niedziela, 24 lutego 2013

ROZDZIAŁ 4.


Rozłożyłam gazetę i w oczy od razu rzucił mi się tytuł napisany grubymi, dużymi literami.
'JENNIFER. CZY NIE CHCE BYĆ Z JUSTINEM, ZE WZGLĘDU NA TAJEMNICZEGO CHŁOPAKA? KIM JEST TEN PRZYSTOJNY BRUNET?'.
A pod artykułem zdjęcie. Moje i Matta. KIEDY CAŁUJĘ GO W NOS. Cholera. Nagle przebudził mnie dźwięk mojej komórki. Matt.
-Mattie, przepraszam, to nie moja wina.
-No wiele rzeczy mogę znieść, ale na pierwszej stronie takiej gazety? - Śmiał się do słuchawki mój przyjaciel, wręcz krztusząc się swoimi własnymi słowami.
-Tak poza tym to wszyscy zdrowi? - Spytałam poważnym tonem, po czym oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
-No weź daj spokój, nie mogę przestać się lać. Kim jest ten PRZYSTOJNY brunet? - Odparł Matt akcentując śmiesznie zdanie.
-Przepraszam, Mattie, nie chciałam takiego zamieszania. - Powiedziałam już nieco spokojniej błagalnym tonem.
-Nic się nie stało, Kocie. Przecież nie wiedziałaś, że na mnie wpadniesz, a gdybyś mnie olała, to wtedy dopiero bym się obraził! Dobra, nie będę ci przeszkadzać, pewnie musisz się spakować, niedługo lot. Pamiętaj, że Mattie cię kocha, pip pip pip, Mattiego pożarło jedzenie, pip pip... - Wygłosił swoje kazanie i rozłączył się. Zaśmiałam się jeszcze raz do siebie i poszłam do łazienki się ogarnąć. Wielka wyprowadzka zbliżała się wielkimi krokami. Licząc dokładnie, to do wyjazdu zostało... 16 godzin.
Wzięłam prysznic, wysuszyłam włosy, spięłam je w luźnego koka, zrobiłam delikatny makijaż i założyłam na siebie wybrane wcześniej ciuchy. Luźną bluzę, fioletowe dresy i czarne emu.
http://vybzmagazine.com/wp-content/gallery/Victoria-Justice-LAX-Airport-Photos/Victoria-Justice-LAX-Airport-Photos-05.JPG
Wyszłam do salonu ze swoją ostatnią walizką kilka minut przed 12.
-Powinnaś coś zjeść. W lodówce powinnaś znaleźć jogurt, a na blacie masz ciemne pieczywo. - Powiedziała moja mama, dopakowując ostatnie bagaże.
-Tak, grunt to troskliwa mamusia. - Odparłam, przewracając teatralnie oczami i udałam się po moje jakże zdrowe i pożywne śniadanie.
-Nie dramatyzuj, zjemy coś na lotnisku, w końcu i tak po odprawie będziemy mieli cztery godziny czasu. Zdążysz się najeść. - Rzuciła sucho moja mama, szukając czegoś w jednej z toreb.
-Co? Cztery godziny? Żartujesz sobie w tym momencie? - Spytałam, unosząc demonstracyjnie brwi.
-NIE DRAMATYZUJ, powtarzam. - Dodała kobieta, nie przestając rozglądać się po mieszkaniu.
-No żartuje sobie ze mnie, no żartuje. - Pomyślałam głośno i opadłam na kanapę, jedząc pieczywo i popijając je jogurtem.
-Nie żartuje, tak jest z lotami do Stanów. - Wtrącił się mój tata, kładąc na ziemi swoją walizkę.
-Cristopher, widziałeś może kluczyki od naszego samochodu? Wiesz, autko swobodnie sobie wędruje do portu w LA, a my nie mamy kluczyków. - Powiedziała moja mama do taty krzątając się nierwowo po całym mieszkaniu.
-Na pewno gdzieś spadły, czekaj, pomogę ci szukać. - Odparł mój tata, dołączając się do mej stworzycielki.
-I teraz muszę was zmartwić. Nie spadły za żadną szafkę, bo w obecnej chwili w tym mieszkaniu nie ma szafek. Ups, przepadły... - Rzuciłam dumnie do swoich rodziców, na co oboje równocześnie cmoknęli niezadowoleni. Udałam się do łazienki, poprawić się do końca.
-Tu jesteście... - Powiedziałam do siebie, kiedy do oczu rzuciły mi się czarne kluczyki na białych kafelkach. -Macie szczęście, że weszłam do łazienki! Kluczykom najwidoczniej zachciało się siku! - Krzyknęłam do rodziców, po czym odrzuciłam im zgubę i zamknęłam drzwi. Oparłam dłonie o zlew, patrząc ślebo w swoje odbicie. No i teraz utwierdziłam się w przekonaniu, że Justin robi to tylko dla fejmu. Nie rozumiem ludzi, którzy mówią, że jestem ładna. Nie jestem ładna. Jestem straszna! Nienawidzę siebie. Swojej szczurowatej twarzy, nijakich włosów i przede wszystkim swojego ciała. Skarciłam się w myślach i przemyłam delikatnie twarz chłodną wodą, po czym po prostu wyszłam z łazienki. Weszłam ostatni raz do swojego pokoju i usiadłam na łóżku.
-W sumie, to będę tęsknić za tym słodkim pokoikiem, w którym spędziłam całe swoje dzieciństwo. - Powiedziałam do siebie, wzdychając cicho. Rozejrzałam się jeszcze raz po pomieszczeniu, przejechałam delikatnie dłonią po jednej ze ścian, zabrałam swoją torebkę i udałam się do salonu.
-Gdzie te wszystkie pudła? - Spytałam zdziwiona, kiedy zauważyłam, że przy drzwiach zostały same walizki.
-Pan od przeprowadzek je zabrał. - Odparł mój tata z kwadratowym uśmiechem i zerknął na swój zegarek. Rozejrzał się po mieszkaniu, chodząc w tą i z powrotem.
-Jak ten czas szybko leci... Pora na nas. - Powiedziała z uśmiechem moja mama, ale ja dostrzegłam w jej oczach szklanki. Było jej przykro zostawiać całą naszą przeszłość na zawsze. Chyba każdemu z nas w tej chwili było przykro.
-Okej, nie męczmy się już. Taksówka pewnie już jest, chodźcie. - Przerwał ciszę tata, udając się do drzwi. Wyszłyśmy z mamą na zewnątrz, podczas gdy mój STWORZYCIEL, matko, jak to brzmi, przenosił nasze bagaże z taksówkarzem. RYMUJĘ NIE CZUJĘ.
Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy. Po drodzę zabraliśmy całą rodzinę Alain i pojechaliśmy na lotnisko. Przez całą drogę nikt nie odezwał się nawet słowem, tylko taksówkarz próbował trochę rozluźnić atmosferę, ale po którejś próbie odpuścił. Dojechaliśmy na miejsce, wysiedliśmy z taxi i każdy zabrał swój bagaż. Mimo dość późnej pory, przewinęło się obok nas kilku paparazzi. Starałam się nie zwracać na to uwagi i nie ukazywać żadnych emocji. Jakimś cudem dotarliśmy na lotnisko bez problemów. Czułam się dziwnie. Zostawiać ten piękny kraj z powodu jakiegoś głupka. Z każdą myślą nienawidziłam się jeszcze bardziej. Kiedy już doszliśmy do miejsca odpraw, po kolei przeszliśmy przez barierki, oddaliśmy bagaże, pokazaliśmy paszporty, bilety, załatwiliśmy wszystkie bzdurne formalności, udaliśmy się do jakiejś restauracji.
-No, dziewczyny. Zjedzcie coś, marnie wyglądacie. - Odparł tata Maddie, obejmując nas obie od tyłu.
-Niech ktoś po prostu pójdzie do kasy i zamówi sześć takich samych zestawów. - Powiedziałam obojętnie, wkładając z powrotem słuchawki do uszu. Zamknęłam oczy, starając się chociaż na chwilę odpłynąć. Niestety z błogstanu wybudziła mnie moja mama, wskazując na tależ z jedzeniem, który leżał na przeciwko mnie. Niechętnie wzięłam się za konsumpcję lotniskowego żarcia, nawet nie wyjmując z uszu słuchawek.
*
-Okej, wylot mamy za niecałe 30 minut, więc myślę, że za chwilę otworzą wejście. - Powiedział mój tata, podchodząc do stolika, przy którym siedzieliśmy.
Wszyscy bez słowa wstaliśmy i ruszyliśmy do do hali odlotów.
-Jen.. - Usłyszałam cichy głos mojej przyjaciółki, lekko szturchającej mnie w ramię.
-Tak? - Spytałam, odwracając się przodem do niej.
-Muszę siku. - Odparła nieśmiało, wgapiając się w ziemie.
-O matko... - Przewróciłam teatralnie oczami i rzuciłam do reszty grupy. -Idę z Maddie siku.
No. I wtedy wzrok wszystkich utkwił na mojej kumpeli. Dobra. To było śmieszne.
-Dzięki. - Syknęła wkurzona dziewczyna, na co ja tylko dodałam:
-Nie ma sprawy...MADDIE. - Akcentując wyraźnie jej imię.
*
-Szybciej, Madds, bo polecą bez nas! - Trułam, opierając się o drzwi.
-Już, już. - Odpowiedziała dziewczyna, wychodząc z kabiny.
-Świetnie. Chodźmy.
-Hej, Jenny, słyszałaś jego nową piosenkę? - Spytała Maddie, idąc koło mnie.
-Co? Kogo? A... Nie. A co?
-No to chyba powinnaś jej posłuchać. - Powiedziała moja kumpela, patrząc na mnie dziwnym spojrzeniem.
-Okej, pokażesz mi w samolocie, to sobie ją dokładnie przeanalizujemy... - Odparłam niepewnie, kiedy dotarłyśmy do rodziców.
-Chodźcie już. - Rzuciła moja mama i wszyscy udaliśmy się do bramki.
*
-No więc? Co z tą piosenką? - Zwróciłam się do przyjaciółki, kiedy już wygodnie siedziałyśmy w fotelach.
-Słuchaj. - Odrzekła i włożyła mi jedną słuchawkę do ucha.

