sobota, 24 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ 24.

-Obiecujecie na siebie uważać? - Zwróciła się do nas moja mama, kiedy udaliśmy się do przedpokoju.
-Tak, mamo, przestań pytać. - Przewróciłam oczami, na co Justin zaśmiał się pod nosem.
-Do widzenia, pani Stewart. - Rzucił na wyjściu, ale niestety moja mama chwyciła go za rękę i przyciągnęła do siebie, przez co wylądował w jej ramionach.
-Opiekuj się Jennifer. - Mruknęła mu we włosy.
Przewróciłam oczami, krzyżując ręce na piersi.
-Mamo. - Przeciągnęłam, oglądając ze znudzenia paznokcie.
-Chodź tu, skarbie. - Moja rodzicielka otworzyła jedno ramię.
Nie miałam wyjścia i podeszłam do niej, dołączając się do grupowego uścisku.
-Ał. - Pisnęłam, kiedy poczułam, jak czyjaś ręka uszczypnęła mnie w tyłek.
Nie muszę chyba mówić czyja.
-Co się stało, Jen? - Zwrócił się do mnie Justin z cwaniackim uśmiechem.
-Chodźmy już. - Wywróciłam oczami. -Trzymaj się, mamo. - Dodałam i zabrałam swoją torbę, po czym wyszłam na zewnątrz, gdzie czekał już Scooter.
-Dlaczego jesteś taka nieprzyjemna dla swojej mamy? - Spytał Jus, odbierając ode mnie bagaż.
-Nieprzyjemna? - Parsknęłam śmiechem. -To ona jest nadwrażliwa.
-W każdym razie, żyjesz dzięki niej. - Uśmiechnął się, wkładając moją torbę do bagażnika.
-Siema, Scooter. - Przywitał się z managerem, kiedy wsiedliśmy na tylne siedzenia.
-Hej, dzieciaki. - Rzucił mężczyzna, oglądając się za siebie w celu sprawdzenia, czy na drodze nie ma innych samochodów.
-Witaj, Scooter. - Uśmiechnęłam się serdecznie, co od razu odwzajemnił.
-Miło cię widzieć, Jennifer. - Dodał i odpalił silnik.
-Masz paszport i dokumenty? - Spytał po chwili, skupiając się na drodze.
-Owszem. - Kiwnęłam twierdząco głową i oparłam ją na ramieniu Justina.
-To dobrze, bo mogą się do nas przyczepić. Ostatnio była jakaś akcja na LAX. - Z jego ust wysmyknęło się ciche westchnięcie.
-Dobra, wysiadajcie. - Odparł, zatrzymując samochód na parkingu przy lotnisku.
Justin podniósł się ze swojego miejsca, wysiadł na zewnątrz, okrążył pojazd i otworzył drzwi z mojej strony.
-Niech księżniczka wysiada. - Skinął ręką, ostatecznie zaginając ją za plecy.
-Oh. - Westchnęłam, po czym zachichotałam i wysiadłam z auta.
-Wezmę twoją torbę. - Uśmiechnął się, zabierając mój bagaż, po czym wszyscy ruszyliśmy do przodu.
-Macie moje rzeczy? - Jus zwrócił się do jednego z mężczyzn, którzy czekali na nas pod tylnym wejściem do lotniska.
-Mamy. - Odpowiedział jeden z nich, odbierając od mojego chłopaka torbę należącą do mnie.
-Więc chodźmy. - Odparł Scooter, na co wszyscy ruszyliśmy za nim do podziemi.
-Możecie czuć się jak vipy. - Zaśmiał się ochroniarz Justina.
Uśmiechnęłam się półgębkiem, idąc wzdłuż korytarza.
-Dajcie dokumenty. - Zwrócił się do nas jeden z mężczyzn, na co wszyscy posłusznie oddaliśmy mu paszporty i dokumenty tożsamości, które chwilę później wylądowały w rękach pracownicy lotniska.
-Życzymy miłej podróży. - Uśmiechnęła się blondynka i otworzyła bramkę, przez którą przeszliśmy, udając się na zewnątrz.
-Nasz kochany samolot. - Pisnął Justin, podbiegając do maszyny i obejmując ją ramionami.
Co z nim jest nie tak?
