie ręki. Obejrzałam się dookoła i moim oczom ukazał się czerwony koc, a wokół niego świeczki, płatki róż, poduszki i kosz piknikowy. Zrobiłam kilka kroków w przód, zatrzymując się przy barierce. Dobra, jeżeli widok z mojego okna był cudowny, to teraz byłam w niebie. Faktycznie byliśmy na dachu wieżowca, bo widziałam CAŁĄ panoramę nie tylko Hollywood. Poczułam, jak Justin kładzie na mojej talii swoje ciepłe dłonie, więc odchyliłam głowę do tyłu, opierając ją na jego ramieniu.
-Potrafisz zaskoczyć człowieka. - Westchnęłam cicho, obejmując go rękami tak mocno jak tylko mogłam.
-Mam nadzieję, że masz na myśli pozytywne zaskoczenie. - Szepnął Justin, składając na mojej szyi krótki pocałunek.
-Jak najlepsze. - Odparłam, odwracając się przodem do niego.
-Teraz dostanę swoją nagrodę? - Spytał słodkim tonem i przygryzł delikatnie dolną wargę.
-Wiesz... Głodna Jen nigdy nie da ci tego, co może ci dać najedzona Jen. - Oznajmiłam poważnym tonem, na co Biebs jakby nad czymś pomyślał.
-No tak. Dzięki, że mi przypomniałaś. Bo sama wiesz, że przy tobie zapominam o całej rzeczywistości. - Zaśmiał się, pociągnął mnie za rękę i oboje usiedliśmy na poduszkach.
Nic nie mówiąc, wyjął z koszyka dwa talerze i nałożył na nie po porcji spaghetti. Mmm. On chyba naprawdę czytał w moich myślach. Oblizałam usta i zabrałam się za konsumpcję. Nie dziwcie mi się, byłam naprawdę głodna.
-Smacznego, skarbie. - Zwrócił się do mnie Justin, zabierając się za swój posiłek.
-Smacznego, Biebs. - Powiedziałam i mrugnęłam do niego.
W pewnej chwili chłopak przestał jeść i odłożył talerz.
-Hm? - Mruknęłam z zapełnionymi ustami.
-No chyba sobie nie odmówimy takiej okazji. - Zaśmiał się, patrząc raz na makaron, raz na mnie. Załapanie o co mu chodzi zajęło mi dość dużo czasu.
-Ty to masz pomysły. - Uśmiechnęłam się łobuzersko, nawijając na widelec jedną kluskę. Kluskę. Jak to śmiesznie brzmi. Dobra, mózgu, zamknij się.
Włożyłam sobie końcówkę makaronu do ust. Justin zrobił to samo. Zaczęłam powoli wciągać ją do ust, starając się opanować wybuch śmiechu. Zacisnęłam powieki, aby nie zepsuć tak pięknej chwili. W pewnej chwili poczułam, jak moje usta zatrzymały się na ustach Biebsa. Ugryzał makaron i rozłączyliśmy się, wracając do swoich poprzednich pozycji. Dobra. Pękłam i zaczęłam śmiać się na cały głos.
-Co jest takie śmieszne? - Spytał Justin, wyglądający, jakby miał zaraz wybuchnąć.
-Robiłam takie coś pierwszy raz w życiu. - Oznajmiłam, nabierając poważny ton. I wtedy oboje wybuchliśmy głośnym śmiechem.
-Wiesz, że ja też? - Odparł Justin, nie mogąc opanować śmiechu.
*
Kiedy skończyliśmy jeść główne danie, Biebs sięgnął do koszyka i wyjął truskawki w czekoladzie.
-Czytasz mi w myślach. - Cholera, powiedziałam to na głos.
-Lubisz truskawki w czekoladzie? - Spytał Justin, poruszając teatralnie brwiami.
-Uwieeelbiam. - Przeciągnęłam słodko, na co chłopak znacznie się do mnie przybliżył.
-No to masz. - Powiedział, wkładając mi jedną truskawkę do ust.