Ostatnio myślałem, myślałem o tym, co mieliśmy
Wiem, że to było trudne, to wszystko co wiedzieliśmy, tak
Czy upijałaś się, by zapomnieć o bólu?
Chciałbym dać Ci wszystko, na co zasługiwałaś
Bo nigdy nic Cię nie zastąpi
Nic nie sprawi, że będę czuł się tak jak przy Tobie
Wiesz, że nie ma tutaj nikogo, do kogo mógłbym się zwrócić
I wiem, że nie znajdziemy miłości, aż tak prawdziwej

Nie ma czegoś takiego jak my. nie ma czegoś takiego jak Ty i ja
Razem przez kłótnie
Nie ma czegoś takiego jak my. nie ma czegoś takiego jak Ty i ja
Razem

Dałem Ci wszystko, kochanie, wszystko co mogłem
Dziewczyno, dlaczego mnie odtrąciłaś?
Zatracony w zakłopotaniu, jakby to była iluzja
Wiesz, starałem się sprawiać Ci przyjemność
Ale to już przeszłość, nie ma już nas.
Przypuszczam, że tak miało być
Powiedz mi, czy było warto? Byliśmy tacy idealni
Ale kochanie, chce byś zobaczyła, że

Nie ma czegoś takiego jak my, nie ma czegoś takiego jak Ty i ja
Razem przez kłótnie
Nie ma czegoś takiego jak my, nie ma czegoś takiego jak Ty i ja
Razem

Nie ma czegoś takiego jak my. nie ma czegoś takiego jak Ty i ja
Razem przez kłótnie
Nie ma czegoś takiego jak my. nie ma czegoś takiego jak Ty i ja
Razem

Wyjęłam słuchawkę z ucha i spojrzałam na Maddie pytającym wzrokiem.
-Jen, nie wmówisz mi, że to przypadek. - Zwróciła się do mnie przyjaciółka, opierając głowę o fotel.
-Strzelam, że uważasz, że ta piosenka jest dla mnie. - Zaśmiałam się ironicznie pod nosem i skrzyżowałam ręce na piersi.
-Skarbie, ja to wiem... - Odparła współczującym tonem, na co ja tylko przewróciłam oczami.
-Wiesz... Pójdę po wodę. - Rzuciłam jej jeden ze swoich zabójczych uśmiechów i udałam się po napój.
*
Ze snu wyrwała mnie Maddie, delikatnie szturchając mnie po ramieniu.
-Patrz, księżniczko. - Odparła i wskazała palcem na okienko. Dobra, widok, jaki malował się na zewnątrz był niesamowity. Piękne LA nocą w całej okazałości.
-Hej, widzisz? LAX! - Pisnęłam entuzjastycznie, widząc światła lotniska.
-O cholera. - Jęknęła Maddie, a jej źrenice widocznie się powiększyły.
-Niesamowite. I już niedługo tam będziemy, stać jak te małe przemykające kropeczki. - Powiedziałam podekscytowana i razem z Madds złapałyśmy się za ręce.
-Uwaga. Proszę zapiąć pasy, za kilka minut lądujemy w Los Angeles. - Wydobył się lekko stłumiony dźwięk z głośników, na co wszyscy pasażerowie zaczęli się budzić. Nagle samolot zaczął gwałtownie spadać w dół. Zcisnęłyśmy nawzajem swoje dłonie, a ja szepnęłam do siebie przez hałas:
-To jest zbyt piękne, żeby było prawdziwe. - I zacisnęłam kurczowo powieki.
*
Kiedy wygramoliliśmy się z samolotu od razu grupą udaliśmy się do terminala przylotów i rzuciliśmy się na bagaże. Zabrałam swoją walizkę z taśmy w ostatnim momencie, bo już dojeżdżała do końca, by zniknąć i zrobić następny długi objazd. Postawiłam ją przed sobą, usiadłam na niej i oparłam łokcie na kolanach. Przyznam szczerze, że to lotnisko było piękne. Nie to co lotniska w Europie. Miało taki niesamowity, nowoczesny klimat. Siedziałam tak, patrząc na ludzi przemykających się przez lotnisko, co wywołało u mnie nieoczekiwany uśmiech. Wszyscy się tak serdecznie uśmiechali, widać było po nich taką...serdeczność. A w Anglii? Cholera. Tam każdy albo sprawiał wrażenie zabłąkanego, albo zabijał cię wzrokiem. Z moich refleksji wyrwała mnie moja przyjaciółka, która usiadła tuż obok mnie.
-Pięknie. - Powiedziała pod nosem, a na jej twarzy zagościł szczery uśmiech.
-Nigdy nawet nie marzyłam o takim czymś. Matt ma rację, to wszystko jest jakby bajką... - Odparłam oschle, wlepiając oczy w jakiś jeden martwy punkt przede mną.
-Oj... - Westchnęła Maddie i objęła mnie troskliwie ramieniem.
-Jeszcze będzie przepięknie. - Dodała, jednocześnie opierając swoją drobną głowę o mnie. (o ile głowa w ogóle może być drobna. o;)
Nagle podeszła do nas reszta naszej grupy i pociągnęła za sobą.
-Idziemy dziewczynki, czas przekroczyć granicę lotniska i na stałe postawić nogę na LAowskim gruncie. - Odparła dumnie moja mama, jakby co najmniej odkryła to LA.
Kontrola wiz i paszportów przebiegła sprawnie i bez komplikacji. Kiedy podeszłam do barierki, zza biurka wysunął się uśmiechnięty ciemnoskóry facet, co powiem szczerze, nieco mnie rozbawiło, ale starałam się opanować śmiech, by nie podpaść celnikowi. Mężczyzna wziął ode mnie dokumenty, rzucił okiem na nie, na mnie, na nie, na mnie, po czym oddał mi moją własność i odparł ciągle się uśmiechając:
-Witamy w Ameryce, Jennifer.
Cholera. - Zaklęłam do siebie w myśli i potrząsnęłam głową. - Po prostu spojrzał na moje imię na dokumentach, może ma córkę, albo żonę Jennifer. Uh, to na pewno nie ma żadnego związku z tym dupkiem, Bieberem. - Skarciłam się w myślach, przygryzając lekko dolną wargę.
*
Kiedy cała nasza super szóstka znalazła się przed wejściem do LA, stanęliśmy jak wryci przed bramkami. Uroku tego miasta w nocy, nie dało się porównać z niczym innym. Ten widok bezwarunkowo zapierał dech w piersiach.
Spojrzeliśmy wszyscy po sobie i bez słowa chwyciliśmy się pod ręce, tworząc przy tym śmiesznego wężyka. Dla przypadkowych ludzi, przechodzących akurat obok, a było ich mnóstwo, to musiało naprawdę śmiesznie wyglądać.
-Okej. Na trzy...czte...ry. - Rzuciłam nieco głośniej i ruszyliśmy w rzędzie do przodu, ciągnąc za sobą swoje walizki. No i pyk. W ciągu kilku sekund znaleźliśmy się w Los Angeles. W najpiękniejszym mieście na tej Ziemi.
-Jest nasza taksówka. - Rzucił mój tata, wskazując głową na duży, żóły wóz, nieco większy niż taksówki ze zdjęć. No ale czemu tu się dziwić? Takie osobo auto nie zmieściło by przecież siedmiu osób i wszystkich ich bagaży. Usadowiliśmy się wygodnie wewnątrz pojazdu i rzuszyliśmy w pierwszą naszą podróż po tym idealnym mieście...
W pewnym momencie poczułam, jak głowa Maddie spada bezwładnie na moje ramię. Jak ona mogła spać w takim momencie? Ja nie miałabym najmniejszych szans zasnąć teraz. Pewnie całą noc będę wyglądać przez okno.
*
-No, z pewnością całą noc będę wyglądać przez okno. - Powiedziałam do siebie, kiedy stanęłam w swoim nowym pokoju przy przeszklonej ścianie. Ten widok był niewiarygodny. Widziałam całą panoramę Los Angeles. Nasze nowe domy stały w paśmie domów na wzgórzu Hollywood. Moje serce przyspieszyło teraz maksymalnie. Podeszłam bliżej do ściany. W sumie, nie miałam pojęcia jak to nazwać. Ogółem cała ściana była przeszklona, ale w połowie były drzwi, które prowadziły na ogromny taras z widokiem nie tylko na LA, ale też na nasz piękny ogród i basen. Wyszłam przez te drzwi i usiadłam na jednym z foteli postawionych na balkonie. Przymknęłam odruchowo oczy i nie wiedząc kiedy zapadłam w głęboki sen...
                                                                                                                  