-Nawet mnie przytulasz z mniejszą czułością. - Fuknęłam.
-Pewna? - Uniósł brwi, powoli podchodząc do mnie.
Kiwnęłam twierdząco głową i cofnęłam się kilka kroków do tyłu.
-Zaraz poczujesz moją czułość! - Krzyknął i podbiegł do mnie, przerzucając mnie sobie przez ramię, po czym zaczął biec w kierunku samolotu.
Kiedy już byliśmy w środku, dosłownie RZUCIŁ mnie na fotele i schylił się nade mną tak, że nasze twarze dzieliły marne centymetry.
-Jestem w stosunku do ciebie nieczuły? - Mruknął.
Nie odpowiedziałam, tylko przygryzłam lekko dolną wargę.
-Jestem nieczuły? - Powtórzył, unosząc brwi.
-Odpowiedz, jak pytam! - Dodał i zaczął mnie łaskotać.
-Justin... J-jesteś bardzo... Czuły... Tylko proszę... P-przestań... - Wyjąkałam z trudem, próbując go z siebie zepchnąć.
-Powiedz, że jestem najbardziej czułym chłopakiem na świecie. - Upierał się, nie przestając mnie gilgotać.
-Jesteś najbardziej czułym chłopakiem na świecie! - Krzyknęłam i parsknęłam śmiechem.
-Dobra, dzieciaki, dość tego. - Usłyszeliśmy za sobą rozbawiony głos Scootera, na co od razu podnieśliśmy się na równe nogi.
-Opanujcie się przez tę godzinę. - Pokręcił głową i opadł na siedzeniu obok nas.
Justin spuścił wzrok, również lokując się na jednym z foteli i pociągając mnie za sobą.
*
-Nudzi mi się, Jay. - Mruknęłam, odwracając głowę w stronę chłopaka.
-Spójrz tam. - Przybliżył się do mnie i wskazał ręką na toaletę.
-No? - Uniosłam jedną brew ze zdziwienia.
-Tam jest toaleta. - Odparł z cwaniackim uśmiechem.
-I?
-Tam nam nikt nie przeszkodzi. - Mruknął.
Dopiero po chwili zrozumiałam jego aluzję.
-Jesteś obleśny. - Burknęłam z udawanym oburzeniem.
-Między innymi dlatego mnie kochasz. - Jus oblizał usta, znacznie się do mnie przybliżając, czym zmniejszył odległość między nami do minimum.
-Zaraz lądujemy! - Krzyknął Scooter, na co odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni.
-Kocham to robić. - Mruknął, śmiejąc się pod nosem.
-Nienawidzę cię, Scooter. - Fuknął Justin z wyrzutem.
-Kochasz mnie, młody. - Szturchnął lekko ramię chłopaka. -Gdyby nie ja nie byłoby cię tutaj w tej chwili.
-Dobra, siadajcie na miejscach i zapinajcie pasy, lądujemy za kilka minut. - Oznajmił pilot, na co wszyscy posłusznie wykonali jego zadanie.
-Daj mi rękę. - Szepnął Justin, kładąc rozłożoną dłoń na moim ramieniu.
Uścisnęłam ją bez słowa.
W pewnej chwili poczułam, jak moje wnętrzności miksują się w jedną, zbitą papkę.
O ile to możliwe.
-Nasz pilot lubi manewrować. - Zaśmiał się szatyn. -Śmiało, możesz ściskać moją rękę. Nie dałem ci jej bez powodu.
Zacisnęłam usta, nieco zniżając się w siedzeniu.
-Kocham cię. - Rzucił nieoczekiwanie Justin.
Spojrzałam na niego jak na idiotę, na co on tylko się zaśmiał?
-Zginiemy? - Spytałam lekko przerażona.
-Już wylądowaliśmy, skarbie. - Uśmiechnął się szeroko, przybliżając swoją twarz do mojego ucha. -Ale twoja mina była bezcenna. - Szepnął i po złożeniu na mojej skroni pocałunku, odsunął się i odpiął pas ruszając do wyjścia z samolotu.
-Poczekaj chwilę, ktoś zaraz po ciebie przyjdzie. - Odparł i wyszedł, schylając się, by nie uderzyć głową o górną framugę drzwi.