-Ubrudziłaś się czekoladą. - Spoważniał. -Pozwolisz, że się tym zajmę. - Dodał, przejeżdżając opuszkiem palca wzdłuż moich ust, po czym złożył na nich delikatny pocałunek.
-Już nic nie ma. - Uśmiechnął się i wpił się z zapałem w moje wargi.
Pogłębiłam pocałunek, pozwalając mu wejść językiem do moich ust. To był chyba najgorętszy pocałunek w całym moim życiu. Nie żartuję.
Justin delikatnie położył mnie na kocu, a sam lekko na mnie naparł, jedną ręką podpierając się na łokciu, a drugą trzymając na moich plecach. Coraz bardziej czułam, jak jego ciało łączyło się z moim, zmniejszając odległość pomiędzy nami. W pewnej chwili chłopak leżał na mnie całym swoim ciałem, aczkolwiek nie czułam ciężaru, bo wciąż opierał się na łokciu. Wyjął rękę spod moich pleców i delikatnie wsunął ją pod moją bluzkę, gładząc mnie po talii. Mruknęłam cicho, na co Justin uśmiechnął się przez pocałunek, zaczynając powoli podwijać moją bluzkę do góry. Podniosłam się, umożliwiając mu zdjęcie jej ze mnie do końca.
Kiedy zostałam już w samej bieliźnie, oczy Biebsa zawiesiły się na moim dekolcie.
-Mrr.. - Zamruczał i pocałował mnie...pomiędzy obojczykami. Nie wiem jak inaczej nazwać to miejsce.
-Kocie... - Szepnęłam cicho, wplatając palce w jego włosy, kiedy całował mnie po dekolcie. Delikatnie dociskałam go do siebie, a on muskał każdy kawałek mojego ciała. Przejechałam przez koszulkę po jego torsie i jednym ruchem ją z niego ściągnęłam, odrzucając gdzieś za siebie. Przygryzłam wargę, kiedy moim oczom ukazał się jego wyrzeźbiony brzuch i klatka piersiowa. Zauważając to, zaśmiał się i delikatnie pocałował mnie w czoło, po czym wrócił do poprzedniej czynności. Ponownie przejechałam po jego torsie, tym razem nagim i zatrzymałam się przy gumce od jego bokserek. W normalnym przypadku zatrzymałabym się przy pasku od spodni czy coś, ale on nosił spodnie w połowie ud, więc co tu się dziwić. Przejechałam delikatnie palcami po jego czułym miejscu, ale Justin chwycił moją rękę i pociągnął ją do góry.
-Starczy. - Wymamrotał, chyba próbując uspokoić swój oddech i nadal lekko na mnie napierając.
-Starczy czego? - Spytałam niezadowolona z jego poczynań.
-Jen, nie mogę ci tego zrobić. Nie teraz.
                                                                                                                  
pierwsza sprawa.. wybaczcie,że tak długo,ale mam wrażenie,że nikt już nie czyta tego bloga..
druga sprawa.. zapraszam na moje drugie opowiadanie http://180degreez.blogspot.com
trzecia sprawa..
Belieberki!
Potrzebna Wasza pomoc!
Chcę zrobić duży materiał o najfajniejszych dziewczynach, jakimi są polskie Beliebers. Pilnie potrzebne mi są historie Waszej fascynacji Justinem oraz przygód związanych z łódzkim koncertem. Będziecie miały super pamiątkę i satysfakcję. Proszę, zgłaszajcie się na mojego e-maila (madziab0705@wp.pl), wpisując jedynie swoje imię, a ja w odpowiedzi powiadomię Was o szczegółach przedsięwzięcia.
Jeśli pomożecie zrealizować mi ten pomysł, to gwarantuję, że zebrany materiał trafi do samego Justina Biebera.
Magda.:)
proszę Was,zgłaszajcie się do tego. to fajna sprawa.:)
czwarta sprawa.. 10 komentarzy - następny rozdział.:)
piąta sprawa..FOLLOWUJEMY NA TWITTERZE @jbsgirlonfire

nie dociera do mnie,że Justin stał metr ode mnie. BOŻE. to już ponad dwa tygodnie..