rozdział krótki i nie za bardzo udany, ale dodaję, bo pewnie w tygodniu nie będę miała czasu.
jeżeli czytasz, to zostaw po sobie komentarz. nieważne, pod którym rozdziałem. każde słowa popychają mnie do dalszego pisania. ;) 
pokażcie, że mam dla kogo pisać! ;<

sobota, 23 lutego 2013

ROZDZIAŁ 3.


*Oczami Jennifer*
Minął już tydzień od ...incydentu po koncercie. Puste fanki podchodzą do mnie w szkole i na ulicy, niektórzy śmieją mi się w twarz, a reszta dziewczyn chce mnie zabić. Gorzej chyba być nie może. Nie. Może. Do internetu trafiły zdjęcia moje i Justina, kiedy wchodzimy do hotelu, i kiedy ja wybiegam z niego zapłakana... Z moich przemyśleń wyrwała mnie Maddie, która dosiadła się przy murku tuż obok mnie.
-Jak się czujesz? - Spytała i złapała mnie za rękę.
-Jak zdzira.. - Odpowiedziałam, gapiąc się ślepo w jeden martwy punkt.
-Nie jesteś nią, Jen. To on jest sukinsynem. Pewnie po każdym koncercie pieprzy się z jakąś dziewczyną. Ale dość tego. Musimy się rozerwać. Gdzie chciałabyś iść? Może klub?
-W sumie to nie widzę problemu. Będę po ciebie o 20. - Odparłam entuzjastycznie do Maddie.
*
W domu byłam dopiero o 16. Zjadłam coś, poszłam do łazienki się ogarnąć i koło 19 zeszłam na dół. Usiadłam na kanapie, włączając telewizję. Zostawiłam jakieś wiadomości. W pewnej chwili dosiadła się do mnie mama.
-Gdzie się tak wystroiłaś? - Spytała z podejrzliwym uśmieszkiem na twarzy.
-Idę z Maddie na jakąś imprezę.
-Uważajcie na siebie, wiesz jacy niewyżyci są teraz chłopcy. - Dodała, po czym obie wybuchłyśmy śmiechem. Nagle odwróciłyśmy obie wzrok w stronę telewizora.
-Kim jest młoda dziewczyna, która spędziła z Justinem noc w hotelu po jego koncercie w Londynie? Czy spali ze sobą? I dlaczego rano wybiegła z hotelu zapłakana? Czyżby stała jej się w środku jakaś krzywda? Czyżby wielki gwiazdor ją wykorzystał? - Leciało z telewizji, a na ekranie pokazywały się krótkie filmiki i zdjęcia, na których widać mnie, jego, razem... Otrząsnęłam się, złapałam pilota i szybko wyłączyłam telewizor.
-Jen...? - Spojrzała na mnie mama, jakby miała zaraz się rozpłakać.
-Mamo, to nie tak... To wszystko fotomontaż, wiesz przecież jakie możliwości mają teraz ci ludzie. - Odpowiedziałam nerwowo, po czym spuściłam wzrok i opadłam na kanapę.
-Jen... - Powiedziała mama, ujmując moją dłoń. Odwróciłam głowę w jej stronę. Jej oczy były pełne... współczucia. Uśmiechnęła się do mnie półgębkiem i pogładziła kciukiem wierzch mojej ręki. Wzięłam głęboki oddech, zaciskając powieki.
-Ok. Spędziłam z nim noc po koncercie. Wcale nie byłam u Maddie. Wiem, teraz znienawidzisz Maddie, bo cię okłamała, a mnie uziemisz do osiemnastki. Wiem, że głupio zrobiłam, ale mamo...
-Jen, nie uziemię cię! Dlaczego wybiegłaś stamtąd z płaczem? - Spytała troskliwie.
-Musisz wszystko wiedzieć? - Burknęłam, na co mama tylko kiwnęła głową. - Uh.. Zaprosił mnie do hotelu pod pretekstem kolacji. Owszem, zamówiliśmy wykwintną kolację. I trzy butelki wina. Skusiłam się, nawet nie wiem dlaczego, bo przecież nie piję alkoholu. Ale tym razem po prostu uległam... Po załatwieniu dwóch butelek zaczęliśmy się całować na łóżku, a po tym urwał mi się film. Obudziłam się rano i zobaczyłam apartament hotelowy, trzy puste butelki po winie na stole i ubrania porozrzucane dookoła łóżka. Ubrałam się, Justin się kąpał, a jak wyszedł z łazienki, uderzyłam go z liścia i uciekłam... - Końcówkę dokończyłam ze łzami w oczach.
-Kochanie... Ja nie wiem co ci powiedzieć. Musisz po prostu o tym nie myśleć. - Mama powiedziała, przytulając mnie mocno do siebie. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Byłam pewna, że to Maddie, więc zerwałam się i poszłam otworzyć. Kogo ujrzałam? Reporterów przepychających się w moją stronę. Mama podeszła i stanęła obok mnie.
-Jennifer, czy to prawda, że uprawiałaś seks z Justinem po jego koncercie?
-Masz na imię Jennifer?
-Jak to się stało, że trafiłaś z nim do łóżka? - Reporterzy walczyli między sobą, zadając mi pytania, nagrywając i robiąc zdjęcia. Moja mama wyminęła mnie, zajmując miejsce przede mną.
-Po pierwsze, to nie jest niczyja sprawa, po drugie proszę nam dać spokój. Zajmijcie się sobą i Justinem, nie Jennifer. - Powiedziała stanowczo, poczym zamknęła drzwi.
Przyłożyłam dłoń do czoła, opierając się o ścianę.
-Dzięki, mamo. - Rzuciłam, poszłam do swojego pokoju i opadłam na łóżko.
*
Przez ostatni tydzień byłam wręcz prześladowana przez reporterów. Jedynymi osobami, które pomagały mi z tym byli moi rodzice i Madds. Pewnego dnia wracałyśmy razem ze szkoły do mnie, dopadła nas spora grupa jakichś reporterów. Zaczęli zadawać nam pytania, coraz bardziej nas otaczając. W pewnej chwili podjechał obok jakiś samochód. Zobaczyłam w środku moich rodziców, więc obie szybko wsiadłyśmy do środka.
-Koniec tego. Dostałem pracę w LA. Wyprowadzamy się. - Odparł mój tata i wcisnął pedał gazu.
-Może to nas uratuje przed tymi ludźmi. Dom w LA gotowy. - Dodała moja mama, przykładając rękę do czoła i oparła się o drzwiczki.
-No ale mamo, ja nie zostawię Maddie. - Powiedziałam krucho i spojrzałam smutno na moją przyjaciółkę.
-Nie musisz. Jej tata dostał pracę razem ze mną. Maddie też się tam przeprowadza. Po prostu to miała być dla niej niespodzianka.
-Co!? - Pisnęłyśmy w tym samym momencie, łapiąc się za ręce.
-Taak, dobrze słyszycie. - Zaśmiała się moja mama. -Witaj Hollywood.
*
Obudziłam się kilka minut po 12. Przez tą przeprowadzkę nie mogłam spać do jakiejś 5. Wstałam, ogarnęłam się i wyszłam do kuchni.
-Jak się spało? - Spytała moja mama, odstawiając kubek z kawą na blat.
-Nawet dobrze. Jestem mega podekscytowana tym wyjazdem do Stanów. - Podeszłam do niej i usiadłam obok.