Posłusznie siedziałam na miejscu, w między czasie przeglądając Twittera.
Same tweety o Justinie w Nowym Jorku.
No, coś czuję, że to będzie ciężki tydzień.
-Jen. - Zawołał Scooter, podchodząc do mnie. -Załóż to proszę. - Podał mi torbę i wskazał ręką na toaletę, po czym dodał: -Będę tu czekał.
Odebrałam od niego papierową torebkę i skierowałam się do toalety, gdzie wyjęłam wszystko na umywalkę.
Bluza, okulary przeciwsłoneczne, bandana, beanie, spodnie z luźnym krokiem.
Coś mi się wydaje, że mam robić za tancerza.
A z resztą.
Założyłam na siebie ubrania i wyszłam z toalety, odkładając swoje rzeczy na któreś z siedzeń.
-Okej, Jennifer, teraz słuchaj mnie uważnie. - Zaczął Scooter.
Kiwnęłam twierdząco głową.
-Dopóki nie dotrzemy do hotelu nie możesz zdejmować okularów, kaptura, czapki, nie możesz także mówić nic o Justinie, rozmawiać z reporterami, reagować na jakiekolwiek zaczepki od nich i od fanów, od kogokolwiek. Masz zachować kamienną twarz, lekko się uśmiechaj i kiedy mówimy, żebyś jak najszybciej przemieściła się do drugiego auta, robisz to JAK NAJSZYBCIEJ. To się tyczy również innych czynności, takich jak przejście z wozu do hotelu, czy przejście przez lotnisko albo korytarze hotelowe. Jakby co, w ostateczności mówisz, że jesteś jedną z tancerek, które jutro występują w jakimś tam programie. - Mwahaha, mówiłam. -Wiem, że to twój pierwszy tak poważny i wymagający odpowiedzialności wyczyn związany z nami, ale błagam cię, nie nawal. - Odetchnął ciężko po skończeniu przemowy.
-Spoko. - Mruknęłam, uśmiechając się blado.
Szczerze mówiąc - nie podobał mi się ten pomysł ani trochę.
-Mogę ci zaufać? - Spytał, uważnie mi się przyglądając.
-Jasne.
-No to w takim razie.. Idziemy. - Uśmiechnął się lekko zdezorientowany i położył dłoń na moich plecach, lekko popychając mnie do przodu.
Gdy wyszliśmy z samolotu, przy wejściu od razu zaatakowało nas kilku paparazzi. Tylko co oni mogli tutaj robić?
-Scooter, czy mógłbyś powiedzieć, gdzie jest Justin? - Dopadł nas jeden z reporterów, na co jakiś facet od razu go od nas odsunął.
-Kim jest dziewczyna, która idzie z tobą? - Spytał kolejny. -Jak ci na imię? - Zwrócił się do mnie, podkładając mikrofon pod moją zakrytą okularami i bandaną twarz. Tak jak prosił Scooter, nic nie odpowiedziałam.
-Dan, może ty nam coś powiesz? - Drążył kolejny.
Dan? Cholera, nawet nie zorientowałam się, że idziemy grupą kilkunastu osób.
-Scooter! - Krzyczał jeden z reporterów, kiedy wchodziliśmy do podziemnego przejścia na lotnisku.
Czy życie Justina wyglądało tak na co dzień?
Nie, na pewno nie.
Pewnie wygląda tysiąc razy gorzej.
-Dobra robota. - Mruknął do mnie Scooter w międzyczasie.
W pewnej chwili wszyscy zatrzymali się i w grupie zapanował lekki chaos.
-Okej, Jennifer. Masz za zadanie z prędkością światła przemknąć się do czarnego, terenowego samochodu naprzeciwko drzwi. Dasz radę?
-Scooter, to nie jest Mission Impossible. - Zaśmiałam się.
-Liczę na ciebie.
-Spoko. - Rzuciłam i otworzyłam drzwi wyjściowe.
Kiedy wyszłam na zewnątrz, od razu zaatakowało mnie stado napalonych paparazzi. Na szczęście któryś z ochroniarzy Justina zaczął tarasować mi drogę, więc jakimś cudem udało mi się dotrzeć do wozu w całości.
-Dzień dobry. - Mruknęłam, wsiadając do samochodu, gdzie siedziała blondynka z tatuażami, lekko przy kości, ciemnoskóry mężczyzna koło trzydziestki i kierowca.
-Witaj, Jen. - Uśmiechnęła się kobieta, podając mi rękę. -Ja jestem Vanessa, zajmuję się wyglądem Justina.
-Miło cię poznać. - Odwzajemniłam uśmiech, chwytając jej dłoń i lekko nią potrząsając.
-Gdzie Justin? - Spytałam, rozglądając się po wnętrzu wozu.
-Nie martw się, Jen, zobaczycie się w hotelu. - Odparł mężczyzna.
Pokiwałam głową, ostatecznie opierając ją o zagłówek.
-Jesteście z Justinem parą? - Zwróciła się do mnie Vanessa.
Jak powinna brzmieć odpowiedź?
-Em, nie wiem. - Przygryzłam dolną wargę z poddenerwowania.
-Okej, nie męczę. - Zaśmiała się kobieta i pogładziła lekko moją dłoń.
-Dobra, jesteśmy na miejscu. - Oznajmił kierowca, zatrzymując pojazd przed hotelem.
-Wiesz co masz robić? - Spytała blondynka.
-Biec. - Odpowiedziałam z mostu.
-Dokładnie. Biegnij jak najszybciej do recepcji, nie reaguj na reporterów.
-Ja jestem John i pomogę ci dotrzeć do hotelu. - Odparł ciemnoskóry mężczyzna, otwierając mi drzwi. -Miej mnie tymczasowo za swojego ochroniarza. - Uśmiechnął się i podał mi rękę.
Chwyciłam jego dłoń i wysiadłam z samochodu, po czym od razu pognaliśmy do budynku.
-Dobry wieczór. - John zwrócił się do recepcjonistki, podając jej swój dowód osobisty.
-Życzymy miłego pobytu w naszym hotelu. - Kobieta uśmiechnęła się i podała mężczyźnie dwie karty.
-Trzymaj, mała. - Uśmiechnął się i wręczył mi jedną z nich. -Leć do 202. Czeka tam na ciebie niespodzianka.
Skinęłam głową i pognałam czym prędzej na górę. Świadomość, że do mojego spotkania z Justinem dzieliły mnie marne sekundy, dodawała mi niezłego kopa.
Przejechałam kartą przez czytnik i weszłam do środka, kiedy zaświeciła się zielona lampka i drzwi się odblokowały. W pomieszczeniu panowała ciemność, przez co nie mogłam zobaczyć nawet miejsca na kartę.
W pewnej chwili na mojej talii spoczęły czyjeś silne dłonie, na co aż podskoczyłam do góry.
-Witaj, skarbie. - Usłyszałam przy uchu seksowny szept, a do mojego nosa dotarł znajomy zapach, przez co momentalnie się uspokoiłam. -Tęskniłaś? - Chłopak zbliżył usta do mojego policzka, składając na nim czuły pocałunek.
Obróciłam się w jego stronę i zawiesiłam ręce na jego karku. Ku mojemu zdziwieniu, jak i radości, Justin nie miał na sobie koszulki.
-To była najgorsza podróż w moim życiu. Mimo tego, że była bardzo krótka. - Mruknęłam, zakańczając swoją wypowiedź głośnym ziewnięciem, po którym niekontrolowanie mlasnęłam.
Biebs zachichotał, zjeżdżając dłońmi na moje biodra.
-Jesteś słodka, skarbie. - Szepnął i złączył nasze usta w sekundowym pocałunku.
-Mamy cały wieczór dla siebie. - Kontynuował, powoli kierując się do przodu, przez co byłam zmuszona, by się cofać.
-Co w związku z tym? - Przechyliłam głowę w bok, lekko przygryzając dolną wargę.
-To, że nie zamierzam spędzać go na babcinych pogawędkach. - Mruknął.
Kiedy robiłam krok do tyłu, poczułam jak wewnętrzna strona moich kolan uderza o miękkie łóżko. Zachwiałam się, tracąc równowagę, jednak Justin w ostatniej chwili mnie przytrzymał.