-Oj kochanie, jeszcze trochę czasu tu zostaniemy. Trzeba załatwić formalności, przewózkę rzeczy i tak dalej. - Objęła mnie ramieniem, kiedy nagle moja komórka zaczęła dzwonić. Wyjęłam ją z kieszeni i spojrzałam na wyświetlacz. Maddie.
-Co tam, przyjaciółko? - Spytałam, gryząc przy tym paluszka, którego chwyciłam wychodząc z kuchni do salonu.
-Włącz MTV. Teraz! - Wrzasnęła moja kumpela do telefonu, aż mnie odrzuciło.
-Okej, okej, ale nie musisz tak na mnie krzyczeć. - Zaśmiałam się, opadając na kanapę. Wzięłam do ręki pilota, włączyłam na MTV i dosłownie mnie zamurowało. Zobaczyłam samego Biebera. Ale nie w tym tkwiła rzecz. Tylko w tym, co mówił...
-I jeżeli oglądasz to teraz, to wiedz, że zależy mi na tobie jak na nikim. Ile cię znam? Wystarczyło kilka godzin, bym zrozumiał, że jesteś kimś wyjątkowym... A jeżeli jesteś kimś, kto zna Jennifer, dziewczynę, która była na scenie podczas One Less Lonely Girl na moim ostatnim koncercie w Londynie, to napisz do mnie na twiterze. Chciałbym wiedzieć chociaż jak się nazywa. A wiem jedynie, że ma na imię Jennifer i jest najpiękniejszą dziewczyną we wszechświecie. I apeluję, jeżeli wiesz, kim jest ta dziewczyna, to skontaktuj się ze mną lub z moim menagerem Scooterem Braunem, on na pewno odczyta każdą wiadomość na twiterze. No... To chyba na tyle. Mam nadzieję, że to dotrze do ciebie, Jennifer.
-Co... - Powiedziałam do siebie, przykładając dłoń do czoła. Poczułam jak mama obejmuje mnie od tyłu i całuje w głowę.
-Teraz to pojedziemy do tych Stanów dwa razy szybciej... - Odparła moja mama, wzdychając.
-Przecież oni mi nie dadzą spokoju. - Powiedziałam łamiącym głosem i oparłam głowę o kant kanapy.
-Kto? - Spytała moja mama, siadając obok mnie.
-No kto? Paparazzi, reporterzy, oni zrobią wszystko, żeby zdobyć wieści.
-Chyba mu na tobie naprawdę zależy. Może daj mu szansę? - Odrzekła, gładząc moją dłoń.
-Mamo, nawet tak nie mów. Wiesz co mi zrobił, wiesz jakie są te głupie gwiazdeczki USA. Zrobią wszystko dla sławy. Nie będę jego kolejną zabaweczką, tak jak ta Selena, czy jak jej tam. Uh, idę do siebie, muszę sobie to wszystko spokojnie ułożyć. - Rzuciłam nerwowo, wstałam i udałam się do swojego pokoju.
Leżałam na łóżku z rękami pod głową, ślepo wpatrując się w sufit.
-Dlaczego mnie podkusiło... - Szepnęłam do siebie, bijąc się z myślami.
-Bo cię sobą zauroczył. - Zobaczyłam nad sobą twarz swojej mamy. Podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam się na nią pytającym wzrokiem.
-No nie mów, że nie. Jest idealny, nieprawdaż? Jest gwiazdą, każda dziewczyna by go chciała, w dodatku ma piękną twarz. Ma coś w sobie i za pewne oszałamiająco pachnie. - Dodała, robiąc podejżliwą minę.
-Co do zapachu to masz całkowitą rację. Ale... Kim on do cholery jest? Zapatrzony w siebie idiota, nieliczący się z uczuciami dziewczyn. - Odparłam, przeczesując włosy do tyłu i opierając się o ścianę.
-Mamo, jeżeli próbujesz mnie do niego przekonać, to wiedz, że ci się nie uda. On jest dla mnie skończony. I w tej chwili... Ja chcę po prostu o nim zapomnieć. Co mi się nie uda, bo ten kretyn jest wszędzie. - Dodałam smutno, kładąc dłoń na dłoni mojej rodzicielki i uśmiechnęłam się do niej. Ona tylko wzdychnęła i rzuciła:
-Tata był dzisiaj na lotnisku i kupił nam wszystkim bilety do Los Angeles. Wyjeżdżamy w środę. To za dwa dni, więc powinnaś się już zacząć pakować.
-Co!? Jejku, to świetnie! - Pisnęłam i przytuliłam mocno mamę.
*
-Już się spakowałaś? - Obróciłam się i ujrzałam mojego uśmiechniętego tatę, opartego o framugę drzwi.
-No tak, w końcu jutro wyjazd. - Odpowiedziałam, odwzajemniając uśmiech i jednocześnie próbując dopiąć ostatnią walizkę. - Pomógłbyś mi?
-Jasne, czekaj. - Tata ruszył w moją stronę, odłożył coś na jedną z szafek i zaczął zmagać się z walizką. Wstałam, podeszłam do szafki, wzięłam do ręki to co położył tam tata i dokładnie obejrzałam. Mój paszport i bilet lotniczy.
-Tato, nie mówiłeś, że wylądujemy w LAX!? - Odparłam podekscytowana, przytulając mocno tatę.
-Czy to ważne? - Zaśmiał się i wzruszył ramionami. - Dobra, macie z Maddie jeszcze dzień, więc pożegnajcie się ze znajomymi. - Dodał, poklepał mnie po ramieniu i wyszedł z pokoju.
Usiadłam na swoim łóżku, zaciągając się zapachem mojego pokoju. Trochę smutno mi było na myśl, że muszę opuścić to mieszkanie. Nie było ani nadzwyczaj piękne, ani jakieś duże, ale było moim mieszkankiem, w którym żyłam 17 lat. Było tu tyle wspomnień... Patrząc na pobliski plac zabaw, uśmiech od razu pojawiał mi się na twarzy. Te cukierkowe obrazy z dzieciństwa wręcz przyprawiały mnie o dreszcze. Przymknęłam oczy, opierając głowę o okno.
Dobra, Jennifer, ogarnij się już. - Powiedziałam do siebie w myśli i otworzyłam szeroko oczy. Wzięłam do ręki komórkę i wybrałam numer Maddie.
-Masz chwilę? - Spytałam, kiedy usłyszałam, jak odebrała.
-Dla ciebie mam całe życie. Coś się stało? - Odpowiedziała, na co uśmiechnęłam się do siebie.
-Nie, po prostu chciałam pospacerować ostatni raz po Londynie.
-Jasne, nie ma sprawy. - Powiedziała entuzjastycznie moja przyjaciółka.
-No to widzimy się za pół godziny w Hyde Parku przy naszym miejscu. - Dodałam i rozłączyłam się, nie czekając na odpowiedź.
Nałożyłam na siebie czarną skórzaną kurtkę, bordowe conversy, oznajmiłam rodzicom gdzie wychodzę, no i wyszłam. Włożyłam słuchawki do uszu i ruszyłam przed siebie. Obok mnie przemykali różni ludzie. Niektórzy mgnęli w pośpiechu, a niektórzy po prostu spacerowali. Jakby zatraceni w świecie, w którym żyją. Mijałam różne sklepy, budynki, miejsca. Z każdym z nich miałam jakieś wspomnienia. Te mniejsze, czy te większe, wszystkie były w moim sercu. Hotele, place zabaw, przystanki... Miejsce, w którym pierwszy raz zapaliłam, czy pierwszy raz się całowałam... To wszystko było takie niesamowite. To miasto mnie wychowało. To dzięki tym miejscom i tym ludziom jestem teraz tym, kim jestem. Kiedy weszłam do parku, nieoczekiwanie wpadłam na mojego przyjaciela Matta, z którym nie widziałam się sporo czasu przez to zamieszanie.