-Gdzie mi uciekasz? - Szepnął, przyciągając mnie z powrotem do siebie.
-Nigdzie, skarbie. - Wplotłam palce w jego miękkie włosy i przybliżyłam jego twarz do swojej.
-A więc? Chcesz robić dzisiaj coś konkretnego? 
-Tak. - Przysunęłam się do niego do maksimum. -Spać. - Odparłam o wiele głośniejszym tonem, po czym wyswobodziłam się z jego objęć i wskoczyłam do łóżka, od razu okrywając się kołdrą.
-To nie było fair. - Burknął Justin.
-Dobranoc, skarbie. - Zachichotałam i przytuliłam się do poduszki, zamykając oczy.
Tak bardzo kochałam się z nim droczyć.
                                                                                                                  
szczerze mówiąc,to zasmuciło mnie trochę to,że pod ostatnim postem jest jedynie 9 komentarzy..
a chciałam być naprawdę miła i postarałam się dodać rozdział do końca tygodnia.

środa, 14 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ 23.

-Justin, ja ci to wytłumaczę.. - Zaczęłam, starając się zebrać myśli do kupy.
-No mam nadzieję. - Skrzyżował ręce na piersi i oparł się o ścianę.
-A więc.. - Wzięłam głęboki wdech, po chwili wypuszczając powietrze z płuc. -Byłam na ciebie wściekła, wybiegłam z hotelu jak pogrzana. I akurat stał tam Harry. Czekał na kogoś. Bezmyślnie, pod wpływem impulsu wsiadłam do jego samochodu i jakoś tak się stało.. - Zaczęłam, ale Justin przerwał mi gestem ręki.
-Zła wymówka. - Westchnął, spuszczając wzrok.
Wymówka?
-Justin, ja..
-Te zdjęcia są robione w południe, bo kiedy ja byłem w programie, powoli się ściemniało. Poza tym, nie wygląda, byś wsiadała do tego samochodu. Ty ewidentnie z niego WYSIADASZ. - Podkreślił ostatnie słowo.
Jaką dziwką byłam...
-Skarbie, ja byłam naprawdę wściekła.. - Wstałam z kanapy i podeszłam do niego, chwytając jego policzek. -To wszystko było pod wpływem impulsu. - Powtórzyłam poprzednie słowa. -Nie chciałam tego.. Byłam smutna przez twoje wieczorne i poranne zachowanie, więc wyszłam na spacer po Paryżu. Zgubiłam się i wpadłam na Harry'ego zupełnie przypadkiem. Zaprosił mnie na lody, więc się zgodziłam, nie sądziłam, że to skończy się czymś takim.. - Pokręciłam głową, nadal trzymając dłoń na twarzy chłopaka. -Później, kiedy zobaczyłam to w telewizji.. Nie uprzedziłeś mnie. Byłam pewna, że chciałeś przez to skończyć nasz związek, więc zebrałam wszystkie swoje rzeczy i bez wahania wybiegłam z hotelu. Jedyne co przyszło mi do głowy to Harry, nikt inny nie był dla mnie wystarczająco bezpieczny. Przysięgam, że nic się po tym nie wydarzyło. Pocałował mnie raz, jeden jedyny raz i bardzo tego żałuję. - Wydukałam, łamiącym się tonem, ale Justin kompletnie zignorował łzę spływającą po moim policzku. Zdjął moją dłoń ze swojej twarzy i spojrzał na mnie kruchym wzrokiem.
-Nie chcę na ciebie patrzeć. - Szepnął i już po chwili jego oczy utkwiły w drewnianym parkiecie.
-Justin, ja naprawdę nie chciałam...
-Wiedziałaś, jak bardzo nienawidzę tego durnia. - Westchnął, odwracając się do mnie tyłem i odszedł wzdłuż kolorowego korytarza, znikając za drzwiami jednego z bocznych pokoi.
Bezwładnie osunęłam się po ścianie i schowałam twarz w dłonie, rozpłakując się jak małe dziecko.
*Oczami Justina*
Zdradziła mnie? Tego się przed chwilą dowiedziałem? Zdradziła mnie z Harrym, dając mu przewagę? Zdradziła mnie kilka dni po tym, jak powiedziałem jej, że ją kocham?
Opadłem na łóżku, bezsensownie wwiercając wzrokiem dziurę w białym suficie.
Dlaczego kiedy wszystko zaczynało się tak pięknie układać, musiało się spieprzyć?
Nienawidziłem tego. Nienawidziłem uczucia, które miałem w środku w obecnej chwili. Nie byłem nawet w stanie tego opisać. Jennifer zawładnęła mną totalnie, przez co czułem się jak małe, bezbronne dziecko.
Z moich refleksji wyrwało mnie ciche pukanie do drzwi, po chwili zamieniające się w skrzypnięcie drewna.
-Mogę wejść? - Szepnęła brunetka, patrząc w podłogę.
Skinąłem głową, nie dając po sobie poznać jakichkolwiek emocji.
Drzwi się zamknęły, po czym dziewczyna weszła do środka i usiadła na łóżku obok mnie, lekko dotykając mojego kolana zakrytego cienkimi dresami.
To było niesamowite, czuliśmy się przy sobie na tyle komfortowo, że ja paradowałem przed nią po domu w jakiejś poszarpanej bokserce i dresach, a ona miała na sobie robiące za szorty za luźne na nią bokserki, które należały do mnie i koszulkę, która również była moją własnością.
-Nie wiem co jeszcze mogę ci powiedzieć.. - Szepnęła, sunąc wierzchem dłoni wzdłuż mojego uda. -Nieważne jak bardzo bym chciała, nie jestem w stanie zmienić przeszłości. -Westchnęła cicho. -I dlatego jedyna rozsądna rzecz, która przychodzi mi w tym momencie do głowy, to błagać cię o przebaczenie, choćby padając przed tobą na kolana, tak jak ty błagałeś mnie wczoraj o kolejną szansę. - Zsunęła się z łóżka, aby opaść na kolana, ale przytrzymałem ją w ostatniej chwili.
-Nie, nie, nie. Nie ma mowy, Jen. - Zaśmiałem się, podciągając ją do góry i sadzając na swoich kolanach.
-Wybacz mi. - Szepnęła poraz kolejny błagalnym tonem, a w jej oczach wyraźnie widać było szklanki.
-Byłbym kretynem, gdybym ci nie wybaczył. - Uśmiechnąłem się i ucałowałem delikatnie czubek jej nosa.
-Dziękuję. - Pisnęła cichym głosikiem i przytuliła mnie z całej siły, opierając głowę o moją klatkę piersiową. -Kocham cię. - Dodała i pchnęła mnie lekko, przez co oboje wylądowaliśmy na łóżku.
-Ja ciebie też kocham, mała. - Wyszeptałem jej we włosy, po czym delikatnie podciągnąłem się do góry i okryłem nas kołdrą.
Moja zabójcza ochota na nią troszeczkę minęła i jedynym czego teraz pragnąłem, było zapewnienie jej ciepła i bezpieczeństwa.
*
-Wstawaj, księżniczko. - Szepnąłem, gładząc jej policzek opuszkiem palca.
-Co się dzieje? - Skrzywiła się, a jej powieki lekko się rozchyliły.
-Nadszedł poranek, czas na śniadanie. - Uśmiechnąłem się i złożyłem na jej odkrytym ramieniu krótki pocałunek.
Jennifer niechętnie podniosła się i podparła łokciami, a na jej twarzy pojawił się lekki grymas.
-Pójdę do kuchni zrobić ci coś do jedzenia. - Mruknąłem i zszedłem z łóżka, udając się do drzwi.
*Oczami Jennifer*
Opadłam z powrotem na łóżko, przyglądając się sufitowi, który był w tej chwili najciekawszą rzeczą, na której mogłam zawiesić oko po wyjściu Justina z pokoju.
Usiadłam skrzyżnie, przysłuchując się śpiewom mojego chłopaka, dochodzącym z kuchni. Uśmiechnęłam się do siebie i przełożyłam nogi za łóżko, wkładając kapcie, po czym wstałam i wyszłam z sypialni.
Brnęłam korytarzem, rozglądając się po nim uważnie. Kiedy doszłam do kuchni, zauważyłam Justina majstrującego coś przy kuchence. Uśmiechnięta założyłam ręce na piersi i oparłam się o ścianę, przyglądając się jego poczynaniom. Z jego ust wydobywały się ciche, dobrze znane mi dźwięki i słowa.