-Co tu robisz, o tej porze, sama, Jen? - Spytał lekko zdziwiony, przechylając głowę na bok.
-Chciałam sobie powspominać trochę i pożegnać się z Londynem... - Odpowiedziałam smutno i spuściłam głowę.
-Co? Jak to pożegnać? O czym ty mówisz? - Odparł chłopak, gromiąc mnie wzrokiem.
-Uh, o matko. Nie powiedziałam ci. Przepraszam, ta cała sytuacja z Bieberem mnie przytłoczyła, tyle się ostatnio dzieje w moim życiu... - Rzuciłam bezsilnie i opadłam na pobliską ławkę.
-Czekaj, zaraz, nie tak szybko... O czym mi nie powiedziałaś? - Matt dodał swoim zachrypniętym głosem, siadając obok mnie i obejmując mnie w talii.
-Księżniczko, masz mi wszystko zaraz wyśpiewać, bo jak nie, to inaczej porozmawiamy! - Dodał, starając się poprawić mi humor i uniósł delikatnie mój podbródek.
-No, ogółem to chodzi o to, że Madds wyciągnęła mnie na ten głupi koncert, zostałam One Less Lonely Girl, co już pewnie zdążyłeś ogarnąć, bo jestem na każdej plotkarskiej stronie w internecie, potem Justin zaprosił mnie na kolację, niechętnie, ale poszłam, tam się upiłam, przespałam z nim, rano dotarło do mnie co odwaliłam, uciekłam z hotelu, paparazzi mnie prześladowali, zresztą nie tylko mnie, ale też Madds i nasze rodziny, mój tata i tata Maddie dostali razem dobrą pracę w Hollywood, no i stwierdziliśmy, że taka wyprowadzka może zmienić nasze życie i wyprowadzamy się do LA, jutro o 2 w nocy mamy lot, lądujemy w LAX... To chyba tyle. - Opowiedziałam mu historię swojego życia, a on patrzył się na mnie, nie dowierzając.
-Dobra. Ja chyba czegoś tu nie czaję. Pieprzyłaś sie z najpopularniejszym facetem na świecie, a po tym wyprowadzasz się do najpopularniejszego miasta, do najpopularniejszej dzielnicy na świecie, a ja, twój najlepszy przyjaciel, dowiaduję się o tym dzień przed? Żarty sobie robisz tak? - Odparł Matt, śmiejąc się ironicznie.
-Nie, Misiek, to nie żart, to rzeczywistość. Cholernie prawdziwa rzeczywistość. Myślisz, że nie chciałabym tu zostać?
-To zostań...
-Nie mogę Mattie. On prędzej czy później mnie tu znajdzie, a w LA będę miała chociaż trochę spokoju. Ale pamiętaj, Mattie. Nieważne, co się stanie, to zawsze będziesz moim przyjacielem. I zawsze będę cię kochać, okej? Nawet jak ty przestaniesz kochać mnie. - Odparłam, starając się brzmieć optymistycznie. Ujęłam twarz mojego przyjaciela i pocałowałam go delikatnie w nos.
-Eh.. Nie zapomnę. Przecież będziemy się odwiedzać. Przyjaciele na zawsze, nie? - Powiedział Matt i wyciągnął do mnie mały palec.
-Na zawsze. - Odparłam i oplotłam jego palec swoim, po czym Matt mocno mnie do siebie przytulił.
-Hej, hej, gołąbeczki, nie zapędzajcie się za bardzo. - Podeszła do nas Maddie i powiedziała swoim słodkim tonem.
-O, hej, Madds. - Rzucił zażenowanym tonem Matt i przywitał się z moją przyjaciółką.
-Hej, Matts. Co tu robisz? - Spytała dziewczyna, robiąc zdziwioną minę.
-A nic, spotkałem Jen przypadkiem, w sumie to czas na mnie. - Odparł, przeczesując niezdarnie włosy i próbował odejść, ale w ostatniej chwili złapałam go za rękę i przyciągnęłam do siebie.
-Kocham cię Mattie. - Szepnęłam mu do ucha, przytulając go z całej siły.
-Ja ciebie też kocham, Jenny. Zazdroszczę Bieberowi tego, czego z tobą dokonał. - Odpowiedział, oddalając nas od siebie.
-Oj, Matt. - Przewróciłam oczami i delikatnie walnęłam go w ramię.
-No a ja? - Spytała moja kumpela, robiąc słodką minę.
-Ciebie też kocham. - Powiedział Matt i przytulił Maddie.
-Trzymajcie się w tym LA. Przyjadę do was w wakacje, macie moje słowo! - Dodał na odchodnym, pomachał nam i poszedł.
-Niesamowity człowiek. - Powiedziała moja przyjaciółka, odwracając się do mnie.
-Racja... Szkoda mi go. Kto mu będzie teraz pomagał w robieniu jajecznicy!? - Zaśmiałam się i wzięłam Madds pod rękę.
-Tak, robienie z Mattiem jajecznicy jest lepsze niż cokolwiek na świecie. - Zawtórowała mi śmiechem i ruszyłyśmy przed siebie.
-Trochę mi smutno, że wyjeżdżamy. Ale to co dzisiaj zrobił Justin przekroczyło wszelkie granice mojej cierpliwości.
-Dokładnie. On jest bezczelny. Myśli, że polecisz na telewizję, o proszę. - Rzuciła sarkastycznie Maddie, stając na chwilę w miejscu. -Ale może naprawdę się zakochał? - Dodała, przyglądając mi się uważnie.
-Madds, głuptasie. Dla niego każda najmniejsza sensacja jest ważna. Teraz gada o nim cały świat. - Odparłam i przewróciłam oczami.
Połaziłyśmy po mieście, aż się ściemniło, po czym obie wróciłyśmy do swoich domów.
Na wejściu przywitali mnie rodzice, którzy przenosili do salonu pudła z rzeczami.
-Pożegnana? - Spytała mama odkładając na ziemię jedno z pudeł.
-Tak. Z miastem, z ludźmi. Jest okej. A teraz, pozwólcie, że pójdę do siebie, w końcu muszę się wyspać, bo jutro raczej na pewno zawalimy noc. - Powiedziałam z uśmiechem, pożegnałam się z rodzicami i poszłam do siebie.
*
Otworzyłam oczy i prawie dostałam zawału, kiedy zobaczyłam nad sobą twarz mojej mamy.
-Kurczę, co wy macie z tym porannym budzeniem mnie... - Spojrzałam na zegarek. -Przed ósmą. - Dodałam zirytowana i jeszcze nie do końca przytomna.
-Powinnaś na to spojrzeć. - Odparła moja mama i rzuciła mi gazetę. -Dzisiejsza. - Dopowiedziała i wyszła, z mojego pokoju.
                                                                                                                  