Love me, love me, say that you love me,
Fool me, fool me, oh how you do me..
W między czasie podeszłam do niego i położyłam głowę na jego ramieniu, mrucząc:
Kiss me, kiss me, say that you miss me,
Tell me what I wanna hear,
Tell me you love me..
Dokończyłam za niego i objęłam go, kładąc dłonie na jego okrytym bluzką brzuchu.
Chłopak odłożył łyżkę na blat i odwrócił się w moją stronę.
-Kocham cię. To chciałaś usłyszeć? - Uśmiechnął się i złączył nasze usta w krótkim, słodkim pocałunku.
-Dokładnie tak. - Mruknęłam, przejeżdżając dłonią wzdłuż jego torsu. -Co na śniadanie? - Spytałam po chwili, na co Justin zaśmiał się pod nosem, nieco się ode mnie odsuwając i powracając do przygotowywania jedzenia.
-Jajka na bekonie. - Uśmiechnął się i zdjął z patelni dwa jajka, odkładając je na talerze, po czym zaniósł je na stół.
Odsunął jedno z krzeseł, wskazując mi, bym na nim usiadła, na co posłusznie wykonałam polecenie.
-Dziękuję, dżentelmenie. - Mrugnęłam do niego, zabierając się za śniadanie, które przygotował.
-Mam sprawę. - Zaczął, siadając naprzeciw mnie. W jego głosie mogłam wyczuć lekkie poddenerwowanie.
-Tak? - Uśmiechnęłam się szeroko.
-Za kilka dni mam poważny wywiad w Nowym Jorku.. - Przygryzł dolną wargę, odkładając widelec na talerz. -Jedziesz ze mną? - Spytał, uważnie mi się przyglądając.
Przez chwilę patrzyłam na niego jak na idiotę.
-Do Nowego Jorku? - Potrząsnęłam głową.
-Tak.
-Przecież mam szkołę. - Westchnęłam cicho, odsuwając pusty talerz na środek stołu.
-To tylko kilka dni. - Jus przechylił głowę na noc, a jego twarz przybrała wyraz biednego szczeniaczka.
Zaczesałam grzywkę do tyłu, dokładnie analizując jego propozycję.
-Hm, okej. Jeżeli moi rodzice się zgodzą, to jak najbardziej. - Odparłam po chwili, na co chłopak momentalnie rozpromieniał.
-Załatwione. - Mruknął, szeroko się uśmiechając.
*
-A co jeśli się nie zgodzą? - Szepnęłam, trzymając kurczowo dłoń Justina.
-Nie martw się o to... - Zaczął, ale przerwała mu moja mama otwierająca drzwi.
-Dzień dobry, pani Stewart. - Uśmiechnął się Justin.
-Witajcie. - Odparła i wskazała gestem ręki, byśmy weszli do środka.
-Tak więc, mamo, jest do ciebie pewna sprawa. - Zaczęłam niepewnie, jeszcze mocniej ściskając dłoń swojego chłopaka.
-Tak? - Zwróciła się do mnie mama.
-Jadę na kilka dni do Nowego Jorku i bardzo bym chciał, aby pani córka towarzyszyła mi w tej podróży. - Odparł Justin.
-Na kilka dni, czyli na ile? - Spytała moja rodzicielka, uważnie nam się przyglądając.
-Nie więcej niż tydzień. - Oznajmił grzecznie Biebs.
-Jeżeli Jen nadrobi wszelkie zaległości szkolne? - Spojrzała na mnie.
Kiwnęłam głową twierdząco.
-W takim razie nie ma sprawy. - Uśmiechnęła się szeroko.
-A, dziękuję! - Pisnęłam, rzucając się jej na szyję. -Pójdę na górę się spakować. - Dodałam i pognałam do swojego pokoju.
*
                                                                                                                  
wiem,że rozdział nudny i przeciętny.
ale następnym razem bardziej się postaram,obiecuję.
przepraszam,że tak długo.:((
pamiętacie o mnie jeszcze?:((
podoba Wam się chociaż trochę?:((
i tak,wiem,TYPOWE FANFICTION.:))