ponownie spytam. ktoś to czyta? ;x
naprawdę będę wdzięczna całym sercem, za każdy, nawet króciutki komentarz. :<

ROZDZIAŁ 2.


Jakieś pół godziny później znaleźliśmy się w hotelu, w którym nocował Bieber. Tam udaliśmy się do jego apartamentu i zamówiliśmy jedzenie. Usiadłam na łóżku i zaczęłam bawić się bluzką.
-Nie bądź taka zamknięta w sobie, skarbie. - Justin podszedł do mnie i usiadł obok.
-Od kiedy prześliśmy na 'skarbie'? - Odpowiedziałam lekko podirytowana i spuściłam wzrok.
-Co jest?
-Nic, po prostu... Moja przyjaciółka powinna tu być, nie ja.
-Ale ty jesteś. - Odparł chłopak i pogłaskał mnie po twarzy, przez co na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. W tym momencie do drzwi zapukał kelner z kolacją. Usiedliśmy do stołu i zajęliśmy się jedzeniem.
-Naprawdę jestem piękna? - Spytałam nieśmiało, uśmiechając się półgębkiem.
-Najpiękniejsza. - Odpowiedział Justin, również się uśmiechając. -Napijesz się? - Spytał, wskazując ręką na butelkę wina.
-Nie powinnam.. - Rzuciłam, spuszczając wzrok i przygryzając wargę.
-Nie daj się prosić.
-No.. Niech ci będzie. Lampkę. - Odrzekłam, uśmiechając się do siebie.
*
Popijaliśmy wino, rozmawiając przy tym o wszystkim. O jego karierze, dzieciństwie, o Londynie, Stanach, śmialiśmy się dużo. W dodatku procenty w moim organiźmie zaczęły się udzielać. Załatwiliśmy prawie trzy butelki wina, więc w sumie, nie było powodu, by się dziwić. W pewnym momencie Justin spojrzał mi bardzo, bardzo, bardzo głęboko w oczy, gładząc przy tym moją dłoń. Odległość pomiędzy naszymi twarzami zaczęła się zmniejszać, a moje serce zaczynało bić coraz szybciej. I stało się. Nasze usta złączyły się w delikatnym pocałunku, który z chwili na chwilę robił się coraz bardziej namiętny. Chłopak delikatnie położył mnie na łóżku, jednocześnie kładąc się na mnie. Zaczął całować moją szyję, obojczyki, dekolt, a ja odpływałam. Z dwóch powodów. Z powodu alkoholu i przez to co robił. I w tym momencie urwał mi się film...
*
Obudziły mnie promienie słońca, które delikatnie muskały moją twarz. Nie otwierając oczu, zaciągnęłam się wiosennym powietrzem, ale coś mi nie pasowało. Poczułam dziwny zapach, jakby męskich perfum. Podniosłam się do pozycji siedzącej i zobaczyłam hotelowy pokój, a co gorsza, moje ubrania na podłodze, kieliszki, butelki po winie.
-Cholera... - Szepnęłam do siebie, przykładając dłoń do czoła. Z łazienki słychać było dźwięk wody, co wskazywało na to, że Justin brał prysznic. Kiedy próbowałam wstać, poczułam dziwny ból w podbrzuszu. Mimo tego, że miałam na sobie bieliznę, zaczęłam jeszcze bardziej się denerwować. Wstałam, ubrałam się we wczorajsze rzeczy, wzięłam torebkę i oparłam się przy drzwiach od łazienki. Woda ucichła i otworzyły się drzwi, z których wyszedł Bieber. Na mój widok od razu się uśmiechnął i próbował mnie pocałować, ale uderzyłam go w twarz z otwartej.
-Za co!? - Krzyknął, udając oburzenie.
-Za co!? Masz mnie za kretynkę!? Jak mogłeś upić mnie i przelecieć!? Myślałam, że jesteś inny, ale jesteś zwykłym zasranym nastolatkiem, wykorzystującym głupie fanki, które wierzą we wszystko co powiesz! Zejdź mi zdrogi. - Wrzasnęłam, odepchnęłam go i wybiegłam z pokoju.
-Jen, poczekaj! To nie tak, daj mi dojść do słowa! - Krzyknął za mną, ale był w ręczniku, więc nie mógł za mną pobiec.
Wyprułam z budynku jak idiotka, biegnąc przed siebie. Paparazzi i reporterzy stojący pod hotelem od razu rzucili się w moją stronę z aparatami i kamerami, ale zdołałam wsiąść do autobusu, który właśnie stanął na przystanku.
-Co ja zrobiłam... - Szepnęłam do siebie, usiadłam na siedzeniu i oparłam głowę o szybę. Wyjęłam telefon z torby. 27 nieodebranych... Zdziwiło mnie to, że od rodziców były jedynie dwa, a reszta była od Maddie. Nie zastanawiając się długo, wybrałam jej numer i zadzwoniłam. Jeden sygnał, drugi sygnał, trzeci sygnał...
-Jennifer, w końcu! Co się z tobą dzieje!? - Wrzasnęła moja przyjaciółka, przez co pękłam. Rozbeczałam się jak małe dziecko.
-Maddie... Ja... Mogę do ciebie przyjechać...? - Wykrztusiłam, czując słony smak łez w ustach.
-Tak, oczywiście. - Odpowiedziała Madds, a ja rozłączyłam się i schowałam twarz w dłoniach.
*
Kiedy Maddie otworzyła mi drzwi, momentalnie rzuciłam się na nią i znów zaczęłam ryczeć.
-Chodź, do pokoju, opowiesz mi wszystko. - Objęła mnie i weszłyśmy na górę.
Usiadłam na łóżku, a przyjaciółka usiadła obok mnie.
-Co się stało?
-Bo... On mnie wziął na scenę, a potem za kulisy, a potem do swojego hotelu na kolację, a potem mnie upił i przeleciał... Upił mnie i przeleciał... Ja nie byłam świadoma tego wszystkiego, ja nic nie pamiętam... Ale wiem, że to zrobił, zrobił to... Ja... Ja się tak źle czuję... Czuję obrzydzenie do siebie... To wszystko jest źle... On... On mnie wykorzystał... Rozumiesz to...
-Zaczekaj. Justin. Robiłaś to z Justinem!? - Odparła zszokowana Maddie, na co ja kiwnęłam twierdząco głową.
-Zrobiłam to z Justinem..
-Przecież... Musimy iść z tym na policję. Rozumiesz? On to zrobił bezprawnie, tak nie można. Jesteś niepełnoletnia, on za to beknie...
-Nie, Maddie.. Nic nie zrobimy.. Zgodziłam się na to..
-Ale upił cię! - Wrzasnęła moja przyjaciółka, gestykulując gwałtownie rękami.
-Madds, Madds, uspokój się. - Złapałam ją za nadgarstki i przytuliłam się do niej.
-Twoja mama dzwoniła do mnie. Powiedziałam jej, że zostałaś u mnie na noc...
-Kocham Cię, Maddie. Kocham cię jak chuj. - Dodałam, cały czas ją przytulając.

*
Mama obudziła mnie koło 10. Przyniosła mi śniadanie i usiadła na krzesełku obok łóżka.
-Opowiadaj. - Odparła z uśmiechem.
-Ale co? - Udałam zdziwioną i wzięłam od niej tackę.
-No jak to co! Jak koncert!?
-Aa. Było świetnie. Fanki piszczały. I wziął mnie na scenę, a potem tylko chwilę z nim rozmawiałam, dał mi autograf i tyle. - Opowiedziałam z udawaną radością i zabrałam się za jedzenie.
-No to chyba niesamowite przeżycie. Słuchaj, jadę z tatą na rozmowę o nową pracę, bo dostał bardzo dobrą propozycję. Może nawet przeprowadzimy się do Stanów. Będziemy wieczorem. Poradzisz sobie? - Spytała troskliwie mama, łapiąc mnie za rękę.
-Do Stanów? Świetnie. Jasne, że sobie poradzę. Życz mu ode mnie powodzenia. - Odpowiedziałam podekscytowana, po czym mama cmoknęła mnie w policzek i wyszła.
No i świetnie. Zostałam sama. Jak palec.
Wzięłam prysznic, ogarnęłam się i poszłam do kuchni. Wyjęłam z lodówki sok, po czym udałam się do salonu. Włączyłam telewizję i zaczęłam skakać po kanałach. Zostawiłam na jakichś wiadomościach i wygodnie rozsiadłam się na kanapie.
-Wczorajszy koncert Justina był największym wydarzeniem w tym roku. Nie obyło się oczywiście fanki na scenie podczas One Less Lonely Girl. Najpiękniejszej fanki, jak ujął to Justin. - Usłyszałam z telewizora, a moje ciśnienie momentalnie się podniosło.
-Nie jestem jego fanką! - Wrzasnęłam do siebie, wyłączając telewizor.
*Oczami Justina*
Leżałem na łóżku, nie mogąc przestać o niej myśleć. Co ja zrobiłem... Dlaczego jestem takim bezuczuciowym skurwielem? Upiłem ją i przeruchałem. I dlaczego się tym przejmuję? Przecież to zwykła laska. Co mnie w niej tak bardzo pociągało? Może to, jak obojętna była, że nie zrobiłaby dla mnie wszystkiego. Jej ciało, twarz, włosy, zapach, spojrzenie, to, jak przygryzała seksownie wargi... Kurwa. Co się ze mną dzieje!? Muszę przestać o niej myśleć.
Odpaliłem papierosa, wyszedłem na balkon i oparłem się o barierkę. Londyn w nocy był taki piękny. Taki ogromny... Patrząc na to miasto, traciłem jakiekolwiek nadzieję, że znów ją spotkam. Nawet nie wiem, jak miała na nazwisko. Tylko co ja jej powiem? Przepraszam, że cię przeleciałem, ale zakochałem się w tobie? Gorszej bajery chyba nie można wymyślić... Jutro wyjazd. A ja nic nie mogę zrobić. Może już nigdy jej nie spotkam? Na pewno już nigdy nie będzie chciała się ze mną spotkać. Zaciągnąłem się i nie wiedząc czemu, po moim policzku spłynęła pojedyncza łza.
-Nie jest dobrze... - Warknąłem do siebie, przykładając dłoń do czoła. -Wszystko spieprzyłem.
                                                                                                                  
ktoś to czyta ?


wtorek, 19 lutego 2013

ROZDZIAŁ 1.


Obudził mnie przeraźliwy dźwięk telefonu. Otworzyłam słabo oczy, jednocześnie siadając skrzyżnie na łóżku. Na zegarku widniała godzina 7:30.
-Kogo o tej porze niesie... - Powiedziałam do siebie i niechętnie wzięłam do ręki telefon, który nie przestawał dzwonić. Maddie.
-No wkońcu! Słuchaj nie uwierzysz. - Pisnęła do telefonu moja przyjaciółka, co momentalnie mnie rozbudziło.
-Czego ty chcesz? Jest 7 rano! Zabiję cię, jeśli to nie jest ważne.
-KONCERT JUSTINA W LONDYNIE! - Wrzasnęła dziewczyna z odczuwalnym podnieceniem.
-Serio? Kiedy? Gdzie? Jak? Za ile? - Spytałam lekko zdziwiona, opierając się jedną ręką o łóżko.
-Za miesiąc, Wembley Arena, normalnie, kupujemy Diamondy za 500 funtów!
-Co? Oszalałaś? Rodzice nigdy nie dadzą mi tyle kasy na koncert... Na pewno nie jego. - Odpowiedziałam zasmucona, wstając przy tym i podchodząc do okna.
-Jen, proszę. Na pewno coś wykombinujesz. Może tata spróbuje coś ci załatwić? Jutro rusza sprzedaż biletów. - Odparła Maddie z nadzieją w głosie.
-Jutro? Żartujesz sobie ze mnie? Nie ma takiej opcji, Maddie. Przepraszam. Idź sama... Poza tym. Nie jestem jego fanką, żeby płacić 500 funtów za spotkanie z nim. Muszę kończyć, na razie. - Rzuciłam niechętnie, odłożyłam telefon na szafkę i udałam się do kuchni. Mój tata o mało nie dostał zawału, kiedy ujrzał mnie w drzwiach.
-Jenny, skarbie, wszystko w porządku? - Spytał, odkładając gazetę na stół.
-Tak. Wszystko jest okej. - Odpowiedziałam zimno, odwracając się tyłem do taty, by nie widział grymasu na mojej twarzy.
-Chodź tu, usiądź. - Wskazał miejsce obok siebie, na co ja posłusznie wykonałam polecenie. -Więc? O co chodzi?
-Obiecujesz, że nie będziesz się śmiać? - Spytałam, uśmiechając się lekko.
-Obiecuję. Mów.
-Za miesiąc jest koncert Justina Biebera w naszym mieście. Jutro rusza sprzedaż biletów. Maddie kupuje na Diamond, z możliwością poznania go. - Odparłam, patrząc na tatę oczami pełnymi nadziei.
-Eh. A ile ten bilet kosztuje?
-500 funtów...
-Córcia, wiesz, że nie mamy teraz pieniędzy na takie wydatki. - Odrzekł tata, obejmując mnie ramieniem. -Nie pierwszy i nie ostatni raz ten chłopak będzie w Londynie.
-Jasne. - Odpowiedziałam, uśmiechając się blado. Zabrałam jogurt z kuchni i wróciłam do pokoju.
*
Koncert Justina zbliżał się nieubłagalnie. Z każdym dniem zaczynało zależeć mi coraz bardziej. Nie rozumiałam tego. Nie byłam Belieberką. Nie lubiłam jego muzyki. Ale miał w sobie coś dziwnego. Około 17 zadzwoniła do mnie Maddie. Nie widziałam się z nią od dwóch tygodni, z powodu choroby. Stęskniłam się za nią i przede wszystkim żałowałam, że tak na nią ostatnio naskoczyłam o ten koncert.
-Próbowałam wszystkiego. Wszystkiego, rozumiesz? Spóźniłam się... Tak bardzo pragnęłam biletu na Diamond Circle, że wykupili całą resztę. Nie ma już nic. Nawet biletów na sektory. - Wyłkała moja przyjaciółka do słuchawki, a mnie zrobiło się jakoś dziwnie na sercu.
-Maddie... Zadzwonię do ciebie za jakiś czas. Daj mi z pół godziny. - Odparłam i rozłączyłam się.
'Tutaj chodzi o moją przyjaciółkę. Która kocha Justina za wszystko. Z którą spędziłam całe życie. Muszę załatwić te bilety.' Pomyślałam do siebie i usiadłam z laptopem na łóżku. Zaczęłam szukać w internecie jakichś stron, czy ewentualnie ostatnich biletów na aukcjach. Nagle na moim ekranie pojawiła się reklama 'Chcesz wygrać Golden bilety na koncert Justina Biebera? Nie czekaj! Klik!' Nie zastanawiając się długo kliknęłam w reklamę. Po chwili wyświetliła mi się strona samego Biebera. 'Skoro już zdecydowałaś się wygrać bilety, to na co czekasz? Wyślij smsa o treści GOLDEN na numer 1000. Oddzwonimy do Ciebie!' Wzięłam do ręki komórkę i wysłałam smsa. Opadłam bezsilnie na łóżku, a już chwilę później mój telefon zaczął dzwonić.
-Halo?
-Do kogo się dodzwoniliśmy? - Usłyszałam głos młodej kobiety. Moje serce przyspieszyło do granic możliwości.
-Jennifer Stewart. - Odpowiedziałam, łapiąc nerwowo oddech.
-Odpowiedz mi na jedno pytanie. Jak nazywają się perfumy Justina Biebera?
-SOMEDAY! - Wręcz krzyknęłam do telefonu, na co kobieta zaśmiała się serdecznie.
-Brawo. Proszę zgłosić się po bilety przed koncertem, na hasło 'someday'. Życzymy udanej zabawy.
Nie wierzyłam w to, co się stało. Cieszyłam się tak bardzo. Od razu zadzwoniłam do Maddie i powiedziałam jej o wszystkim. Oczywiście zostałam zabita piskiem.
*
Do areny podwiózł nas mój tata. Mimo, że były 3 godziny przed koncertem, to fanek były miliony. Faktycznie, ten pisk był przeraźliwy. Nie miałyśmy pojęcia jak dostać się do wejścia, nie było żadnych szans. Nagle do areny podjechał wielki samochód. Jak mniemam, znajdował się w nim Bieber, bo wszystkie fanki rzuciły się w jego stronę. Nieważne co to było, ale dzięki temu dostałyśmy się do wejścia. Podeszłyśmy do bramek, przy których stało czterech przypakowanych ochroniarzy.
-Bilety? - Odparł jeden sucho, patrząc się na nas podejrzliwie.
-Someday? - Powiedziałam niepewnie, na co ochroniarze spojrzeli po sobie i dali nam opaski.
Weszłyśmy do budynku. W środku znajdowało się zaledwie kilkadziesiąt osób. Jacyś biznesmeni, ochroniarze i kilka fanek na strefie diamond. Poszłyśmy na wyznaczone miejsce pod sceną i stanęłyśmy przy barierkach.
-Myślisz, że jest jakaś szansa, że weźmie mnie na scenę na One Less Lonely Girl? - Spytała mnie przyjaciółka podekscytowana.
-Maddie, naprawdę sądzisz, że on sam je wybiera? To są córeczki głupich biznesmenów, puste lale, zrozum to.
-Tak uważasz? - Dodała speszona.
-Wiem to.
*Oczami Justina*
-Cholera, Scooter, mówiłem nie jeździjmy tym wozem. - Powiedziałem wkurzony do mojego menagera, na co on tylko wzruszył ramionami i rzucił sucho:
-Grałbyś metal, nie miał byś takich problemów.
-Ugh... - Burknąłem i przewróciłem teatralnie oczami.
-Justin, wchodzisz za 5 minut! - Krzyknęła do mnie jakaś dziwna kobieta, na co wszyscy ruszyliśmy pod scenę. Obserwowałem fanki zza zasłonki. Miałem idealny widok na Golden Circle. Przyprawiało mnie to o dreszcze, te dziewczyny, całe zapłakane, przeze mnie. Z nadzieją, że chociaż dotknę ich dłoni, czy spojrzę na nie. Nagle w oczy rzuciła mi się ciemnej karnacji, szczupła dziewczyna z długimi włosami. Wyglądała tak obojętnie. Jakby była tu z przymusu. Nie wiedząc czemu, spodobało mi się to. Odwróciłem się do Scootera i Kenny'ego i odparłem przerywając ich jakże inteligentną konwersację o brytyjskich hamburgerach.
-Scooter.
-Tak, Justin? - Nachylił się nade mną.
-Chcę ją na One Less Lonely Girl.
-Którą?
-Tą w czarnej bokserce, długich włosach, grzywka do góry, podarte jeansy. Widzisz ją? - Odparłem i wskazałem na dziewczynę.
-Tak, widzę. - Odpowiedział Scooter, zwrócił się do Kenny'ego, a ten gdzieś poszedł.
-Minuta! - Krzyknęła pani director, a ja ze schodów krzyknąłem jeszcze do menagera:
-Nie strać jej z oczu.
-Zrozumiano. - Odpowiedział, a mnie wypchnięto na scenę.
*Oczami Jennifer*
W pewnym momencie hali zrobiło się całkiem ciemno. Dziewczyny ucichły, słychać było jedynie czyjś oddech z głośników. No i bum... Światła ponownie się zapaliły i na scenę wszedł on. Dziewczyny zaczęły niewiarygodnie piszczeć. Justin zaczął śpiewać piosenkę As Long As You Love Me. Chodził po scenie, tańczył, schylał się do fanek i podawał im ręce. Śpiewał piosenkę po piosence, a ja z każdą chwilą czułam, że mi się przygląda. Nasze spojrzenia spotykały się co kilka sekund. 'Co do chuja?' Powiedziałam do siebie w myślach i skrzyżowałam ręce na piersi. Moja przyjaciółka szalała. Piszczała, skakała do sceny, płakała. Nagle jeden z ochroniarzy krzyknął do mnie.
-Ej, ty w czarnym!
-Ja? - Odparłam zdziwiona, wskazując na siebie.
-Tak, ty. Chodź tu. - Spojrzałam na Maddie zdziwionym wzrokiem, co ona odwzajemniła. Ochroniarz podszedł bliżej mnie i wyciągnął mnie z tłumu. Nagle z głośników poleciały pierwsze nuty piosenki One Less Lonely Girl. Ochroniarz pociągnął mnie za scenę, a ja w ostatniej chwili spojrzałam na moją przyjaciółkę. Miała szklanki w oczach, w dodatku patrzyła na mnie takim wzrokiem. Powiedziałam cicho 'przepraszam', ale ona odwróciła się w stronę tłumu. Nagle podszedł do mnie jakiś dziwny facet.
-Ja jestem Scooter, menager Justina. Dobra, za niecałą minutę wyjdziesz tam na scenę, zostaniesz posadzona na krześle, czy czymś tam innym, Justin będzie cię dotykał, śpiewał do ciebie, da ci kwiaty, nie zemdlej. Oddychaj. Pamiętaj o oddechu, masz oddychać, bo jak przestaniesz oddychać, to zemdlejesz, a Justinowi nie sprzyjają takie sytuacje. No. Lecisz. - Powiedział obojętnie mężczyzna. Grupa tancerzy podeszła do mnie, dosłownie wypchnęła mnie na scenę i posadziła na fotelu, tronie, nie wiem jak to nazwać. Czułam jak serce za wszelką cenę chce wyskoczyć, a płuca podchodziły mi do gardła. Nie wiedziałam na co patrzeć, na fanki, czy na niego. W pewnej chwili podszedł do mnie, ujął moją twarz w dłonie i spojrzał mi głęboko w oczy. Wtedy dotarł do mnie jego zapach. Delikatny, a zarazem mocny zapach męskich perfum. Przymknęłam powieki, czując, jak oczy napełniają mi się łzami. Starałam się oddychać spokojnie, tak jak mówił Scooter, ale zaczynałam tracić kontakt z rzeczywistością. Justin złapał mnie za rękę i powoli podniósł do pozycji stojącej. Objął mnie swoim ramieniem, nie puszczając mojej dłoni i zaczął śpiewać mi do ucha. Odwróciłam głowę w drugą stronę, ale on znalazł się tam w ułamku sekundy. Podniósł mój podbródek dwoma palcami, a jego oczy znów utkwiły w moich. Uśmiechnął się, zaśpiewał ostatnie wersy piosenki i przytulił mnie mocno.
-Jak masz na imię? - Spytał, ciągle trzymając mnie za rękę.
-Jennifer... - Odparłam niepewnie, spuszczając wzrok.
-Powitajcie Jennifer brawami! - Powiedział i dodał na wyjściu: -Najpiękniejszą fankę.
Kiedy zeszliśmy ze sceny, moje serce znacznie się uspokoiło.
-Nie jestem twoją fanką. - Rzuciłam obojętnie z delikatnym grymasem na twarzy.
-Idę zaśpiewać im jeszcze kilka piosenek, pogadam z nimi trochę i wrócę do ciebie. Nie ruszaj się stąd. - Krzyknął przez hałas, cmoknął mnie w policzek i pobiegł z powrotem na scenę.
-Jak ci na imię? - Podbiegła do mnie szczupła blondynka z szerokim uśmiechem.
-Jennifer.
-Czego ci trzeba, Jennifer?
-Pić.
-Już przynoszę. Chodź ze mną, zaprowadzę cię do garderoby Justina, tam na niego poczekasz. - Powiedziała, cały czas się uśmiechając i zaprowadziła mnie do pokoju Biebera.
Usiadłam skrzyżnie na fotelu, pijąc wodę, którą przyniosła mi kobieta. Położyłam głowę na oparciu fotela i przymknęłam oczy.
-Hej, nie śpij, Jennifer. - Otworzyłam oczy i ujrzałam uśmiechniętego Justina kucającego tuż przede mną.
-Co? Usnęłam? Co!? - Wstałam na nogi, ruszając w stronę wyjścia. W ostaniej chwili chłopak złapał mnie za rękę i pociągnął do siebie.
-Aż tak mnie nienawidzisz? Jeśli tak, to dlaczego tu jesteś? Dlaczego prawie płakałaś na scenie?
-Co? Nie nienawidzę cię. Mówiłam tylko, że nie jestem twoją fanką. A jestem tu dla przyjaciółki.
-Pewnie zgłodniałaś. - Odparł Justin, łapiąc delikatnie moją dłoń.
-Trochę. - Odpowiedziałam obojętnie, przygryzając dolną wargę.
-A więc zapraszam cię na kolację.
                                                                                                                  
oki. pierwszy rozdział wita.
jak czytasz, to zostaw po sobie komentarz, będzie mi miło. ;)
tutaj trailer opowiadania: http://www.youtube.com/watch?v=SsesYtoIm28